banner ad

Poradnik anty-agitatora. Gałkowski o książce "Idiotyzmy feminizmu" Magdaleny Żuraw

7380_99905557380Problem z kretyństwami feminizmu jest szczególnie ciekawy w Polsce. Otóż nasz katolicki i konserwatywny kraj miał taką cechę, że pozycja kobiet w nim była o wiele wyższa, a ich sytuacja o wiele lepsza niż w wielu krajach Europy Zachodniej, czy „Zachodu” w ogóle. My, Polacy, szarmanccy i rycerscy oraz zaradne Polki nie rozumiemy czym była walka o prawo do głosu dla kobiet, gdyż miały je od chwili odzyskania niepodległości przez naszą Ojczyznę. Podobnie ma się z prawem pracy, prawami majątkowymi czy wreszcie szacunkiem okazywanym kobietom. Wprowadzanie feminizmu do Polski to nie jest siodłanie krowy, lecz zakładanie chomąta koniowi wyścigowemu. Niby można, ale ani korzyści, ani sensu w tym działaniu nie ma żadnego – pisze Juliusz Gałkowski.

Czym jest feminizm? Dobre pytanie, na które w gruncie rzeczy nie mamy odpowiedzi. Za każdym razem gdy postaramy się znaleźć odpowiedź, która nie jest swoistą apologią tego ruchu, oburzone feministki zakrzykną: „nie! To nie jest to, a »to« jest manipulacją! I szczerze mówiąc bardzo możliwe, ze będą miały rację.  Bo feminizm  w gruncie rzeczy można definiować jedynie ostensywnie (dla osób, które nie miały w szkole lub na studiach logiki informacja: definicja ostensywna, to definicja przez wskazanie, na przykład – to jest słoń). Dlatego też nie dziwi formuła, jaką przyjęła Magdalena Żuraw przy pisaniu swojej książki. Zamiast prowadzić rozwlekłe analizy, które być może przyczyniłyby się do opinii iż jest uczoną osobą ale zanudziłyby czytelnika na śmierć, postanowiła wyliczyć to co ją w feminizmie denerwuje i dlatego uznała, że jest idiotyzmem.

Trzeba przyznać, że nie jest to takie trudne: wybrać szereg działań opartych na pewnej ideologii i następnie przedstawić je w sposób zbliżony do absurdu. Tak samo działają w gruncie rzeczy wszyscy krytycy rozmaitych konstrukcji intelektualnych bądź społecznych.  Tak naprawdę my sami dostarczamy naszym krytykom najlepszego materiału. Bo nie ma nic idiotyczniejszego niż opisana przez autorkę walka feministek z grzecznością wyrażająca się w prostych gestach, jak na przykład przytrzymanie drzwi czy zamawianie wina przez mężczyznę.

Ale i druga strona miewa często różne dziwactwa za uszami. Nigdy nie zapomnę kazania wysłuchanego na ślubie przyjaciela, gdzie dosłownie zataczałem się ze śmiechu słuchając jak poczciwy (i mocno zażywny) księżulo tłumaczył, że mężczyzna ma naturę refleksyjną i dlatego musi więcej wypoczywać, a kobieta to natura popędliwa i dlatego bez przerwy jest nadaktywna. Męskiej części szczególnie spodobała się konkluzja, że na skutek tego kochający mąż musi umilać żonie życie nie wtrącając się zbytnio do prac domowych. Per Bacco – że też nie jest on duszpasterzem mojej rodziny !!!

Jak widać, pretensje o ośmieszanie nie powinny być kierowane do Pani Żuraw, autorki „Idiotyzmów feminizmu”, lecz do samych autorek i autorów owych idiotycznych tez i zachowań. Jak to zresztą przeważnie bywa, co wykazałem w powyższej anegdocie.

Tekst tej recenzji będzie siłą rzeczy żartobliwy, bo i nastrój w trakcie lektury książki nie sprzyja powadze. Zwłaszcza, gdy czytam przykłady, którymi autorka wzbogaca swoją wyliczankę. Okazuje się na przykład, że pewna feministka stwierdziła, ze przykładem męskiego szowinizmu jest… teoria względności Einsteina. Argumentu własnymi słowami nie jestem w stanie powtórzyć, zatem pozwolę sobie na przydługi cytat.

„…w jakiej mierze przyznaje uprzywilejowany status prędkości światła, kosztem innych prędkości, które są nam konieczne do życia. Moim zdaniem, na seksistowski charakter tego równania wskazuje nie tyle jego znaczenie dla budowy broni jądrowej, ale raczej uprzywilejowanie tego, co najszybsze”.

I tak wędrujemy od jednego do drugiego hasła i bawimy się coraz lepiej. Można poczytać o braku historycznego wykształcenia feministek i dowiedzieć się na temat bzdur jakie wygadują (i wypisują!) na temat średniowiecza. Możemy także dowiedzieć się, że kobiety są zmuszane do roli matek, co jest przejawem dyskryminacji płciowej. Zatem nie istnieje żaden instynkt macierzyński, a kobiety rodzą ponieważ patriarchalne społeczeństwo wyprało im mózgi. Zresztą dzień matki dyskryminuje homoseksualistów. Pośmiać się możemy przy analizach kwestii parytetów czy problemów ze zdolnościami intelektualnymi bądź fizycznymi.

Ale dosyć szybko przechodzi nam ochota na śmichy-chichy gdy zaczynamy sobie uświadamiać czym owe dziwactwa – czy jak chce autorka idiotyzmy – mogą się skończyć gdy zaczynamy wprowadzać je w życie. Ot drobiazg, gdy chcemy pokazać dzieciom, ze ludzie są równi nakłaniamy je do zachowań niezgodnych z ich płciowością, na przykład każemy chłopcom malować się. Możemy też zrównać wiek emerytalny mężczyzn i kobiet. Idiotyzmy są śmieszne gdy czytamy o nich w książkach lub kolorowych czasopismach, wcielane w życie staja się ponure i groźne. Czego przykładem mogą być konsekwencje źle prowadzonego zwalczania przemocy domowej.

Dla jasności, nie zgadzam się ze wszystkim co pisze autorka, nie ma – moim zdaniem – racji gdy zdecydowania odmawia feministkom prawa do powoływania się na tradycję sufrażystek. I nie jest tak, że praca kobiet na wolnym rynku jest mniej warta niż mężczyzn. Po pierwsze, nie widzę tego wolnego rynku, a po drugie naprawdę statystycznie rzecz biorąc kobiety na analogicznych stanowiskach w wielu krajach zarabiają o wiele gorzej. I nie dam się zbyć powiedzonkiem o stopniowaniu kłamstwa…

Problem z kretyństwami feminizmu jest szczególnie ciekawy w Polsce. Otóż nasz katolicki i konserwatywny kraj miał taką cechę, że pozycja kobiet w nim była o wiele wyższa, a ich sytuacja o wiele lepsza niż w wielu krajach Europy Zachodniej, czy „Zachodu” w ogóle. My Polacy, szarmanccy i rycerscy oraz zaradne Polki nie rozumiemy czym była walka o prawo do głosu dla kobiet, gdyż miały je od chwili odzyskania niepodległości przez naszą Ojczyznę. Podobnie ma się z prawem pracy, prawami majątkowymi czy wreszcie szacunkiem okazywanym kobietom. Wprowadzanie feminizmu do Polski to nie jest siodłanie krowy, lecz zakładanie chomąta koniowi wyścigowemu. Niby można, ale ani korzyści, ani sensu w tym działaniu nie ma żadnego.

Męcząca może się wydawać także forma książki, wyliczanie, brak głębszych analiz – to wszystko może rozczarować poszukujących intelektualnych debat. Myślę, ze autorka ostro replikowałaby, że nie ma z kim debatować. Ale jest jeszcze jeden powód, otóż feminizm jest ideologią, dosyć agresywną i starającą bardzo zdecydowanie wejść w nasze codzienne życie. Wystąpienia feministek, a także  ich męskiego rodzaju (feministów?) przypominają bardziej wystąpienia słynnych agitatorów, co jeździli po Czerwonej Rosji i za pomocą krótkich prostych formułek oraz bagnetów wtłaczali ludziom do głowy nowy ład. „Idiotyzmy Feminizmu” nie poradzą nic na bagnety, których jeszcze nie ma, ale stanowią wręcz wzorcowy przykład poradnika anty-agitatora. Krótkie myśli, hasłowe odpowiedzi i złośliwe przykłady – oto broń proponowana przez Magdalenę Żuraw w debacie z feminizmem. Czy skuteczna? Czas pokaże.

Juliusz Gałkowski

Magdalena Żuraw, Idiotyzmy Feminizmu, wydawnictwo Fronda, Warszawa 2015.

Za: Rebelya.pl

Kategoria: Recenzje

Komentarze (3)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. Justyna Gołędowska pisze:

    No niestety mnie książka rozczarowuje. Jest strasznie naiwna!!! Tak jak Pan zwrócił uwagę- "dla osób poszukujących debat intelektualnych"-  to jest ZERO w tej książeczce. Poza tym Polacy agresywnie nastawieni do feminizmu to nie są ci , o których Pan tu pisze per "szarmanccy, rycerscy" Pomyślcie ludzie logicznie, że gdyby kobiety miały takich rycerzy obok siebie, to nie byłoby feminizmu, który obnaża obłudę mężczyzn…

  2. Justyna Gołędowska pisze:

    No niestety mnie książka rozczarowuje. Jest strasznie naiwna!!! Tak jak Pan zwrócił uwagę- "dla osób poszukujących debat intelektualnych"-  to jest ZERO w tej książeczce. Poza tym Polacy agresywnie nastawieni do feminizmu to nie są ci , o których Pan tu pisze per "szarmanccy, rycerscy" Pomyślcie ludzie logicznie, że gdyby kobiety miały takich rycerzy obok siebie, to nie byłoby feminizmu, który obnaża obłudę mężczyzn…

  3. Maciej pisze:

    Czytałem min. na temat seksu: rozbroiła mnie opinia autorki, że trawestując "mężczyźni są z natury poligamistami, toteż na ich zachowanie społeczeństwo przymyka oczy jak na zachowanie dzieci w kościele, których się nie uspokaja, natomiast >>grzech<< kobiet jest znacznie większy, gdyż depczą i normy kulturowe, i biologię, a to jest karane w każdej kulturze, podobnie jak homoseksualizm." Jako dowód autorka przytacza prostytucję: mężczyźni wydają na nią znacznie więcej niż kobiety, co wynika z większych potrzeb i świadczy o biologicznej powinności mężczyzny jako "rozpładniacza". Po pierwsze, autorka zaczęła tezę od złego punktu wyjścia: biologia nie jest treścią ludzkiej natury, a jej częścią. I normy kulturowe nie są sztucznymi tworami stworzonymi jedynie z pragmatycznych celów społecznych: są wynikiem duchowej części ludzkiej natury. To sprawia, że tożsamość człowieka jest wewnętrznie sprzeczna: człowiek jest jednostką tragiczną, bo z jednej strony szuka zaspokojenia u różnych partnerów, a z drugiej potrzebuje obecności tej jednej osoby. I dotyczy to obojga płci. Racjonalizowanie na bazie biologii musi być zniesione, gdy spojrzymy na stronę duchową: potrzebę posiadania kogoś, z kim możemy dzielić całe życie. Poligamia jest zatem sprzecznością zawikłanej natury, a predyspozycja do niej nie może znacząco wpływać  na pomniejszenie odpowiedzialności: Pani Żurawska zaznacza to parokotnie, ale na koniec porównuje męską rozwiązłość do wybryków "dzieci w kościele, które księża traktują z wyrozumiałością". Mylą się radykalne feministki, wysuwające na pierwszy plan biologię by usprawiedliwić rozwiązłość, i z tych samych powodów myli się autorka: człowiek to nie homo biologicus, a tak na niego patrzący, nie są konserwatystami. Ponadto: skoro "grzechy" seksualne mężczyzn (np. branie sobie za partnerki młodszych dziewczyn) mogą być częściowo usprawiedliwione biologią, to czemu nie usprawiedliwić kobiet żyjących z młodszymi partnerami ? Tu kobieca rozwiązłość też ma biologiczne uzasadnienie: nasienie młodszego mężczyzny daje szansę na zdrowsze potomstwo. Na te oraz pozostałe wątpliwości autorka nie odpowiada: przytoczyła garść przesłanek pod tezę, by skończyć na konkluzji skutecznie zbijającej męską odpowiedzialność: aktywni seksualnie mężczyźni to tylko duże dzieci, a kobiety – zdeprawowane indywidua. Jest w tym chyba wszystko, ddo czego może odwołać się pomnieszający wą opowiedzialność mężczyzna.  Nie ma tylko jednego: myśli konserwatywnej wolnej od biologicznego materializmu. To moje pierwsze wrażenia z lektury tematu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *