banner ad

Matuszewski: Katolik a Kościół instytucjonalny

| 26 października 2020 | 0 Komentarzy

Struktury kościelne, na czele z Ojcem Świętym, dają nam ostatnio wiele do myślenia. Skandale, skwapliwie wyszukiwane i rozdmuchiwane (a może i częściowo inspirowane?) przez media, nie licujące z godnością urzędu słowa i postępowanie niektórych biskupów, papież wypowiadający się w sposób pozwalający wątpić w zgodność jego słów z niezmiennym od 2 tysiącleci Magisterium Kościoła – wszystko to prowadzi do pytań o granice posłuszeństwa wobec hierarchii i to, jakie stanowisko zająć.

I.

Próbę odpowiedzi na te pytania zaczniemy od prostego, jakkolwiek nie dla wszystkich oczywistego, rozróżnienia.

Kościół, Mistyczne Ciało Chrystusa, jest święty – bo święty jest jego Założyciel. Paweł VI, nawiązując do słów Pisma, mówił w tym kontekście o budowli Bożej, „(…) wzniesionej już przez Chrystusa samego: Zbuduję Kościół mój. (…) jesteście budowlą Bożą – stwierdza św. Paweł (1 Kor 3, 9), a w stwierdzeniu tym, które jest echem myśli Chrystusa, zostały podane pewne istotne rysy Kościoła, a mianowicie Boskie pochodzenie tej mistycznej budowli, jej również Boski wzrost, jej ludzkie i społeczne powiązanie, jej wewnętrzna i strukturalna zwartość” (za: Pismo Okólne Sekretariatu Episkopatu Polski, masz., 28 lipca 1976 r.).

Nadprzyrodzony i święty charakter Kościoła nie podlega wątpliwości. Tu, w świecie doczesnym, musi on jednak funkcjonować w oparciu o niedoskonałe, choć mające do tej doskonałości dążyć, hierarchicznie ukształtowane struktury administracyjne i formacyjne. Struktury te doskonałe nie są – gdyż niedoskonali są tworzący je ludzie, jednak oparto je na pewnym bezcennym fundamencie, który łączy je bezpośrednio z samym Chrystusem. Chodzi o sukcesję apostolską – jeden z najcenniejszych darów Zbawiciela, przekazany dalej przez jego apostołów, ich uczniów, uczniów ich uczniów – i tak dalej, aż po dzień dzisiejszy.

Sukcesja apostolska przekazywana jest od 2000 lat. Czasem trafiała w ręce jej niegodne, czasem dzierżący ją biskupi i kapłani pozostawiali wiele do życzenia, ale zawsze, niezależnie od ludzkich słabości, przekazywano ją w sposób ważny.

Co więcej: to sukcesja apostolska, a raczej jej brak, jest jednym z podstawowych powodów, dla których poza kościołem katolickim nie ma ani zbawienia, ani ważnych sakramentów. Wypowiedzenie posłuszeństwa papieżowi jest bowiem wypowiedzeniem posłuszeństwa Chrystusowi, który poprzez sukcesję apostolską udzielił mu swojej władzy. Jeżeli nie ma sukcesji apostolskiej, to brak również ważnie wyświęconych duchownych, którzy w łączności z Chrystusem mogą być szafarzami darów Bożych, przede wszystkim ciała i krwi Zbawiciela; nie ma Najświętszej Ofiary, bo brak jest wyświęconych z upoważnienia Chrystusa duchownych, którzy dysponują posłannictwem i błogosławieństwem niezbędnym do jej odprawiania.

II.

Księża, na mocy sukcesji apostolskiej, otrzymują władzę niedostępną innym, dotykającą Nieba i pochodzącą wprost od Boga. Tu trzeba jednak pamiętać, że choć reprezentują oni Chrystusa – to jednak Nim nie są, nie są więc doskonali. Pełnią rolę szafarzy łask Bożych – ale to nie oni ich udzielają, przez ich ręce czyni to sam Zbawiciel. Są ludźmi, tak więc pomimo swojej władzy i otrzymanych sakramentów mają tę samą grzeszną naturę, co każdy człowiek od czasu wygnania pierwszych rodziców z Raju. Są wybranymi przez Boga pracownikami Jego winnicy, z Jego rąk, za pośrednictwem sukcesji pochodzącej wprost od Zbawiciela, otrzymują zadanie stania na straży depozytu wiary, werbowania dusz do zasiedlenia Królestwa, które ostatecznie nadejdzie wraz z Paruzją i tworzenia tu, na ziemi, warunków umożliwiających tym duszom dążenie do zbawienia. Niestety, wraz z zadaniem Bóg, jak czyni to w przypadku wszystkich ludzi, dał im też wolną wolę. I możliwość wyboru.

I tu dochodzimy do sedna. Papież, arcybiskupi, biskupi i kapłani mogą być najwierniejszymi wykonawcami Bożej woli, ale też mogą się misji i powołaniu, które im ofiarowano, sprzeniewierzyć. Mogą żyć na wzór świętych, niestety mogą też wybrać wykorzystanie powierzanych sobie ról i funkcji tylko i wyłącznie do zaspokajania własnych ambicji – te zaś są najprzeróżniejsze: od finansowych i zawodowych po wpływy, władzę, etc. Jednak jeżeli nawet ksiądz lub biskup nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań, to nie należy zapominać, że sukcesja apostolska nadal zachowuje w jego przypadku swoją ważność.

Jeżeli papież wypowiada słowa nie licujące z jego urzędem lub nie zgodne z nieprzerwanym nauczaniem jego poprzedników, nie należy za nim podążać. Papieże i święci mówią o tym jasno – przykładem chociażby Pius IX. Winni natomiast jesteśmy wierność urzędowi, który papież sprawuje. Nie osobie, lecz temu, CO ona reprezentuje – niezależnie od tego, JAK reprezentuje (czy godnie, czy też z pogwałceniem świętości tego urzędu). Osoba ludzka jest grzeszna i słaba. Wiemy to. Kapłan i biskup również mogą ulegać pokusom lub błędom. Ale nawet jeżeli zupełnie sprzeniewierzyli się swojej misji i Chrystusowi, nie wolno zrywać z hierarchią kościelną jako całością, nie wolno zapominać o sukcesji apostolskiej i nie wolno podejmować prób naprawy kościoła stawiając się poza kościołem. Także tym instytucjonalnym.

Św. Franciszek w jednym ze swoich napomnień pisze: „Kto zazdrości bratu swemu tego, co Pan mówi i czyni za jego pośrednictwem, grzeszy świętokradztwem, ponieważ zazdrości samemu Najwyższemu, który w nim działa”. Tak samo my możemy powiedzieć: kto odmawia szacunku i wierności autorytetowi urzędu, jaki za Bożym pośrednictwem sprawuje człowiek przez Boga namaszczony, sprzeciwia się samemu Bogu.

Kościół instytucjonalny, nawet, jeżeli z powodu grzechów pasterzy zbutwieje do reszty, nadal będzie mógł zrobić jedną bezcenną rzecz: przekaże sukcesję. Tym, o co należy zadbać, jest przygotowanie do jej przejęcia ludzi z mocnym katolickim kręgosłupem, którzy będą rozumieli swoją misję i pozostaną wierni do końca. Jednak bez sukcesji utracimy ciągłość chrystusowego posłannictwa – a tym samym utracimy Kościół.

To ten element, który ignorują m.in. sedewakantyści, którzy nie podejmują próby naprawy Kościoła od wewnątrz, lecz wolą postawić się poza jego wymiarem instytucjonalnym i tworzyć jakiś kościół alternatywny. Tymczasem ich podejście jest trudne do zrozumienia nawet z czysto ludzkiego, opartego na logice, punktu widzenia. Papież Pius XII jest papieżem, którego uznają. Jana XXIII już nie. Tymczasem Jana XXIII wybrali kardynałowie wyświęceni jeszcze przed Piusa XII lub nawet przed jego pontyfikatem. Czyli sukcesję apostolską przekazano w sposób ważny. Skoro Jan XXIII był papieżem wybranym w sposób ważny, to jego następca również. I tak dalej. Zresztą… kontynuujmy to ćwiczenie: załóżmy, że w pewnym momencie pojawi się papież wierny tradycji. Skoro sedewakantysta kilku papieży przed nim nie uznaje, to jak wytłumaczy przekazanie sukcesji apostolskiej, skoro wszyscy obecni kardynałowie są przez nich mianowani? A może należy pogodzić się z tym, że do końca dziejów nie będzie już papieży?

To zupełnie niepotrzebne tworzenie kolejnych odłamów i podziałów w Kościele.

To nie kapłan – człowiek, osoba, ma być moim punktem odniesienia. To samo kapłaństwo, które on uosabia, urząd i autorytet przezeń reprezentowany, to przede wszystkim Ten, w którego Imieniu on działa. Katechizm Kościoła Katolickiego poucza: „Kościół jest owczarnią, której jedyną i konieczną bramą jest Chrystus. Jest trzodą, której sam Bóg zapowiedział, że będzie jej pasterzem, i której owce, chociaż rządzone przez pasterzy – ludzi, są jednak nieustannie prowadzone i karmione przez samego Chrystusa, Dobrego Pasterza i Księcia pasterzy, który oddał swoje życie za owce” (nr 754).

Nie wolno iść za błędami księdza, biskupa lub papieża. Ale nie wolno też zaprzeczać powadze ich urzędu. Można z synowską troską napomnieć, ale nigdy nie wolno odmówić wierności. Cytowany już św. Franciszek w swoim testamencie tak poucza: „Pan mi powiedział i obdarza mnie tak wielką wiarą w kapłanów, którzy żyją zgodnie z nauczaniem Kościoła Rzymskiego, że ze względu na ich kapłaństwo, nawet gdyby mnie prześladowali, chcę się do nich zwracać”.

III.

Problemem najbardziej palącym dla wielu katolików są obecnie niektóre wypowiedzi Ojca Świętego. To przykład, przy którym warto zatrzymać się na dłużej.

Przede wszystkim – czy papież może popełnić błąd w kwestii doktryny? Oczywiście, że może. Prof. Plinio Corrêa de Oliveira poucza, że w przypadku wątpliwości katolik „może się (…) odwołać do wcześniejszego magisterium i sprawdzić, czy istnieje długa linia nauczania papieży, potwierdzająca daną rzecz. Jeżeli takowej brak, lub też jeżeli istnieje pewna różnica w nauczaniu, nowe nauczanie papieża jest błędne. To bardzo proste. Nie znaczy to, że każdy katolik winien wziąć na siebie zadanie osądzenia papieża. Nie zachęcam do tego. Mówię jedynie, że jeżeli istnieje jasne i stałe nauczanie poprzednich papieży, utrzymujące coś innego, aniżeli opinia nowego papieża, to ta ostatnie ipso facto zostaje osądzona przez poprzednie magisterium. Wierni jedynie uświadamiają sobie błąd”.

Sprawa jeszcze łatwiejsza, gdy rzecz dotyczy grzechu. „Gdy papież grzeszy, gdy czyni coś złego (…) jego pozycja wynikająca z piastowanego urzędu nie zmienia natury jego czynu. Jest zły. Nie ma tu miejsca na papieską nieomylność”.

Nie należy podążać za papieżem gdy głosi on herezję lub popełnia błąd albo grzech, wolno go upominać, ale zawsze należy przy tym stać przy tronie św. Piotra – bo tak zalecił sam Chrystus. „Na tej skale zbuduję mój Kościół” – czytamy w Ewangelii. Można (a nawet należy) ten fundament reperować i odnawiać, ale nie wolno go zostawić na pastwę żywiołów – w przeciwnym wypadku budowla na nim wzniesiona musi się zawalić.

IV.

Pokusa osądzania i pouczania właściwa jest każdej istocie ludzkiej, tym większa, im bardziej dusza popada w pychę. Bardzo często słyszmy, że ktoś z góry odrzuca cały posoborowy Kościół posługując się jednym słowem: modernizm. To służy za całe wytłumaczenie, najczęściej bez jakiekolwiek głębszej analizy teologicznej. To dla niektórych licencja na odrzucenie dowolnego poglądu i decyzji władz kościelnych, z którą się nie zgadzają. Niestety, jest to wymówka równie zła i szkodliwa, co usprawiedliwiający wszystkie nowinki i nadużycia „duch soboru” – tak przez tradycjonalistów (słusznie zresztą) potępiany.

Nie bronię modernizmu – ja także uważam go za zło, które znacznie zaszkodziło Kościołowi i, przyznajmy, szkodzi mu nadal. Nie wolno jednak stawiać się w pozycji arbitra, który sam decyduje, że oto jest ostatnim spadkobiercą tradycji wbrew wszystkiemu i wszystkim, a jeżeli Kościół się z nim nie zgadza, to tym gorzej dla Kościoła.

Ostatnio głośnym przykładem takiej postawy jest (uznawany przez niektórych za pozytywnego outsidera) ks. Michał Woźnicki, wydalony z zakonu salezjanów. Ks. Michał ślubował posłuszeństwo, ale w chwili próby uznał, że nie musi go dotrzymywać – bo wie lepiej. Tymczasem w ślubach zakonnych nie ma wzmianki o wyjątkach, to posłuszeństwo jest całkowite – nawet, jeżeli decyzja przełożonego może wydawać się krzywdząca. Jeżeli ktoś łamie ślub zakonny – to znaczy, że łamie przysięgę daną nie temu lub innemu współbratu, lecz Bogu. Ktoś taki, niesiony pychą i krytykujący cały zakon, biskupów, a nawet przyznający sobie mandat do oceny papieży, może tylko sprowadzić zamęt i zgorszenie.

Czy ks. Michał może naprawić to, co uznaje za złe i niegodne w zakonie, będąc poza nim? Czy pomaga wiernym nastawiając ich przeciw Kościołowi? Lub czy pomaga w ten sposób samemu Kościołowi, który – jak twierdzi – reprezentuje, choć formalnie nie ma do tego prawa?

Przykład setek świętych, na czele ze św. Teresą z Liseaux, pokazuje, że najlepsze owoce dojrzewają czasem w ciszy i pokorze cechującej podporządkowanie się woli przełożonych, która – jak głosi wykładnia Kościelna, jest wolą Boga. Nawet jeżeli człowiek jej nie rozumie lub uważa, że w danym momencie jest ona niesprawiedliwa.

Omówiona wyżej postawa tym bardziej nie przystoi świeckim.

V.

Reasumując: o ile wolno dostrzegać i z synowską troską wytykać uchybienia hierarchii kościelnej – na czele z Ojcem Świętym, a także unikać popełnianych przez nią błędów, o tyle nigdy nie wolno z nią zrywać. Sukcesja apostolska pomimo słabości i błędów jednostek jest ważna, co znaczy, że stanowi część tej samej spuścizny, którą Chrystus przekazał apostołom. Stawianie się ponad lub poza tą widzialną i doczesną strukturą Kościoła nie pomoże w jego naprawie. Dokonać tego można jedynie od środka. 

Pięknym przykładem tego, o czym piszę, były starania zmierzające do restauracji Mszy Wszechczasów w wielu polskich miastach pod koniec lat 90-tych XX wieku. Było to trudne, a opór struktur kościelnych opisać trudno. Ale po pierwsze – wierni nie ustawali w wysiłkach i wykorzystywali każdą możliwość, jaką stwarzało prawo kanoniczne, niestrudzenie nagabywali proboszczów oraz monitowali biskupów miejsca. Po drugie  – pomimo trudności nikomu nie przyszło do głowy, by odsunąć się od oficjalnego Kościoła hierarchicznego lub okazać nieposłuszeństwo. Zdecydowanie i nieustępliwość – tak, ale nie nieposłuszeństwo.

I Bóg te starania nagrodził. Niech to będzie dla nas lekcja.

 

Mariusz Matuszewski

 

Kategoria: Mariusz Matuszewski, Publicystyka, Religia, Wiara

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *