Scruton: Czy Europę da się jeszcze obronić przed inwazją?
Wydarzenia na Ukrainie i ekspansywna polityka prezydenta Putina siłą rzeczy budzą pytania o obronność Europy. Niezależnie od celów Rosji, nie ma wątpliwości, że silnie uzbrojony kraj o malejących zasobach gospodarczych stanowi zagrożenie, w każdym razie teoretyczne, dla zamożnego sąsiada posiadającego jedynie znikome środki obronne.
W czasach zimnej wojny, gdy prezydent Reagan traktował Pakt Północnoatlantycki (NATO) poważnie, starano się przeciwstawić potędze militarnej Związku Radzieckiego i uzmysłowić sowieckim przywódcom, że każda próba aneksji krajów na Zachód od nich doprowadzi do zniszczenia ich imperium. Strategia zadziałała, a dla KGB stało się ostatecznie jasne, że dogodniej będzie zrezygnować z walki, przenieść aktywa do Szwajcarii, kupić dom w Londynie i stworzyć fasadową demokrację w domu.
Strategia NATO działała, ponieważ była wiarygodna. Dla sowieckiej elity było jasne, że prezydent Reagan naprawdę zamierza wprowadzić mechanizmy obronne, które unieszkodliwią radzieckie pociski. Było jasne, że Ameryka jest nie tylko podstawą zachodniego sojuszu, ale jest także całkowicie wierna swojej doktrynie rządzenia, według której atak na jednego członka jest atakiem na wszystkich.
Wojna o Falklandy zaskoczyła KGB, które opracowywało plany bazując na założeniu, że zachodnie mocarstwa prędzej zrezygnują ze swojego terytorium, aniżeli przystąpią do jego jakże kosztownej obrony. Nie było to absurdalne założenie. Oficer Putin i jego koledzy szpiedzy mieli dobre koneksje z zachodnioeuropejską lewicą i wiedzieli jak wrogie strategii odstraszania były europejskie partie socjalistyczne.
Brytyjska Partia Pracy zaangażowała się wtedy w Kampanię na rzecz Rozbrojenia Nuklearnego (CND), niemieccy socjaldemokraci byli w najlepszym wypadku mało entuzjastycznymi członkami NATO, skandynawscy socjaliści byli mniej lub bardziej neutralni, a Francuzi, czy to z prawicy, czy z lewicy, realizowali niezależną strategię, której jedynym oczywistym przesłaniem było nieprzyjmowanie rozkazów od Ameryki.
Od tamtego czasu Pakt Atlantycki stracił doszczętnie na wiarygodności. Są za to odpowiedzialne głównie trzy czynniki.
• Pierwszy to rozwój Unii Europejskiej oraz jej polityka znoszenia granic państwowych. UE rozpoczęła delegitymizować państwo narodowe, aby stało się nieistotne dla „obywateli” Unii, czy to Francuzów, Polaków albo Włochów, oraz by usunąć krajowe zwyczaje i przekonania, dzięki którym długotrwałe, patriotyczne oddanie staje się głęboko wiarygodne.
Jednak próba zastąpienia przez UE tożsamości krajowej europejską nie powiodła się i powszechnie spogląda się na to z kpiną. Ponadto niezdolność UE do spójnego myślenia o obronności, oraz jej strategia „soft power” [miękka siła – przyp. tłum.], która sprawia, że defensywa staje się niewyobrażalna w jakimkolwiek przypadku, oznacza, że motyw popychający zwykłych ludzi do bronienia swojego kraju w potrzebie został realnie podważony. Patriotyzm postrzega się jako herezję, zaledwie drugą po faszyzmie na liście grzechów politycznych, a pomysł, że można by wezwać społeczeństwa europejskie do obrony swoich granic, jawi się jako coraz bardziej absurdalny w świetle oficjalnej doktryny, mówiącej, że i tak żadne granice nie istnieją.
• Druga przyczyna europejskiej słabości jest podobna. Mówię o, wynikającej z traktatów europejskich, gwarancji prawa do pracy i osiedlenia się w każdej części Unii. Doprowadziła ona do masowej migracji z byłych krajów komunistycznych na Zachód. Ludzie, którzy migrują to specjaliści, przedsiębiorcy, osoby wykształcone – w skrócie elita, od której w sposób najbardziej bezpośredni zależy stanowczość i tożsamość państwa.
Kraje takie jak Łotwa, Litwa, Polska i Rumunia, z których każdy jest bezpośrednio zagrożony przez wojowniczą Rosję, bardzo szybko pozostaną bez lojalnej i miejscowej klasy przywódczej. Nie ma wątpliwości, że jeśli wyruszą czołgi, to ludność emigracyjna tych państw będzie protestować. Ale czy wróci do domu, aby wziąć udział w bezsensownej wojnie, zostawiając za sobą nowo wygrane bezpieczeństwo i dobrobyt? Wątpię w to.
• Trzecim czynnikiem sugerującym, że Europy nie da się obronić jest zmniejszające się amerykańskie zaangażowanie w zachodni sojusz. Prezydent G.W. Bush był na tyle przewidujący, by przywrócić koncepcję tarczy antyrakietowej w Europie Wschodniej, a wojskowi zarówno w Polsce, jak i Republice Czeskiej byli gotowi zgodzić się na nią.
Putin natychmiast popisał się swoim przygotowaniem z KGB, oświadczając, że te czysto obronne obiekty stanowiłyby „akt agresji”. Całą starą nowomowę powtarzano w kółko w celu zniechęcenia nadchodzącej administracji prezydenta Obamy do polityki jego poprzednika. I wysiłek się powiódł. Obama nieśmiało uznał ten argument i tarcza antyrakietowa nie została zainstalowana.
Od tamtej pory administracja Obamy nadal przekazuje środki i kieruje swoją uwagę gdzie indziej, wywołując w Europie silne wrażenie, że Ameryka nie angażuje się już całym sercem w jej obronę.
Nie można za to winić Amerykanów. Czy nie jest to trochę absurdalne, że USA powinny nadal utrzymywać wojska w Niemczech, ogromnym kosztem amerykańskiego podatnika, 70 lat po zakończeniu II wojny światowej?
Czy naprawdę jest do przyjęcia to, że w momencie, gdy Ameryka ma 60.000 żołnierzy stacjonujących w Europie, Holandia zaangażowała do własnej obrony jedynie 17.000 ludzi?
Pisząc na tej stronie w listopadzie 2012 roku, Doug Bandow zwrócił uwagę, że „dzisiaj Stany Zjednoczone są faktycznie bankrutem, ale nadal sprawują kontrolę bezpieczeństwa, której nie mogą podołać. Ameryce przypada prawie połowa ze światowych nakładów na wojskowość i daje ona gwarancje obrony zamożnym, licznym sojusznikom w Azji i Europie. Ponadto siły Stanów Zjednoczonych krążą po świecie, usiłując budować demokrację i stabilność ex nihilo. Jednocześnie Waszyngton wspiera niedarzone sympatią dyktatury w Zatoce Perskiej i Azji Środkowej. Strategia ta jest nie do utrzymania”.
Niewątpliwie miał rację, a prezydent Putin zdaje sobie sprawę z tej sytuacji. Amerykanie nie mogą bronić kraju takiego jak Niemcy – kraju, który cieszy się standardem życia obliczonym na to, by wzbudzać zazdrość u swojego zubożałego, wschodniego sąsiada – podczas gdy obłudnie propagują „soft power” i „brak wojowniczości” wśród jego rozpuszczonych obywateli.
W pewnym momencie Amerykanie uświadomią sobie, że wykorzystuje się ich bez skrupułów. Ich siły zbrojne są szkolone, by walczyć i umierać w Europie za ludzi, którzy nie śniliby o zrobieniu tego samego dla Ameryki, i którzy nie są gotowi umrzeć nawet za swoją ojczyznę.
Wydaje mi się, że z tych powodów Europa staje się raptownie niezdolna do obrony. Nawet gdyby Putin wolał „miękki” od „twardego” sposobu zdobycia zasobów kontynentu, to możliwość użycia „twardego” sposobu bez wątpienia wzmocni jego uścisk.
A co w tej sprawie robi Europa? Może warto zaznaczyć, że europejskim komisarzem ds. zagranicznych – w rezultacie ministrem spraw zagranicznych UE – jest baronowa Ashton, wyznaczona przez Partię Pracy do Izby Lordów. Ashton rozpoczęła swoją karierę polityczną w Kampanii na rzecz Rozbrojenia Nuklearnego, „operacji specjalnej” finansowanej przez KGB, która niemalże osiągnęła swój cel, jakim było uczynić Wielką Brytanię niezdolną do obrony.
Awansując w lewicowych organizacja pozarządowych i filiach Partii Pracy, i nigdy w życiu nie startując w wyborach, ta kobieta jest teraz moją reprezentantką w świecie stosunków międzynarodowych. Czy uważam, że zaryzykuje swoją karierę, aby mnie bronić, skoro zagraża to jej wszystkim niejawnym układom? Zapytajcie o to prezydenta Putina.
Roger Scruton
Tłum: Robert Włodarczyk
Kategoria: Polityka, Społeczeństwo