Matuszewski: O posłuszeństwie błędom papieskim i ich krytyce
Kościół katolicki jest obecnie rozmontowywany od środka. Nie mam co do tego wątpliwości. Jako katolik muszę jednak funkcjonować w tym Kościele w kształcie takim, w jakim go zastałem – pomimo błędów popełnianych przez ludzi jest to nadal jedyny prawdziwy Kościół, założony przez Zbawiciela, a także jedyny, którego biskupi dzierżą ważną sukcesję apostolską. Niestety coraz częściej nie brakuje wątpliwości co do postawy, jaką należy przyjąć, w tym – jak podchodzić do niektórych wypowiedzi oraz czynów Ojca Świętego.
Przede wszystkim – papież. Nie mam wątpliwości, że papież jest Wikariuszem Chrystusa i spadkobiercą prostej linii sukcesji apostolskiej, biegnącej od Św. Piotra. Jednak rozróżniam wierność papieżowi w rozumieniu tego, który sprawuję określoną godność i reprezentuje Majestat Kościoła, a wiernością człowiekowi – osoba ludzka niezależnie od urzędu jest bowiem grzeszna i omylna.
Dzieje Kościoła pełne są przykładów niebywałej świętości papieży, ale Tron Chrystusowy obejmowali też grzesznicy. O ile grzechy doczesne nie były nigdy przedmiotem buntu wiernych (chyba, że chodziło o rozgrywki polityczne), o tyle zupełnie inaczej reagowano na nauczanie błędów i prezentowanie ich jako oficjalnej doktryny Kościoła. Święty Atanazy wprost sprzeciwił się papieżowi – arianinowi, wyświęcał kapłanów i nauczał mimo, że wyklinano go 5 razy. Niezłomność dała mu w końcu tytuł Doktora Kościoła i koronę świętości. Pius IX wprost mówi o tym, że jeżeli papież zacznie nauczać czegokolwiek, co stoi wbrew Tradycji, wierni mają obowiązek odciąć się od jego błędu. Nie chodzi o przejście na pozycje sedewakantystyczne, jednak – podkreślam raz jeszcze – należy odróżnić wierność Tronowi od posłuszeństwa człowiekowi. Wszystko bowiem, co mówimy i czynimy, musi służyć Prawdzie Przedwiecznej i żadnemu papieżowi nie wolno tego zmienić, nigdy też nie wolno postawić człowieka ponad tym, czemu ma on służyć. Papież także podlega temu nakazowi. Jest przy tym sługą sług Bożych, ma prowadzić lud do zbawienia po drogach wytyczonych nakazem Chrystusa, Pismem, Tradycją i przykładami świętych, a nie tworzyć nową rzeczywistość teologiczną lub społeczną. Katolik najpierw winien jest posłuszeństwo Bogu – gdyż to Bóg ustanowił Kościół, zatem oczywistym jest, że Kościół wraz z jego widzialną głową, papieżem, należy do Boga. Jeżeli jednak niektórzy funkcjonariusze tego Kościoła odchodzą od Prawdy, to należy się wprawdzie za nich modlić, ale nie wolno czynić tego, co oni. Zarówno z uwagi na dobro Kościoła, jak i własne zbawienie – zawsze wybierać trzeba prawdę nadrzędną.
Abp Lefebvre pisze: "Żadna władza, nawet najwyższa w hierarchii, nie może zmusić nas do porzucenia lub umniejszenia wiary katolickiej, którą to Magisterium Kościoła jasno wykłada i wyznaje od ponad dziewiętnastu stuleci. 'Ale gdybyśmy nawet my albo anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy – niech będzie przeklęty' (Gal 1, 8)". I dalej: "Do środka Kościoła wdarli się duchowni, którzy opanowali Kościół wykorzystując pozycje, które zagarnęli dla siebie w Kościele, rozpowszechniają błędy. Ale czy my jesteśmy zobowiązani przyjmować błędy, dlatego że przychodzą one od nas drogą urzędową? Nie bardziej niż musimy być posłuszni rodzicom, którzy są zhańbieni i żądają od nas, abyśmy też postępowali haniebnie. Tak samo nie możemy być posłuszni tym, którzy wymagają od nas, abyśmy wyrzekli się naszej wiary, abyśmy porzucili naszą Tradycję. O tym nie ma mowy!"
I tu pojawia się kolejna kwestia. Otóż – czy papieża wolno krytykować? Nigdy Tronu i urzędu samych w sobie, ale ludzkie błędy – owszem. Milczenie o błędach pozwala bowiem na ich legitymizację poprzez ciche zaakceptowanie. Jeżeli nikt nie będzie pisał o tym, że herezja, którą wygłasza papież, jest herezją, to w pewnym momencie zacznie ona być akceptowana jako oficjalne Magisterium, a za dwa pokolenia nikt już nie będzie pamiętał o tym, że to herezja. Nie – wierni katolicy muszą stać przy Stolicy Piotrowej, ale przede wszystkim zobowiązani są przestrzegać Prawa Bożego, aż do Soboru Watykańskiego II niezmiennie głoszącego tę samą prawdę. Czy zresztą ochrona Tronu Św. Piotra przed herezją i upadkiem, jakie wprowadza się od wewnątrz, nie jest służbą świadczoną zarówno temu Tronowi, jaki całemu i Kościołowi? Uważam, że jest.
Kilka dni temu spotkałem się z argumentem, że nie wolno publicznie wskazywać błędów papieża – mimo wszystko, mimo posiadania świadomości ich zaistnienia, gdyż dołączamy w ten sposób do mediów i środowisk anty-katolickich, które postępują tak non stop. Nie do końca.
Po pierwsze – ważna jest intencja. Naszą powinnością jest nazywanie błędu – błędem po to, by go zidentyfikować i otworzyć w ten sposób drogę do jego usunięcia, a przez to – do wzmocnienia Tronu Piotrowego. Liberalne media i lewica krytykują Kościół nie po to by pomóc, lecz dlatego właśnie, że jest Kościołem jedynym, a papieża – za to, że postępuje zgodnie z wymogami wiary. Dlatego tak bardzo krytykowany był uwalniający Mszę Wszechczasów Benedykt XVI, a tak wielką sympatią cieszy się całujący heretycką biblię Franciszek, nie tylko rezygnujący z reprezentowania Majestatu Kościoła, ale wprost okazujący temu Majestatowi wzgardę.
Otwarte nazywanie herezji – herezją jest wyrazem synowskiej troski. Nikt nie czyni tego z radością, sprawia nam to wiele bólu. Ale równie wiele bólu sprawia nieraz zabieg medyczny – a mimo to przystępuje się do niego zawsze z nadzieją powrotu do zdrowia.
Mariusz Matuszewski
Kategoria: Mariusz Matuszewski, Religia, Wiara