Prof. Bartyzel: Mikołaj II królem Polski?
Widzę namiętne spory o to czy imperator Wszechrusi (i niewątpliwy męczennik) Mikołaj II był czy nie był "ostatnim królem Polski". A mon avis błędy większości dyskutantów (pomijam tych, co w imieniu wyimaginowanych "włościan" wygrażają stryczkami albo nazywają konserwatystów debilami i wysyłają ich do tiurmy, bo z tymi nie da się i nie ma po co dyskutować) biorą się z nierozróżniania pozytywnego LEGALIZMU od PRAWOWITOŚCI. Moje stanowisko natomiast jest następujące.
Nie ma żadnych podstaw, aby kwestionować LEGALNOŚĆ dwóch pierwszych (licząc od 1815 r.) Romanowów jako władców Królestwa Polskiego, utworzonego na Kongresie Wiedeńskim. Tę legalność uznawali zresztą praktycznie wszyscy Polacy w tej epoce – nawet uczestnicy spisków, tyleż "narodowych", co liberalnych w treści (jak choćby mjr Łukasiński). Nie da się także obronić legalności uchwały detronizacyjnej Sejmu z 1831 r., bo Sejm, zwołany z woli króla, nie miał żadnych uprawnień do dysponowania koroną (pomijając aspekt stricte polityczny, czyli że autorzy uchwały zgubili tym Polskę, jak powiedział nie kto inny, jak nasz największy mąż stanu XIX wieku, ks. Adam J. Czartoryski). Ale na czym opierała się ta legalność? Na dwu podstawach: (a) decyzji mocarstw rozstrzygających o kształcie Europy, (b) nadaniu temu tworowi politycznemu konstytucji przez króla Aleksandra (nazbyt liberalnej skądinąd, ale to nie ma tu nic do rzeczy). I to wszystko: siła + prawo pozytywne. Realizm nakazywał uznać ten stan rzeczy, bo nic lepszego nie mogło się wtedy zdarzyć. Natomiast ten twór polityczny, wykrojony ze skrawka ziem dawnej Rzplitej (bez historycznych stolic: Gniezna, Poznania i Krakowa) nie mógł wykazać się żadną prawowitością, ani w sensie (a) dynastycznym) – bo tego w ogóle w Polsce od Jagiellonów nie było, ani (b) historycznym, bo nie istniała żadna ciągłość między królewsko-wielkoksiażęcą Rzeczpospolitą Obojga Narodów; po jej likwidacji lata 1795-1815 są "czarną dziurą".
Czy natomiast owo Królestwo mogło zyskać (c) prawowitość w sensie moralnym – czyli "wykonywania"? Owszem, mogło, ale to zależało od postępowania władców właśnie. Gdyby przestrzegano konstytucyjnych zasad ustrojowych, gdyby spełniono obietnicę przyłączenia Ziem Zabranych, to tę prawowitość by Romanowowie mogli nabyć. Ale ich postępowanie temu przeczyło, zaś od 1832 roku następuje proces destrukcji przez nich Królestwa, począwszy od uchylenia konstytucji, a skończywszy na degradacji do rangi i nomenklatury "Kraju Nadwiślańskiego" bodaj w 1874 i nadto urzędowej rusyfikacji (więc działaniu typowo nacjonalistycznemu i rewolucyjnemu). Można też ścierpieć króla -schizmatyka – skoro ścierpiał to Kościół w osobie Prymasa Królestwa, koronującego Mikołaja I, ale nie można ścierpieć kasaty i prześladowania unitów. Jak mówi św. Tomasz z Akwinu, król jest dla królestwa, a nie królestwo dla króla, żaden władca nie ma więc prawa działać na szkodę danego mu królestwa, a czyniąc tak traci prawo do jego posiadania, traci prawowitość wykonywania. Władza jest też pewną – specyficzną – formą własności, a nauka społeczna Kościoła mówi, że właściciel, który jest włodarzem majętnosci Bożej bardziej niż tym, który w sensie pogańsko-rzymskim ma "ius utendi et abutendi", traci do niej prawo wskutek jej nieuprawiania bądź złego, tzn. ze szkodą dla dobra wspólnego, zarządzania.
Konkludując: poprzez fakt działania na szkodę królestwa, które uzyskali w 1815 roku, jego celowej i systematycznej destrukcji, działania sprzecznego z dobrem wspólnym, Romanowowie utracili prawo do niego. Gdy królestwo jest fikcją, tytuł "króla Polski" w nomenklaturze urzędowej cesarzy rosyjskich nie ma większego znaczenia, jak tytuł "królów Francji" w nomenklaturze królów angielskich od traktatu w Troyes – całkowicie sprzecznego z prawem fundamentalnym Królestw Francji. To fikcja prawna, czcza tytulatura z jednej strony, a z drugiej naga siła, do 1915 roku.
Jeszcze taka kwestia. Jeżeli Mikołaj II był legalnie i prawowicie królem Polski, to oczywistą implikacją tegoż jest obowiązek wierności mu w każdej sytuacji ze strony tych Polaków, którzy urodzili się w zasięgu jego władzy, a w szczególności tych, którzy z tytułu obejmowanych godności i funkcji składali mu przysięgę.
Lecz w takim razie członkowie Rady Regencyjnej Królestwa Polskiego – ale zupełnie innego, bo ustanowionego wolą innych władców (cesarzy niemieckiego i austriackiego) – przyjmując z rąk tych cesarzy nominacje – byli zdrajcami, wiarołomcami i buntownikami względem króla Mikołaja, bo wszyscy oni byli z urodzenia jego poddanymi. I nic tu zmienia fakt, ze zmieniły się okoliczności polityczne, albowiem dopóki trwa wojna i nie ma traktatu pokojowego, to utrata kontroli nad terytorium i jego okupacja przez stronę przeciwną nie tworzy żadnej nowej prawnej sytuacji z punktu widzenia prawa międzynarodowego.
Pytam więc: kto pierwszy rzuci kamieniem w abpa Kakowskiego, ks. Lubomirskiego i hr. Ostrowskiego?
Profesor Jacek Bartyzel
źródło: facebook
Kategoria: Historia, Jacek Bartyzel, Polityka, Publicystyka
Pan prof. Jacek Bartyzel napisał: "Nie ma żadnych podstaw, aby kwestionować LEGALNOŚĆ dwóch pierwszych (licząc od 1815 r.) Romanowów jako władców Królestwa Polskiego, utworzonego na Kongresie Wiedeńskim." – moim zdaniem takie podstawy (wystarczające dla skuteczności) istnieją. Są mianowicie przynajmniej te dwie:
1) obca przemoc (decydujący głos miały te mocarstwa, które 20 lat wcześniej formalnie rozebrały Rzeczpospolitą) utrzymująca dokonany (również przemocą) podział ziem Rzeczypospolitej, a tylko zmieniając przebieg linij demarkacyjnych pomiędzy strefami okupacyjnymi Habsburgów, Romanowów i Hohenzollernów;
2) odwoływanie się SELEKTYWNE do zasady legitymizmu (przywrócono panowanie Bourbonów we Francji, ale NIE przywrócono panowania Wettinów w Polsce, co przewidywała konstytucja majowa, a co – ułomnie – uczynił w 1807 r. Napoleon Bonaparte /a to przecież był główny ANTYbohater z punktu widzenia decydentów drugiego Kongresu Wiedeńskiego! – pierwszy Konres Wiedeński był o 300 lat wcześniej/ powierzając przedstawicielowi tej dynastii funkcję księcia warszawskiego).
I jeszcze jedna okoliczność. Sporo Polaków żyło podczas I wojny światowej w zasięgu władzy dwóch innych cesarzy. Z punktu widzenia, zapewne bliskiego prof. Bartyzelow,i ci Polacy TAK SAMO mieli obowiązek poczuwać sie do lojalności, posłuszeństwa i wierności owym dwom cesarzom (w Berlinie i we Wiedniu), chociaż ci cesarze akurat nie posiadali w swych tytulaturach frazy "król polski". A zatem Polacy we wszystkich trzech zaborach mieli moralny OBOWIĄZEK (w razie czego) walczyć także przeciwko innym Polakom, z góry licząc się z tym, że ostatecznym rezultatem tych walk będzie kolejna zmiana przebiegu kordonów międzyzaborowych. Może Profesora oburzy moja metoda REDUCTIO AD ABSURDUM, zastosowana akurat przeciwko poglądom monarchistycznym i konseratywnym, niemniej jednak szczerze Go pozdrawiam – ze względu na dawną wspólną działalność nas obu w RMP i obecną pracę w tej samej uczelni.
Konradzie,
ad 1) to, że decydowały te same państwa, które 20 lat wcześniej dokonały rozbioru Polski, jest po prostu faktem, na który Polacy nie mieli wpływu, bo taki był rezulat wojny z rewolucyjnym cesarstwem, niemniej mówić o prostej zmianie linii demarkacyjnych dowodzi po porstu emocjonalnego zaślepienia: w 1795 roku owe trzy państwa i Domy panujące dokonały likwidacji Rzeczypospolitej, zobowiązując się przy tym wzajemnie i uroczyście, że żaden z nich Polski w jakiejkolwiek postaci nie wskrzesi i nie przyjmie tytułu króla Polski, tak aby jej imię było po wsze czasy wymazane. Utworzenie w 1815 roku Królestwa Polskiego, choć z ograniczoną suwerennością i w kadłubowej terytorialnie postaci było jednak PRZEKREŚLENIEM tamtej decyzji i imię Polski, jako podmiotu prawa narodów na mapę Europy powróciło.
2) Mówienie o legitymizmie Wettynów jest nieporozumieniem. Legitymizm to zespół zasad prawa zwyczajowego, które kształtują się przez wiele pokoleń i dopiero po jakimś czasie – najczęściej w sytuacji krytycznej, jak zgłoszenie czyjegoś nielegitymowalnego roszczenia, stają się normą prawa pozytywnego (statutowego). Ofiarowanie Wettynowi tronu polskiego bez zapytania go czy jest tym zainteresowany i przez konstytucję będącą przecież de facto zamachem stanu żadnego legitymizmu jeszcze nie wytwarza. Wettynów mozna traktować co najwyzej jako pretendentów do tronu polskiego.
3) co było moralnym obowiązkiem Polaków to temat na inną dyskusję, bo tu jedynie rozważana była kwestia legalizmu.
"owe trzy państwa i Domy panujące dokonały likwidacji Rzeczypospolitej, zobowiązując się przy tym wzajemnie i uroczyście, że żaden z nich Polski w jakiejkolwiek postaci nie wskrzesi i nie przyjmie tytułu króla Polski, tak aby jej imię było po wsze czasy wymazane."
kto im dał do tego prawo? Wcześniej gwarantowały one terytorium Rzeczypospolitej i jej ustrój, w tym wolną elekcję. Carat wiązał z Rzeczypospolitą pokój Grzymułtowskiego z 1686, co potwierdzono w 1768.
"Ofiarowanie Wettynowi tronu polskiego bez zapytania go czy jest tym zainteresowany i przez konstytucję będącą przecież de facto zamachem stanu żadnego legitymizmu jeszcze nie wytwarza. Wettynów mozna traktować co najwyzej jako pretendentów do tronu polskiego."
Co z\atem obowiązywało? Artykuły Henrykowskie? Czy Kongres Wiedeński je przywrócił? Czy któryś car został obrany w wolnej elekcji? A tytuł imperatorów brzmiał "car polskij" nie król Polski.
Kamieniem może nie, ale zachowanie monarchii jako ustroju w kraju który przez większość swojej historii nią był, nie byłoby może takie złe…