banner ad

Trzęsienie ziemi – Ks. Iwon le Roux FSSPX

| 28 grudnia 2013 | 0 Komentarzy

duch swietyList ks. Iwona le Roux’a FSSPX, rektora Seminarium Duchownego Świętego Tomasza z Akwinu w Winonie w Stanach Zjednoczonych, do przyjaciół i dobroczyńców.

 

Drodzy Przyjaciele i Dobroczyńcy!

 

Wstrząśnięta ruchami w swoich głębinach, ziemia zostaje niekiedy gwałtownie rozdarta, co rodzi wiele tragedii i trwoży ludzkiego ducha. Gdy już opadną zrozumiałe emocje wywołane geologiczną katastrofą, naukowcy poddają ją analizie i, opierając się na swej wiedzy sejsmologicznej, starają się chronić zagrożoną ludność.

 

Coś podobnego dzieje się również na poziomie duchowym. Można podać długą i żałosną listę katastrof: utratę zdrowego rozsądku, poczucia sacrum i tradycyjnych punktów odniesienia, uchwalanie niegodziwych praw, grabież prywatnego mienia dokonywana w majestacie prawa, upadek rodzin, społeczeństw i Kościoła… listę, która nie ma końca. Bez zbadania głębszych przyczyn tego wszystkiego żal pozostaje jednak jałowy i niczego nie rozwizuje. Wracając do porównania sejsmologicznego: nie przyczynia się do ochrony ludności.

 

Prawidłowa znajomość „duchowej geologii” warunkuje odbudowę miasta prawdziwie katolickiego. Które z pęknięć zagraża jego najmocniejszym fundamentom? Bez wątpienia utrata cnoty nadziei, która – przez całkowitą utratę wizji nadprzyrodzonej – pozostawia człowieka w okrutnym, zamkniętym, zmartwiałym świecie, pozbawionym kontaktu z Bogiem i wiecznością. Świecie, w którym najlepsze, na co człowiek może mieć nadzieję, to nieustanna pogoń za przyjemnościami, podczas której musi łapczywie chwytać każdą okazję, żeby ich doznać, bowiem śmierć – pozbawiona uczuć ślepa żniwiarka – nadejdzie w jakimś niemożliwym do przewidzenia momencie i wszystko to mu zabierze.

 

Podczas tego niepohamowanego (i niemożliwego do wygrania) wyścigu ze śmiercią człowiek w nieunikniony sposób pogrąża się w sprawach błahych i powierzchownych, tracąc poczucie sacrum. Szuka schronienia w rozkoszach i tym, co przemijające, ale to poniża i niszczy do głębi jego jestestwo. Współczesny człowiek, ofiara zerwania z porządkiem nadprzyrodzonym, traci swoją otrzymaną od dobrego Boga inteligencję i szlachetność. Zostaje w ten sposób utrwalone samo sedno grzechu pierworodnego. Jako prosty i oczywisty przykład można tu wskazać zjawisko porzucania obowiązku niedzielnego, co zaczyna się podstępnie, by później, krok po kroku, się utrwalić.

 

Jeszcze nie tak dawno temu katolicy dowiadywali się z katechizmu, że powinni święcić niedzielę, lecz obecnie „święcenie niedzieli” zostało zepchnięte na drugi plan i zastąpione przez „obowiązek niedzielny”. Formalnie rzecz biorąc nie jest to ujęcie fałszywe, ponieważ taki obowiązek rzeczywiście istnieje – ale święcenie niedzieli nie jest li tylko zobowiązaniem do przestrzegania jakiegoś ściśle wyznaczonego zbioru przepisów. Polega ono przede wszystkim na oddawaniu Bogu czci oraz swego czasu, woli i intencji. Święcenie niedzieli nie polega na prostym przestrzeganiu moralnego obowiązku; umożliwia ono wzniesienie wzroku ponad czysto ziemskie realia, przypomina o naszym powołaniu do wieczności i pomaga odpocząć pośród trudów życia. Jest to sprawa naszego zupełnego, całkowitego oddania się w ręce Chrystusa i Jego Ojca w tym dniu, który jest małym zmartwychwstaniem – zmartwychwstaniem duszy. Religia obowiązku jest skamieniała; religia uświęcenia jest religią miłości, religią hołdu, jaki stworzenie oddaje swemu Stwórcy. Święcenie z pewnością po części jest obowiązkiem, ale zachęca ono człowieka do przeżycia tego dnia w duchu Bożego dziecięctwa, w oczekiwaniu, że zachowa takiego ducha uwielbienia przez cały tydzień. Czy są dziś jeszcze chrześcijanie, którzy wiedzą, że grzechy popełnione w niedzielę – kalanie tego, co święte – są poważniejsze niż te popełnione w inne dni?

To semantyczne trzęsienie ziemi jest zjawiskiem bardzo dawnym, nie zaczęło się wczoraj. Pokazuje ono, że prądy zniszczenia działają, i to działają w sposób ukryty i od długiego czasu. Kiedy święcenie niedzieli zostało zredukowane do obowiązku niedzielnego, zapewne nikt nie zareagował – a jednak było to zdrada samego Boga. Czy ktoś się tym wystarczająco przejął?

 

Te podziemne prądy zrodziły się w matecznikach masonów. Ich przewrotne doktryny niszczą społeczeństwa, psują moralność i osłabiają siłę charakteru. Zachęcają i prowadzą nasze społeczeństwo do upadku. Może się wydawać, że ci wrogowie Boga idą od zwycięstwa do zwycięstwa, stając się silniejsi wraz z każdym odniesionym sukcesem – a przynajmniej mają taką nadzieję.

 

Czy katolicka nadzieja, ufundowana na Bożej obietnicy, może być słabsza?

 

Żadne trzęsienie ziemi nie może doprowadzić do upadku domu, którego fundamenty opierają się na Bogu. Zwycięstwo należy do tych, którzy pozostają wierni swemu pierwszemu powołaniu, pomimo nieszczęść współczesności, dając światu niezmącone świadectwo ich głębokiego uwielbienia i Bożego pokoju.

 

Nadchodząca walka jest walką nadziei. Nadziei, którą nasz Pan przyniósł na ten świat, gdy szukał „czcicieli w Duchu i prawdzie” (J 4, 23).

 

In Christo sacerdote et Maria,

ks. Iwon le Roux

Za: bibula.com

 

Kategoria: Religia, Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *