banner ad

Adolf M. Bocheński: Niepodległość czy samoistność

I. Nieporządek intelektualny.

Istnieje w Polsce dekoracja która się nazywa „krzyż niepodległości”. Przynaję iż nigdy nie byłem w stanie pojąć dlaczego tacy ludzie jak Paderewski, Bobrzyński czy Dmowski nie są nią odznaczeni. To spostrzeżenie nasuwa uwagę iż treść pojęcia niepodległości, lub raczej dążenia do niepodległości, „niepodległościowości” nie jest dla wszystkich jednoznaczną. Sprawa treści tego pojęcia jest widać sporną i może spowodować dyskusje o znaczeniu nietylko teoretycznem ale także politycznem.

 

O. Walerjan Kalinka napisał kiedyś że długi Stanisława Augusta świadczyły o jakimś nieporządku moralnym jego osoby. Czy dobór kawalerów naszych orderów nie świadczy o nieporządku moralnym w Rzeczypospolitej. Chyba nie. Świadczy on raczej o nieporządku intelektualnym. W piętnaście lat po odzyskaniu niepodległości nie wiemy właściwie co ona oznacza.

 

Poniżej zajmiemy się jednem szczegółowem zagadnieniem z zakresu definicji pojęcia niepodległości. Chodzić nam będzie o stosunek idei niepodległości oraz idei samoistności narodowej i państwowej. Będziemy się starali rozstrzygnąć pytanie czy dążenie do niepodległości da się pogodzić z dążeniem do utrzymania pewnego stałego związku realnego czy dynastycznego z innem państwem, nie będącem narzędziem polityki tego samego narodu. Inaczej mówiąc zastanowimy się, czy samoistność państwowa, brak unii czy federacji, musi zawsze zwiększać stopień niepodległości narodu, czy też niekiedy może ten stopień zmniejszać i w jakich to się dzieje warunkach.

 

II. Adresaci.

Artykuł ten aczkolwiek poświęcony zagadnieniu teoretycznemu zwraca się jednak jednocześnie i do Polaków i do mniejszości słowiańskich zamieszkujących nasze państwo. Do Polaków zwracamy się z żądaniem przeprowadzenia pewnej rewizji ustalonych werdyktów historyczno-terminologicznych. Do mniejszości zwracamy się z żądaniem wyciągnięcia z tej rewizji odpowiednich wniosków.

 

Chodzi nam przedewszystkiem o pytanie czy ci politycy polscy którzy w czasach porozbiorowych dążyli do odbudowania państwowości polskiej znajdującej się w pewnym stałym związku z inną państwowością zasługują na przepiękny tytuł niepodległościowców. Czy Staszic, Lubecki, Wielopolski, Zyblikiewicz, Bobrzyński i tylu inych zasługuje na tytuł „niepodległościowców”, czy też ich dążenie do związania majacej powstać Polski z jednem z państw zaborczych odbiera im prawo do tego tytułu. Czy jednem słowem niepodległość jest jednoznaczna ze samoistnością czy też jednoznaczną nie jest. Wprawdzie historja odgrywa w polityce polskiej mniejszą rolę jak we francuskiej, ale niemniej kwalifikacje historyczne są wystarczająco rozpowszechnione abyśmy mogli wymagać od nich pewnej precyzji, nie zaś zadawalniać się kultem mętnego frazesu.

 

Jakież zaś byłyby z tej ewentualnej rewizji w kwalifikacji terminologicznej konsekwencje. Nie powiniśmy zapominać iż ten sam program który wielu wielkich Polaków głosiło np. w stosunku do Austrii dziś w stosunku do Polski mogłoby głosić wielu Ukraińców, czy Białorusinów. Oczywiście gdybyśmy byli w stosunku do tych narodów prowadzili nieco mniej tępą i bezmyślną politykę. I tu, w tej dziedzinie przejawia się oblicze tego artykułu skierowane do mniejszości narodowych. Werdykt jaki wydajemy często na ówczesnych naszych mężów stanu, stokrotnem echem obija się dziś w duszach członków U. O. W. Zanim rozstrzygniemy nasz zasadniczy problem, powiemy odrazu, iż najcięższym błędem naszej polityki mniejszościowej, największą zbrodnią polityczną była ta jednostronna gloryfikacja polskich rewolucjonistów. Zapomnieliśmy o sprawiedliwszej ocenie tych wszystkich którzy do zwiększenia stopnia niepodległości polskiej dążyli inną drogą, często o wiele bardziej skuteczną. Dla interesiku politycznego przyczyniliśmy się do wychowania generacji sabotażystów.

 

Dalsze nasze rozważania dzielić się mają na trzy zasadnicze części: przedewszystkiem ocenimy jak sprawa stosunku niepodległości i samoistności przedstawia się z punktu widzenia ściśle teoretycznego? Następnie ocenimy problem z punktu widzenia doświadczeń dziejowych, wreszcie zastanowimy się nad pytaniem w jakich warunkach federacja państwowa jest możliwa i pożądana.

 

III. Podstawy teoretyczne.

Z punktu widzenia ściśle teoretycznego nie ma wyrażenia bardziej fałszywego jak „odzyskanie niepodległości”. Właściwie rozsądnie mówić można jedynie o mniejszej lub większej niepodległości, niepodleganiu woli innych narodów o mniejszej, lub większej możliwości narzucania im swej woli. Ujmowanie niepodległości jako rzeczy którą się nagle zyskuje i traci jest szkodliwym wpływem fikcyjnej normy prawnej suwerenności na ujmowanie życia realnego. Ciekawe byłyby zaiste rozważania w jakiej chwili właściwie Polska przedrozbiorowa utraciła niepodległość? Idealna niepodległość jest niewątpliwie celem do którego można i należy dążyć który jednak w dotychczasowej historji nigdy właściwie nie został zrealizowany. Badając np. dzieje Rzymu cesarskiego, lub imperjum niemieckiego ze średniowiecza nie znajdujemy ani chwili w której jedynym czynnikiem determinującym bieg wypadków byłyby wymienione państwa. Zawsze zależały one w pewnej mierze, zawsze w pewnej mierze podlegały woli innych czynników. Stopień niepodlegania przez nie woli innych czynników międzynarodowych był niewątpliwie bardzo duży, nie sposób jednak mówić i tam o idealnej niepodległości. Nawet za Henryka III cesarstwo było częściowo zależne od postępowania np. króla czeskiego.

 

Pojęcie niepodległości ujmujemy więc zazwyczaj w formie zbyt statycznej mówiąc o jej odzyskaniu. Dynamiczne pojęcie niepodległości każe mówić jedynie o zwiększeniu jej stopnia. Niewątpliwie odzyskanie państwa suwerennego jest w dzisiejszej praktyce politycznej niebywałym dla narodu skokiem naprzód na drodze do powiększenia stopnia niepodległości. Nie należy jednak sądzić aby z chwilą odzyskania suwerennego państwa sprawa nie podlegania woli innych państw była za jednym zamachem rozwiązana. Mamy aż zbyt dużo przykładów państw teoretycznie niepodległych które w praktyce, aż za silnie podlegały woli innych państw. Księstwo warszawskie, w epoce kiedy Davoust trząsł Warszawą, lub gdy przedpokoje p. Serra roiły się od Jakobinów polskich jest najlepszym przykładem braku koniecznego związku między posiadaniem państwa a stopniem niepodległości narodu. Stopień niepodległości Polaków w Galicji przedwojennej był bowiem napewno wyższy. Dziś jeszcze widzieliśmy jak świetna polityka Józefa Becka w oczach poprostu podniosła stopień niepodległości Polski. Kto zna dobrze dzieje Niemiec w okresie 1815 – 1848 wie dobrze jak słaby był stopień ich niepodległości wobec Rosji – mimo posiadania własnych państw.

 

Powyższy dowód przeprowadzamy jedynie na to aby oderwać pojęcie niepodległości od fikcyjnego pojęcia suwerenności państwowej. W praktyce odzyskanie własnego państwa, z finansami, administracją i armją, znakomicie zwykle zmniejsza stopień podlegania narodu innym państwom czy narodom.

 

Centrum zagadnienia leży jednak gdzieindziej. Jeżeli Polska przed zamachem majowym podlegała w tej mierze Francji, jeżeli p. de Panafieu mógł wykluczyć od sprawowania urzędu premjera Ignacego Daszyńskiego, to działo się tak dlatego że Polska była wtedy bardzo słaba. Jeżeli np. Schacht zmuszony jest występować przeciw antysemityzmowi takiego Streichera to czyni to dlatego iż naród żydowski jest bądź co bądź międzynarodową potęgą. W tych dwu przykładach przejawia się związek stopnia niepodległości narodu z jego siłą, brak związku z fikcją suwerenności.

 

Naród jest tem bardziej niepodległy, im bardziej może innym narodom i państwom narzucać swą wolę, im jest poprostu silniejszy. Właściwie mamy tu do czynienia z tautologią. Między stopniem niepodległości, możności narzucania swej woli a stopniem siły zachodzi stosunek który najchętniej nazwalibyśmy stosunkiem identyczności. Jeżeli Ukraina w okresie hetmana Skoropadskiego nie była właściwie niepodległą pomimo że prawnie „odzyskała niepodległość” to było tak dlatego, iż była wówczas państwem beznadziejnie słabem.

 

Jeżeli teraz zapytamy się co to wszystko ma wspólnego z zagadnieniem stosunku niepodległości do samoistności, czyli do federacji paru państw, związek ten wyda się nam już jasny. Samoistność państwa ma dla stopnia niepodległości narodu wtedy wpływ dodatni gdy zwiększa jego siłę czyli możność narzucania swej woli innym narodom. Jeżeli natomiast wprowadzenie samoistności, koniec federacji z jakimś innym narodem czy państwem, nie tylko danego narodu nie wzmacnia, ale jeszcze go osłabia, wtedy możemy mówić że samoistność jest sprzeczna z niepodległością.

 

Z powyższej zasady wynika iż, stosunek niepodległości i idei samoistności narodowo państwowej nie jest czemś stałem i niezmiennem. Nie sposób tu wygłosić jakiegoś stałego twierdzenia. W niektórych wypadkach samoistność powiększa stopień niepodległości, w innym znów go znacznie zmniejsza. Zaznaczam, iż nie mówię tu jedynie o braku samoistności pojmowanym jako pewne malum necessarium lepsze od zupełnego braku własnej państwowości. Mam tu na myśli połączenie państw zupełnie dobrowolne, oparte na obopólnym interesie i przynoszące obydwom większą korzyść jak posiadanie samoistnych państw niepodległych. Kluczem do rozwiązania zagadnienia jest kwestja siły. O ile federacja dwu narodów zwiększa siłę każdego z nich nie jest sprzeczna z jego dążeniem do niepodległości, o ile ją zmniejsza znajduje się z niem w sprzeczności. W każdym razie nonsensem jest ryczałtowe odmawianie wszystkim którzy nie dążyli do samoistności tytułu niepodległościowców.

 

Doświadczenie dziejowe potwierdza w pełni iż bez żadnej zmiany w ustosunkowaniu się do idei niepodległości, można diametralnie zmieniać poglądy o ile chodzi o samoistność.

 

IV. Argumentacja historyczna.

Przechodząc przez całą gammę polskich działaczy politycznych XIX wieku nie znajdujemy wśród poważniejszych prawie ani jednego któryby choć przez chwilę nie głosił programu połączenia Polski z któremś z państw sąsiednich węzłami dynastycznemi. Taki Ziemiałkowski Florjan, rewolucjonista z pod znaku „Ludu Polskiego”, skazany na śmierć za działalność konspiracyjną, w 1863 roku więziony przez Austrję, przerzuca się w przededniu wojny 1866 r. wobec zmiany warunków do obozu Gołuchowskiego, pisze wstępny artykuł do pierwszego n-ru stańczykowskiego „Przeglądu Polskiego” i prekonizuje w nim otwarcie połączenie przyszłej Polski niepodległej z Austrją. Nie przeszkadza mu to zresztą na nowy zwrot w okresie debaty w 1867 roku w sprawie dualizmu i federacji. Wówczas znów wystąpi Ziemiałkowski przeciw federalizmowi, argumentując dążeniem do odłączenia przyszłej Polski wraz z Galicją od Austrji. Oczywiście między poglądami Ziemiałkowskiego w roku 1863, 66 i 67 żadnej zasadniczej różnicy nie było. Nikt przytomny nie powie iż w 1866 nie był niepodległościowcem był zaś nim w 1867 roku. Były to rozmaite poglądy taktyczne opierające się na jednej i tej samej ideologji niepodległościowej. Zależnie od okoliczności jest bowiem z nią zgodny albo program samoistności, albo federacji.

 

Stanisław Tarnowski, wielki umysł i wielki patrjota, brat powstańca poległego w 63 roku, sam austrjacki więzień stanu, od koncepcji oparcia się na Francji i zdecydowanego odrzucania austrofilizmu Adama Potockiego, poprzez ideę unji austropolskiej w 1866 roku przeszedł do popierania federalizmu austryjackiego w latach następnych. Jeszcze bardziej znamiennym objewem są ewolucje polityczne Franciszka Smolki, demokraty i irredentysty który przez większość życia nie wahał się głosić programu unji polsko – austriackiej. Zabawnym musi się wydać fakt, iż za największy dowód niepodległościowości Smolki uważa się dziś inicjatywę daną przez niego do sypania w 1869 roku kopca Unji Lubelskiej we Lwowie. Tak więc Unja Lubelska uwieńczająca dzieło pozbawienia państwa polskiego „samoistności” stała się symbolem jego niepodległości!

 

Nacóż zresztą szukać przykładów tak daleko? We wszystkich naszych dotychczasowych przykładach można znaleźć pewien element profederalizmu tratowanego jako malum necessarium. Któż jednak był bardziej zdecydowanym, uznanym i sympatycznym niepodległościowcem jak Tadeusz Hołówko? Kto silniej potępiał „ugodę” brak niepodległościowości, kompromis z obcemi państwami i t.p. A jednak nikt zaprzeczyć nie może że Hołówko – symbol niepodległościowca – był żywym dowodem iż między niepodległością a samoistnością nie ma jakiegoś istotnego związku. Ledwie bowiem powstało niepodległe państwo polskie nikt silniej jak Hołówko nie wyznawał planu likwidacji samoistności, t. zn. federacji Polski z Ukrainą, Białorusią i z Litwą…

 

Ten ostatni przykład stanowi dla nas doskonałe przejście do dalszej części naszych rozważań.

 

V. Cztery fazy federalizmu.

Podobnie jak związek jednego państwa z drugiem zależnie od sytuacji tych państw bywa niekiedy korzystny – niekiedy zaś niekorzystny, również i ustosunkowanie się narodów do idei federacyjnej nie jest zawsze jednakowe lecz zmienia się zależnie od ich położenia. Widzieliśmy przed chwilą te zmiany na przykładach Tarnowskiego, Ziemiałkowskiego i Hołówki. Aczkolwiek mogłyby one wydawać się chaotyczne na pierwszy rzut oka, to niemniej przy dokładniejszem wniknięciu w istotę rzeczy możemy i tu dostrzec pewien porządek.

 

Ustosunkowanie się narodów względnie ich elit do idei federacyjnej zależy w dużej mierze od stopnia ich rozwoju oraz od sytuacji politycznej. Możemy tu na podstawie doświadczenia dziejowego rozróżnić cztery zasadnicze fazy rozwojowe, związane ze specjalnemi nastawieniami odnośnie do federacji:

 

1. Pierwsza faza – to okres budzenia się świadomości narodu. Mamy tu na myśli procesy zachodzące w narodach które utraciły swą państwowość w dawniejszych wiekach, w połowie zaś wieku XIX poczęły odzyskiwać swe poczucie odrębności. Charakterystycznym objawem dla pierwszej fazy życia odrodzonego tych narodów jest program polityczny federacyjny. Federacja polityczna z narodem silniejszym nie jest w tej fazie uważana za coś koniecznego ale złego, które powinno być zniesione po pewnym czasie. Nie! Jest ona wypływem naturalnej jakiejś nieśmiałości i skromności narodu budzącego się do życia. Chęć trwałego połączenia z narodem panującym jest najzupełniej szczera. Za maksymalny postulat narodowy uważa się autonomję polityczną. Znamiennem dla takiego nastawienia było stanowisko Białorusinów w epoce „Zemli i Woli”. „Homon” rewolucyjne czasopismo białoruskie z lat osiemdziesiątych najzupełniej szczerze wyznawało program federacji z Rosją jako maksymilistyczny program narodowy. „Lecz bez względu na te trudności – pisano w 2-gim n-rze czasopisma – my, w miarę naszych sił, położymy pierwszy fundament pod federacyjną samodzielność Białorusi”. Nawet i ta „federacyjna samodzielność” wydawała się współpracownikom bardzo śmiałym postulatem. „Oczywiście wśród ludu niema jeszcze świadomego dążenia do niezależności federacyjnej w takiej postaci, jak to wyobraża sobie inteligencja”, pisało wymienione czasopismo.

 

Odrodzenie narodowe Litwinów również przechodziło przez długotrwałą fazę „federacyjną”. Jeszcze w 1896 roku socjal – demokracja litewska głosi hasło federacji Litwy „z Polską i z krajami sąsiedniemi”. Już w 1902 r. „Litewskie Stronnictwo Demokratyczne” przerzucą się do programu niepodległości jako „odległego celu”. Jak wiadomo i Ukraińcy przeszli przez długotrwałą fazę federalizmu zanim doszli do skrajnego pożądania samoistności. Nie mówiąc już o Dragomanowszczyźnie i o prądach federalistycznych do samego przedwojnia niesłychanie silnych, procent szczerości federalizmu pierwszych manifestów „Centralnej Rady” nie jest dla nas zupełnie jasny. Istniał on jednak niewątpliwie i niewątpliwie wywodził się z poczucia słabości. Jednocześnie na zaproszenie ostatniego premjera austrjackiego Lammascha by radzić o federacji przychodzili jedynie Niemcy i Ukraińcy galicyjscy… Przykładów szczerego federalizmu narodów budzących się do życia moglibyśmy cytować dziesiątki. Zasadniczą cechą jednak tej pierwszej fazy ustosunkowania się narodów do federacji jest jej nietrwałość. Wzmacnianie się kultury narodowej, przenikanie świadomości do warstw ludowych, powoduje wzmacnianie się samopoczucia narodowego. Wówczas jako ideał występuje z reguły samoistność państwowa, federacja zaś staje się czemś specjalnie znienawidzonem. Powstają całe zastępy publicystów namiętnie zwalczających „prowansalizm”. Wówczas powstaje charakterystyczna dla trzeciej fazy niechęć do federacji z obawy przed posądzeniem narodu o nawrót do pierwszej fazy rozwojowej. Pomiędzy jednak tym zdecydowanym antyfederalizmem a początkami narodu znajduje się jeszcze jeden stopień przejściowy który nazwalibyśmy najchętniej – federalizmem jako malum necessarium.

 

2. Zdarzają się wypadki w których narody przezwyciężyły w sobie już pierwszą fazę – lub jak polski nigdy jej nie przechodziły – narody w których nie ma mowo o szczerem nastawieniu pozytywnem do idei federalistycznej, lecz jednocześnie sytuacja polityczna nakazuje głosić program unji z innem państwem jako „zła koniecznego”. Różnica między tem nastawieniem a poprzedniem polega na zasadniczej nieszczerości federalizmu jako „malum necessarium”. Porównując sytuację istniejącą – zazwyczaj pełną niewolę polityczną -z możliwością posiadania własnego państwa, jednak zfederowanego z innem – wysuwa się wówczas program federacji jako realniejszy od pełnej samoistności -niemniej będący jedynie wstępem do niej. Dymitr Doroszenko i Paweł Skoropadski gdy mówią dziś o ogłoszeniu federacji ukraińskiego państwa hetmańskiego z Rosją niewątpliwie mają na myśli ideę federacji jako zła koniecznego. Sądzę iż ci wszyscy Ukraińcy którzy głoszą dziś programy federacyjne – albo przynajmniej olbrzymia ich większość – to właśnie nic innego jak zwolennicy tej koncepcji federacji.

 

Polska była narodem, który przez pierwszą fazę stosunku do idei federacyjnej wogóle nigdy nie przeszedł. Polacy kulturalnie byli zawsze narodem pełnowartościowym. Owszem były jednostki, zwłaszcza wśród panslawistów, wymieniłbym tu najchętniej Maciejowskiego, a może także i Spasowicza, dla których federalizm był skutkiem psychicznej pokory wobec ogromu Rosji i posiadał wszystkie cechy szczerości. Były to jednak wypadki sporadyczne. Olbrzymia większość Polaków federalistów to zwolennicy tej idei jako malum necessarium. Nawet w manifeście „Przy tobie Najjaśniejszy Panie stoimy i stać chcemy” przejawia się z lekka ten charakter austrofilizmu jako zła koniecznego. Trójlojalizm Polski był w olbrzymiej większości wypadków wynikiem przekonania o niemożności odzyskania niepodległości wobec stanu wewnętrznego narodu. Prawie nigdy nie był jednoznaczny z twierdzeniem Moszyńskiego iż niepodległość nie powinna być uzyskana, jak to się dzieje w pierwszej fazie rozwojowej. Obok tego federalizmu jako malum necessarium przejawia się w Polsce niewolnej już i federalizm najwyższej miary, ten który podkreśliliśmy u Hołówki. Mamy tu na myśli czwartą fazę rozwojową. Federalizm wypływający nie z poczucia własnej słabości i niemożności posiadania samoistnego państwa, ale właśnie z poczucia siły, z braku obawy związku z innym narodem, z chęcią uzyskania sytuacji o znaczeniu światowem. To będzie federalizm nadunajski Adama Czartoryskiego tak świetnie obecnie odkrywany przez Marcelego Handelsmana, to będzie koncepcja Ksawerego Lubeckiego.

 

Federalizm jako malum necessarium, a więc nieszczery, czyhający na okazję może jednak po pewnym czasie przekształcić się we formację stałą i psychicznie ugruntowaną. Siła wspomnień dziejowych jest tak dużą w historji narodów, że o ile twór federalistyczny, przyjmowany jako zło konieczne przez jeden z narodów uda się utrzymać przy życiu przez czas dłuższy, zamienia się on w coś stałego, opartego na obopólnem przywiązaniu, coś zbliżającego się do naszego pełnowartościowego federalizmu fazy czwartej. Najlepiej ilustruje to przykład unji Austrji i Węgier. Po roku 1848 uważana za zło konieczne staje się ona w pewnej chwili ideałem dla narodu węgierskiego i zapewnia mu dużą potęgę. Charakter unji polsko-litewskiej pod koniec panowania Witolda niewątpliwie zbliżał się do federacji jako zła koniecznego. Wydaje się więc jasnem iż program przebudowy państwa opartego na federalizmie, chociażby ten był rozumiany przez jeden z narodów jako zło konieczne, nie zawsze musi być szkodliwy dla drugiego narodu. Po pewnym bowiem czasie niechęć do federalizmu, zwłaszcza o ile daje on narodowi realne korzyści w porównaniu do samoistności, może zniknąć, związek przymusowy zamienia się na związek dobrowolny. Była to myśl Aleksandra I-go w stosunku do Polski. Nie należy bowiem zapominać iż nie ma naturalnego związku między niepodległością a samoistnością i że są wypadki w których stopień niepodległości wzmaga się z powodu braku samoistności. Chodzi tylko o to by w takich wypadkach nakaz narodowej racji stanu nie był niemożliwością psychiczną.

 

Naród w którym znajdujemy licznych zwolenników federacji jako malum necessarium, jednocześnie zazwyczaj zawiera wielu bezwzględnych zwolenników samoistności psychicznie przynależnych do naszej trzeciej fazy rozwoju. Mam tu na myśli zasadniczo wrogie nastawienie do idei federacji, wywodzące się z kompleksu niższości.

 

W chwili gdy to piszę nasuwa mi się myśl że wyraz „fazy” użyty przezemnie w tej analizie nie jest może najtrafniejszy. Raczej określenia „nastawienie” byłoby bardziej odpowiednie. Zdarza się bowiem nadzwyczaj często iż dwie, trzy a czasem nawet wszystkie cztery fazy współistnieją jednocześnie w jednym i tym samym narodzie. Należałoby więc użyć terminu kładącego mniejszy nacisk na ich następstwo chronologiczne. Niemniej jednak pomimo częstego pomieszania niewątpliwie istnieje pewna kolejność historyczna. Trzymajmy się więc naszego pierwszego określenia.

 

3. Palmerston powiedział kiedyś, że chciałby aby stosunek Anglji i Francji był taki jak stosunek jeźdźca i konia. Cała trzecia faza nastawienia narodu do federacji mieści się w tem co nazwalibyśmy „kompleksem jeźdźca i konia”. Narody posiadające już wyrobioną świadomość i ambicję polityczną, czujące się jednak słabo i niepewnie, narody mające jakiś związek z naszą pierwszą fazą, odnoszą się z przerażeniem do wszelkiej idei federacyjnej, węsząc w niej odwrót od poczucia narodowego, powrót do regjonalizmu. Ten sam kompleks uczuć który wydaje szczerych zwolenników federacji w pierwszej fazie, jednocześnie i właśnie w obawie przed nią powoduje również bezwzględną wrogość i do federalizmu. Dymitr Doncow i cały jego antyfederalistyczny nacjonalizm tłumaczy się niewątpliwie poczuciem słabości świadomości narodowej Ukraińskiej, której zagraża powrót do pierwszej fazy.

 

Jeślibyśmy chcieli dokładniej zanalizować czynniki składające się na tą obawę narodów słabych przed wszelkiem połączeniem z innemi musielibyśmy podkreślić następujące elementy.

 

Przedewszystkiem wchodzi w grę tu obawa przed asymilacją narodową. Otwarcie bram na działanie obcej kultury, wobec której ze względu na dobre stosunki polityczne nie odczuwa się wrogości, napawa słabe narody przerażeniem i zagraża im zupełną likwidacją ich bytu narodowego. Jak wiadomo jest to główna przyczyna strachu Litwinów przed unią z Polską. Możliwości asymilacji narodów posiadających już nowoczesną kulturę wydają się jednak tak słabe iż logicznie czynnik ten nie powinien odgrywać znaczniejszej roli.

 

Olbrzymie znaczenie posiada czynnik drugi: wspomnienia historyczne. Współżycie we federacji z narodem w stosunku do którego posiada się poczucie doznanych krzywd i wogóle nieprzyjemne wspomnienia dziejowe jest rzeczą niesłychanie trudną. Nie jest to wzgląd mający jakikolwiek sens logiczny niemniej posiada olbrzymią wprost wartość realną. Na podstawie introspekcji stwierdzić możemy iż połączenie Polski np. z Rosją – niezależnie od jego wartości politycznej w którą w tej chwili się nie wdajemy – dla każdego Polaka ma w sobie coś tak wstrętnego iż trudno sobie wyobrazić sytuację w której byłoby ono szczerze pożądane. Czynnik ten wzmaga się zazwyczaj o ile federalizm powstaje z podboju i niejako z nadania narodu silniejszego. Wówczas oddzielenie się od narodu zwycięskiego staje się dla narodu pobitego niejako punktem honoru. Nie należy zaś zapominać iż podstawą całego nacjonalizmu jest przecież właśnie ambicja narodowa. Tak Czechy nie chciały być w związku z Habsburgami, pragnęły unji z Rosją.

 

Wspomnienia historyczne mają jednak to do siebie iż ukształtowanie ich zależy w dużej mierze od teraźniejszości i że czynnik ten ulega szybkiej zmianie. Dyskusja między Madellin i Benda na temat wpływu umarłych na życie bieżące ustaliła w pewnej mierze ten rozwojowy charakter wspomnień dziejowych. Mądra polityka państwa może bez trudności w pewnym okresie czasu zmienić działanie tego czynnika. Zauważmy iż znajduje się on w sprzeczności z pierwszym wymienionym. O ile bowiem mniejsza przepaść historyczna dzieli dwa narody o tyle łatwiejsze jest ich zlanie się w jedno. Niemniej jednak oba czynniki wywodzą się z tego samego pnia. Wstręt do federalizmu jest pochodną poczucia słabości i krzwdy.

 

Z tego samego źródła wywiedziemy tu i czynnik trzeci. Chodzi tu o obawę narodów słabych – zwłaszcza pochodzących z niedawnej niewoli – przed narodami silniejszemi z któremi znajdowały się w jakimś stałym związku. Taki związek oparty na federacji wolnych i niepodległych narodów niewątpliwie łatwiej może się przekształcić w podbicie słabszego przez silniejsze, jak istnienie dwu państw od siebie najzupełniej niezależnych. Siła faktu dokonanego w stosunkach międzynarodowych jest bądź co bądź o wiele większa jak w stosunkach wewnętrzno-politycznych. Likwidacja królestwa kongresowego jest tu zastraszającym zaiste przykładem.

 

Ujmując całą tą fazę syntetycznie możemy powiedzieć że wstręt narodów w trzeciej fazie do federalizmu jest wprost proporcjonalny do ich słabości. Są to narody które nie są w stanie wyobrazić sobie połączenia z innemi inaczej jak tylko przez niewolę i nie mogą oderwać się od rozpamiętywania „krzywd”. Ten kompleks jeźdźca i konia, dość łatwy do wytłumaczenia psychologicznego u narodów niewolnych zanika niewątpliwie w miarę wzrastania ich sampoczucia. Twierdzę, iż federacja między Polską i Ukrainą np. będzie tem łatwiejszą im bardziej silnym i pełnowartościowym czuć się będzie naród ukraiński. To samo odnosi się zresztą do każdego federalizmu. Staje się on naprawdę zdrowym i pewnym wówczas gdy u żadnego z narodów nie występują jakieś kompleksy niewolnicze, gdy oba czują się pełnowartościowe – jak Węgrzy w związku z Austrją i są w stanie zrozumieć korzyść która odnoszą z kartelu politycznego. Ten stan pełnowartościowy nazywamy też czwartą fazą stosunku narodu do federacji.

 

4. Władysław Konopczyński sformułował niedawno cel unji polsko-litewskiej zawartej w Krewie jako podwójny:

 

1) Spotęgowanie siły aktywnej na zewnątrz w ten sposób aby każdy sąsiad miał do czynienia z całym blokiem polsko litewskim.

 

2) Zażegnanie tarć i ugruntowanie bezpieczeństwa na pograniczu obu państw między Bałtykiem i morzem Czarnem.

 

Można powiedzieć iż główne elementy działające na korzyść federacji od tego czasu nie uległy znacznej zmianie. Zawsze tu z jednej strony występuje sen o potędze z drugiej dążenie do usunięcia tarć z sąsiadem z którym konieczność każe współżyć zgodnie.

 

Pierwszy czynnik o tyle uległ wzmożeniu iż w epoce rozbudzenia się świadomości narodowych jedyną formą pożytecznego imperjalizmu terytorjalnego jest forma federacyjna. Doświadczenie wskazuje bowiem iż wchłanianie przez państwo terytorjów narodowościowo obcych i niezadowolonych powoduje raczej jego osłabienie jak wzmocnienie: Tak jak zawsze zresztą tak i dziś napotykamy cały szereg narodów nie będących w stanie samodzielnie osiągnąć stanowisko naprawdę światowe i osiągających to stanowisko tylko dzięki połączeniu z innym narodem. W drugiej połowie XVIII wieku bracia Czartoryscy i kasztelan Stanisław Poniatowski osiągnęli potęgę niewspółmierną do liczby swych stronników i ich wartości jedynie dzięki ścisłemu zjednoczeniu i jednolitemu kierownictwu. Mutatis mutandis podobnie się mają rzeczy i z życiem międzynarodowem. Dzięki federacyjnemu połączeniu dwu narodów ich rzeczywista potęga wzmaga się nieproporcjonalnie w stosunku do istotnej siły każdego z osobna i obu razem. Nie zapominajmy iż głównym celem kardynała Richelieu było niedopuszczenie do sfederowania się ściślejszego Niemiec. Do jakiegoż zaś celu bardziej dążyła polityka zakonu krzyżackiego jak nie do rozbicia unji polsko-litewskiej?

 

Oczywiście jest rzeczą jasną iż w niektórych wypadkach federacja bywa szkodliwą. Są też narody bez ambicji politycznych dla których nie ma ona wogóle sensu. Nie o to nam jednak chodzi. Nie twierdzimy żeby federacja miała być uważana za coś wiecznie i nieodmiennie pożądanego dla stron obu. Ograniczamy się do przyjęcia iż częste są wypadki w których właśnie jest tak, jak powiedzieliśmy powyżej.

 

Drugim czynnikiem działającym zazwyczaj na korzyść połączenia dwu narodów w ramach federacji państwowej jest konieczność usunięcia istniejących

między niemi zatargów. Są sytuacje – i to nadzwyczaj częste -w których dwa państwa jeśli chcą utrzymać stopień swej niepodległości i posiadać własne państwa suwerenne wprost muszą zaprzestać wzajemnych walk. Dzieje się to wówczas gdy zagraża im wspólny – o wiele potężniejszy przeciwnik. O ile nie uda się wyrównać konfliktu istniejącego między dwoma słabszemi państwami grozi im wspólna zagłada.

 

Otóż od czasu odroczenia nowoczesnej świadomości narodowej, konflikty pochodzące z terytorjów o ludności narodowo mieszanej niesłychanie nabrały na ostrości i natężeniu. W normalnych warunkach posiadanie przez jedno z państw prowincji narodowo mieszanej do której i drugie rości sobie pretensje prawie że uniemożliwia ich zgodne współżycie. Najklasyczniejszym przykładem jest tu sprawa wileńszczyzny. W razie powstania niepodległej Ukrainy nad Dnieprem podobnego charakteru nabrałaby prawdopodobnie i sprawa Galicji wschodniej.

 

Zdaje się być jasnem iż w takich wypadkach nie ma możliwości zażegnania konfliktu drogą asymilacji narodowej. Wysiłki w tym kierunku powodują tylko dalsze jego zaognienie. Realnie nie ma tu wyjścia poza federacją, czyli kondominium obu państw narodowych na terytorjach mieszanych, zamienionych w odrębne kantony. Poza federacją zaczyna się tu konflikt – zabójczy wobec potężnego wspólnego przeciwnika.

 

Zasadniczym argumentem przeciwników imperjów federatywnych jest zazwyczaj ich nietrwałość. Nie będziemy tu się zastanawiać nad jego wartością. Pytanie idzie o to czy federacja jest, czy nie jest pożądaną? O ile jest pożądaną, należy dążyć do jej maksymalnej trwałości. Rozumowanie polegające na twierdzeniu iż lepszy jest zupełny brak rzeczy pożądanej jak nietrwałe posiadanie jej może nasuwać ciekawe reminescencje z psychopatologji, nie może jednak wpłynąć na nasze stanowisko polityczne.

 

Dobiegając do końca naszych rozważań postarajmy się zreasumować pokrótce to co powiedzieliśmy dotychczas:

 

1. Nie ma żadnego stałego związku między samoistnością państwa a jego niepodległością. O ile samoistność zmniejsza siłę narodu czy państwa, zmniejsza także stopień jego niepodległości oraz odwrotnie.

 

2. Nie ma żadnego powodu aby potępiać tych, którzy w okresie nieistnienia suwerennego państwa polskiego dążyli do jego utworzenia w związku z któremś z państw zaborczych. Dążenie to w Polsce było zazwyczaj federalizmem pojętym jako „malum necessarium”. Ideologicznie koncepcji tej niepodobna nic zarzucić. Można jedynie udowodnić iż w danej chwili politycznie była nieuzasadniona.

 

3. Wstręt do federalizmu jest zazwyczaj bardzo silny u narodów słabych, obawiających się asymilacji, wspominających bez przerwy swe prawdziwe lub urojone „krzywdy” wreszcie wyobrażających sobie swoją rolę we federacji jako rolę konia w stosunku do jeźdźca. To ustosunkowanie mija zależnie od wzrostu samopoczucia narodu.

 

4. Naród posiadający pełne poczucie swej wartości nie obawia się przesadnie federacji lecz objektywnie ocenia jej dobre i złe strony. Zdaje on sobie sprawę iż federacja podnosi siły swych członków niewspółmiernie do możliwości, każdego z osobna. Rozumie wreszcie iż jest ona jednym ze sposobów załatwienia zastarzałych konfliktów ciążących na życiu politycznem dwu narodów.

 

Adolf M. Bocheński

 

 

 

Bunt Młodych/ 20.10.1935/ Warszawa/ Rok 6, Nr 19-20 (86-87)

 

 

Kategoria: klasyki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *