banner ad

Wawrzonek: Argumentum ad verecundiam jako metoda manipulacji tłumem

| 12 listopada 2020 | 0 Komentarzy

Światopogląd chrześcijański opiera się na trzech najistotniejszych wartościach: Prawdzie (Logos), Dobru (Ethos) oraz Świętości (Sacrum).[1] Skupię się na tej pierwszej wartości. Prawda stanowi sens każdej nauki i filozofii. Dla chrześcijanina nie jest ważne jedynie głoszenie prawdy, ale także życie nią. Chrystus bowiem nie tylko był jej znawcą, ale także jest Prawdą. Tymczasem Arthur Schopenhauer w Sposobie 21 „Erystyki”[2] przestrzega, że w opisywanych przez niego sporach erystycznych nie chodzi o prawdę, lecz o zwycięstwo. Przeciwnika atakującego ad hominem wystarczy kontrować kontrargumentem ad hominem, co prowadzi do sytuacji sporu ex concesis, czyli na regułach dopuszczonych przez przeciwnika. Dyskutanci godzą się na warunki dyskusji, w której nie chodzi o długą debatę na temat prawdziwej istoty rzeczy, o dojście do prawdy, ale o prymitywną wymianę argumentów ad hominem, jeśli tylko takowe się nam nasuwają. Autor „Erystyki” przestrzega nas również przed tzw. „fabrykowaniem konsekwencji”[3]. Chodzi tutaj o wyprowadzanie twierdzeń opartych o fałszywe wnioskowanie i przekręcanie pojęć. Nie ma to więc delikatnie mówiąc wiele wspólnego z dążeniem do poznania prawdy.

Interesującym fortelem jest argumentum ad auditores[4]. Polega on na stosowaniu argumentów odwołujących się do słuchaczy. Argumenty te są z natury błędne, o czym wie zarówno stosujący tę sztuczkę jak i jego przeciwnik. O fałszu tych argumentów nie wiedzą natomiast słuchacze, ponieważ nie są znawcami dyskutowanego problemu, jego dziedziny. W oczach tychże słuchaczy przeciwnik zostaje pobity, ponieważ jedynie wydaje im się, że atakujący ma rację. Atakowany jest w takiej sytuacji bezradny, ponieważ nie jest w stanie odwołać się do wiedzy słuchaczy, w dodatku operując niejednokrotnie trudnymi dla nich w odbiorze pojęciami. W efekcie niestety znów sztuczki retoryczne biorą górę nad chęcią poznania Prawdy.

Podobnym sposobem manipulowania tłumem jest argumentum ad verecundiam (czyli argument odwołujący się do poważania)[5]. Zakłada on zastąpienie uzasadnień opinią jakiegoś autorytetu odpowiadającego wiadomościom posiadanym przez przeciwnika. Ludzi nie będących specjalistami w danej dziedzinie zwykle cechuje głęboki respekt dla wszelkiego typu fachowców, specjalistów, branych mniej lub bardziej w cudzysłów. Schopenhauer stwierdza, że „dla gminu istnieje bardzo wiele autorytetów, które szanuje. Jeśli zatem nie znajdujemy autorytetu odpowiedniego, to trzeba się posłużyć pozornym i zacytować co ktoś tam powiedział, choćby w innym sensie lub w innych warunkach. Najskuteczniej działają zwykle takie autorytety, których przeciwnik w ogóle nie rozumie.” Autor przytacza zabawną anegdotę o francuskim plebanie, który nie chcąc wywiązać się z obowiązku wybrukowania ulicy przed swoim domem przytoczył biblijny werset – „paveat illi, ego non pavebo”, oznaczający „niech się trwożą inni, ja się nie zatrwożę”. „Pavere” po łacinie oznacza trwożyć się, natomiast podobne „paver” w języku francuskim oznacza brukowanie. Ostatecznie władze pozwoliły plebanowi nie brukować swojego chodnika.

Rolę tak pojmowanego autorytetu mogą też spełniać zakorzenione przesądy. Według Schopenhauera nie ma tak absurdalnego poglądu, którego ludzie by nie przyjęli jako własny, o ile tylko potrafi się im wmówić, że pogląd ten został przyjęty przez ogół – „wszyscy tak robią” albo przynajmniej „tak twierdzi większość”. Wiąże się to zapewne z jakąś formą ludzkiej potrzeby odnajdywania swojego miejsca w społeczeństwie. Nie każdą jednostkę stać na nonkonformizm. Gdański filozof twierdzi, że ludzie są jak owce, które idą za swoim baranem, gdziekolwiek ich prowadzi – łatwiej jest im umrzeć niż myśleć. Dziwi go, że zdanie ogółu ma dla nich tak wielkie znaczenie, wówczas gdy sami widzą w jak bezrozumny sposób przyjmuje się zdania i tylko na skutek przykładu. Schopenhauer tłumaczy tę postawę brakiem samokrytycyzmu. Gmin, masa, jakkolwiek nie nazwać tej zbiorowości nie jest niestety zainteresowana poszukiwaniem Prawdy, toteż chętnie przyjmuje opinie różnych medialnych ekspertów, wyrokujących ze szklanych ekranów telewizorów i komputerów. Problem braku refleksji wśród mas należy rozszerzyć również  o kwestię jednomyślności. Zdaje się, że te dwa czynniki w jakiś osobliwy sposób ostatecznie się przenikają, ponieważ jednomyślność wśród mas jest wynikiem braku samokrytycyzmu i sceptycyzmu a i samokrytycyzmowi i sceptyzmowi trudno jest zakiełkować w atmosferze jednomyślności.

Ciekawy obraz bezrefleksyjnej jednomyślności ukazał Nikita Michałkow w filmie „Dwunastu”[6]. Głównym wątkiem filmu jest sprawa czeczeńskiego chłopca oskarżonego o zabójstwo. W związku z tą sprawą zbiera się dwunastu ławników, którzy mają zadecydować o winie oskarżonego. Już na samym początku filmu ma miejsce pośpieszne głosowanie wśród ławników dotyczące winy oskarżonego. Pośród chaosu spowodowanego pośpiechem w próbie podjęcia decyzji, gdzie wydaje się, że wszyscy jednogłośnie stwierdzą winę chłopca okazuje się, że jeden z ławników jest przeciwny oskarżeniu. Na twarzach ławników maluje się niedowierzanie i złość. Pada pytanie po co tak głosować. Na to ławnik odpowiada, że takie jednomyślne głosowanie „za” byłoby „za szybko”. Stwierdza w końcu, że sprawa dotyczy człowieka i nie wolno zadecydować o jego życiu tak „adin dwa eto wsio”. Na pytanie czego właściwie chce, odpowiada, że chce chociaż porozmawiać.  Ławnicy stwierdzają, że brak jest „sensownych podstaw wątpienia”, co ma znaleźć potwierdzenie w zdaniu jednego z nich – „człowieka po Harvardzie”. Powoływanie się na tego typu autorytet jest opisywanym przez Schopenhauera sposobem argumentum ad verecundiam. Sceptyczny ławnik opowiada anegdotę o arbuzie, który chce kupić na targu i sprzedawca przekonuje go, że jest dojrzały. Dopóki jednak nie przyniesie go do domu i nie rozkroi nie będzie wiedział czy sprzedawca mówi prawdę. Sceptyk przez pewien czas jest zupełnie sam, narażony na co najmniej kpiące spojrzenia towarzyszy. Z czasem jednak przekonują się oni do głosowania przeciwko ukaraniu chłopca, który ostatecznie zostaje uniewinniony. Według Schopenhauera powszechność poglądu nie stanowi dowodu, ani nawet prawdopodobieństwa jego słuszności[7].

Rację ma niemiecki filozof podając definicję zdania ogółu. Jest to bowiem nic innego jak zdanie dwóch lub trzech osób, które zdanie to przejęły od innych lub też wyprowadziły same. Następni zaś z uprzejmości uwierzyli w przekonaniu, że rzecz tę, ci pierwsi gruntownie zbadali. Będąc przekonanym o kompetencji tych pierwszych, przyłączyło się do nich kilku następnych. Tym zaś uwierzyło wielu innych, których lenistwo pchnęło do ślepej wiary w ten pogląd. Tym sposobem z dnia na dzień narastała liczba łatwowiernych i leniwych zwolenników jakiejś tezy, ponieważ gdy przyjęła ją już znaczna liczba osób, pozostali doszli do wniosku, że stać się tak mogło wyłącznie dzięki słuszności tejże tezy. Tym sposobem przesąd rozprzestrzenił się niczym wirus. Jeśli zaś chodzi o krytyków „zdania ogółu”, to zmuszeni są uznawać to, co już zostało ogólnie uznane. W przeciwnym razie grozi im los „niespokojnych głów”, które opierają się ogólnie uznanym poglądom lub zarozumialcom chcącym „być mądrzejszymi od całego świata”. Zatem podzielanie tego poglądu stało się obowiązkiem, zaś mniejszość zdolnych do wydawania własnych sądów musi milczeć, aby nie pozostać w nienawiści wśród fanatycznego tłumu.

Na koniec posłużę się cytatem z powieści Andrzeja Szczypiorskiego, pt. „Msza za miasto Arras”: „Byli jednomyślni, nie pojmując krzywdy, jaką wyrządzają. Scedowali swoje sumienia na stado jak barany, jak capy przeklęte. I nikt wśród nich nie pomyślał nawet, że nie ma na świecie bardziej tyrańskiej tyranii jak jednomyślność, nie ma ciemniejszej ciemności, jak jednomyślność, nie ma głupszej głupoty jak jednomyślność!”.

 

Mateusz Wawrzonek

 

Bibliografia:

Mering Wiesław – „Wstęp do filozofii”, Pelplin, 1993

Schopenhauer Arthur – „Erystyka czyli sztuka prowadzenia sporów”, Warszawa, 2014

Szczypiorski Andrzej – „Msza za miasto Arras”, Warszawa, 2016

 


[1] Ks. Wiesław Mering, „Wstęp do filozofii”, Drukarnia Wydawnictwa „Bernardinum”, Pelplin 1993, s. 13

 

[2] Arthur Schopenhauer, „Erystyka czyli sztuka prowadzenia sporów”, Oficyna Wydawnicza Alma Press, Warszawa 2014, s. 78

 

[3] Tamże, s. 80

 

[4] Tamże, s. 84

 

[5] Tamże, s. 88

 

[6] „Dwunastu” reż. Nikita Michałkow, Rosja 2007

 

[7] A. Schopenhauer, Erystyka …, s. 91

 

Kategoria: Myśl, Polityka, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *