„Klara z Asyżu”
To kolejna ekranizacja życia św. Klary. Trochę starsza niż „Franciszek i Klara”, bo nakręcona w 1993 roku przez włoskiego kapucyna. Opowieść przykładna, oparta na zeznaniach sióstr w procesie kanonizacyjnym. Sceny zeznań stanowią ramę fabuły.
Fabuła jest prosta, zgodna z faktami historycznymi. Brak efektów specjalnych, budowania napięcia. Drażni mnie sztuczność postaci, które przemawiają językiem kazań kościelnych. Zawsze się zastanawiam, w czym gorsze jest sformułowanie: „Klara, idź do Franciszka” od „Klaro, udaj się do Franciszka”, w czym gorsze jest uroczyste „co mam uczynić” od „co mam zrobić”? W przypadku „Franciszka i Klary” miałam wrażenie, że postacie są mi bliskie, tutaj z kolei, z racji tych uroczystych sformułowań, bohaterowie jak gdyby schodzą z Parnasu… Zresztą, może to problem przekładu i winne jest polskie tłumaczenie, a włoski oryginał nie zawiera takich pobożnych archaizmów?
Co uderza natomiast, w porównaniu do „Franciszka i Klary”, to ubóstwo tych pierwszych sióstr. Tam chodziły one w pięknych nowych habitach (czarnych z białym rantem), tutaj mają ubogie tuniki, mocno połatane. Tam Klara po prostu zamienia pałac na klasztor, tutaj sama przyznaje, jakie to poświęcenie. Bardzo mocno podkreślono różnicę między światem, dla którego umarła, i światem, który wybrała. Taki szczegół, a jednak sprowadza uwagę na właściwe tory.
Aleksandra Solarewicz
"Klara z Asyżu", Włochy 1993; fot. zrzut z ekranu
Kategoria: Aleksandra Solarewicz, Recenzje
"Co uderza natomiast, w porównaniu do „Franciszka i Klary”, to ubóstwo tych pierwszych sióstr".
Ale oczka sobie malowały.
Rozumiem, że tylko do filmu…