banner ad

Danek: Peregrynacje lokalne (II): Heilig-Kreuz-Kapelle

| 13 lipca 2022 | 0 Komentarzy

Kiedy budowano, a potem otwarto dla wiernych (nowe) Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, podobnie jak wielu mieszkańców Krakowa miałem wątpliwości co do jego kształtu. Do dziś zastanawiam się, czy niektóre z zastosowanych w nim rozwiązań należy uznać za udane. Dlatego od jego części głównej, przeznaczonej do nabożeństw dla wielkich tłumów, z posmakiem imprez masowych – w stylu św. Jana Pawła II, który konsekrował tę świątynię – wolę dolny poziom bazyliki, potocznie nazywany po prostu dolnym kościołem. Lubię o nim myśleć jako o „podziemiu” sanktuarium, choć nie ma to żadnego racjonalnego uzasadnienia, bo jego pomieszczenia nie znajdują się poniżej poziomu ziemi. Tutaj mieszczą się bardziej kameralne miejsca modlitwy, w których można się ukryć razem z Panem Bogiem i niewielką wspólnotą kultystów, podobną do dawnych gmin chrześcijańskich. Wśród nich są kaplice „narodowe”: niemiecka, ukraińska i węgierska. W tych zapiskach z lokalnych peregrynacji o każdej z tych trzech warto by było opowiedzieć osobno i może kiedyś mi się to uda.

Łagiewnicką Kaplicę Krzyża Świętego, czyli Heilig-Kreuz-Kapelle, ufundowali katolicy z Niemiec, toteż krócej nazywa się ją niemiecką. Po przestąpieniu jej progu z łatwością odczujemy, spod czyich rąk wyszła. Wnętrze sprawia wrażenie celowo, w ramach ascezy, odartego z barw. Jego dominantą jest surowość. Poza kamieniem małego ołtarza wyciętego w szarym marmurze i prostymi drewnianymi ławkami wystrój kaplicy tworzą tylko: piętnaście naściennych płaskorzeźb z częściami Drogi Krzyżowej, krucyfiks ołtarzowy, świeczniki i statua obok ołtarza – wszystko uformowane z szorstkiego, prawie czarnego metalu.

Surowość (niekoniecznie tożsama z prostotą) jest od wieków plastycznym, przestrzennym wyrazem duszy niemieckiej. Architektura niemiecka to surowe formy „północne”, gotyckość. Symptomatyczne, że w architekturze austriackiej niemieckość pozostaje nie aż tak widoczna – ze względu na jej synkretyczny charakter, przyjęty od wielonarodowego imperium Habsburgów, z silnymi wpływami Południa i świata romańskiego. Sprawy te roztrząsano w najdrobniejszych szczegółach w pierwszych latach III Rzeszy, kiedy ster rządów w Niemczech uchwycili narodowi socjaliści. We wszystkich dziedzinach życia wrzała walka o światopogląd, niemiecki, narodowy, co starano się uchwycić czasem z wyczuciem, częściej chyba jednak do bólu siermiężnie. W takich warunkach nie mogło nie dojść do walki o sztukę, także o sztukę stosowaną. Nowoczesnych architektów wygnano z kraju, a proreżimowi historycy czy krytycy sztuki grzmieli za nimi z hitlerowskich periodyków, że „żaden Niemiec nie chciałby mieszkać pod płaskim dachem” – bo dach ów stanowił przeciwieństwo najczystszego wyrazu architektury narodowej, rdzennej, za jaki uznano gotyk.

W niemieckiej literaturze religijnej z różnych epok spotyka się zwrot „niemiecki Bóg”.  Określenie to traktowane bywało jako dowód, że Niemcy duchowo nigdy nie należały naprawdę do Kościoła uniwersalnego, że nawet w czysto katolickim okresie swoich dziejów, od chrystianizacji do XVI wieku, w gruncie rzeczy tylko udawały katolicyzm, a za jego parawanem w rzeczywistości wyznawały jakąś osobliwą narodową monolatrię, podszytą a to pogaństwem, a to panteizmem i któż wie czym jeszcze. W teoriach tego typu celowali zwłaszcza tępi okcydentaliści, autorzy tendencyjnie utożsamiający cywilizację w ogóle z „cywilizacją łacińską” lub po prostu z kulturą krajów romańskich (ale, co znamienne, bez Rumunii), często nie kryjący niechęci bądź wrogości, czy zgoła nienawiści i pogardy do kultury niemieckiej. Niemiecka Kaplica Krzyża Świętego wtopiona w masyw polskiej bazyliki to doskonałe miejsce, by się przekonać, jak bardzo te obskuranckie poglądy pozostają odległe od rzeczywistości. Oczywiście są tu obecne motywy związane z kultem niemieckich świętych. Zwrot „niemiecki Bóg” jest figurą poetycką, oznacza niemiecki styl religijności*. Posąg sąsiadujący z ołtarzem to św. Teresa Benedykta od Krzyża, przed odejściem ze świata do Karmelu znana pod świeckim imieniem Edyty Stein, kobieta-filozof, uczennica Edmunda Husserla, profesora z Fryburga, późnego depozytariusza dziedzictwa idealizmu niemieckiego; ta święta zarazem germańska i żydowska, czerpiąca zarówno z obu tych wielkich tradycji jak z przepastnych źródeł. Na stacjach kaplicznej Drogi Krzyżowej zaś Szymon Cyrenejczyk ma twarz bł. Karla Leisnera, który do kapłaństwa, a potem do nieba wszedł przez bramę hitlerowskiego obozu koncentracyjnego.

Ale w kaplicy daje się też wyczuć ciche tchnienie Południa, Włoch, Umbrii – ślady duchowości franciszkańskiej. Italia i Germania dopełniają się, są związane miłością dwóch sióstr, jak na noszącym taki właśnie tytuł genialnym obrazie Friedricha Overbecka, dziewiętnastowiecznego malarza z katolickiej szkoły Nazareńczyków. Krucyfiks ołtarzowy ma formę franciszkańską – krzyża św. Antoniego, w kształcie litery tau, a na jednej z tablic Drogi Krzyżowej pod drzewem na Golgocie jako św. Jan Apostoł stoi sam Biedaczyna Boży. Trudno mi w tym miejscu nie wspomnieć, że franciszkanie bywali przecież podporą cesarskiego tronu w prawdziwej niemieckiej monarchii – Świętym Cesarstwie Rzymskim. Brat Eliasz Bombarone, współpracownik św. Franciszka, zaprzyjaźnił się z cesarzem Fryderykiem II Hohenstaufem, a inny franciszkanin, Wilhelm Ockham, został nadwornym teologiem cesarza Ludwika IV Bawarskiego.

Zza ołtarza spogląda ponad jego płytą na wnętrze kaplicy wysoki drewniany krzyż, wzniesiony na planie krzyża celtyckiego, ale zamiast zwykłej kolistej obręczy wokół przecięcia belek, dźwiga na sobie koronę cierniową. Przypomnijmy: krzyż celtycki to krzyż z nałożonym nań kręgiem słonecznym. Słońce należy do najstarszych symboli, już w Biblii używanych, by w słowach przeznaczonych dla ludzkich uszu opisać majestat zarówno Boga Starego Testamentu, jak i Chrystusa. Ale tutaj, w Kaplicy Krzyża Świętego, nie panuje ani Słońce, ani Światło, lecz Ciemność.

Ciemność – jedna z najczęściej notowanych form, w jakiej mistyk doświadcza obecności Boga. Najgłębiej leżąca warstwa rzeczywistości, podstawa istnienia. Ciemność, w której nie ma żadnych rozróżnień. Ciemność, z której wszystko się wyłoniło. Ta Ciemność, która odgrywa tak wielką rolę w niemieckiej szkole mistyki i w niemieckiej tradycji filozoficznej (na czele z filozofią Schellinga).

Katolicka duchowość niemiecka ma w znacznej mierze zabarwienie pasyjne, przechodzi w mistykę cierpienia, które osiąga szczyt w misterium Męki Pańskiej, znajduje odblaski w cierpieniach męczenników i ascetów. Dość przywołać dwa kultowe teksty mistyków nadreńskich – „Księgę Mądrości Przedwiecznej” bł. Henryka Suzona i „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza á Kempis. Niemiecki katolicyzm to religia cierpienia, w którego ogniu przetapia się świat, wytapia się Nowy Człowiek – niczym materiał, z jakiego uformowano elementy wystroju kaplicy. Ciemny metal jest zimny, twardy, gdy dotknąć go dłonią, ale zarazem żyje, przelewa się i wzdyma, wibruje życiodajnym cierpieniem Zbawiciela. Upamiętnia i wywołuje raz jeszcze Śmierć, która stała się krynicą życia i taką jest dla nas do dziś. Materia i forma tych rzeźb mają charakter podwójny, dialektyczny – jak podwójna natura rzeczywistości w niemieckiej filozofii.

Nigdy nie brałem udziału w Najświętszej Ofierze w Kaplicy Krzyża Świętego. Ale chciałbym, bardzo chciałbym.

 

Adam Danek

 

* Co zastanawiające, analogiczny zwrot „węgierski Bóg”, w swoim czasie używany równie często przez chrześcijan w innym kraju, nie wywołuje po stronie polskiej takich emocjonalnych reakcji. Czyżby dlatego, że Węgry mają w Polsce legendę odwiecznego przyjaciela (niezależną od faktycznego przebiegu historii), a Niemcy odmienną?  

Kategoria: Adam Danek, Kultura, Myśl, Publicystyka, Religia, Wiara

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *