Roman Amerio: Dyslokacja funkcji magisterialnej po Soborze Watykańskim II
1. Kryzys Kościoła jest kryzysem autorytetu
Poproszony o wzięcie udziału w teologicznym Kongresie si si no no, chciałbym rozwinąć następującą hipotezę: kryzys Kościoła Katolickiego jest kryzysem wypływającym z dyslokacji władzy nauczycielskiej, która została przeniesiona z urzędu powszechnego Magisterium na urząd teologów. Dyslokację odczuto natychmiast, ponieważ zaraz po soborze reakcja były bardzo gwałtowna, a w ciągu ostatnich trzydziestu lat większość teologów doprowadziła do zrealizowania tego, czego wówczas domagała się i zamierzała zrobić: to znaczy iż uznano teologów za współuczestniczących w dydaktycznej funkcji Kościoła. W swoich papierach posiadam mnóstwo wycinków z gazet, wiele dowodów świadczących iż sprawa była odczuwana jako zagrożenie.
Sobór – należy to powiedzieć – potwierdził w tym punkcie odwieczną doktrynę Kościoła. Lecz niebezpieczeństwo pojawiło się zaraz potem. W rzeczywistości nie należy tutaj zapominać o głównej zasadzie metodycznej nowatorów, biskupów i soborowych ekspertów. Ci ostatni podstępnie wsunęli w przedstawione Soborowi Watykańskiemu II teksty wyrażenia niejasne, które, po opublikowaniu tekstów, obiecywali sobie komentować w sensie nowatorskim. Oto strategia, zrealizowana bez osłonek przez modernistów. Odnośnie tego istnieje – przytoczone również w Iota Unum – bardzo ważne oświadczenie holenderskiego dominikanina Edwarda Schillebeeckxa, który oznajmia wyraźnie: „My, idee które leżą nam na sercu, my je wyrażamy dyplomatycznie, lecz wyciągniemy ukryte wnioski po Soborze”. Sprowadza się to do powiedzenia: posługujemy się językiem dyplomatycznym, tzn. „podwójnym”, w którym tekst jest podporządkowany hermeneutyce, rozjaśniając, albo zaciemniając pojecia, które nas interesują, lub nam odpowiadają.
Formułowano więc soborowe dokumenty, które, zakładając hermeneutykę bardzo liberalną i bez wielkiej wartości, miałyby ugruntować nowatorskie opinie.
Ponadto nie należy zapomnieć iż główny i zasadniczy skandal, jaki należy przypisać Janowi XXIII, wywodzi się z tego, że przyzwolił on na to, aby protestanccy obserwatorzy na Soborze nie tylko asystowali w pracach komisji, lecz również uczestniczyli w nich, do tego stopnia iż niektóre teksty soborowe nie są jedynie elaboratami teologów czy też Biskupów, lecz również teologów protestanckich.
Upadek autorytetu, który pragniemy omówić, jest jednym z najbardziej zakorzenionych trendów, wypływający z racjonalizmu, humanizmu, oraz naturalizmu. Jego główna zasada: prawdy wiary są rezultatem działalności ludzkiego intelektu.
2. Definicja Magisterium
W tradycyjnej doktrynie wiara jest przekroczeniem rozumu; zgodnie z doktryną Kościoła Katolickiego, aby wierzyć, należy uwolnić się od rozumu, wznieść się ponad rozum, ponieważ to, co istnieje poza rozumem jest dla niego rzeczą dodatkową. Być na zewnątrz nie oznacza być w przeciwieństwie, znaczy to raczej iż jest to dopełnienie, konieczny pomocnik, i dlatego właśnie znajduje się on na zewnątrz. Zaś według doktryny modernistycznej, wiara jest jakąś formą rozumu, tzn. czymś, co jest jej dodatkowe. Znaczy to: aby wierzyć nie jest koniecznym odejście od rozumu.
Funkcją Magisterium Kościoła jest wpajanie w umysły wiernych przekonań nadprzyrodzonych: nauczyć, przywiązać, kazać przystać. Słowo „nauczać” oznacza „zrobić w taki sposób, żeby ktoś dowiedział się tego, czego przedtem nie wiedział”. Co więcej, funkcja Magisterium jest również apologetyczna, gdyż nauczyciel musi bronić tego, czego naucza. Musi tego bronić podając albo uzasadnienie dostarczone przez autorytet biblijny, a więc uzasadnienie rzędu nadprzyrodzonego, lub też uzasadnienie porządku przyrodzonego. Po trzecie, nauczać czegoś oznacza również kazać „zachować” to przez umysły, którym to zostało przekazane, ponieważ nauczyciel musi czuwać nad tym, aby jego nauczanie nie było ani zmarnowane, ani zmienione.
Podczas Soboru miano świadomość, iż wyżej wspomniana cnota dydaktyczna poczynała rozsypywać się w pył: świadczy o tym podpisane przez kard. Heenana, Prymasa Kościoła Angielskiego; oświadczenie:
Obecnie w Kościele nie ma już nauczania biskupów; oni nie stanowią już punktu odniesienia w Kościele. Jedynym punktem, gdzie jeszcze realizuje się funkcja nauczycielska Kościoła, jest Biskup Rzymski.
Oznacza to iż tam, gdzie nikt nie naucza, wszyscy nauczają; a tam, gdzie nie ma już jedynej nauczanej prawdy, wygłasza się mnóstwo poglądów.
Lecz, z perspektywy trzydziestu lat, owa deklaracja Prymasa Anglii, zdaje się być mocno optymistyczna, ponieważ obecnie funkcja magisterialna nie przejawia się już nawet w Pontyfikacie. Jeżeli, tak jak to zauważyliśmy, Magisterium jest objawieniem Słowa Bożego zdeponowanego w Kościele, i które to Kościół ma za zadanie i obowiązek nauczać oraz głosić, owego przejawienia się Słowa Bożego w obecnym Pontyfikacie poczyna brakować, lub przynajmniej zanikać: nie napisałbym 57 komentarzy odnośnie dokumentu Tertio Milennio Adveniente, gdyby Ojciec Święty nadal nauczał i objawiał Słowo Boże, będące prawdziwym „żywym Magisterium” w Kościele, i gdyby, przeciwnie, nie wyrażał on swoich osobistych przekonań, przestając głosić w sposób jawny i bezpośredni prawdę.
Lecz zredagowałem owe wyjaśnienia, ponieważ Ojciec Święty, w pełni sprawowania swojego autorytetu, nie udziela już wiernym takiej pomocy, jakiej oni oczekują od Najwyższego Magisterium; przemawia, lecz nie wyraża tego co winien powiedzieć. Gdyż – należy to jasno powiedzieć – nawet w najważniejszych dokumentach, każde słowo Papieża nie jest już Magisterium, lecz obecnie, bardzo często, nie jest niczym innym niż wyrażaniem poglądów, myśli, oraz racji rozpowszechnionych w Kościele: chcę tutaj wyraźnie powiedzieć, że nawet Papież odzwierciedla w swoich przemówieniach cały system myślowy, będący tym jaki dzisiejszy człowiek sobie upodobał.
3. Zamienienie funkcji Magisterium
Doktryna prywatna jest osobistą teorią danej jednostki, lecz nie o to tutaj chodzi: chodzi o doktryny, które rozpowszechniły się i zdominowały przeważającą część teologii. W Tertio Millenioczytamy co następuje: „Chrystus jest spełnieniem pragnień wszystkich religii świata i przez to właśnie jest On ich jedynym i ostatecznym celem” (n. 6); i jeszcze „[nie trzeba zatem lekceważyć przedmiotu] spotkania chrystianizmu z tymi bardzo starymi, charakterystycznymi formami religijności (i jest to bardzo znamienne) poprzez ukierunkowanie monoteistyczne” (38), oraz dalej „w dialogu interreligijnym żydzi i muzułmanie muszą mieć pierwsze miejsce” (53). A w Ut unum sint: „nieomylność Papieża jest prawdą Kościoła, której nie można odrzucić. Lecz trzeba będzie znaleźć nowy sposób aby ją zinterpretować”.
Tak więc, nawet świadectwa Papieża nadały najwyższej funkcji nauczycielskiej dziwny charakter. Gdy Papież nie wyraża Słowa Bożego, które zostało mu powierzone i które ma obowiązek objawiać, nie głosi on Słowa Bożego, lecz wypowiada, w znaczeniu wspomnianym powyżej, swoje poglądy osobiste.
Znajdujemy się zatem w obliczu oznak upadku Magisterium zwyczajnego Kościoła. Papież winien strzec i objawiać Depozyt Wiary, Boskiego Objawienia, lecz czyni to bardzo nieśmiało.
W momencie gdy Papież rezygnuje z wypełniania swego pierwszego obowiązku, w Kościele nastaje wielki kryzys, ponieważ zostaje śmiertelnie ugodzony jego środek. Niestety, nie istnieje żadna inna, wyższa od Papieża instytucja korygująca: w rzeczywistości Prymat rzymskiego Biskupa jest, można tak powiedzieć, jednym z podstawowych dogmatów Kościoła.
W ciągu ostatnich trzydziestu lat dziesiątki i setki Biskupów, przełożonych najrozmaitszych zakonów, prałatów kurii i, jako ostatni, Biskup rzymski, stopniowo osłabiali tę podstawę doktrynalną, rozszczepiając wiarę i jej nadprzyrodzone źródło w miriady prywatnych i osobistych opinii. Wynika to z faktu iż zasada rzymskiego Pontyfikatu jest prawdziwą zasadą Kościoła; gdy Papież ustępuje, Kościół rezygnuje, a gdy godzi się w Papieża, uderza się w Kościół.
Istnieje tylko jedno źródło autorytetu – Najwyższy Kapłan, Wikariusz Chrystusowy, który otrzymał od Chrystusa nakaz utwierdzania w wierze wszystkich swoich braci. „Umocnić” znaczy „uczynić silnym”, „uczynić niezłomnym”.
4. Kryzys Papieskiego prymatu
W kryzysie soborowym mają więc znaczny udział próby podziału nieomylnego Magisterium pomiędzy Papieża i Biskupów. Ogólnie rzecz biorąc, pomimo Nota praevia, wrogi papieżowi ruch miał przewagę, gdyż ów duch antypapieski, antyrzymski, przeciwny autorytetowi jest bardzo rozpowszechniony. Nawet chrześcijanie są przekonani, iż nieomylność winna być interpretowana w odmienny sposób. Z drugiej strony, jak już to widzieliśmy, sam Papież Jan Paweł II wygłasza deklaracje antypapieskie: „Wysłuchuję skierowanej do mnie prośby o znalezienie innej formy sprawowania Prymatu – pisał w Ut unum sint, w §95 – która, nie rezygnując w niczym ważnym ze swojego posłannictwa, otwiera się na nową sytuację”. Sprowadza się to do powiedzenia: nie można jej się wyrzec, lecz jednocześnie można z niej zrezygnować. Jest to zasada absolutna, nie będąc zasadą absolutną. Nieomylność Papieża jest twardą skałą, „lecz” … A gdy mówi się „lecz”, obsunięcie już się dokonało.
Nową formą będzie zmiana (na gorsze) prawdy, która się jako niewzruszona. Istotnie, propozycje luterańskich teologów, podtrzymywane przez teologów katolickich, znajdują się już w obiegu, podając do wiadomości, iż protestanci mogliby ewentualnie zgodzić się na nieomylność, przyjmując, że jest to tradycja i prywatne wierzenie, charakterystyczne dla Kościoła rzymskiego. A Ojciec Święty, w przytoczonych wyżej słowach, zdaje się zgadzać na ten pomysł. Byłby więc zatem gotowy do ograniczenia nieomylności tak, żeby nie będąc uniwersalną, nie byłaby ona już nawet dogmatem wiary. Nie mówiąc jednak, ze sama natura Kościoła zostałaby zniszczona, ponieważ, jeżeli jedne diecezje wierzą, a inne nie, natura przez to narażona jest na niebezpieczeństwo. Kościół i wiara stanowią jedną i tę samą rzecz, podczas gdy według nowej formuły wiara i Kościół byłyby czymś innym w Rzymie i czymś innym w Berlinie.
W ciągu ostatnich trzydziestu lat hegemonia papieska otrzymała ciosy o wiele zdradliwsze niż podczas Soboru. Ta śmiertelna rana na samym szczycie Boskiego Sanktuarium jest w istocie zamaskowana faktem, iż w dzisiejszych czasach moralny autorytet Papieża w świecie wzrósł. Lecz to zwiększenie, którego jesteśmy świadkami, nie posiada żadnego znaczenia religijnego, żadnej formy nadprzyrodzonej. Papież jest widziany jedynie jako przedstawiciel humanitarnej idei, która winna stworzyć fundament przyszłego świata, tejże samej humanitarnej idei surowo potępionej w Syllabusie w pozycji LV: „*Kościół musi być odseparowany od państwa, a państwo od Kościoła” i w LXXX: „*Biskup rzymski może i musi pogodzić się oraz pójść na kompromis z postępem, liberalizmem i współczesną cywilizacja”. Tymczasem Ojciec Święty zdaje się podtrzymywać te idee, ponieważ ciągle wspomina o „nowym świecie”, o świecie kierowanym sprawiedliwością, świecie, w którym narody są sobie przyjazne, oraz widzą się w swoich dobrych i odrębnych tradycjach, o świecie braterskim i pokojowym, w którym pokój i dobrobyt zapanowałby nad wszystkimi narodami. W obecności przywódców państw Ojciec Święty nigdy nie mówi na temat władzy Chrystusa udzielonej Jego przedstawicielowi na ziemi, nigdy nie wspomina o Chrystusie Królu, nigdy! Przemówienie wygłoszone w ONZ jest mową całkowicie humanitarną; jedynie w niektórych miejscach, z konieczności, czyni się aluzje do Chrystusa. Lecz, jeśli można tak powiedzieć, są to wyłącznie napomknienia czysto formalne, grzecznościowe: przemówienie jest przesiąknięte humanitaryzmem i napaja humanitaryzmem, ponieważ jego cel jest humanitarny.
Ojciec Święty wspomina jeszcze o „nowej ewangelizacji”: lecz ta „nowa ewangelizacja” jest albo przypomnieniem Dobrej Nowiny, albo też oznajmieniem jakiejś nowości. Nowość polega na zapowiedzi humanitarnej, abstrahującej od katolickiej idei religijnej, do której za to odwołuje się autorytet listu Świętego Pawła do Efezjan (Ef 2,4): „Jedna wiara i jeden chrzest”. Nowość zatwierdza zaś religijność ludzką, dla której wszystkie religie zasługują na szacunek, ponieważ wszystkie przyczyniają się dla dobra ludzkości.
Lecz jeżeli nasza religia rozpływa się w powszechnym uczuciu religijnym, nasza religia przestaje istnieć; gdy nasza religia nie jest pierwsza, jest niczym i jeśli już nie jest światłem została przyćmiona.
Jedyny konflikt ze światem umiejscawia się w punktach moralnych, takich jak: nierozerwalność małżeństwa, przerywanie ciąży, ogólnie mówiąc, w Tablicach prawa moralnego. W tych sprawach Ojciec Święty wytrwał w wypełnianiu swego obowiązku, lecz, jak wyżej wspomnieliśmy, we wszystkich innych punktach (tzn. dogmatycznych) rozmycie doktryny w prywatnych opiniach papieża wzrasta.
Sukcesy Ojca Świętego w świecie rzeczywiście są imponujące: przemieszcza on tysiące dziennikarzy, uczestniczy w zebraniach z ważnymi tego świata oraz bierze również udział, jak równy z równym, w spotkaniach ekumenicznych. Wszystko to jest ważne, gdyż w taki to sposób Jan Paweł II podbił świat: świat jest dzisiaj przesiąknięty jego ideami na temat ekumenizmu; odnośnie powszechnej dobroci (wewnętrznej i równej) wszystkich religii, ponieważ wszystkie one ex sese (same w sobie) wiodą do Chrystusa; odnośnie potrzeby narodów do bratania się (lecz zarazem trwających w swoich własnych przekonaniach kulturowych), i tak dalej … Ojciec Święty jest przyjmowany z entuzjazmem, nie dlatego iż jest Biskupem Rzymu, lecz ponieważ uważa się go za najwyższego przedstawiciela tej powszechnej mentalności „dobrego świata”.
Papież pokazuje swoją specyficzność, swoją suwerenną odrębność jedynie w delikatnych punktach negowanej przez świat moralności, której jednakowoż, nie zdając sobie z tego sprawy, przeczy, gdyż nikt mu nie przypomina, iż negacja punktów moralnych zawiera w sobie negacje punktów dogmatycznych, ponieważ prawo moralne jest objawieniem Słowa, to znaczy Boskiego Rozumu, który wcielił się i nazywa się Chrystus. Prawo moralne wiedzie prosto do Słowa. Tak więc, przeczenie prawu moralnemu, jest negowaniem ukrytym, lecz niemniej rzeczywistym, Słowa. Podstawa Kościoła i podstawa wszystkiego ma imię Chrystus, będący Słowem Wcielonym, Boskim Rozumem, wyrażającym moralność przyrodzoną. Prawo moralne jest prawem racjonalnym i wyrażeniem Boskiego Rozumu: prawo moralne jest w najwyższym stopniu racjonalne.
Zasada autorytetu Biskupa rzymskiego wynika z tego, iż jego mowa zastępuje Słowo Boże, wyraża ona prawo moralne, współpracując z Wcieleniem Słowa.
Wibrujące w Encyklikach Jana Pawła II prawdy są prawdami głównymi. A ponad tymi wszystkimi prawdami istnieje podstawowa prawda chrześcijaństwa: to znaczy, że Bóg objawił się hic et nunc, właśnie tutaj, a nie gdzie indziej; teraz, a nie przedtem.
Otóż dzisiaj ta podstawowa prawda (tak jak odczytaliśmy to w liście Tretio Milennio Adveniente) jest podawana pod wątpliwość; w jego paragrafach rozprzestrzenia się doktryna zapewniająca, iż „chrześcijaństwo stanowi odpowiedź na pragnienie wznoszące się ze wszystkich religii: buddyzmu, hinduizmu, islamu”.
Lecz chrześcijaństwo nie jest odpowiedzią na te religie („bogów – jak mawiała królowa Estera – którzy nawet nie istnieją”, Est 4, 17), ponieważ jest ono Słowem Bożym, objawionym jedynie narodowi wybranemu, w określonym czasie, w określonym miejscu – tak jak to opiewa psalm 147, 20: Non fecit taliter omini nationi.
Bóg, potęga nieograniczona, może zbawić każdego człowieka bez chrztu, lecz nie może tego zrobić siłą nakazu, gdyż zbawienie bez chrztu nie stanowi części systemu, zamierzonej przez Boga ekonomii. Zbawienie nieochrzczonych jest wyjątkiem, jest ono pozaplanowe, ponieważ nie przynależy do systemu, który jest skupiony na Chrystusie i na trynitarnym ujęciu Boga. A gdy mówi się: człowiek zbawia się bez łaski, bez chrztu, jedynie przez prawość swoich uczynków osoby religijnej, dobrej, pobożnej, sprawiedliwej, wkracza się w system pelagiański. System pelagiański winien zasługiwać na szczególną uwagę ze strony współczesnych teologów, gdyż świat wszystko przepaja duchem pelagiańskim.
Końcowe zdania syntezy wskazują, iż upadek autorytetu Magisterium biskupów, powierzających ten urząd teologom, prowadzi do realności indywidualnej, do wzrostu znaczenia prywatnych opinii Papieża, ze szkodą dla powszechnej Doktryny i Tradycji.
5. Opinie teologów przeciw Magisterium
Lecz jest coś innego, bardziej jeszcze godnego pożałowania; istnieje inna rzeczywistość – bardziej powszechna, bardziej oczywista – rezultat dymisji Magisterium episkopalnego, ustępującego wszędzie wobec arogancji najbardziej sprzecznych, najrozmaitszych i najbogatszych opinii teologicznych.
Opinii sprzecznych, gdyż nazywa się sprzecznym to, co różni się w czymś zasadniczym. Rozmaitych, ponieważ określa się rozmaitym coś, co różni się w czymś przypadkowym. Dwie rzeczy sprzeczne są dwiema rzeczami różnego rodzaju. Podobnie jest i z poglądami teologicznymi, mrowiącymi się wprost w posoborowym świecie katolickim przez ostatnie trzydzieści lat. Odbiegają one od jedynej i świętej doktryny, ponieważ, jako że są tego samego rodzaju, oddalają się od niej w zależności od przypadków. A najczęściej nie są one nawet tego samego rodzaju, co oznacza, że nie posiadają już tego samego nadprzyrodzonego rdzenia, który czyni z doktryny katolickiej un unicum. Wreszcie, po trzecie, powiedziałem: opinie teologiczne bogate, w znaczeniu, w jakim sami teologowie mówią o bogactwie myśli teologicznej, gdy dużo innych mentalności włącza się do mentalności naszej wiary – mentalności religii obcych, takich jak: protestancka, hebrajska, buddyjska, muzułmańska, animistyczna.
Skupiając wzrok na tej trylogii najrozmaitszych, sprzecznych i bogatych opinii, możemy w pewnym sensie powiedzieć iż obecna doktryna wiary nie jest już jedna. Jedność Kościoła winna być przede wszystkim teologiczna, doktrynalna, ponieważ chodzi o sprawy rozumu, chodzi o aktywność teoretyczną, nie zaś o jednolitość herbów albo ubrania. Z drugiej strony, Ojciec Święty podtrzymuje, iż w różnych religiach istnieje jedność moralna; jako że wszystkie są przeznaczone do zbawienia, wszystkie religie i wszystkie kulty są „idealną” jedną, bez konieczności istnienia jedności doktrynalnej. W ten sposób przyznają więc one, że są doktrynalnie sprzeczne: to właśnie w szczegółach mieszczą się różnice teoretyczne.
Jedność wiary: każdy z nas musi mieć pewność a priori myślenia, że wszystko to co sądzą inni chrześcijanie na świecie (i co myśleli przez wieki) jest identyczne z tym w co on wierzy. Muszę mieć pewność a priori wierzenia w to wszystko, w co wierzy inny chrześcijanin, gdy wypowiada jakąś prawdę wiary jest nieomylny. Na przykład, Ojciec Święty jasno wyraził, iż Maryja Dziewica jest wolna od grzechu pierworodnego, tak więc, gdy powtarzam wypowiedź Ojca Świętego, jestem nieomylny, nie muszę lękać się pomyłki.
Ta doktryna uwypukla jednogłośności doktryny wiary: „jednogłośność”, gdyż tyle głosów, miliony głosów, miliardy ludzi wyznają (i zawsze wyznawały) jedną doktrynę Słowa, zrodzonego z zamysłu Ojca. „Boga nikt nigdy nie widział. Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca [o Nim] pouczył” (Jn 1,18). Wiara z natury swej jedna i jednogłośna, stała się w dzisiejszych czasach wiarą charyzmatyków, która nie jest wierzeniem noekatechumenów, która nie jest wiarą kardynała Ratzingera, która nie jest wiarą kardynała Martiniego i która nie jest wiarą Papieża. I każdy idzie sobie do radia, do telewizji, publikuje w czasopismach oraz książkach … i daje świadectwo swojej „osobistej” wiary. Wszystkie te świadectwa, wszystkie te oznaki wiary mają wspólnie jakiś związek z wiarą katolicką; są to opinie wokół wiary katolickiej i odstępczej od niej. Czy możemy jeszcze nadal twierdzić, iż owi teologowie są katoliccy?
Roman Amerio Ω
Za: http://www.piusx.org.pl
Kategoria: Publicystyka, Religia, Społeczeństwo, Wiara