banner ad

Bachmura: Pukając w dno od spodu, czyli kilka refleksji po „święcie demokracji”

| 21 lipca 2020 | 1 Komentarz

Chcąc podsumować ostatnie dwa tygodnie zakończone wyborem nowego-starego Prezydenta RP w zasadzie nie wiem od czego mógłbym zacząć. Pojawia się tak wiele wątków, które uświadamiają nam w jak żałosnym kierunku podąża nasze społeczeństwo, że trudno wybrać tutaj zaledwie kilka konkretnych przykładów. Jest to w zasadzie wciąż to samo, co czyni system demoliberalny, zwłaszcza w naszym, polskim wydaniu, tak odpychającym, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że staczamy się do coraz głębszego rynsztoka z każdą kampanią wyborczą. Niczym wojna napędza rozwój technologiczny walczących stron, tak kolejne kampanie napędzają upadek intelektualny, moralny i kulturalny społeczeństwa.

 

Jednym z najbardziej wymownych obrazów ostatnich tygodni była Konfederacja, która z jakiegoś powodu postanowiła przegrać II turę wyborów, mimo że nie brała w niej nawet udziału. Po oficjalnym komunikacie partii, że nikogo popierać nie zamierza (co w mojej ocenie zrozumiałe, mając na uwadze tak rozchwiany na lewo (korwiniści) i prawo (część narodowców i nominalnie konserwatywne skrzydło Grzegorza Brauna) elektorat partii), poczęła dzielić się na obozy popierające kandydatów, których nie popierają, by następnie skoczyć sobie wzajemnie do gardeł, za tworzenie obozów popierających kandydatów, których nie popierają. Godna podziwu konsekwencja. I chyba tylko ci wyborcy Konfederacji wyszli z twarzą, którzy postanowili w drugiej turze swojego głosu nie udzielić nikomu, bądź też głosowali według swoich przekonań co do najmniej szkodliwej opcji zachowując przy tym bezpieczny dystans od niepopierających nikogo zwolenników poparcia jednego z dwóch kandydatów. W każdym razie, jeśli to jest kurs jaki decyduje się obrać ta partia, to czarno widzę dalszą przyszłość tego, coraz bardziej wrastającego w system, antysystemowego sojuszu.

 

Drugie miejsce wędruje do piewców tolerancji i języka miłości, który jak się okazuje zamyka się w wymownym haśle ***** ***, w lepszych czasach godnym marginesu społecznego, dziś jak się okazuje – będącym językiem własnym domniemanych elit narodowych (sic!). Osobiście nawet nie rozpatruję tego w kontekście walki politycznej, ale w szerszym kontekście kulturowym. Poziom kultury języka spada od dziesięcioleci nie tylko w Polsce, ale przynajmniej w całym obszarze cywilizacyjnym w jakim się znajdujemy, choć u nas po '89 roku zjawisko to nieustannie przybiera na sile. Egalitaryzm ma jednak tę nieodłączną cechę, że równa wszystkich w dół, zamiast wskazywać drogę ku lepszemu, jak ma to w miejsce w tradycyjnych, antyegalitarnych wspólnotach. Niestety nie sprowadza on społeczeństwa do poziomu ludzi prostych, ale do poziomu patologii i niestety nasze światłe elity należy już do tej grupy zacząć zaliczać.

 

Trzecie zaś miejsce i nagrodę pocieszenia zdecydowanie chciałbym przekazać naszym początkującym politycznym emigrantom, którzy mając zbyt wysokie wykształcenie, obycie w świecie, przepełnieni duchem miłości i tolerancji decydują się, jak donoszą media społecznościowe, wyprzedać majątek, zerwać kontakty z polską ciemnotą i wyjechać z kraju do jakiegoś światlejszego zakątka tego świata (niekoniecznie w tej kolejności i niekoniecznie przy uwzględnieniu wszystkich elementów tego planu). Ironiczne, że najbardziej zawzięci demokraci mają największy problem z zaakceptowaniem reguł gry. Wyróżnienie, choć już raczej poza konkursem, należy się bez wątpienia tym wszystkim, którzy przez cały ten krótki powyborczy okres z niezmierzoną pychą i arogancją odnosili „moralne zwycięstwo” swego intelektu i wielkomiejskiego obycia, by wkrótce pójść na nieistniejącą wojnę w obronie dzieci, które w niedalekiej przyszłości miały być stawiane pod mur za żebranie o cukierki w ramach kolejnego kapitalistyczno-konsumpcjonistycznego święta pozbawionego zakorzenienia w lokalnej kulturze i tradycji, ale z chęcią lansowanego w celu sezonowego napędzenia sprzedaży w związku z koniecznością zaopatrzenia się w dostateczna ilość dyń oraz strojów wiedźm, szkieletów i im podobnych.

 

Ażeby było sprawiedliwie nie sposób nie wspomnieć o partii rządzącej, która tuż po wyborach dała przykład swojego „konserwatyzmu” niemal w twarz rzucając, że na rozwiązaniu problemu pedofilii w Kościele im nie zależy, więc nie ma sensu, by w komisji zasiadł x. Isakowicz-Zaleski, który jest chyba najbardziej konsekwentnym, spośród polskiego duchowieństwa, wrogiem pedofilów. Zaraz potem Małgorzata Wassermann ogłasza, że PiS nie jest taki „anty-” jakby się mogło lewicy wydawać i twierdzi, że choć „jestem członkiem PiS, a jednocześnie jestem osobą bardzo tolerancyjną, kimś kto nie ma problemu z cudzymi poglądami, odrębną orientacją czy zainteresowaniami”*, co dobrze komponuje się ze słowami Kingi Dudy podczas wieczoru wyborczego. I tylko zapowiedź wypowiedzenia konwencji stambulskiej zdaje się ratować deklaratywnie konserwatywny wizerunek PiS-u, choć osobiście wstrzymam się i uwierzę, gdy zobaczę.

 

Niestety te wybory są bardzo bolesną lekcją, która uczy nas, że kontrrewolucji, choćby szczątkowej, nie da się przeprowadzić w systemie demokratycznym, ale pomimo. Zdecydowanie istotniejsza jest praca społeczna, samokształcenie i propagowanie idei bez jej upartyjniania, działalność w organizacjach pozarządowych, nie tylko na polu politycznym, ekonomicznym, ale w zasadzie każdym, z kulturą na czele, bo to tam właśnie zagnieździły się najgroźniejsze i najskuteczniejsze siły rewolucyjne. Kto jeszcze tego nie zrozumiał, teraz może mieć teraz ostatni moment na refleksję.

 

Osobiście nie namawiam do rezygnowania ze swojego czynnego prawa wyborczego (a choćby i biernego również), lecz z roku na rok coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu o potrzebie tak instytucjonalnego, jak i emocjonalnego dystansowania się od realiów bieżącej walki politycznej i chodnego spojrzenia tak na demoliberalne partyjki, jak i na wszelkie przejawy nominalnej jak i mniej lub bardziej ideowej prawicy ubranej w barwy partyjne. To co może nam zaoferować prawicowy parlamentaryzm, to zaledwie niewielkie przesunięcie ku lepszemu w porównaniu z tym, do czego dąży Kontrrewolucja:

 

Restaurare omnia in Christo!

 

Sebastian Bachmura

 

 

* wzmiankowany cytat pochodzi z: https://dorzeczy.pl/kraj/147378/niepokojace-wyniki-dla-pis-kaczynski-chce-zmiany.html

 

Kategoria: Polityka, Publicystyka

Komentarze (1)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. Gierwazy pisze:

    "Jednym z najbardziej wymownych obrazów ostatnich tygodni była Konfederacja, która z jakiegoś powodu postanowiła przegrać II turę wyborów, mimo że nie brała w niej nawet udziału. Po oficjalnym komunikacie partii, że nikogo popierać nie zamierza (co w mojej ocenie zrozumiałe, mając na uwadze tak rozchwiany na lewo (korwiniści) i prawo (część narodowców i nominalnie konserwatywne skrzydło Grzegorza Brauna) elektorat partii), poczęła dzielić się na obozy popierające kandydatów, których nie popierają, by następnie skoczyć sobie wzajemnie do gardeł, za tworzenie obozów popierających kandydatów, których nie popierają. Godna podziwu konsekwencja." Tako pisze autor, a mnie dziwi ten fragment niepomiernie, gdyż śledziłem w miarę regularnie polityczne wydarzenia ostatnich tygodni i nic takiego nie zauważyłem. Może p. Bachmura poda nazwiska tych skaczących sobie do gardeł polityków Konfederacji, bo coś mi się widzi, że poniosła go fantazja pismacza (albo PiSmaka…)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *