banner ad

Kubiński: Nasza broń

| 26 stycznia 2023 | 2 komentarze

Oglądając się wstecz, należy przyznać, że najbardziej adekwatne życzenia noworoczne powinny dotyczyć samego przetrwania. Rozpadające się społeczeństwo, podmiana demograficzna, kryzys ekonomiczny i realna groźba uczestnictwa w pełnoskalowym konflikcie zbrojnym to tylko kilka z perspektyw dla naszego kraju. Rodacy, karmieni medialnym szaleństwem, rzadko zadają pytania o rzeczywiste źródła rozkładu. Kiedy rozpoczyna się rok wyborczy 2023, nie mamy pewności, czy nie będzie on jednocześnie ostatnim rokiem Polski.

Śledzenie bieżącego życia politycznego wymaga od obserwatora zdrowia psychicznego ze stali albo jego zupełnego braku. Wiemy jednocześnie, że demokracja to jedna ze świeckich religii nowego porządku świata, z własnymi dogmatami i systemem rytuałów. Najważniejszym są oczywiście wybory, a konieczność udziału w nich wpajany jest nam od dziecka. Jedynym polem, na którym zgodne są wszystkie frakcje parlamentu, to stwierdzenie, że głosować po prostu trzeba. Wybór partii i kandydata jest oczywiście sprawą drugorzędną, ponieważ ,,jakość demokracji” to wartość nadrzędna i sama w sobie. Dobrze naoliwiony system najdalej za cztery lata sam naprawi jednorazowy błąd.

O tym, jak głębokie ślady pozostawia indoktrynacja, świadczy przekonanie, że taka formuła wyłaniania władzy stwarza szanse na poważną zmianę polityczną. Prawicowy antysystem rejestruje zatem swoje listy, a następnie udaje się do urn. Czasem odnosi ograniczone, ale (jak się przynajmniej zdaje) zwycięstwa. Wprowadzenie 11 posłów do sejmu przez Konfederację dało się odczuć niczym wiatr nadziei na to, że jesteśmy w stanie wygrywać w grze, w której tak naprawdę nie ma dla nas miejsca. Widzimy swojego ulubionego działacza na sejmowej mównicy, delikatnie uśmiechamy się w geście aprobaty dla wygłaszanych poglądów, które tak często są po prostu nasze. Śledzimy kolorowe słupki w sondażach, w gronie zwykłych znajomych wzbudzamy niesmak kontrowersyjnymi poglądami. Czasami myślimy nawet, że to po prostu początek długiej drogi, a za skończoną liczbą czteroletnich cyklów czeka nas upragniona zmiana polityczna. Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna.

Trudno o iluzję ponad wiarę w szanse walki według reguł nieprzyjaciela. Siły wrogie wobec demoliberalnego systemu nie posiadają przecież ani zaplecza finansowego, ani wsparcia medialnego, ani poparcia odpowiednio urobionego społeczeństwa. Co gorsza, macanie trądu samo może wywołać trąd. Parlamentarna polityka degeneruje i wywraca hierarchię priorytetów. Nigdy nie przelicytujemy systemu w tworzeniu perspektyw rozwoju kariery i bogacenia się. Co zatem w zamian?

Naszą odpowiedzią na liberalną demokrację wbrew pozorom nie powinien być aktywizm, lecz w pewny sensie jego brak, czyli konsekwentny bojkot wyborczy. To nasza najważniejsza manifestacja i najbardziej niebezpieczna broń. Prawdziwym głosem na antysystem okazuje się brak głosu. To swego rodzaju bierny sabotaż. Legitymizacja władzy w demokracji opiera się w teorii na mandacie mas, więc grono to należy sukcesywnie uszczuplać, podkopując fundamenty systemu. To deklaracja niezgody nie na poziomie kłótni o akcydentalia, lecz samego dogmatu. Można to robić bez wychodzenia z domu.

Obrońca nieciekawych ruchawek nad urnami zapyta jednak: czy to oznacza oddanie pełni sterów w ręce wroga? Odpowiedź brzmi: nigdy nie wypuścił jej z rąk. Trzyma się twardo pod maską różnych partii rządzących, które dla niepoznaki czasami wymieniają miejsca. Jedni preferują flagę z dwoma pasami, a drudzy z dwunastoma gwiazdami – oto różnica, będąca fetyszem niektórych (jednocześnie obie grupy są zgodnie i szaleńczo zakochane we fladze z gwiazdami i paskami). Tak samo uginają karki przed Brukselą i Waszyngtonem,  kochają kupców, a niedawno swoje résumé wzbogacili o marsz ku wojnie. 11 granatowych garniturów w białym budynku nie robi żadnej różnicy. Swój sprzeciw mogliby wyrazić w dowolnym innym miejscu, a zresztą wraz ze zwycięstwem wyborczym, z parą chlubnych wyjątków, jakoś opadł ich kontrrewolucyjny zapał. Zimnym prysznicem będzie świadomość bycia marginesem, za czym postępuje wybór: margines wlokący się za systemem jak świński ogon albo margines niezależny, aktywny i z perspektywami.

Jako opcję można zawsze rozważyć abstencjonizm, w ramach którego głosujemy, ale nasi delegaci odmawiają zasiadania w parlamencie. Puste miejsca to wymowny gest, ale wymaga od przywództwa zawiązania na supeł apetytu na więcej. Należy zatem pożegnać powab subwencji i kontrowersyjnych wystąpień na mównicy (można je wciąż wygłaszać gdzie indziej). Te pierwsze może i poprawiają finanse partii, ale szkodzą ogólnej ekonomii sił witalnych. Z kolei wybierając mniejsze zło mieszamy zaprawę do naprawy murów własnej celi.

Naszą strategią powinna więc być liga antyparlamentarna. Nasz aktywizm powinien polegać na propagandzie antywyborczej (odradzajmy głosowanie komu tylko się da). Nasz cel to możliwie najdalej posunięta delegitymizacja systemu i okupacyjnego rządu. Zaoszczędzone siły można inwestować w prawdziwej rzeczywistości: rozwijając siebie i koleżeńskie grupy dobrych towarzyszy, a także organizacje. Powstrzymując się od działania w wyborczą niedzielę przybliżamy dzień, kiedy opadną maski. Nie będzie to oznaczało ostatecznego zwycięstwa, ale kroki są w naszym zasięgu. Nasza broń pozostaje w naszych rękach.

 

Marek Kubiński

Kategoria: Marek Kubiński, Myśl, Polityka, Publicystyka

Komentarze (2)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. Hilfmann pisze:

    Podzielam propozycję zaniechania częstego śledzenia i ekscytacji komediami i tragediami zwłaszcza z warszawskiej okołoparlamentarnej bieżączki  by "zaoszczędzone siły można inwestować w prawdziwej rzeczywistości: rozwijając siebie i koleżeńskie grupy dobrych towarzyszy, a także organizacje" – z tym, że w ramach podziału pracy w tychże realnie żyjących organizacjach pojedyńcze osoby mogłyby jednak poświęcić część uwagi by informować resztę koleżeństwa. 

    Całkowita ignorancja i bojkot znienawidzonej hydry, (w której powabach jak słusznie autor zauważył łatwo się bez pamięci zatracić) to piękna idea; czy jednak konsekwencją jej jednoznacznego obrania przez ceniących sobie utracone ideały łacińskie może być coś innego jak przyśpieszony "pogrom" resztek normalności dokonany przez niemające podobnych rozterek siły rewolucji? – nie wiem, choć się domyślam

  2. Slawianin pisze:

    W tym kontekście warto zapoznać się z tymi tekstem.

    Marcin Pogorzelski –  Rekonstrukcja męskości w świecie ponowoczesnym

    xportal.press/?p=30484

    Ronald Lasecki – Do przyjaciół antysystemowców

    xportal.press/?p=37185

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *