banner ad

Rymanowski: „Ubek”

| 1 października 2016 | 0 Komentarzy

ubek„Byli ubecy są różni. Są tacy, którzy są zadowoleni, że nimi byli. Tajni współpracownicy, o których nikt nie wie, że byli agentami. Ci, o których wiemy, że byli, ale nie można tego głośno powiedzieć. I jest wreszcie Janusz”. Perfekcyjny niemal w każdym calu, gwarantujący stop procent skuteczności w realizacji powierzonych mu przez Służbę Bezpieczeństwa zadań, swoim haniebnym dorobkiem plasujący się w czołówce funkcjonariuszy zbrodniczego, komunistycznego systemu. W czym tkwi tajemnica Janusza Molki – głównego bohatera „Ubeka” Bogdana Rymanowskiego, która z niezłomnego działacza niepodległościowego zmieniła go diametralnie w oddanego sługę tak zapalczywie zwalczanego uprzednio reżimu?

Janusz Molka był historykiem, niezwykle zapalonym w swoim fachu. Ta pasja, w połączeniu z brawurową wręcz odwagą, ujawniającą się we wszelakiego rodzaju akcjach dywersyjnych z jego udziałem, u wielu uczniów oraz kolegów z podziemia wywoływała podziw do młodego nauczyciela. I zaufanie, które jak się okazało – niejednokrotnie zostało zdradzone. I to w najbardziej wyrafinowany sposób, jaki można sobie wyobrazić – na rzecz „wspólnych” wrogów oraz budowania pozycji – w pewnym momencie gwarantującej dostęp do głównych decydentów bezpieki. Dzięki bliskim kontaktom także z czołowymi działaczami opozycji, Janusz Molka był dla swoich przełożonych agentem niezwykle cennym – nie tylko rzetelnie wykonującym zadania, lecz za każdym razem pragnącym więcej i więcej. Bez jakichkolwiek hamulców.

Bogdanowi Rymanowskiemu udało się dotrzeć do Janusza Molki osobiście. Początkowo pełen dystansu, z zawodową skłonnością do małomówności – z każdą kolejną stroną otwierał się coraz bardziej i ujawniał coraz mroczniejsze epizody swojego życia. Książka pełna jest ambiwalentnych fragmentów, jak przepełnione nimi jest również życie byłego ubeka – pierwszego, który postanowił publicznie przyznać się do błędów, które popełniał przez siedem lat pracy dla III Wydziału Służby Bezpieczeństwa. Do wszystkich donosów na ufających mu niemal bezgranicznie przyjaciół; przesłuchań, które były wynikiem dostarczonych przezeń informacji, czy dezorganizacji  działań opozycji. Poza jednym faktem, który kategorycznie omija łamiącym się głosem – śmierć Staszka Kowalskiego, za którą czuje się współodpowiedzialny.

Dialog dziennikarza z byłym funkcjonariuszem przeplatają wypowiedzi jego dawnych znajomych z okresu współpracy w opozycji. Chociaż początkowo nieco gubiłam się w rozpoczynanych przez nich wątkach, w miarę zagłębiania się w lekturę wciągały mnie one coraz bardziej w tragiczną historię głównego bohatera. Poza niuansami oraz osobistymi wspomnieniami, łączy je w zasadzie  jedno – podziw dla niezwykłej odwagi i skuteczności Molki. Jak wyznał Jacek Jancelewicz: „Byłem przekonany, że kto jak kto, ale on w każdej sytuacji zawsze sobie da radę”. Poza jednym wyjątkiem. W pamięci zapadł mi szczególnie jeden fragment, nielicujący z obliczem niezawodnego, skutecznego aż do granic agenta, mogący jednak wiele wyjaśniać. Mężczyzna opowiedział historię, w której podczas pobytu u Molki w domu, jego mała córeczka połknęła  breloczek. „Janusz był jak sparaliżowany, patrzył na córkę z przerażeniem i zaczął wyć jak zwierzę”. Poruszając podczas przesłuchania drażliwy temat, jakim dla niedoszłego naukowca była rodzina, funkcjonariusze SB trafili w sedno. Mężczyzna tłumaczy, że ze strachu o nią udało im się go złamać. Jakkolwiek może to być w pewnym stopniu wyjaśnieniem, to czy jednak ambitna i nadgorliwa praca dla reżimu, zakończona nawet wnioskiem o przyjęcie na stanowisko oficera SB, może zostać w ten sposób usprawiedliwiona?

Książka Rymanowskiego nie ogranicza się tylko do opowiedzenia historii Janusza Molki. Autor poszedł znacznie dalej. A właściwie trafniej będzie powiedzieć, iż dalej poprowadził go sam bohater, przybliżając sylwetki i działalność głównych niegdyś działaczy Solidarności, a dziś osób piastujących najwyższe stanowiska w państwie – zmarłego Lecha Kaczyńskiego, Donalda Tuska, Antoniego Macierewicza, Bogdana Borusewicza, czy Jana Lityńskiego. Zdradza nastroje kolegów – funkcjonariuszy przed pielgrzymką do Ojczyzny Jana Pawła II oraz po zamordowaniu księdza Jerzego Popiełuszki. Ujawnia wreszcie kulisy porozumień Okrągłego Stołu oraz transformacji, jaka dokonała się przed przeszło trzydziestoma laty. Czytając słowa byłego ubeka – naocznego świadka tamtych wydarzeń – niejednokrotnie przechodziły mnie dreszcze – nie tylko jednak na słowa opowieści o metodach, jakimi posługiwała się zbrodnicza machina dla rozpracowania środowiska Solidarności. Znacznie częściej włos jeżył się na głowie podczas zgłębiania, w jaki sposób  wyłoniła się III Rzeczpospolita i rozliczony został zbrodniczy reżim Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, o ile o takowym rozliczeniu w ogóle można mówić. Janusz Molka przekonuje bowiem, iż mimo porozumień okrągłostołowych, agenci bezpieki działali nadal, ze wzmożoną wręcz siłą. Przyznaje także, iż jemu samemu, już po odkryciu jego ubeckiej kartoteki, zaproponowane zostało stanowisko w Urzędzie Ochrony Państwa – kluczowej instytucji odrodzonej Polski. Mężczyzna propozycję odrzucił, za co spotkała go zemsta. Nie wszyscy jednak tą ofertą pogardzili.

Książka wywołała we mnie mieszane uczucia. Słowa byłego funkcjonariusza bezpieki dyskredytują znacznie środowisko Solidarności, rysując obraz znacznie odbiegający od podręcznikowych, wyidealizowanych przekazów. Wyłaniają się z niego sceny nierzadkich orgii seksualnych, malwersacji finansowych oraz donosicielstwa działaczy niepodległościowych, co kontrastować miało z rzetelnością i zorganizowaniem Służby Bezpieczeństwa, która – zdaniem bohatera – wszędzie miała swoje „wtyki”, czym górowała nad opozycją. Molka przyznał również fakt dzisiaj powszechnie znany – iż sam dowódca Solidarności był Tajnym Współpracownikiem. Mimo iż nazwisko Wałęsy nie pada wprost, gdyż po autoryzacji Molka cofnął na to zgodę, mowa o dowódcy opozycji wydaje się być nad wyraz zrozumiała. To może uwiarygodnić zeznania byłego ubeka. Co więcej – jak przekonuje, ludzie współpracujący z reżimem komunistycznym dziś piastują wysokie stanowiska państwowe. Strach o własne życie nie pozwala mu jednak ich wyjawić.

„Ubek” ukazuje ogromny dramat człowieka, który w pewnym momencie zagubił się w swoim życiu. Jak sam przyznał – podpisując zgodę na współpracę z Służbą Bezpieczeństwa, umarł dawny on, a narodził się nowy człowiek – cyniczny i bezwzględny, dla kariery w haniebnych służbach gotowy poświęcić najbliższe osoby. To dramat człowieka, który owładnięty żądzą władzy, tak łatwo zarzucił własne ideały, nie wiedząc, co tak naprawdę można za nie uznać. Człowieka zmuszonego do prowadzenia podwójnego życia, zakładania masek, o których przez długi czas nie wiedziała nawet jego żona. To również dramat wyłaniającej się z książki, narodzonej na nowo Polski – zbudowanej na fundamencie kłamstwa i podszytej agenturą bezpieki.

Janusz Molka na koniec formułuje niezwykle kontrowersyjne, lecz istotne pouczenie, które z ust byłego agenta brzmi boleśnie wiarygodnie  – „czasy się zmieniły, a istota pracy się nie zmienia. Mentalność ludzi służb jest taka sama. Nie rozróżniają dobra od zła”. Czy Janusz Molka potrafił poczynić tę różnicę? Czy potrafi zrobić do dzisiaj? Wydaje się, iż zrozumiał swój błąd. Przełamuje zmowę milczenia – tak jak przed laty on złamany został przez komunistów – w nadziei, że za jego przykładem pójdą inni. Nie poszedł nikt. Jego publiczna spowiedź wydaje się jednak wyrazem skruchy, żebrzącej wręcz o zrozumienie. I przebaczenie. Dawny wszechwładny ubek dzwoni do swoich przyjaciół i przyznając się do winy, bezceremonialnie o nie prosi. Tylko wówczas jego sumienie zazna spokój. Czy jednak na to zasłużył? Na usta niemal automatycznie cisną mi się słowa Herberta, który przestrzegł: „i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy, przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie”. Z drugiej jednak strony koresponduje to z zamieszczonymi na początku książki słowami Jezusa, by darować „nie siedem, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy”. Ofiary bezwzględnego ubeka postawione zostały przed niezwykle trudnym sprawdzianem swojej wiary.

A ty – wybaczyłbyś, będąc na ich miejscu?

Natalia Pochroń

B. Rymanowski, "Ubek", Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2012, ss. 352.

 

Tags: ,

Kategoria: Natalia Pochroń, Recenzje

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *