banner ad

Jakubczyk: Węzeł gordyjski

| 14 grudnia 2023 | 0 Komentarzy

Poniższy tekst stanowi kompilację moich wcześniejszych artykułów w poruszanym poniżej temacie. Owa składanka jest poszerzona o moje najnowsze refleksje. I nie koniecznie, w całości, odzwierciedla stanowiska moich redakcyjnych koleżanek i kolegów.

Autor.

 

 

Konfliktu żydowsko – arabskiego który ponownie, na poważnie eskalował 7 października 2023 r. nie widać końca. I jak zawsze, coraz większa liczba osób identyfikujących się z prawicą (zarówno tą reakcyjną, zachowawczą, jak i narodową) otwarcie zaczyna proklamować swoje sympatie dla mahometańskiej strony arabskiej (tzw. palestyńskiej) tego starcia. Pamiętajmy że nie każdy konflikt ma to samo podłoże i powinnien być rozpatrywany z osobna, a przede wszystkim traktowany z rozsądkiem. Dwa słowa na temat nowożytnej historii ubroczonej we krwi Ziemi Świętej pozwolą nam lepiej zając stanowisko, a także skonstatować, że geneza problemów leży nie tylko po jednej stronie.

Po pierwsze, konflikt izraelsko – palestyński nie ma podłoża religijnego. Jest nim obustronny, radykalny i infantylny nacjonalizm. Zostawmy więc herezję zarówno talmudyczną i mahometańską poza naszymi rozważaniami. Spójrzmy za to na źródło geopolityczne tegoż konfilktu. W pigułce, tereny dzisiejszego Izraela zasiedlone zostały ok. 2500r.p.n.e. przez Kananejczyków. Około XIII wieku p.n.e. pojawiły się na tym obszarze plemiona izraelickie kolonizując południową część Kanaanu, czyli krainę nazwaną później przez Rzymian Palestyną. Dogodne położenie tego regionu na skrzyżowaniu ważnych szlaków handlowych między Azją, Afryką i Europą, w zachodniej części tzw. żyznego półksiężyca, zdeterminowało w znacznym stopniu jego burzliwe dzieje. Pod koniec XI wieku p.n.e. Izraelici zostali zjednoczeni przez Saula. Około 925 r. p.n.e. państwo izraelskie uległo rozbiciu na dwa królestwa: Izrael, uzależnione od Asyrii na przełomie IX i VIII w. oraz Judę, które zostało podbite w latach 857-856 przez Babilonię. Po podbojach asyryjskich, babilońskich a później perskich (550-333 p.n.e.) i macedońskich Aleksandra Wielkiego w 323 r.p.n.e.) (starożytni) Żydzi rozprzestrzenili się po terytoriach zwycięskich imperiów. W 63 r. p.n.e. następuje podbój ziem Izraela przez Rzymian, którzy w 6 r. n.e. utworzyli tutaj prowincję zwaną Judeą. W roku 66,  (s) Żydzi zbuntowali się przeciw władzy Rzymian, co dało początek trwającemu do 73 r. Powstaniu Zelotów. Zakończone klęskami kolejne powstania zwiększyły rozproszenie, czyli diasporę (s) Żydów po całym imperium rzymskim. Od tego czasu terytorium dawnego państwa dawidowego zaczęto nazywać Palestyną. Od 395 r., po rozpadzie Imperium Rzymskiego, Palestyna wchodziła w skład Cesarstwa Bizantyjskiego, zaś w latach 634-640 została podbita przez Arabów. W ciągu kolejnych wieków nastąpiła islamizacja i arabizacja miejscowej ludności. Jerozolima stała się jednym z ważniejszych ośrodków religijnych i gospodarczych islamu. W roku 1099  na terenie Palestyny powstało Królestwo Jerozolimskie. W roku 1187 chrześcijanie utracili jednak Jerozolimę a ostateczny upadek królestwa nastąpił w 1291 r. wraz ze zdobyciem Akki – ostatniej twierdzy krzyżowców – przez mahometan.

Od roku 1519 do wybuchu I Wojny Światowej terytoria palestyńskie znajdowały się w granicach Imperium Osmańskiego, były niezamieszkanym i jałowym zaściankiem, bladym odbiciem organizmu jeszcze we wczesnym średniowieczu przeżywającego swój rozkwit. Pójdźmy dalej. Z początkiem kwietnia 1920 roku, kiedy to przemiany wywołane pierwszą wojną światową zmusiły świat do ponownej analizy stosunków geopolitycznych, Palestyna poddana została na mocy mandatu międzynarodowego (ustalonego na konferencji w San Remo) protektoratowi Wielkiej Brytanii. Już wówczas, z inicjatywy rządu Jego „Królewskiej” Mości, podjęto próbę utworzenia czegoś, co określano jako „narodowe państwo żydowskie”. Projekt spotkał się z silną opozycją ze strony arabskiej, a konflikt nasilił się jeszcze w skutek zamieszania z ustawą imigracyjną, brakiem konsekwentnego nadzoru i angielskiej ospałości w usuwaniu przyczyn zaogniania się sytuacji. Jest zresztą nader ciekawe, że początkowo w planach utworzenia państwa żydowskiego terytorium dzisiejszego Izraela nie było w ogóle brane pod uwagę. Zdawano sobie sprawę ze skali problemu, którą może to wywołać i nawet przedstawiciele ruchu syjonistycznego rozważali możliwość osiedlenia się na Cyprze, z kolei wśród wielu propozycji angielskich znalazła się nawet Uganda. Niestety, ostatecznie największe poparcie zyskała koncepcja utworzenia strefy buforowej zabezpieczającej Kanał Sueski, a zatem wybór padł na Palestynę. Do wybuchu drugiej wojny światowej nie odniesiono żadnego sukcesu. Pomimo szeregu wydanych przez Brytyjczyków tzw. „Białych Ksiąg”, których celem było namówienie Żydów i arabów do dialogu, okazał się on niemożliwy. Animozje pogłębiło później poparcie udzielone III Rzeszy przez część krajów arabskich, w tym także samego Wielkiego Muftiego Jerezolimy, Mohammada Amin al-Husajnia (1895-1974). 

Bieg wypadków po II wojnie światowej jest powszechnie znany. Państwo Izrael powstało i w ciągu kilku kolejnych dziesięcioleci utrzymało się w ciągu serii wojen, wspierane przez Stany Zjednoczone. Często zapomina się jednak o pewnym aspekcie, stanowiącym kontynuację błędu niedopatrzenia i braku konsekwencji, popełnianego przed rokiem 1939. Nie dostrzeżono problemu w skali, w jakiej on wystąpił, co jeszcze bardziej pogłębiło nienawiść – tym razem ze strony żydowskiej. Otóż kiedy w roku 1947 rezolucja ONZ, dotycząca podziału mandatu brytyjskiego na dwa odrębne państwa, weszła w życie, udziałem zamieszkującej tereny krajów arabskich (niekiedy od ponad 2500 lat) ludności żydowskiej (łącznie około 1 000 000 osób) stało się po prostu wygnanie oraz konfiskata dobytku. Komitet Polityczny Ligii Arabskiej uchwalił i sporządził zalecenia odbierające Żydom obywatelstwa krajów arabskich (czy też szerzej – muzułmańskich) przez nich zamieszkałych, zamrażania kont bankowych i nacjonalizowania majątków prywatnych. 

Wobec utworzenia Izraela niemal od razu pojawiły się lewicujące grupy o zabarwieniu insurekcyjnym, takie, jak założona w roku 1946 OWP. W latach 80-tych XX wieku, po konflikcie libańskim, do gry weszły dodatkowo Hamas i Hezbollah. I tak dalej, i tak dalej…

Pamiętajmy że rdzenna populacja Ziemi Świętej to marginalne procenty po obu stronach barykady. Zarówno, teraźniejsi izraelczycy i palestyńczycy to w większości potomkowie ludności napływowej. Wiadomo że nowocześni żydzi to przede wszystkim potomkowie nawróconych przed wiekami na religię judaistyczną ludów Azji, Europy i  Maghrebu. Nowoczesne żydostwo należy rozumieć jako świecką filozofię życiową lub ideologię. Tak jak definiował ją Spinoza, jako ponadnarodową i ponadpaństwową „wolnomyślicielską republikę uczonych”. Paradoksalnie, od czasu stworzenia państwa Izrael jaki znamy dzisiaj, o bardzo wyrazistym, skrajnie szowinistycznym  i nacjonalistycznym zabarwieniu. Polityka historyczna państwa Izrael, jak również rozbudowa i użytek międzynarodowej siatki prożydowskich środowisk, amerykańskiej głównie, to istne arcydzieło. Tylko pozazdościć cierpliwości i wytrwałości w dążeniu do określonego celu. Celu, jakim jest kompletne zaczarowanie historii. Różdzka antysemityzmu okazuje się być tutaj złotym środkiem. Również w wojnie z Autonomią Palestyńską. Ale o tym kiedy indziej.

Z drugiej strony mamy do czynienia z palestyńskim żywiołem arabskim. Rzecz jasna, większość obserwujących ten niekończący się spór, powiela przekonanie że to właśnie tzw. Palestyńczycy są rdzennymi mieszkańcańcami Terra Sancta. Historia jednak uczy nas czegoś innego i w stosunku do nich. Kiedy w roku 1831, Egipt przejął osmańskie tereny w Ziemi Świętej, do Gazy przybyło mnóstwo Egipcjan. Kolejne fale emigrantów napływały przez kolejne dziesiątki lat. Dokumentowane w różnych źródłach. Tak na przykład w 1865 roku brytyjski geograf Tristram (Henry Baker, O.D.) pisał o skupiskach egipskich emigrantów w Jafie, Sheikh Munis – dzisiejszy Ramat Aviv, Nahal Eran, Vadi Ara, Beit Dagan, Beit Shaan i w innych miejscowościach. Według dokumentacji z roku 1913, geografa szwajcarskiego Baldenspergera, do samej Jafy przybyli emigranci z 25 państw muzułmańskich. Dwie wojny światowe zwiększyły zapotrzebowanie na siłę roboczą dla budowy urządzeń potrzebnych armii, linii kolejowych, dróg, portu w Haifie, kamieniołomów i wysuszania bagien. Można zatem stwierdzić że większość Palestyńczyków to tak naprawdę potomkowie emigrantów, przybyłych w XIX i XX wieku z Egiptu, Sudanu, Syrii, Libanu, Jordanii, Iraku, Arabii Saudyjskiej, północnej Afryki, z Bośni, Afganistanu i innych krajów. Sami Palestyńczycy zdają sobie z tego doskonale sprawę. I rzeczywiście, w marcu 2012 roku minister Spraw Wewnętrznych Hamasu, Fathi Hamad, w sieci Al Jazeera powiedział że „korzenie nas wszystkich  pochodzą z Saudji, Jemenu  i z innych krajów. Połowa mojej rodziny z Egiptu, ponad 30 klanów w Gazie nosi nazwisko Masri”.  „Połowa Palestyńczyków to Egipcjanie i połowa to Saudyjczycy”.

Jak słusznie zauważył pan Marek Jurek „w momencie rozpoczęcia osadnictwa żydowskiego nacjonalistycznie usposobieni Arabowie zakładali raczej, że Palestyna będzie południowymi kresami przyszłej Syrii, niż państwem. Nacjonalizm palestyński jest wyłącznie reakcją na żydowskie osadnictwo. Konstytutywnym elementem idei palestyńskiej było odrzucenie rozwiązania „dwupaństwowego”, zaakceptowanego przez przywódców syjonistycznych. Oczywiście – z poparciem państw arabskich. Nawiasem mówiąc, to co piszę o narodzie arabskim żyjącym od Atlantyku po Ocean Indyjski (a konkretnie Zatokę Perską) – to nie kwalifikacja etniczna czy językowa. Egipt i Syria są Arabskimi Republikami z nazwy. Algieria uznaje „arabskość” za jedno z konstytucyjnych znamion państwa. Jordania konstytucyjnie uznaje swe państwo za część narodu arabskiego i można by to ciągnąć dalej. I to oni powinni już dawno umożliwić osiedlanie się mieszkańcom Gazy, zamiast obłudnie opowiadać o jej przeludnieniu. Nie mówiąc już o umożliwieniu uchodźstwa wojennego cywilom.”

Po raz drugi, oczywiście że żyją też potomkowie rdzennych mieszkańców tamtych ziem. Możemy jednak stwierdzić że znajdują się oni wśród żydów, mahometan i chrześcijan.

No właśnie. Muszę tutaj podkreślić iż moje osobiste stanowisko wobec obydwu stron omawianego tutaj konfliktu jest jak najbardziej neutralne, żeby nie użyć słowa – obojętne. Nie wynika to z braku zainteresowania, ale z faktu, że płaszczyzna konfliktu, niezależnie od winy, jest dziś tak skomplikowana przez coraz to nowe zaszłości, że opowiadanie się po którejś ze stron „na ślepo” jest wysoce nierozsądne i wynika przede wszystkim z niezrozumienia obcych nam przecież uwarunkowań etnicznych, kulturowych, społecznych, a także niekompletnej wiedzy historycznej. Do pewnego stopnia popełnia się dziś ten sam błąd, co 100 lat temu: ocena sytuacji jest wyłącznie powierzchowna. 

Tym natomiast, co jak najbardziej przykuwa moją uwagę, a często również emocje, jest los trzeciej grupy uwikłanej w ten konflikt wbrew swojej woli, a zapomnianej, choć prześladowanej zarówno przez Żydów, jak i muzułmanów. Chrześcijanie – bo o nich mowa, znaleźli się w całej tej sytuacji niejako między młotem a kowadłem. Do dziś nasilające się ataki na kościoły, kradzieże i szykany to ich chleb powszedni. Wbrew temu, co przekazują nam największe ośrodki medialne, które de facto nigdy nie poruszają tematu chrześcijan żyjących na bliskim wschodzie, opinie obydwu zwaśnionych społeczności potrafią być nader zgodne w sytuacji, kiedy w grę wchodzą sprawy dotykające chrześcijan. Dla przykładu przytoczmy tutaj kontrowersyjną decyzję władz Izraela w sprawie pozwolenia na budowę meczetu w sąsiedztwie bazyliki Zwiastowania w Nazarecie, który pomimo protestu Stolicy Piotrowej został nadany Palestyńczykom w 1999 roku.

Pomimo tego, raz jeszcze odważę się stwierdzić, że bez najmniejszej szansy na rychłe wskrzeszenie Królestwa Jerozolimskiego, to właśnie zorganizowane i w większości czasu stabilne państwo Izraelskie w przeciwieństwie do Autonomii Palestyńskiej, coraz bardziej radykalnej, stanowi gwarancję w miarę spokojnej egzystencji zamieszkujących tamte tereny chrześcijan. Jakoś trudno mi przekonać się do ludzi, którzy detonując ładunek wybuchowy na dyskotece, w autobusie czy kawiarni, znakomicie znając reperkusje tego czynu skazują żony i dzieci swoich sąsiadów na śmierć, po czym opłakują ich ciała przed kamerami europejskich i amerykańskich ekip telewizyjnych, których tak bardzo nienawidzą. Dla bojownika Allaha amerykański komandos i polski tradycjonalista katolicki to jeden i ten sam wróg – niewierny, nie godzien by żyć. Tak jak dla Żyda są oni gojami. 

Czy można odpowiedzialnie pytać o to, z jakimi konsekwencjami spotkałby się świat gdyby palestyńskie marzenia się spełniły i Izrael został wymazany z map? Otóż nie. Jest to polityczna utopia. Niezależnie bowiem od opinii na temat istnienia Izraela i praw Palestyńczyków, zło już się stało, a jakieś bliżej niesprecyzowane próby cofnięcia czasu mogą zakończyć się tylko i wyłącznie kolejną masakrą. Jedynym rozwiązaniem jest zaprowadzenie w regionie równowagi. Stworzenie dwóch równoprawnych państw, co jednak wymaga m. in. zaprzestania ślepego popierania Izraela bez względu na to, jak nierozsądną politykę prowadzi. Zachód winien zacząć na powrót myśleć przede wszystkim o własnych interesach w regionie, tym zaś są przede wszystkim zagadnienia dotyczące handlu i energetyki – a kraje arabskie mają w tym zakresie znacznie więcej do zaofiarowania, jakkolwiek nie wolno zapominać, że konieczne jest ukrócenie terroryzmu, co uspokoi stronę izraelską. 

Raz jeszcze przypomnę że należy wreszcie z należytą powagą potraktować setki tysięcy wyznawców Chrystusa, o których zapomniano. Nie znam rozwiązania sytuacji geopolitycznej, jaka powstała na Bliskim Wschodzie w skutek błędnej oceny Zachodu, ale jest pewne, że chrześcijanie są najbliższą nam grupą społeczną w regionie; mamy moralny obowiązek głośno domagać się ich praw i ochrony ich życia. Uważam to za ważniejsze od anty-amerykańskich sloganów, łączy nas bowiem coś znacznie silniejszego: wspólnota wiary. Jakkolwiek nie mam złudzeń, że kompletnie oderwane od rzeczywistości socjal-liberalne rządy Europy i USA nie widzą powodu, by to robić, nam zamilknąć nie wolno.

 

Arkadiusz Jakubczyk

Kategoria: Arkadiusz Jakubczyk, Historia, Myśl, Polityka, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *