banner ad

Solarewicz: Wrocław poddaje się pierwszy

| 9 czerwca 2022 | 0 Komentarzy

W okolicach 9 maja i dnia pabiedy lokalne media zawsze przypominają o dogasających ruinach Festung Breslau. Jest to często okazja do uznania dla zaciekle broniącego się miasta. Ukuto już nawet marketingowe zawołanie, na użytek współczesnych mieszkańców, czyli Polaków. „Wrocław poddaje się ostatni”. Krótko mówiąc, nieracjonalne i zbrodnicze działania niemieckie stały się symbolem bohaterstwa, a także powodem Polaków do dumy. Przyznam, że przy całej mojej ciekawości tych, którzy tu byli i gospodarzyli przed nami, nie czuję się spadkobiercą hitlerowskich obrońców miasta. Co do obecnej regermanizacji, miasto poddało się pierwsze.

Temat w zachodniej Polsce jest dobrze znany, ale kiedy rozmawiam z znajomymi z innych części kraju, robią wielkie oczy. Widzą dymy nad Ukrainą, ale nie czują swędu od Sudetów. Każdy widzi zagrożenie od tej granicy, do której ma bliżej.

Już nie pełzająca

Germanizacja miasta została tak nazwana już iks lat temu, taki też tytuł – „Pełzająca germanizacja Wrocławia” – nosi książka prof. Jerzego Roberta Nowaka, wydana w 2010 roku. Nawiązał do niej w artykule: https://www.radiomaryja.pl/bez-kategorii/pelzajaca-germanizacja-wroclawia-1/ Prof. Nowak, czy ktoś go lubi, czy uważa za oszołoma, wyłożył sprawę tak, jak moim zdaniem ona wygląda: „Efekty przeglądania materiałów na temat ekspansji niemczyzny we Wrocławiu są wręcz przerażające. Okazało się, że Wrocław szybko dogania Opolszczyznę i Szczecin w działaniach regermanizacyjnych typu: przywracanie niemieckich nazw kosztem dotychczasowych polskich, otaczanie szczególnym pietyzmem różnych pamiątek niemieckiej przeszłości. Wielce ponurą rolę w tym względzie odgrywają miejscowe sprzedajne pseudoelity, zwłaszcza naukowcy gotowi do wielbienia Niemiec na klęczkach w zamian za wysokie granty, honoraria, wykłady, stypendia, nagrody i odznaczenia” (tamże). Porażający przykład sprzed 20 lat, to uroczyste otworzenie cmentarza w Nadolicach Wielkich, gdzie spoczywają m.in. esesmani z obozów koncentracyjnych, podczas gdy niedaleko w ruinie znajdował się cmentarz polskich ofiar tych obozów, a psy rozwlekały ludzkie szczątki po polach. Swoje wnioski napisał profesor Nowak aż 20 lat temu. Zrobił się skandal i cmentarz więźniów w końcu został uporządkowany, choć nie tak pięknie jak cmentarz ich katów, nazwany… Parkiem Pokoju. Okazuje się jednak, że takich polskich cmentarzy jest więcej i też są w kiepskim stanie: http://www.ratowice.pl/wp-blog/historia/zolta-kartka-zapomniany-cmentarz/  Sama się o tym przekonałam, wędrując po Sudetach. Wyblakłe tablice z emblematem znicza, zardzewiałe ogrodzenie, zarośnięte krzakami ścieżki i omszałe tablice ofiar polskich i słowiańskich w ogóle, żydowskich i nie tylko. Do tych miejsc trafić trudno, do takiego Parku Pokoju bez problemu. Mało tego, wiele osób jest przekonanych, że jest on cmentarzem "jakichś tam niemieckich żołnierzy".

Całą sytuację regermanizacyjną podsumował śp. prof. Jerzy Przystawa, działacz społeczny i polityczny: https://www.salon24.pl/u/jerzyprzystawa/8142,strach-ma-wielkie-oczy  Było to 10 lat temu, ale słowa aktualne. Inicjatywę prezydenta Rafała Dutkiewicza, który firmował swą osobą pochody w rocznicę Nocy Kryształowej, podsumował prof. Przystawa tak: „To była niemiecka zbrodnia i Polacy nie mają tu nic do upamiętnienia”. Ale upamiętniają wszystko, od zbrodni hitlerowskich po niemieckie obyczaje. Przykłady można mnożyć, ale podam jeden, za to ordynarny. Dziś w kalendarzu wydarzeń we Wrocławiu mieszczą się obchody Oktoberfest, niemieckiego święta piwa. Pod tąż oryginalną nazwą.

Ku chwale Bismarcka

Zauważyłam, że w różnych projektach polsko-niemieckich króluje obecnie słowo pamięć. Pamięć to siła polityczna i o tym świetnie wiedzą ludzie, którym zależy na osłabieniu Polski: https://www.batory.org.pl/upload/files/pdf/pamiec_jako_przedmiot_wladzy.pdf

O tej pamięci w mieście dopiero co odzyskanym dla Polski już się w mieście naczytałam, choć na szczęście zdążyłam zdać maturę, zanim do szkół weszły pamięciowe projekty. Nad bocznym tunelem dworca Wrocław Główny, który został odremontowany przed Euro 2000, widnieje teraz piękny napis szwabachą: „Zur Gartenstrasse” (bo przed wojną ulica Piłsudskiego zwała się Ogrodową). I tak, od frontu mamy neon „Dobry wieczór we Wrocławiu”, ale od tyłu wchodząc, podróżny dowiaduje się, że przyjechał do Breslau. W roku 2020 w oficjalnym serwisie miejskim zapowiedziano, że powstanie „szlak niemieckich napisów we Wrocławiu”, Fundacja im. Tymoteusza Karpowicza opracowuje bowiem projekt „Spod tynku patrzy Breslau”. A dlaczego nie szlak Ludzi ze Znakiem P, Polonii miasta Breslau w ogóle? Jest w naszym mieście sporo rozproszonych miejsc odnośnie do ich historii, jest trochę zapomnianych tablic http://ludziezeznakiemp.pl/miejsca/ Odchodzą ostatni świadkowie, niewolnicy wojenni w Breslau. Widać, Wrocław padł, bo Breslau nadal jest twierdzą.

Hala Ludowa nazywa się z powrotem Halą Stulecia (zwycięstwa nad Napoleonem). Zaś „GazWybor”, słusznie propagująca potrzebę szybkiej kolei miejskiej, napisało w tytule, że Wrocław powinien mieć swoją S-Bahn. Innym razem anonimowi czytelnicy wnioskują, aby Most Grunwaldzki przemianować na Cesarski, bo taką miał nazwę przed wojną. Tu dygresja pozawrocławska: czytałam, że wieżę na Wielkiej Sowie (najwyższym szczycie Gór Sowich) warto przemianować z powrotem na wieżę Bismarcka. Skojarzenie, hasło, wolny głos, niedouczenie i atmosfera robi się gęsta. Na dłuższą metę Polak w tym mieście i okolicach zaczyna czuć się jak intruz. Jakże mocno brzmią tutaj słowa marszałka Piłsudskiego: „Naród, który traci pamięć przestaje być Narodem – staje się jedynie zbiorem ludzi czasowo zajmujących dane terytorium”. Czasowo…

Gorsza Polska prostaków zza Buga

Ta praca u podstaw, czasem cicha, a czasem mocno reklamowana, wpłynęła też na myślenie konserwatystów, niestety. Jest ta rdzenna, prawdziwa Polska i jest ta przyklejona do ojczyzny po wojnie, na siłę. Te zachodnie ziemie są takie jakieś „średnio polskie” i prędzej czy później, Niemcy wezmą w łapy to, co utracili. Nawet w portalu PCH24 natknęłam się na taki głos publicysty, dotyczący ekranizacji „Pokotu” Olgi Tokarczuk: „Akcja filmu toczy się w malowniczych rejonach Kotliny Kłodzkiej – przez poprzednie dwa stulecia pozostającej częścią Prus, a potem Niemiec. Dlaczego wybrano właśnie to miejsce? Czyżby myśliwych celujących do „niewinnych zwierząt” flintą spod wąsa nie było w innych rejonach Polski, od Mazowsza po Bieszczady? Pewnie, że byli, ale czy na film o polowaniu pod Kielcami wyłożyli by pieniądze bracia Niemcy?”, https://pch24.pl/pokot-niekryta-opcja-niemiecka/  I tak powiem, dotknęło mnie to bardzo. No bo już pomijam, że Tokarczuk mieszkała w Kotlinie Kłodzkiej, więc opowiada o swojej ojcowiźnie (świadomie nie używam pojęcia małej ojczyzny, bo ojczyzna jest jedna), a miejscach moich wypadów w góry. Ale mam pytanie: to zachód, zasiedlony po wojnie ludnością z Kielecczyzny, Małopolski i Kresów, stanowi gorszą Polskę?

Takie opinie jak ta, pióra Krystiana Kratiuka, niestety, są wodą na młyn Prusaków. Sami im podajemy argument, że do tych nieszczęsnych rubieży zachodnich ani nie mamy sentymentu, ani nie będziemy ich bronić przed zakusami Prusaków (współczesnych). Nie sposób pominąć głośnego obśmiewania prostaków zza Buga, którzy mieli zająć odpicowane (!) mieszkania i wspaniałą infrastrukturę miejską, a następnie – niewdzięczni! – wszystko to zniszczyli, bo – jak napisał bodajże prezes RAŚ – „wiadomo, że dać Polsce Śląsk, to jak dać małpie zegarek”. A więc mamy najazd Hunów na kwitnące ziemie germańskie. To teraz Germanie powinni przyjść i ratować resztki cywilizacji. Gazety lokalne chętnie przypominają, jak piękne, zielone było to miasto przed wojną. No bo było. I aż się prosi o powrót do stanu pierwotnego.

Aleksandra Solarewicz

Kategoria: Aleksandra Solarewicz, Historia, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *