banner ad

Żak: Opowiem wam o moich dziadkach

| 7 stycznia 2015 | 0 Komentarzy

powstanie styczniowe czestochowaKażde pokolenie musi zmierzyć się z epoką, w której żyje i wyrazić siebie w czasie, w którym przyszło mu żyć. Nie może jednak na tym poprzestać, gdyż wtedy zmuszone byłoby do akceptacji rzeczywistości, z całym wymiarem zła kryjącym się w niej. Dopiero wzięcie odpowiedzialności sprawia, że przeszłość, teraźniejszość i przyszłość zaczyna tworzyć harmonijną całość – pisze Artur Żak.

Mam to ogromne szczęście, że pamiętam jednego z moich dziadków i stryjka, ludzi, którzy dorastali przed wojną na zapyziałej wsi i którzy, w swojej chłopskiej przekorze, nie dali się skazić komunizmem.

Mój dziadek od strony mamy w 1939 roku prosto z pielgrzymki do Częstochowy został wcielony do wojska. Jego oddział został rozbity, a on popędzony w głąb Rosji. Tylko cud sprawił, że udało mu się na pieszo wrócić. Jego przyjaciela zabili Ukraińcy strzałem w plecy. Kiedy już nauczyłem się chodzić, zabierał mnie do lasu na mogiły poległych partyzantów. Gdy umarł, chodziłem z jego bratem, a moim stryjkiem.

Najstarszy brat mojego dziadka od strony taty zginął pierwszego września gdzieś pod Wieluniem. Drugi brat został oskarżony o zabicie rosyjskiego oficera i spędził dwanaście lat w więzieniach Polski Ludowej.

Dlatego mój świat jest prosty, żeby nie powiedzieć: zero-jedynkowy. Nie doszukuję się, jak wielu czytelników Gazety Wyborczej, światłocieni. Święte jest dla mnie to, co było święte dla moich dziadków i stryjków, i staram się żyć tak, aby podali mi rękę, gdy przyjdzie moja godzina. Zastanawiam się jednak, czy w ten sam sposób nie myślą i ci, których dziadkowie ulegli skażeniu komunizmem i swoim wnukom, w najlepszej wierze, przekazali wartości, których nie akceptuję. Czy są gorsi? Czy są gorszymi Polakami? Po prostu mieli innych dziadków. Inny fundament.

Ale nie zamierzam roztrząsać wyższością wychowania przez jednych dziadków nad drugimi i odwrotnie. Pytanie o przeszłość nigdy nie było dla mnie pytaniem o konkretne wydarzenia historyczne, ale o świadków tych wydarzeń. Historii nie opowiadają podręczniki, ale ludzie, którzy przeżyli. I to właśnie ci ludzie budują świadomość kolejnych generacji. Gdybym cofnął się kilka pokoleń wstecz, możliwe, że zobaczyłbym, że moi przodkowie byli całkiem obojętni wobec losów Powstania Styczniowego. Możliwe, że cieszyli się, że carscy wyrzynają „panów”. Możliwe… Wiem jednak, że w 1939 roku stanęli w obronie Polski, bo to był ich dom.

To gdybanie pozwala mi z pewnym optymizmem patrzeć na sytuację w Polsce i na siebie. Nie wykluczam, że chaos wartości, sprzeczne fundamenty, brak wspólnego mianownika w ocenie przeszłości, sprawiają, że wielu z nas zatraciło poczucie i sens polskości. Anna Berberowa, wspaniała rosyjska pisarka, napisała, że przekleństwem człowieka jest drugi człowiek, ale jest i jego wybawieniem. Pamięć o minionych pokoleniach jest otwarciem drzwi do zrozumienia siebie w znacznie szerszej płaszczyźnie niż ostatnie kilkadziesiąt lat. Pytanie, kim był mój pradziadek, prapradziadek i tak dalej otwiera na nowy wymiar myślenia o sobie i życiu. Niepamięć, natomiast, jest jak czarna dziura, która zasysa wszystko co niewygodne, zakrzywia światło i sprawia, że teraźniejszość staje się bożkiem. Każdy bożek ma to do siebie, że, pozwolę się wesprzeć rozważaniami o. Józefa Augustyna SJ, staje się naszym demonem i źródłem naszego nieszczęścia, naszym piekłem.

Gdy teraźniejszość, która ledwie muska wczoraj, tworzy jedyny, skończony świat, z perspektywy którego projektuje się jutro, człowiek, wbrew wszystkiemu, a przede wszystkim własnym snom o potędze, staje się kaleką. Odpiłowuje sobie jedną nogę w imię, teoretycznie, szybszego poruszania się. Nie muszę mówić, że ta iluzja, musi skończyć się katastrofą. Dlatego tak ważne wydaje mi się ponawianie prób zrozumienia wcześniejszych pokoleń i ich starań wyrażania siebie wobec czasów, w których przyszło im żyć. Nie chodzi tu o wyszukiwanie tylko momentów chwały, ale, przede wszystkim, o uświadomienie sobie ich porażek i sposobów radzenia sobie z nimi, albo też ulegania im. To uczy odpowiedzialności. Odpowiedzialności, która ulega coraz większej erozji i powoli przestaje być wartością. Coraz mniej jesteśmy odpowiedzialni za konsekwencje Powstania Styczniowego, II Rzeczpospolitej, Powstania Warszawskiego, czasów komunizmu, stanu wojennego, planu Balcerowicza… Zapominamy, że w tym wszystkim nie chodzi o to, żeby chwalić, albo ganić, ale żeby wziąć odpowiedzialność. Tylko wtedy przeszłość, teraźniejszość i przyszłość zaczynają tworzyć harmonijną całość. Tylko wtedy przestajemy być kalekami… Tylko wtedy uzyskujemy szansę wzięcia odpowiedzialności za czas, w którym przyszło nam żyć i możemy podjąć próbę pełnego wyrażenia samych siebie.

Artur Żak

fot. Wikipedia, Creative Commons

 

Kategoria: Artur Żak, Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *