banner ad

Kita: AKCE K – dramat Czechosłowackiego Kościoła w czasach komunizmu

| 12 czerwca 2021 | 0 Komentarzy

Gdy w lutym 1948 roku komuniści (w wyniku przewrotu) przejmowali całość władzy w Czechosłowacji, dla uważnych obserwatorów stawało się coraz bardziej oczywiste, że kolejnym ich celem będzie rozbicie i podporządkowanie sobie Kościoła katolickiego.

Sytuacja w tym kraju po wojnie była na pierwszy rzut oka odmienna od tej w innych krajach, przez które przeszła Armia Czerwona. Wojska sowieckie po pokonaniu Rzeszy Niemieckiej wycofały się z terytorium państwa. Oficjalnie działały partie i stronnictwa nie związane z partią komunistyczną. Prezydentem był (po powrocie z emigracji) człowiek, który pełnił tę funkcję przed 1938 rokiem: Edvard Beneś.

Przeprowadzone w 1946 roku wybory w Czechach wygrali zdecydowanie komuniści. Na Słowacji sytuacja już nie była dla nich taka klarowna, gdyż tam, podobnie  jak na Węgrzech, wybory wygrała Partia Drobnych Rolników. Przywódca Komunistycznej Partii Czechosłowacji, Klement Gottvald, sprawował funkcję premiera, ale nie posiadał większości w parlamencie.

Pozycja komunistów w latach 1945-48 cały czas zdawała się słabnąć, gdyż w przeciwieństwie do krajów ościennych nie udało im się zdobyć pełnej władzy. Niekomunistycznym liderom politycznym wydawało się, że ich kraj będzie swoistym pomostem pomiędzy Wschodem a Zachodem. Prezydent Beneś zapewnienie, że tak właśnie będzie, uzyskał ponoć od samego Stalina na Kremlu.

Niestety, wobec zaostrzenia sytuacji międzynarodowej po blokadzie Berlina i złamaniu przez Sowiety wszelkich zobowiązań międzynarodowych stanie okrakiem na barykadzie nie mogło trwać długo.

Przekonał się o tym minister spraw zagranicznych Czechosłowacji, Jan Masaryk, syn założyciela Czechosłowacji, Tomasza Gary Masaryka. Po początkowej akceptacji planu odbudowy gospodarczej Europy, zwanej Planem Marshalla, musiał on w połowie 1947 roku, pod naciskiem Stalina odrzucić go. Miał wtedy powiedzieć, że w tamtej chwili przestał być ministrem suwerennego kraju.

Na połowę roku 1948 zaplanowano wybory do parlamentu. Wszystkie dostępne wtedy badania opinii publicznej przewidywały zdecydowaną przegraną komunistów. Wśród sił niekomunistycznych panowało powszechne przekonanie, że uda się ich osłabić poprzez mechanizmy demokratyczne. O tym, że nadzieje te były płonne, już wkrótce przekonali się wszyscy aktorzy sceny politycznej w kraju.

Otóż członkowie partii komunistycznej w ramach rządu posiadali pełną kontrolę nad resortami siłowymi. Poprzez różnego rodzaju prowokacje i działania odśrodkowe rozbijali i osłabiali opór wobec poczynań swojego stronnictwa. Poza tym tworzyli oni ze swoich zwolenników zbrojne i półlegalne tzw. „milicje ludowe”. Ludzie ci w odpowiednim momencie mieli stać się zbrojnym ramieniem Partii w momencie przejmowania władzy.

Moment taki nadarzył się pod koniec lutego 1948 roku, kiedy to do dymisji podali się niekomunistyczni ministrowie w proteście przeciwko praktyce działania organów bezpieczeństwa. Osłabiony fizycznie i izolowany prezydent Beneś, wbrew nadziejom w nim pokładanym, dymisje te przyjął. Komuniści przejęli pełnię władzy.

Na stanowisku ministerialnym pozostał wyżej wymieniony minister spraw zagranicznych, Jan Masaryk. Nie na długo. Dwa tygodnie po przewrocie znaleziono go martwego na podwórzu gmachu ministerstwa, któremu szefował. Wypadł z okna z niewyjaśnionych do dziś okolicznościach. Ostatnim akordem przewrotu było uchwalenie nowej konstytucji państwa, której podpisania odmówił coraz bardziej schorowany i opuszczony przez wszystkich prezydent. W czerwcu ogłosił on swoją dymisję. Jego następcą został Gottvald, natomiast Beneś zmarł trzy miesiące później w swoim domu. Jego pogrzeb był ostatnim akordem systemu tzw. III Republiki Czechosłowackiej i mrzonek o tym, że można będzie zachować niepodległość i neutralność między Wschodem a Zachodem. 

Ale zatrzymajmy się nad tym, gdzie znajdował się Kościół katolicki w całym tym procesie stopniowego przejmowania władzy przez komunistów.

Paradoksalnie po 1945 roku czerwoni stroili się w piórka obrońców tej instytucji i wiernych przed represjami ze strony państwa. Aby to zrozumieć należy wiedzieć, że po 1918 roku państwo Czechosłowackie budowane było w opozycji do katolicyzmu w myśl hasła „Precz z Rzymem! Precz z Wiedniem”. Katolicy mimo tego, iż stanowili większość społeczeństwa, byli marginalizowani. Dlatego winę za rozpad państwa po 1938 przypisywano polityce Masaryka i Beneśa, którzy antagonizowali i marginalizowali wierzących. Wyrazem odrzucenia tej polityki było zwrócenie się zarówno sił na emigracji, jak i w kraju, do ludzi wierzących i położenie nacisku na wartości chrześcijańskie. I tak prezydentem został praktykujący i wierzący katolik, Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego,  Emil Hacha. W odłączonej Słowacji  prezydentem został działacz narodowy, Josef Tiso. Na emigracji premierem rządu Czechosłowacji był ksiądz Jan Sramek. Na te postacie patrzymy dziś przez pryzmat ich późniejszej działalności, jednak wtedy powierzenie im w/w funkcji było wyrazem rozczarowania i braku akceptacji dla antykatolickiej polityki Pierwszej Republiki Czechosłowacji.

Dlatego po 1945 roku Gottvald i inni działacze komunistyczni nie odważyli się otwarcie stanąć przeciwko Kościołowi. Zarówno temu hierarchicznemu w osobie prymasa i więźnia niemieckich obozów koncentracyjnych, Josefa Berana, jak i wiernym.  Uczestniczyli oni i przemawiali w uroczystościach religijnych, takich jak procesje i odpusty. Zapewniali o swoim poszanowaniu dla wierzących i ich praw.

Uwieńczeniem tego i punktem kulminacyjnym było słynne Te Deum w katedrze w Pradze po zaprzysiężeniu Klementa Gotvalda na prezydenta w lipcu 1948 roku. Prezydent osobiście po raz pierwszy w historii tego świeckiego państwa zaproszenie na nabożeństwo przyjął.

Umocnieni we władzy komuniści nie mogli jednak długo tolerować Kościoła, które swoje centrum miał poza granicami państwa, a z racji istoty swojego posłannictwa był podmiotem niezależnym od władzy świeckiej.

Do rozpoczęcia prześladowań wykorzystano tzw. „cud w Cihosti” . W grudniu 1949 roku w Cihosti, w środkowych Czechach, podczas niedzielnej Mszy świętej, stojący w głównym ołtarzu krzyż zaczął się w nienaturalny sposób przechylać. Świadkami tego byli zebrani w kościele wierni. Odprawiający Mszę św. proboszcz, ks. Józef Toufar, nie zauważył niczego (stał bowiem tyłem do ludzi).

Wydarzenie wywołało spore poruszenie w parafii i okolicy. Do Cihosti zaczęli pielgrzymować wierzący. Nie uszło to uwadze komunistycznych władz Czechosłowacji, które aresztowały proboszcza i torturami próbowały zmusić go do przyznania się, że to on skonstruował mechanizm, który poruszał krzyżem. Zamęczono go i zakopano w nieoznakowanej mogile przy więzieniu w Pradze.

Śmierć księdza pokrzyżowała plany reżimu na wytoczenie mu publicznego procesu. Miał to być sąd nad całą hierarchią kościelną, która według nich stała za zabobonem i podburzaniem wiernych do czynnego oporu wobec Partii i Państwa.

W kwietniu 1950 zlikwidowano jednej nocy wszystkie męskie klasztory i zgromadzenia zakonne. Przymusowo skoncentrowano i uwięziono w kilku klasztorach 2376 zakonników, przymuszając ich do pracy w polu i na budowach. Byli np. zmuszani do przerzucania obornika gołymi rękami. Przetrzymywano ich bez żadnych procesów i wyroków sądowych, a w konsekwencji działań bezpieki wielu zginęło lub doznało poważnych uszczerbków na zdrowiu.

Zakonnicy, którzy stawiali opór, byli zamykani do klasztornych kaplic, pełniących rolę karceru. Kara ta była tym bardziej dotkliwa, że w tym czasie pozbawiano ich możliwości skorzystania z toalety. Komuniści zniszczyli wiele cennych książek i rękopisów. Nie zagospodarowany majątek klasztorny w postaci budynków i ich wyposażenie uległy częściowemu, lub całkowitemu zniszczeniu.

Na prawie czterdzieści lat zanikło jawne życie monastyczne w kraju. Co nie oznacza, że nie było go tam wcale. Przez cały okres komunizmu tajnie wyświęcano za granicą (głównie w Polsce) kleryków i zakonników. W domach prywatnych działały konspiracyjne zgromadzenia zakonne. Jak opowiadał jeden z księży, przejmujący nieraz był widok podczas odprawiania Mszy świętej, gdy grupa dorosłych ministrantów podczas Przeistoczenia nagle wyciągnęła do przodu swoje prawe ręce. Znaczyło to tyle, że tajnie współkoncelebrowali oni mszę.

Po zniszczeniu zakonów przyszła kolej na rozbicie oficjalnej hierarchii kościelnej. Nadarzyła się ku temu okazja, gdyż prymas Beran, widząc dramatyzm sytuacji, postanowił działać adekwatnie do sytuacji. Na dzień Bożego Ciała w roku 1951 przygotował on ostry list pasterski, w którym informował wiernych o prześladowaniach duchownych i zachęcał ich do walki o podstawowe prawa.

Organy bezpieczeństwa na ten dzień przygotowały prowokację. W katedrze, zamiast wiernych, pojawili się agenci tajnych służb. Gdy arcybiskup zaczął czytać odezwę, zgromadzeni zaczęli buczeć, klaskać i tupać nogami. Nabożeństwo przerwano, arcybiskup został odprowadzony od ołtarza do swojej rezydencji. I tak było we wszystkich diecezjach. W następstwie tego wydarzenia święto Bożego Ciała i inne katolickie święta zostały zniesione i zamienione na dni wolne od pracy. Internowani lub umieszczeni w izolacji zostali wszyscy biskupi i arcybiskupi diecezjalni.

Przestały istnieć kapituły diecezjalne i inne struktury kościelne. Wielu księży zostało siłą usuniętych z parafii i zmuszonych do powrotu do stanu świeckiego. 

Gdy w latach 90 ubiegłego wieku odrodziły się struktury kościelne, tym którzy założyli rodziny i wyrazili chęć powrotu do stanu duchownego, pozwolono na to.

Sam kardynał Beran był więziony i przetrzymywany przymusowo w różnych miejscach. W roku 1963 odzyskał wolność, jednak  uniemożliwiono mu podjęcie obowiązków duszpasterskich. W czasie, gdy go więziono, jemu i towarzyszącej mu siostrze zakonnej dosypywano do pożywienia afrodyzjaków. Odpowiednie służby pozostawały w stałej gotowości, by nakręcić kompromitujący materiał filmowy.

W 1965 kardynałowi pozwolono wyjechać do Rzymu, gdzie zmarł w 1969 roku. Rok wcześniej, po inwazji wojsk państw Układu Warszawskiego na Czechosłowację, wydał on przejmującą odezwę do swoich rodaków. Został pochowany w bazylice św. Piotra, obok papieży, jako jedyny nie-papież. W kwietniu 2018 roku jego doczesne szczątki powróciły do Pragi i z honorami państwowymi pochowano je w katedrze praskiej.

Symbolem trwania i męczeństwa był kardynał Szczepan Trochta,  mianowany w 1947 roku biskupem diecezji Litomerice w zachodnich Czechach. W roku 1951 został usunięty ze swojej diecezji. W 1954 skazano go na karę 25 lat pozbawienia wolności. Więziony i męczony, wyszedł na wolność w roku 1960. Z zakazem podjęcia obowiązków biskupich przebywał w domu pomocy społecznej pod nadzorem organów bezpieczeństwa do 1968 roku. Wtedy to, w ramach odwilży „Praskiej Wiosny”, powrócił do swojej diecezji i ponownie objął obowiązki biskupa. Zmarł w roku 1974. W jego pogrzebie uczestniczył ówczesny arcybiskup krakowski kardynał Karol Wojtyła, któremu jednak nie pozwolono koncelebrować mszy pogrzebowej. Dopiero na cmentarzu przy trumnie powiedział, że oto chowany jest męczennik.

Wraz z końcem komunizmu odnowiono struktury kościelne i ponownie otwarto klasztory. Oczywiście daleko im do powrotu do stanu sprzed 1948. Ziemia Czeska, a zwłaszcza jej część północno-zachodnia, jest ziemią misyjną. Zdewastowane świątynie, cmentarze i miejsca kultu będą jeszcze długo przypominać o tych tragicznych czasach prześladowań.

 

Grzegorz Kita

Kategoria: Historia, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *