banner ad

Lasocki: Czarniecki a chłopi polscy w czasie „Potopu”

| 17 sierpnia 2022 | 1 Komentarz

"Potopem” nazywano tę epokę w czasie panowania Jana Kazimierza, kiedy to wojska szwedzkie, moskiewskie, kozackie, pruskie (brandenburskie) i siedmiogrodzkie zalały Polskę. Król polski, Jan Kazimierz, zmuszony był szukać schronienia na Śląsku, znajdującego się podówczas pod panowaniem austrjackiem. Wojsko polskie poddało się królowi szwedzkiemu, Karolowi Gustawowi. Szlachta sktadała mu hołd. Miasta otwierały mu bramy.

 

Na jesień 1655 r. Karol Gustaw zajął już był Poznań i Warszawę i szedł na Kraków. Moskal zdobył Wilno, Kowno, Grodno. Chmielnicki z Kozakami szturmował do Lwowa. W Krakowie bronił się jeszcze Czarniecki z garstką żołnierzy. Po przeszło trzytygodniowej obronie przeciwko przeważającym siłom szwedzkim, gdy nie było żadnych widoków pomocy i odsieczy, wobec braku amunicji i żywności, Czarniecki, którego błagano, by dalszą walką nie narażał miasta na zniszczenie, zdecydował się poddać Kraków królowi szwedzkiemu. Obrona jego była jednak tak mężną, iż Czarniecki uzyskał najzaszczytniejsze warunki kapitulacji: wyszedł, sam ranny, z oblężonego miasta z całą załogą w pełnem uzbrojeniu z 12 działami, z rozwiniętemi sztandarami, przy biciu w bębny. Zastrzegł sobie wyraźnie wolną rękę do wznowienia walki z królem szwedzkim.

Po poddaniu się Krakowa zdawało się, że Polska stanie się łupem najeźdźców. Niemal wszyscy zwątpili w możliwość jej oswobodzenia. Zwątpienie nie ogarnęło jednak dwuch ludzi o żelaznej woli, wierze w Opatrzność i w siłę narodu: W grudniu 1655 broniła się jeszcze Jasna Góra pod księdzem Kordeckim, a Stefan Czarniecki z pięciu chorągwiami (szwadronami) jazdy wznowił walkę z potęgą szwedzką.

Kim był Stefan Czarniecki? Urodzony w r. 1599, syn średnio zamożnego szlachcica, od wczesnej młodości poświęcił się służbie wojskowej. Brał udział niemal we wszystkich walkach, jakie się toczyły w ostatnich kilkunastu latach panowania Zygmunta III, za Władysława IV i na początku rządów Jana Kazimierza. Odznaczał się niezwykłą odwagą. Pomimo zasług i ran powoli tylko zyskiwał wyższe stopnie wojskowe i nagrody. W trzydziestym drugim roku życia został porucznikiem pancernym, w trzydziestym dziewiątym rotmistrzem husarskim. Po rozbiciu znaczniejszego oddziału Tatarów pod Ochmatowem w r. 1644, został pułkownikiem. W sławnej bitwie z Kozakami i Tatarami pod Beresteczkiem (r. 1651) przyczynił się znacznie do zwycięstwa. W czasie późniejszej kampanji przeciwko Kozakom, gdy się pierwszy wdzierał na wały pod Monasterzyskami (r. 1653), kula urwała mu podniebienie. Zalany krwią, gdy wrócił do przytomności, pytał tylko, czy miasto zdobyte. Głęboka blizna na twarzy i srebrne podniebienie pozostały mu do końca życia pamiątką tej imprezy. Gdy wybuchła wojna szwedzka, znanym już był Czarniecki jako świetny dowódzca kawalerji, mistrz w wojnie podjazdowej, rycerz nieustraszony, wódz surowy, ale sprawiedliwy, bardzo dbały o wojsko, sam najskromniejszego trybu życia i bezinteresowny, uwielbiany przez żołnierzy.

To też, gdy Czarniecki z garstką ludzi podjął na nowo walkę z najeźdźcą, garnęło się do niego wojsko. Rozumiał on jednak dobrze, że potędze nieprzyjacielskiej samem bardzo nielicznem wojskiem regularnem nie podoła, jeżeli nie zdoła do walki, o oswobodzenie ojczyzny wciągnąć całego społeczeństwa polskiego. Wezwał do niej nietylko szlachtę, ale i mieszczan i chłopów.

Krótki okres obcych rządów w Polsce dał się strasznie we znaki całej ludności polskiej. Obcy żołdak rabował tak dwory, jak i chaty włościańskie, wyciskał ostatni grosz z miast, łupił kościoły, wszędzie dopuszczał się gwałtów i mordów. Wezwanie Czarnieckiego do obrony znalazło posłuch w społeczeństwie. Pierwsi wyruszyli górale w Sądeczyźnie pod wodzą oficerów dragonji Czarnieckiego, dwóch braci Dunin Wąsowiczów. Zgromadziło się ich 2 do 3 tysięcy, których wspomniani oficerowie ujęli w oddziały i karby dyscypliny wojskowej. Przy pomocy 200 dragonów biskupa krakowskiego, oddziału milicji Lubomirskich i nieco szlachty sądeckiej, a przy czynnym współudziale mieszczan sądeckich, oswobodzili oni w dniu 13 grudnia 1655 Nowy Sącz, wyciawszy załogę szwedzką, a nadciągające posiłki szwedzkie odparli. Znany historyk, Szujski, wspomina o współudziale w tych wydarzeniach włościan z Nawojowej.

Po Sądeczyźnie niebawem ruszyło się całe Podhale: „Górale tatrzańscy nawet opryszki chwycili za broń, odgrażając Szwedom: Niech przyjdą w nasze góry, ujrzą, co potrafią!” – pisze Szujski. Powstało i Żywieckie przeciw Szwedów. Utorowano w ten sposób drogę do powrotu Jana Kazimierza ze Śląska do Polski.

Zbrojne tłumy zaczęły niszczyć drobne oddziały nieprzyjacielskie. Zaś Czarniecki i jego oficerowie w walce podjazdowej szarpali Szwedów. Czarniecki był wprawdzie jeszcze za słaby, by mógł w walnej rozprawie zmierzyć się z licznem i doborowem wojskiem szwedzkiem, jak to wykazała bitwa pod Gołębiem, w której poniósł porażkę, ale niezrażony niepowodzeniem, ściągając coraz to większe siły szedł krok w krok za przeciwnikiem, tępiąc oddziały wysyłane za żywnością, napadając z nienacka na Szwedów przy przeprawach przez lasy i rzeki, udaremniając im dowóz żywności do obozu. Nękał tak Szwedów, iż król szwedzki narzekał: „Ten Czarniecki nie wybije, ale wykradnie mi wojsko”.

Karol Gustaw szedł wówczas z doborową armją, liczącą 18 tysięcy żołnierzy, najlepiej wyćwiczonych w Europie, między nimi wielu weteranów z wojny trzydziestoletniej, zwycięskich w niezliczonych bojach, z liczną artylerją, w kierunku Jarosławia, by następnie zdobyć obronny Przemyśl, a stamtąd wyruszyć na Lwów, gdzie przebywał Jan Kazimierz. Czarniecki miał podówczas 6.000 regularnego wojska – dziwnie małemi wydadzą się te cyfry uczestnikom wojny światowej, ale w XVII-ym wieku liczono armje na tysiące, a najwyżej dziesiątki tysięcy ludzi – ściągał więc na gwałt pospolite ruszenie szlachty, a równocześnie starał się usilnie o poruszenie mas chłopskich przeciwko nieprzyjacielowi. Pod samym Jarosławiem zaskoczył Czarniecki znaczniejszy oddział kawalerji szwedzkiej i zniósł go prawie doszczętnie w dniu 12 marca 1656 r. Było to pierwsze poważniejsze zwycięstwo odniesione nad Szwedami. Równocześnie znaczną rolę w kruszeniu sił nieprzyjacielskich odegrali chłopi. Pisze o tem ówczesny historyk niemiecki, Puffendorf, wielki wielbiciel króla szwedzkiego: „Skoro król dotarł do bogatego i zasobnego miasta Jarosławia, polecił wojsku kilka dni odpocząć… Wielu Szwedów, szukających za żywnością i zdobyczą pomordowali dzicy i okrutni wieśniacy, nie oszczędzając nawet tych, którzy dla wyczerpania lub choroby musieli pozostać w tyle, a takich z powodu szybkiego marszu była wielka liczba. Zabijano ich bez najmniejszej litości, tak, że w tej całej wojnie nie doznały królewskie wojska takich strat, jak w czasie owego marszu do Jarosławia”. Zauważyć tu jednak trzeba, iż wojska szwedzkie nie znały litości dla mieszkańców, stąd też taka zawziętość chłopów na nich.

Czarniecki zdawał sobie dobrze sprawę ze znaczenia tego ruchu chłopskiego dla zwalczania Szwedów. Z tego też powodu wydał w dniu 20 marca 1656 r., w obozie w Grochowcach pod Przemyślem, uniwersał, w którym poleca „Wójtom i wszystkiemu Pospólstwu, aby powstawszy z orężami swemi nieprzyjaciela niszczyli i gdzieby się jeno pokazał żadnemu nie folgowali, śmiercią złości ich nagradzając. A jeżeliby do tego panowie poddanym swoim, lub urzędnicy ich drogę zagradzali, zabraniając im znosić nieprzyjaciela, takowy i na substancji (majątku) szwankować i śmiercią pieczętować będzie”. W tym bowiem czasie miał król szwedzki jeszcze zwolenników wśród szlachty, zwłaszcza protestanckiej, a w szczególności wśród Arjan. Tym groził Czarniecki zniszczeniem majątków i śmiercią, gdyby chcieli powstrzymywać poddanych swoich od walki z najeźdźcą szwedzkim.

Stanowisko, jakie górale sądeccy, a następnie chłopi z okolic Jarosławia i nad Sanem zajęli wobec wroga, nie pozostało zapewne bez wpływu na uroczyste ślubowanie, które król Jan Kazimierz złożył uroczyście w katedrze we Lwowie w dniu 1 kwietnia 1656 r., oddając siebie i królestwo polskie w opiekę Najśw. Pannie: „Ponieważ z wielkim bólem serca mego wyznaję, że za łzy i krzywdy włościan w królestwie mojem Syn Twój, sprawiedliwy sędzia, przez siedm lat już dopuszcza na nas kary powietrza i wojen, przeto obiecuję i przyrzekam oprócz tego, iż ze wszystkimi mymi stanami po przywróceniu pokoju wszelkich dla odwrócenia tych nieszczęść użyję środków i postaram się, aby lud królestwa mego od niesprawiedliwych ciężarów i ucisków był uwolniony”. Niestety zamieszki, jakie zapanowały w Polsce po wypędzeniu z niej nieprzyjaciół, a które wreszcie skłoniły Jana Kazimierza do złożenia korony, nie pozwoliły mu na dopełnienie swojego wotum. Odbiło się to ciężko na późniejszych losach państwa polskiego.

Powróćmy jednak do kampanji wiosennej w r. 1656.

Wobec ciężkich strat, jakie Szwedzi ponieśli w okolicach Jarosławia i wzmocnienia się sił polskich, wskutek połączenia się wojsk hetmana Lubomirskiego z Czarnieckim, gdy nadto nadciągał hetman Sapieha z wojskiem litewskiem, zmuszony był Karol Gustaw wstrzymać swój dalszy pochód, a nawet zaczął się cofać od Jarosławia, dążąc wzdłuż Sanu ku Sandomierzowi, gdzie spodziewał się nadejścia posiłków. W czasie tego odwrotu Czarniecki nieustannie szarpał Szwedów swą jazdą. Chłopi zaś oddali wtenczas wojsku polskiemu nieocenione usługi. Zgromadziło się ich sporo. Włościanom z dóbr hetmana Lubomirskiego dał hetman za dowódcę niejakiego Poradowskiego. Nad samym Sanem stanęło kilka tysięcy chłopów pod wodzą przewoźnika Brakona. Utworzyły się też mniejsze, luźne partje. Chłopi nietylko tępili drobniejsze oddziały szwedzkie, ale zatrzymali wojsko szwedzkie pod Rudnikiem, aż nadciągnęła jazda polska i uderzyła z nienacka na tyły szwedzkie. Natarcie to było tak niespodziewane, iż rotmistrz Szandarowski omało co nie wziął do niewoli króla szwedzkiego, siedzącego przy obiedzie. Król ledwo umknął, pozostawiając Polakom obiad i sprzęty stołowe. W tej bitwie pod Rudnikiem, stoczonej 25 marca, ponieśli Szwedzi ciężkie straty. Gorzej powiodło się Polakom pod Niskiem. Tu kryli chłopi ofiarnie chwilowy odwrót wojska polskiego. Nieustannie szarpany przez jazdę Czarnieckiego i oddziały chłopskie, stanął Karol Gustaw w „widłach” między Sanem a Wisłą i tam się umocnił. Tymczasem chłopi, zachęceni pomyślnemi utarczkami, tak się rozzuchwalili, iż bez należytego przygotowania i bez artylerji usiłowali zdobyć zamek w Sandomierzu, zajęty przez Szwedów. Odparci ze stratami rozprószyli się.

W każdym jednak razie chłopi z nad Sanu odegrali ważną i chlubną rolę w czasie kampanji na wiosnę 1656 r. od Jarosławia po Sandomierz.

Po wymknięciu się Szwedów z widłów między Sanem a Wisłą, walka przeniosła się w okolice Mazowsza. I tutaj tępili chłopi nieprzyjaciela. Wspomina o tem Czarniecki w liście do królowej Marji Ludwiki, donosząc o zwycięstwie swojem odniesionem 5 kwietnia nad Warką, gdy pisze, że mała cześć Szwedów, która nie padła na polu bitwy „rozbiegła się po lasach, gdzie ich niechybnie śmierć czeka z rąk naszych chłopów”.

Równie wrogo jak w Małopolsce i na Mazowszu odnosili się do najeźdźców i chłopi wielkopolscy. Świadczy o tem m. in. fakt, że po rozbiciu oddziału szwedzkiego pod dowództwem generała hr. Wrzeszczowicza, Czecha, chłopi z okolic Kalisza tego osławionego generała, głównego sprawcę napaści na klasztor częstochowski, ubili.

Takich przykładów walki chłopa polskiego w obronie wiary i ojczyzny w czasie najazdu szwedzkiego można więcej nazbierać w źródłach wydanych drukiem i rękopisach z XVII-go wieku.

Widząc wroga postawę ludu polskiego dla siebie, starali się Szwedzi lud ten pozyskać i podjudzić chłopów na szlachtę. Król szwedzki wydał w dniu 8 maja 1656 edykt, w którym zachęca mieszczan i chłopów do współdziałania ze Szwedami. Edykt ten zawiera m. in. następujące postanowienie: „gdy kmieć, chłop lub mieszczanin czy wieśniak, uporczywie w buncie trwającego szlachcica jakiego, czy też głowę jego nam przedstawi, nietylko nadajemy mu i dzieciom jego wolność osobistą i rolę przezeń uprawianą na wieczystość, lecz jeszcze damy mu w ciągu lat 6 pobierać i używać rocznych intrat z dóbr dziedzicznych ujętego, czy zabitego pana jego, czy szlachcica”. Edykt ten podaje w całości ówczesny historyk, ksiądz Rudawski, bardzo życzliwie usposobiony dla włościan, jak to wynika z jego pism. Niezmiernie jednak rzadkie były wypadki, by chłop polski dopuścił się zdrady na rzecz Szwedów. Przeciwnie, masy chłopskie słuchały uniwersałów Czarnieckiego, w których ten zwracał się do „ludu pospolitego” o spełnienie obowiązków względem ojczyzny. Nad dalszymi działaniami wojennymi Czarnieckiego, po wyrugowaniu Szwedów z Polski, rozwodzić się nie będę, gdyż nie piszę jego życiorysu, lecz tylko kreślę szkic o jego stosunku do chłopów polskich w czasie wojny szwedzkiej. Wspomnę tu tylko o bardzo głośnym w swoim czasie epizodzie, kiedy Czarniecki, wysłany na pomoc Duńczykom, sprzymierzonym z Polakami przeciwko Szwedom, w grudniu 1658 r. przeprawił się ze swoja kawalerją wpław przez dość szeroka cieśninę morską, na wyspę Alsen, wpadł na osłupiałych tym wyczynem Szwedów i rozbił ich w puch. Wzięci do niewoli Szwedzi nie mogli wyjść z podziwu z powodu tak szalonego ataku i mówili, jak stwierdza uczestnik tej wyprawy Pasek, w swoim pamiętniku: „żeśmy rozumieli na Was, żeście djabły nie ludzie”.

Po zawarciu pokoju ze Szwedami Czarniecki nie spoczął, lecz natychmiast zwrócił się przeciwko Moskwie, zadając jej szereg klęsk i rugując z Litwy. W czasie walk z Kozakami został śmiertelnie raniony pod Stawiszczami. Skonał 16 lutego 1665 w Sokołówce koło Brodów. Ostatnich pociech religijnych udzielił mu długoletni jego kapelan wojskowy. Przed śmiercią żegnał się serdecznie z towarzyszami broni i z ulubionym swoim rumakiem bojowym.

Wyższe godności, regimentarza, wojewody, uzyskał dopiero w czasie wojny szwedzkiej. Buławę hetmańską otrzymał na łożu śmierci, kiedy już jej w ręku unieść nie mógł. Rozgoryczony był nieraz, iż go zasłużone zaszczyty, a zwłaszcza hetmaństwo, omijały na rzecz o wiele od siebie młodszych i mniej zasłużonych magnatów. Mawiał o sobie „jam nie z soli ani z roli, ale z tego, co mnie boli”, t. j., iż nie na żupach solnych, ani też na latyfundjach rolnych, jak różni magnaci, wyrósł, lecz tylko na swoich czynach wojennych i ranach odniesionych w bojach. Pomimo tego, iż nie nagrodzono go stosownie do zasług, służył dalej wiernie królowi i ojczyźnie.

W stosunku do chłopa polskiego uznać należy, iż Czarniecki , w przeciwieństwie do przeważnej części szlachty ówczesnej, uważał go za obrońcę państwa, na równi z wszystkimi innymi obywatelami, i nie wahał się go uzbroić i powołać do obrony państwa.

Chłop nasz ma piękną kartę w historii z czasów walki o oswobodzenie Polski za Jana Kazimierza. Do walki tej powołał go Czarniecki. Należy mu się za to dobre wspomnienie.

Śladem Czarnieckiego poszedł później, w najcięższych czasach Rzeczypospolitej, bohater narodowy, Kościuszko, przyjaciel chłopów. Za naszego życia, już chłop z krwi i kości, Witos, poruszył masy chłopskie dla jej obrony, gdy się znowu znalazła w niebezpieczeństwie.

 

Zygmunt Lasocki

 

za: Piast/ 02.08.1936/ Kraków/ Rok 24, Nr 31

 

 

Kategoria: Inni autorzy, klasyki

Komentarze (1)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. Kwal pisze:

    Kościuszko to mason….też trzeba to napisać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *