banner ad

Śrama: Nobel dla Raspaila

| 11 października 2019 | 1 Komentarz

Wybory komitetu noblowskiego zwykle są dość dziwne. Nagrodą w dziedzinie literatury obdarzane są sławy jednego sezonu, lub pisarze o poglądach lewicowych. Tymczasem twórcy prawdziwie wybitni, ale o poglądach uznawanych przez współczesny mainstream za kontrowersyjne (cóż, który prawdziwie wybitny człowiek mieści się w ciasnych ramach wyznaczonych ludziom przez politpoprawność?) nawet nie są wspominani jako potencjalni laureaci prestiżowej nagrody, którą w przeszłości otrzymały takie znakomitości, jak Teodor Momsen, Henryk Sienkiewicz, Rodyard Kipling, Gerhart Hauptmann, czy William Faulkner[1].

Kto byłby ich godnym następcą? Odpowiedź jest oczywista – Jan Raspail, francuski pisarz, a przy tym genialny znawca ludzkiej natury i cywilizacji łacińskiej, która od lat 60 XX wieku na jego oczach zaczęła jeszcze gwałtowniej niż wcześniej zmierzać ku marnemu upadkowi. Proces ten był efektem rojeń intelektualistów i części polityków o odejściu od europocentryzmu i oddaniu każdemu ludowi, choćby najbardziej prymitywnemu ziem niegdyś przezeń zajmowanych. Jak tragiczna w skutki była ta koncepcja wskazują choćby kolejne wojny domowe wybuchające na opuszczonych przez kolonizatorów terenach, zajmowanych przez coraz to nowe reżimy podkreślające swój związek z panafrykańskimi ideami, ale niepotrafiące znaleźć porozumienia z najbliższymi sąsiadami. Jeszcze bardziej brzemienne w skutki były podejmowane przez europejskich polityków decyzje o otwieraniu granic na imigrantów z dawnych kolonii. O ile czymś uczciwym było przyjęcie walczących po stronie francuskiej w wojnie o niepodległość Algierii, o tyle niezmiernie szkodliwe i krótkowzroczne były decyzje o przyjęciu późniejszych fal imigracji.

We Francji, czyli w kraju, który w największym stopniu odczuł skutki tych decyzji, być może tylko dwie osoby w pełni uświadamiały sobie powagę sytuacji. Pierwszą z nich był arcybiskup Marceli Lefebvre, który już jako arcybiskup Dakaru ostrzegał generała de Gaulle’a przed zgubnymi skutkami szybkiej dekolonizacji[2], a następnie w latach 80. zwracał się do całego społeczeństwa z gorzką refleksją dotyczącą przyszłości[3]. Arcybiskup nie był wówczas słuchany, a nawet wytoczono mu proces z powodu rzekomej ksenofobii.

Drugą postacią, która w pełni dostrzegała szkodliwość zaistniałej sytuacji był Jan Raspail – pisarz, rojalista i głęboko wierzący Katolik (rzecz jasna w tradycyjnej postaci, gdyż dostosowany do demokratycznej ideologii, kościół modernistyczny nie posiada jakiejkolwiek zdolności przyciągania jednostek wyrastających w znacznym stopniu ponad przeciętność), który tragiczną wizję przyszłości ukazał w swej najważniejszej powieści pt. Obóz świętych.

Szanownym czytelnikom zapewne nie trzeba jej jednak przedstawiać, tak wiele było wokół niej dyskusji, tak wiele na jej temat napisano, jednak na przypomnienie zasługuje kilka kwestii związanych zarówno z nią, jak i z resztą twórczości Jana Raspaila.

Przede wszystkim książka ta w chwili publikacji we Francji wydała się nie do przyjęcia. W tak wielkim stopniu elity tego kraju wyparły bowiem szkodliwość swych działań. Dopiero kolejne wydarzenia, rozwój terroryzmu, problemy z imigrantami sprawiły, że stała się ona popularniejsza, a sam Raspail zaczął w niektórych środowiskach być postrzegany wręcz jako prorok (nie mnie oceniać, czy w rzeczywistości otrzymał od Boga ów dar). Mimo tego część lewicowych elit (choć własciwie raczej ,,elit’’), także intelektualnych próbowała nie dostrzegać dzieła wielkiego Francuza. W Polsce najbardziej znanym przypadkiem takiej zapewne udawanej ignorancji była prof.[4] Kazimiera Szczuka, która podczas telewizyjnej debaty podkreślała swoją nieznajomość jego twórczości. Chciała zapewne w ten sposób udowodnić tezę swojego środowiska o tym, że Raspail jest pisarzem, który nic nie znaczy. W rzeczywistości udowodniła jedynie to, że jedna z rzekomo najwybitniejszych specjalistek od literatury współczesnej nie wie niczego o znamienitym pisarzu, laureacie Nagrody Goncourtów, autorze powieści tłumaczonych na wszystkie ważniejsze języki świata. Być może należałoby obciąć jej zatem dotacje na badania jej ukochanych genderów i innych nowomodnych wynalazków, przynajmniej dopóki się nie dokształci w kwestiach fundamentalnych, gdyż w oderwaniu od twórczości Raspaila nie w sposób zrozumieć ogromnej grupy francuskich tradycjonalistów i monarchistów. Dzieła wybitnego pisarza rodem ze środkowej Francji są wręcz kluczem do ich marzeń i aspiracji, być może nawet bardziej zrozumiałych z punktu widzenia Polaka, niż przedstawiciela innych narodów europejskich, gdyż przez 45 lat po II wojnie światowej nasz naród, podobnie jak francuscy legitymiści[5] mógł odczuć bolesne rozdarcie między pays légal i pays réel.

Wystarczy wspomnieć tu choćby nieco bardziej hermetyczne, choć doskonałe pod względem stylu powieści o restauracji monarchii we Francji – Sire i Król zza morza, czy doskonałą opowieść o papieżu Benedykcie, ostatnim z długiej linii następców głów Kościoła obediencji awiniońskiej, którzy wędrowali po świecie, żyjąc w ubóstwie i mając jedyną pociechę w idei, której ucieleśnieniem byli (Pierścień rybaka). Filozoficzna idea, docenienie poświęcenia dla niej łączy się tu z prawdą i mitem, aby w rezultacie stworzyć coś niezwykłego – powieści, które należąc do kultury wysokiej, mogłyby zdetronizować na listach bestsellerów popularne czytadła.

Właśnie to połączenie historycznej prawdy i legend, rzeczywistości i wyobraźni, zarówno pisarza, jak i bohaterów, wszak to ona w znacznej mierze tworzy rzeczywistość o czym przekonało się wielu spośród bohaterów powieści Raspaila, którzy przy tym nie są ważni sami przez się, ale ich znaczenie można zrozumieć dopiero za sprawą ucieleśnianej przez nich idei, która czyni ich ludźmi elitarystycznymi, znajdującymi się ponad przeciętnością współczesności, ale jednocześnie osamotnionymi, nienależącymi do elity, która skarlała i stała się swoim własnym zaprzeczeniem.

Nie wiem, czy Raspail kiedykolwiek zostanie doceniony przez literacki mainstream i otrzyma Nagrodę, której prestiż dziś wynika już głównie z tego, iż jej laureatami wiele lat temu byli doprawdy wielcy literaci, ale pewne jest to, że jeżeli dziś, w II dekadzie XXI wieku jest jeszcze jakiś pisarz, którego twórczość ma znaczenie i warto zachować ją dla przyszłych pokoleń jako świadectwo kondycji moralnej epoki oraz naukę moralną, jest nim sławiący wartości łacińskiej cywilizacji Jan Raspail, a nie Olga Tokarczuk – laureatka Nagrody Nobla w dziedzinie literatury,  uczestnicząca w manifestacjach skrajnej lewicy, będącej wrogiem wszelkiego dobra i wszelkiego piękna oraz piewczyni tego wszystkiego przed czym ostrzega nas Jan Raspail. Wobec tego nie podzielam powszechnego entuzjazmu spowodowanego nagrodzeniem pochodzącej z Polski pisarki prestiżową nagrodą. Być może autorka Biegunów i Ksiąg Jakubowych jest moim rodakiem, ale z całą pewnością należymy do dwóch różnych cywilizacji.

 

Marcin Śrama

 


[1] Wypada zaznaczyć, że był on twórcą niezwykle interesującej tezy o prawie każdego człowieka do izolowania się od przedstawicieli innych narodów i religii (,,Przymusowa integracja nie jest wcale lepsza od przymusowej segregacji’’), która współczesnych piewców politycznej poprawności mogłaby przyprawić o zawał serca, a w rezultacie prędki zgon, zob. H. Arendt, Refleksja na temat Little Rock, [w:] Odpowiedzialność i władza sądzenia, red. J. Kohn, przeł. W. Madej, M. Godyń, Warszawa s.d., s. 232.

[2] B. Tissier de Mallerais, Marcel Lefebvre. Życie, Dębogóra 2010, s. 288-293.

[3] Fragment konferencji prasowej arcybiskupa Lefebvre z 1989 roku: https://www.youtube.com/watch?v=yVt0dnwZMCo [dostęp 10.10.2019].

[4] Też nie wiem jakim cudem ta pani zdobyła swój tytuł…

[5] Rzecz jasna dotyczy to całego narodu francuskiego, ale tylko legitymiści i przedstawiciele innych nurtów monarchistycznych zwracają na to uwagę.

Kategoria: Kultura, Marcin Śrama, Myśl, Publicystyka

Komentarze (1)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. Gierwazy pisze:

    Artykuł mi się podoba, niemniej mam dwie uwagi.
    1. Skoro Autor zdecydował się tłumaczyć imiona (pochwalam), to powinien być w tym konsekwentny. I tak: Hauptmann winien być Gerardem, a Faulkner Wilhelmem.
    2. Francuzi nie otworzyli swoich granic dla walczących po stronie francuskiej w wojnie o niepodległość Algierii tamtejszych Berberów i Arabów (jak mogłoby wynikać z tekstu; nb. nie zrobili tego nawet dla "czarnych stóp" – drugie świństwo De Gaulle'a, pierwszym było przyzwolenie na komunistyczne samosądy po II wojnie światowej), zostawili ich na pastwę losu, co wielu z nich przypłaciło życiem po uzyskaniu niepodległości przez Algierię.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *