banner ad

Prof. Wielomski: Abp. Marcel Lefebvre a ultramontanizm

| 8 lutego 2023 | 1 Komentarz

I.

Posoborowy Kościół stał się miejscem wyjątkowego zamieszania pojęciowego. Triumfuje tu nominalizm pod różnymi postaciami. Jedną z jego form jest oderwanie słów od ich pierwotnego znaczenia. Filozofia klasyczno-chrześcijańska zawsze nauczała, że słowa nie są jedynie znakami, dźwiękami, którym ludzie przydają takie znaczenie, jakie aktualnie jest im wygodne, lecz wyrażają niezmienne byty, zgodnie ze stwierdzeniem Arystotelesa, że prawda to „zgodność twierdzenia z rzeczą”. Dokładnie tak samo widzi tę sprawę także Księga Rodzaju, gdzie Adam ponazywał zwierzęta, a nazywając je stał się ich panem (2, 19-20).

Jednym z przejawem takiego nominalizmu jest słownictwo jakim posługuje się katolicki modernizm w odniesieniu do „sprawy abpa Lefebvre’a”. „Schizma” i „schizmatycy” w odniesieniu do religijnego tradycjonalizmu to słowa nagminnie nadużywane i nie mające większego związku z rzeczywistością. Wraz z upływem czasu zresztą określenia te nabierają coraz to szerszego i nowatorskiego znaczenia. W modernistycznej nowomowie już nie tylko abp Lefebvre i wyświęceni przezeń biskupi, lecz każdy kto bierze udział w Mszy tradycyjnej staje się „schizmatykiem”. Ludzie – częstokroć zresztą wykształceni – którzy głupstwa takie powtarzają, sami określają się mianem „ultramontanów”, gdyż wydaje im się, że są w ten sposób posłuszni Rzymowi. Nie zakładamy z góry złej woli ze strony rzekomych „ultramontanów”, gdyż nazwa, którą sobie przypisują, została poddana klasycznie nominalistycznej obróbce, dzięki czemu utraciła swój pierwotny sens. W powszechnej świadomości ultramontanin to ten, kto słucha papieża. Sprawa nazewnictwa, a konkretnie posługiwania się terminem „ultramontanizm”, wymaga tedy pewnego uściślenia.

II.

Ultramontanizm to określenie zapisane po raz pierwszy w roku 1603 na oznaczenie zasady głoszącej, że należy być posłusznym Rzymowi. Z biegiem czasu przyjęło się pośród zwolenników tego kierunku uznawać, że posłuszeństwo to dotyczy wszystkich możliwych obszarów: religii, moralności i spraw społecznych lub politycznych. Jego dewizą mogą być słowa Jaime’a Balmesa (1818-1848): “Podporządkowujemy się, bez szemrania, wszystkiemu co nakazuje Ojciec Święty (…) nie zapominamy, że jesteśmy katolikami, a nie ma katolicyzmu poza autorytetem Ojca Świętego” . Przeciwnicy ultramontanizmu zwani byli gallikanami (zwolennicy zwierzchności władzy świeckiej nad Kościołem krajowym we Francji, termin ten później rozpowszechnił się na ogół przeciwników ultramontanizmu) lub koncyliarystami (zwolennicy teorii o wyższości soboru nad papieżem).

Zaznaczyć trzeba w tym miejscu, że ultramontanizm w nowszej historii Kościoła nie łączył się z podporządkowaniem Rzymowi wyłącznie dlatego, że biskup Wiecznego Miasta jest następcą św. Piotra i że tu znajduje się miejsce jego męczeńskiej śmierci lub dlatego, że Chrystus rzekł do Piotra „Tu es Petrus”. Argumenty takie wprawdzie czasami znajdujemy u ultramontanów, ale mają on charakter wyraźnie pomocniczy. Klaus Schatz w swojej znakomitej pracy o historii prymatu papieskiego wskazuje, że jest to argument z wczesnego średniowiecza, gdy znaczenie poszczególnych biskupów łączono ze szczątkami apostołów i świętych pochowanych w mieście, gdzie biskup miał siedzibę. Argumenty biblijne były często przywoływane w okresie Soboru Watykańskiego I, jednak nie tyle z nich wyprowadzano tezę o prymacie, co raczej za ich pomocą ją uzasadniano. Przyczyna pojawienia się koncepcji nieomylności papieskiej tkwi więc gdzie inadziej.

Jeśli przerzucimy literaturę katolicką epoki Soboru Watkańskiego I – gdy przyjmowano dogmat o nieomylności papieskiej – to zobaczymy, że w czasach nowożytnych zasadniczym uprawomocnieniem ultramontanizmu była pewność, że nauka głoszona z Rzymu urbi et orbi jest nieskażona błędem doktrynalnym. Wystarczy wziąć do ręki wielkie, dwutomowe dzieło najprawdopodobniej najwybitniejszego publicysty katolickiego drugiej połowy XIX wieku, Louisa Veuillota (1813-1883) Rome pendant le Concille (Paris 1872), pisane w Rzymie w czasie obrad Soboru Watykańskiego I, aby dostrzec wszechobecne tu przekonanie, że nieomylność papieska gwarantuje przechowanie nieskażonej Tradycji w świecie XIX stulecia wywracanym przez rewolucje polityczne, społeczne i herezje; w świecie wywróconym do góry nogami przez Rewolucję Francuską (1789), Rewolucję Lipcową (1830) i Wiosnę Ludów (1848), gdzie nic nie jest już stałe, gdzie wszystkie dotychczasowe wartości zostały podważone. Dogmat o prymacie rodzi się w konfrontacji z zasadą demokratyczną, która wszelką prawowitość wywodzi od dołu, z przyzwolenia suwerennego demosu w państwie, a ludu Bożego w Kościele. Dlatego też Veuillot, uzasadniając nieomylność papieską w dwóch grubych tomach, zaledwie jeden rozdział poświęca teologicznemu uzasadnieniu tezy o prymacie i – przyznajmy – nie jest to chyba najlepszy fragment jego dzieła. Veuillot wskazuje na zupełnie inne powody konieczności uznania zasady prymatu: „Proszę mi wskazać taki moment w historii, gdy papieża oskarżono o nowatorstwo? Który sobór, który doktor Kościoła podniósł taki zarzut przeciwko Ojcu Świętemu? On interpretuje tradycję”; równocześnie „każdy liberał lub rewolucjonista (…) wcześniej uznaje się za gallikanina” . Tenże autor pisze dalej: „Sobory nie są Stanami Generalnymi Kościoła, wyposażonymi we władzę konstytuującą. Kościół ma naczelnika niewzruszonego, wolnego, któremu towarzyszy Bóg. Tenże naczelnik zwołuje, tworzy, kieruje, koryguje, zatwierdza i rozwiązuje sobór. (…) Rok 1789 nie będzie miał w Kościele nigdy miejsca” . Zwróćmy uwagę, że owa pewność, iż rok 1789 w Kościele się nie zdarzy nie wynika wcale z przekonania o nieomylności ojców soborowych, lecz nieomylności papieża. Podobnie pisał o papiestwie kilkanaście lat wcześniej ojciec ultramontanizmu hiszpańskiego Juan Donoso Cortes (1809-1853): „Duch nowinkarstwa nie uwiódł depozytariuszy prawd będących wiecznymi światłami danymi przez Boga aby oświecać horyzonty świata” .

Gdy w 1870 roku Sobór Watykański I przyjął dogmat o nieomylności papieża „w kwestiach wiary i moralności” (doctrinam de fide vel moribus, Pierwsza konstytucja dogmatyczna o Kościele Chrystusowym Pastor aeternus, 1870), to było to połowiczne zwycięstwo ultramontanów, którzy domagali się także nieomylności w kwestiach polityki i spraw społecznych. Oznaczało jednak zwycięstwo zasady ultramontańskiej w samym Kościele. W celu zwalczania nominalistycznego obyczaju zabawy słowami i ich znaczeniami, warto jednak chwilę zatrzymać się na tejże konstytucji. Zwróćmy bowiem uwagę, że – wbrew współczesnym obiegowym poglądom – Sobór wcale nie stwierdził, że biskup Rzymu jest nieomylny zawsze i wszędzie, gdy chodzi o wiarę i moralność. Nawet najbardziej zagorzali ultramontanie musieli wszak przyznać, że historia zna – wprawdzie pojedyncze – ale jednak, przypadki, gdy papieże popełnili błędy doktrynalne lub wprost popadli w herezję. Dla przykładu: papież Liberiusz podpisał się pod ariańskim wyznaniem wiary (355). Pięćdziesiąt lat przed uchwaleniem dogmatu o prymacie, zaniepokojony taką hipotetyczną ewentualną możliwością, ojciec ultramontanizmu Joseph de Maistre (1753-1821) pisał: „Kto chciałby dowodzić bezwarunkowo, iż papieże nigdy w najmniejszej sprawie nie zbłądzili, pewno by nie pozyskał ich własnego potwierdzenia” .

Ojcowie Soboru Watykańskiego I także zdawali sobie sprawę, że istnieje – przynajmniej teoretycznie – możliwość, iż papież popadnie w herezję już po konklawe i wyborze, choć zapewne nie przypuszczali, że Ojcem Świętym może zostać wybrany kardynał, który popadł w modernizm i do modernizmu tego będzie się otwarcie przyznawał. Z tego to powodu – jak twierdzą historycy Kościoła także aby wyjść naprzeciw niektórym sceptykom wobec dogmatu o prymacie, obawiającym się nadmiernej arbitralności – ojcowie zabezpieczyli dogmat o nieomylności papieskiej wyraźnym warunkiem, który jakby uciekł nam z pola widzenia we współczesnej refleksji nad papiestwem. Cytowana wcześniej formuła z Pierwszej konstytucji dogmatycznej o Kościele Chrystusowym Pastor aeternus, uznająca nieomylność papieską w kwestiach wiary i moralności, została wyraźnie obłożona pewnymi warunkami przez rozdział IV, gdzie stwierdza się, że papież jest nieomylny, ponieważ „w Stolicy Apostolskiej zawsze była wiernie zachowywana religia katolicka” (in sede apostolica immaculata est semper catholica reservata religio, et sancta celebrata doctrina). Nieomylność wynika tedy nie tyle z przesłanek biblijnych i „motywu opoki”, lecz z potwierdzonego doświadczeniem historycznym przekonania, że Rzym jest ewentualnie ostatnim bastionem w walce z herezją.

Konstytucja dogmatyczna o Kościele Chrystusowym Pastor aeternus stwierdza dalej, że papież jest nieomylny we wszystkich kwestiach wiary i moralności pod warunkiem zgodności swojego nauczania z tradycyjnym i niezmiennym Magisterium, „albowiem następcom Piotra Duch Święty został obiecany nie w tym celu, by na podstawie Jego objawienia podawali nową naukę, lecz aby przy Jego pomocy święcie zachowywali i wiernie wyjaśniali otrzymane przez Apostołów Objawienie, tzn. depozyt wiary” (Neque enim Petri successoribus Spiritus sanctus promissus est, ut eo revelante novam doctrinam patefacerent, sed ut eo assistente traditam per apostolos revelationem seu fidei depositum sancte custodirent et fideliter exponerent).

To, co do tej pory napisaliśmy pozwala dojść nam do pewnej konkluzji. Ojcowie Soboru Watykańskiego I nie wystawili – i wcale nie mieli zamiaru tego uczynić – swoistej „carte blanche” papieżom po wsze czasy na głoszenie takich nauk w kwestiach wiary i moralności jakie tylko im się będzie podobało głosić i w dodatku mogąc je przedstawiać jako nieomylne. Uchwalenie dogmatu o prymacie papieskim miało na celu nie wzmocnienie autorytetu Stolicy Piotrowej dlatego, że należy wzmacniać władzę jako taką (ujęcie władzy typowo heglowskie, gdzie tłumaczy się taką potrzebę racjonalnością władzy), lecz miało na celu wzmocnienie instytucjonalne Kościoła w obliczu śmiertelnej konfrontacji z liberalizmem politycznym, światopoglądowym, a także z herezją liberalnego katolicyzmu, które to błędy przewodzący Soborowi papież Pius IX potępił w sławnym Syllabusie (1864). Dogmat o nieomylności ma tedy na celu nie wzmocnienie papiestwa jako takiego, lecz wzmocnienie Kościoła w głoszeniu wiecznej Tradycji, a także w rozwijaniu jej. Rozwój ten ma jednak charakter teleologiczny (celowy), polegający na jej pogłębianiu, na odkrywaniu jej coraz to nowych aspektów, zabezpieczając tę refleksję autorytetem nieomylnego papieża. Z pewnością ojcom soborowym nie chodziło o danie Rzymowi prawa do nieomylnego głoszenia nowej nauki dyktowanej przez rosnący na popularności modernizm lub którąś ze starych i pokonanych już herezji. Ojcowie byli przekonani, że nieomylność papieża będzie skuteczną bronią w zwalczaniu modernistycznej herezji, czyli wzmocni Kościół wewnętrznie. Cytowany rozdział IV Pierwszej konstytucji dogmatycznej o Kościele Chrystusowym Pastor aeternus jednoznacznie wskazuje, że ojcom soborowym chodziło nie tyle o instytucjonalne wzmocnienie autorytetu Ojca Świętego, co autorytetu nieomylnej Tradycji, której tytułowy Wieczny Pasterz nie jest twórcą, lecz jedynie przekazicielem i nauczycielem. W istocie tedy, konstytucja Pastor aeternus ogłasza nie tyle nieomylność papieża, co nieomylność Tradycji, stanowiąc potwierdzenie niezmiennego nauczania Kościoła. Zauważmy zresztą, że uchwalona trzy miesiące przed Pastor aeternus Konstytucja dogmatyczna o wierze katolickiej Dei Filius radykalnie potępia wszystkie nowożytne błędy, potępione kilka lat wcześniej w Syllabusie. Pośród potępionych błędów oczywiście znalazł się też modernizm: „Gdyby ktoś mówił, że jest możliwe, aby zgodnie z postępem wiedzy ludzkiej należało dogmatom podanym przez Kościół, nadać inne znaczenie od tego, jakie przyjmował i przyjmuje Kościół – niech będzie wyklęty” (IV, 3).

Studiując dokumenty soborowe jednoznacznie dochodzimy do wniosku, że przypisywana dziś powszechnie przez media, wiernych i samych hierarchów papieżowi nieomylność jako taka w dziedzinie wiary i moralności – bez wnikania w jej zgodność z Tradycją – jest błędem wynikającym z nieznajomości Pastor aeternus lub ze złej woli, ewentualnie modernistycznego przekonania, że wszystkie dogmaty mają charakter historyczny i należy je odczytywać w kontekście epoki lub w ogóle pomijać („społeczny charakter dogmatu” de Lubaca). W dokumentach Soboru widzimy, że papież nie jest twórcą zasad wiary, lecz wyłącznie ich obrońcą przed skażeniem przez błędy nowoczesności. Nie jest tedy przypadkiem, że dogmat o nieomylności – jako „nieprawdziwy i bezprawny” – zwalczali zawzięcie ówcześni katoliccy liberałowie, którzy – jak Ignaz von Döllinger (1799-1890) czy Lord Acton (1834-1902) – chcieli, wbrew zasadom wyrażonym w Syllabusie, dostosować nauczanie Kościoła do zasad świata im współczesnego, zaś „prymat – jak ujął to trafnie Döllinger – unicestwia fundamenty Marsyliusza z Padwy i Wikliffa” , czyli nowożytność tak polityczną, jak i teologiczną.

III.

Dopiero teraz, po analizie problematyki znaczenia nieomylności w nauczaniu Soboru Watykańskiego I, możemy wrócić do naszego problemu, postawionego na początku, o stosunek zasady ultramontańskiej do „sprawy Lefebvre’a”.

“Odrzucamy wolność religijną Soboru Watykańskiego II – pisze abp. Marcel Lefebvre – Odrzucamy ją na tych samych zasadach, na których uczynili to papieże XIX wieku. Opieramy się wyłącznie na ich autorytecie. Co może stanowić większą gwarancję pozostawania w prawdzie, niż pozostawanie ściśle w mocy Tradycji, w niezmiennym nauczaniu papieży Piusa VI, Piusa VII, Grzegorza XVI, Piusa IX, Leona XIII, Benedykta XV itd., którzy wszyscy potępiali wolność religijną” . Wypowiedź ta ukazuje nam, że jedynym źródłem sprzeciwu wobec reform Soboru Watykańskiego II francuskiego duchownego jest wierność nauczaniu papieskiemu w jego najbardziej tradycyjnym i ortodoksyjnym wymiarze, czyli nauczaniu papieży z epoki, gdy przyjęto zasadę nieomylności. Papieże ci mogli popełniać pewne błędy taktyczne (polityka Ralliement Leona XIII i Piusa XI), jednak ich nauczanie jest całkowicie i kompletnie zgodne z Tradycją. Opierając się na nauce wymienionych papieży można mieć absolutną pewność, że jest się w zgodzie z Prawdą Katolicką.

Jednak powoływanie się na tradycyjne nauczanie papieskie w okresie posoborowym pokazuje dramat ultramontanina w świecie współczesnym. Abp. Lefebvre nie był żadnym gallikaninem, który z samej definicji sceptycznie podchodziłby do nauk płynących z Rzymu, gdyż rzekomo naruszają swobody narodowego Kościoła. Przeciwnie, abp. Lefebvre głosił dokładnie to, co głosili papieże w wieku X, XV czy XIX; głosił to, co przekazali mu jego nauczyciele w seminarium. Jeśli przekartkujemy choćby jego prace, to zobaczymy, że w istocie stanowią one wielki zbiór cytatów z nauczania papieży, wyrażających nieomylną Tradycję. Własne przemyślenia abpa Lefebvre’a stanowią niejako łącznik i rozważania nad kolejnymi cytatami z Magisterium Kościoła. I to za przypominanie tych właśnie nauk Rzym posoborowy tak krzywo patrzył na niego. Abp. Lefebvre to ultramontanin, który żył w epoce, gdy Rzym – w wyniku nauczania Soboru Watykańskiego II – dokonał zmiany w tradycyjnym nauczaniu, co określamy obiegowo mianem „rewolucji soborowej”. W kazaniach wygłoszonych w roku 1976 w Ecône czytamy: „Znajdujemy się w sytuacji prawdziwie dramatycznej. Musimy się więc zdecydować. Chodzi o tak zwane pozorne posłuszeństwo, albowiem Ojciec Święty nie ma prawa wymagać od nas, abyśmy odrzucili naszą wiarę, to niemożliwe! Niemożliwe, abyśmy odrzucili naszą wiarę! Decydujemy się nie odrzucać naszej wiary, albowiem w tym nie możemy się mylić. Kościół nie może się mylić w tym, czego nauczał przez dwa tysiące lat. (…) Choć robię to samo co przedtem podczas trzydziestu lat i stworzyłem dzieło, które jest całkowicie takie samo jak moje wcześniejsze dzieło, oto zastaję nagle a divinis zasuspendowany (…) Gdybym wówczas nauczał katechizmu, którego dziś uczy się w szkołach, nazwano by mnie heretykiem” .

W tych słowach uwidacznia się prawdziwy dramat ultramontanina: jak być posłusznym Rzymowi, skoro Rzym głosi dziś coś, co jest sprzeczne z tym, co ten sam Rzym głosił przez 2000 lat? Św. Augustyn nazywa Boga mianem „Niezmiennego”; wielcy apologeci chrześcijaństwa dowodzili prawdziwości Kościoła tym, że przez 2000 lat głosił i głosi zawsze to samo. Herezja zawsze była czymś nowym, czymś nieznanym Tradycji. Tymczasem teraz to Rzym ogłosił nową naukę i w jej imieniu uznał, że nauka stara należy do historycznego, zacofanego i w sumie godnego pogardy „Kościoła konstantyniańskiego” i dziś utraciła już swoją prawowitość, stając się historycznym mitem. Na Soborze Watykańskim II i w jego wyniku doszło do dramatycznego zerwania ciągłości z nauczaniem tradycyjnym w sprawie ustalania prawdy, stosunku do tolerancji religijnej i pluralistycznej światopoglądowo demokracji. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że nie da się dziś być równocześnie słuchającym zawsze i wszędzie papieża ultramontaninem i głosić niewzruszenie zasady Tradycji katolickiej. Powtórzymy raz jeszcze formułę z Soboru Watykańskiego I: „albowiem następcom Piotra Duch Święty został obiecany nie w tym celu, by na podstawie Jego objawienia podawali nową naukę, lecz aby przy Jego pomocy święcie zachowywali i wiernie wyjaśniali otrzymane przez Apostołów Objawienie, tzn. depozyt wiary”. Dlatego też – w cytowanym fragmencie – abp. Lefebvre uznał posłuszeństwo wobec posoborowego papiestwa mianem „pozornego posłuszeństwa”. To, co dziś powszechnie uznaje się za ultramontanizm jest wprawdzie posłuszeństwem papieżowi, ale nie Tradycji, a sprawy te Sobór Watykański I łączył, przyznając Tradycji jednoznaczną wyższość nad papieżem.

Dramat polega na tym, że stało się coś, czego chyba obawiali się ojcowie Soboru Watykańskiego I, iż dogmat o prymacie papieskim zostanie użyty do głoszenia nauki niezgodnej z Tradycją. Jest to nie tylko nadużycie Pastor aeternus, ale stanowi również nieuzasadnione roszczenie papieży późniejszych (współczesnych) do dyskredytowania nauczania papieży wcześniejszych oraz soborów, które miały miejsce przed Soborem Watykańskim II. Na jakiej bowiem podstawie uważamy, że nauczanie współczesnych papieży – np. w sprawie tolerancji religijnej – jest obowiązujące, a papieży z XIX wieku się zdezaktualizowało? Na jakiej podstawie sądzimy, że 40 lat posoborowego Kościoła dzierży prymat nad 1960 latami przedsoborowego? Logika Tradycji jest odwrotna. Jeśli sięgniemy np. do takiego klasyka jak kardynał Henry Newman, to znajdziemy tu wprawdzie tezę, że dogmaty i zasady Kościoła się rozwijają, ale nie jest to rozwój w jakąkolwiek stronę – wedle widzimisię człowieka – lecz rozwój polega na pogłębianiu zasad wcześniej uznanych. Prawda katolicka – Tradycja – nie jest bowiem przez człowieka wymyślana i kreowana, lecz odkrywana. Prawda ma charakter uprzedni w stosunku do istoty ją poznającej, której rola nie jest kreatywna, a ogranicza się wyłącznie do roli aktywnego słuchacza, który odkrywa w tym, co wcześniej znano, nowe elementy, których wcześniej nie zrozumiano lub się ich nie dopatrzono. Katolicka logika rozwoju Tradycji prowadzi do wniosku, że nauczanie wcześniejsze nie tylko nie może być przez późniejsze unieważnione, lecz to późniejsze stanowi jedynie nadbudowę na fundamencie nauczania wcześniejszego. Oznacza to, że dawniejsze nauczanie Kościoła warunkuje kierunek rozwoju nauczania współczesnego. Nauczanie Soboru Watykańskiego II i posoborowych papieży musi być – aby było prawowite – jedynie twórczym, pogłębionym rozumieniem wcześniejszych zasad. Niestety, Kościół posoborowy od tej mądrej teorii odszedł, wprowadzając hipotezy – takie jak wolność religijna (Dignitatis humanae) – które nie mają uzasadnienia w Tradycji, a nawet wydają się sprzeciwiać nieomylnemu Magisterium, czyniąc z niego Magisterium… omylne.

 

Adam Wielomski

Kategoria: Publicystyka, Religia, Wiara

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *