banner ad

Stellmach: Piąta partia dla debili

| 22 grudnia 2023 | 6 komentarzy

Prezes Sławomir Mentzen dał się nagrać podczas zamkniętego przemówienia partyjnego, dzięki czemu poznaliśmy oficjalnie ten współczesny referat Chruszczowa i współczesną wizję XX zjazdu. Internetowi wojownicy Wiplera, szczególnie aktywni na portalu X (dawniej twitter) starali się przekonywać, że nie ma żadnego skrętu do centrum (choć jednocześnie postulowali politykę będącą skrętem do centrum, więc było to tak wiarygodne, jak obietnice wyborcze Donalda Tuska), dziś jednak realność tego manewru potwierdził sam prezes partii, lepszego źródła znaleźć zatem nie można. Pan Mentzen w swoim obrzydliwym, oportunistycznym do cna przemówieniu stara się jednak utrzymywać tę fikcję; mówił, że program się przecież nie zmienił, że partia nadal opowiada się za programem wolności, własności i sprawiedliwości.

Rozpocząłem od porównania z KPZS i referatem Chruszczowa. Nie jest to przypadkowe; komunistyczne dwójmyślenie dobrze bowiem obrazuje problem z kolejnymi partiami Janusza Korwin-Mikkego. Tak jak w państwach komunistycznych formalnie głową państwa był kolektywny organ parlamentu (np. w Polsce Rada Państwa), tak faktycznym przywódcą był sekretarz partii. Formalnie istniały instytucje państwowe, ale rzeczywiście ich rolę pełniły odpowiadające im komórki partii. Formalnie celem partii było zaprowadzenie powszechnej szczęśliwości, równości i wolności, w rzeczywistości zaprowadzano i umacniano państwo policyjne. Tak też program kolejnych partii korwinistycznych formalnie głosił liberalizm i wolny rynek, ale w rzeczywistości partie te kojarzone były z „kontrowersyjnymi wypowiedziami Prezesa”. To one były, są i pozostaną rzeczywistym programem wszystkich tych formacji. To ze względu na nie sympatyzowaliśmy lub wstępowaliśmy do kolejnych z tych partii. I ten program jest dzisiaj wycofywany.

Nie chcę rozwijać wątku, który jest już chyba dogłębnie omówiony i wyjaśniony, ale z kronikarskiego obowiązku przypomnieć trzeba, że formalny liberał Korwin jest najskrajniejszym konserwatystą polskiego życia publicznego – nie tylko zresztą na poziomie politycznym, również na poziomie życia osobistego (i nie o posiadanie dwustu kochanek tu chodzi): w jednej z powieści Gwidona de Maupassanta, której tytułu nie możemy sobie przypomnieć występuje postać starego szlachcica, który nie przyjął do wiadomości rewolucji francuskiej i zachowuje się, wobec siebie, rodziny i wszystkich innych tak, jakby nigdy się ona nie wydarzyła. To samo czyni Pan Janusz, uparcie odmawiając dostosowania się do dyskursu demokracji liberalnej i forsując własną narrację, w której nie ma miejsca na równouprawnienie kobiet, inkluzywne psucie języka czy określanie zboczeń „orientacją” itd. Pod tym względem Grzegorz Braun, który politycznie jest nawet bardziej prawicowy i ma dobre kawałki o batożeniu sodomitów może jednak u Korwina terminować w odrzuceniu współczesnego świata: bo cały czas się wokół niego kręci. Akcje stop fałszywej plandemii, stop ukrainizacji Polski były oczywiście bardzo dobre i bardzo potrzebne, ale do bólu mieszczące się we współczesnym dyskursie, tylko na niepopularnych pozycjach. Nieco bardziej ponadczasowe było zgaszenie chanukii, ale nadal to kwestia tego co się na świecie dzieje, a nie dążenia do pewnego abstrakcyjnego ideału. Chyba nie trzeba tego dłużej tłumaczyć (jeszcze tylko dodam, żeby mnie część polskiej prawicy wyznająca bardziej Pana Grzegorza niż Pana Janusza nie odżegnała od czci i wiary, że taki potencjał ma np. akt Konfederacji Gietrzwałdzkiej, ale Braun po prostu za mało mówi o tym, co jest tam napisane, a za dużo lata za bieżączką).

Przejęcie partii przez Sławomira Mentzena ma zresztą coś z XIX-wiecznego zastąpienia w roli siły przewodniej arystokracji przez burżuazję. Zamiast nieco filozoficznego, metafizycznego zacięcia nad upadkiem obyczajów i umierającą cywilizacją przychodzi bardziej empiryczne, pragmatyczne podejście, które nawet jeśli ma czasami podobny program, jest z gruntu odmienne. Już nie chodzi o to, że król (lub krul) jest osią świata, wokół której kręci się cały system, tylko o to, że monarchia jest ustrojem sprawnym i pragmatycznym. Dla Korwina wolność też ma wymiar metafizyczny, to stan, który może stworzyć Nietzscheańskiego nadczłowieka. Wolność Mentzena nie jest dla nadczłowieka, jest dla każdego, przez co program partii traci swój elitarny, a przez to antydemokratyczny (i rzeczywiście antysystemowy) charakter.

Wspomniane przemówienie wprost odwołuje się do tego toposu, porównując partię do firmy, która musi odnieść sukces na rynku, a zatem musi sprzedawać elektoratowi takie poglądy, które elektorat chce kupić. To oczywiście zaprzecza podstawowemu aksjomatowi korwinizmu, którym jest antydemokratyzm i przekonanie, że ludzie są głupi – zresztą opłakane konsekwencje tego poglądu już obserwujemy. Znoszenie podatków od gejów, wypowiedzi Przemysława Wiplera o aborcji, nagły wzrost miłości do Unii Europejskiej to pierwsze z brzegu przykłady, które jak można mniemać referat Mencenowa ze zjazdu XX grudnia tylko nasili. Partia nie jest jednak firmą, a polityka nie jest rynkiem. Przede wszystkim poglądy polityczne są znacznie płynniejsze niż popyt, a dodatkowo oddziaływa na nie zmienna radykalizmu. Człowiek o umiarkowanych, mieszczańskich poglądach, poddany kryzysowi gospodarczemu i pogorszeniu się sytuacji życiowej może stać się dużo bardziej radykalny i znacznie skłonniejszy do poparcia partii, które jeszcze przy okazji wcześniejszych wyborów uważał za skrajne.

Jednak co istotniejsze, partie korwinistyczne zawsze były partiami ideowymi. Można krytykować wolnościowe zaczadzenie Korwina, ale właśnie w ten sposób umacniał on rolę idei jako najważniejszego komponentu w funkcjonowaniu partii. Partie takie w warunkach normalnych mają raczej niskie poparcie, ale jest to ryzyko wkalkulowane. Ich celem nie jest natomiast wprowadzenie takiej czy innej drobnej zmiany, tylko radykalna przebudowa systemu, jego całkowite przeobrażenie i uformowanie na nowo, zgodnie z wyznawaną ideą. To również przyczynia się do niskiego poparcia w warunkach normalnych. I dodatkowo jest komplementarne z wyrażanym przez Prezesa (prawdziwego, nie uzurpatora) lekceważeniu dla popularności stronnictwa wśród kobiet, te ostatnie bowiem pragną przede wszystkim stabilizacji życiowej, a radykalny wielki reset stanowi tej stabilizacji zaprzeczenie. Działania antysystemowe są więc istotowo sprzeczne z działaniami mającymi na celu uzyskanie poparcia kobiet, stąd też zresztą we wszelkiej maści ruchach zarówno kontrrewolucyjnych (co wydawałoby się logiczne) i rewolucyjnych (co już mogłoby pozornie zastanawiać) kobiet było i jest wyraźnie mniej niż w środowiskach związanych z utrzymaniem lub najwyżej zreformowaniem status quo. Oczywiście mając do wyboru całkowitą negację demoliberalizmu i poparcie kobiet należy wybrać negację demoliberalizmu

Konfederacja mogła być taką właśnie partią, partią idei. Wiadomo, że zjednoczenie trzech partii mogło to nieco utrudniać, ale również faszyzm we Włoszech rozpoczął się od scalenia różnych środowisk, które łączyła właśnie niechęć, by nie powiedzieć, nienawiść do realiów powersalskich, bo były dla Włoch zwyczajnie niekorzystne.

Zasadniczo partie tego rodzaju mają przed sobą kilka dróg, które możemy nazwać niemiecką, włoską, polską, bolszewicką lub pepeerowską.

Droga niemiecka to rzecz jasna historia dojścia do władzy NSDAP. Partię tę zbudowano na całkowitej negacji traktatu wersalskiego i poszukiwaniu winnych wojennej klęski Niemiec, których znaleziono w socjalistach, Żydach i elemencie niższym rasowo. Ideologia ta była dla większości niemieckiego społeczeństwa odpychająca, ale tylko do czasu. Wielki kryzys 1929 roku bardzo mocno uderzył w Niemcy, które, jako wielki producent przemysłowy, w niezwykle silny sposób odczuły światowy spadek popytu. Rodząca się frustracja społeczna sprawiła, że na scenie politycznej zaczęły liczyć się tylko dwie partie: nazistowska i komunistyczna, a umiarkowane mieszczaństwo, przerażone wizją bolszewizmu, zdecydowało się głosować na NSDAP. Już wówczas przeprowadzano badania opinii publicznej i większość wyborców tej partii wskazywała, że głosuje na nią ze względu na program gospodarczy. To pewne podobieństwo do Konfederacji. Różnica jednak polega na tym, że NSDAP nie porzuciła na rzecz rozsądnych postulatów ekonomicznych wielkiego programu odbudowy godności narodu i państwa niemieckiego. Elektorat został zmuszony do zakupienia pakietu: ratunek przed komunizmem tylko pod warunkiem zbudowania czystej rasowo, tysiącletniej Rzeszy.

Droga włoska to marsz rozczarowanych kombatantów na stolicę w celu zdobycia władzy. Ten wariant dla Konfederacji jest niedostępny, bo nie ma w Polsce tak dobrze zorganizowanej i licznej grupy interesu, podobnie zresztą jak droga polska, która różni się tym, że zamiast marszu byłych żołnierzy jest wojskowy przewrót żołnierzy aktualnych.

Droga bolszewicka też jest raczej oczywista. To też przewrót, ale w sytuacji wojennego chaosu, uchwycenie władzy przez grupę najbardziej zdeterminowaną i ideową, pod wodzą charyzmatycznego przywódcy. Ten wariant wymagałby wojny, więc jest raczej mało prawdopodobny, choć mimo utraty władzy przez PiS obecny rząd również złożył hołd lenny Waszyngtonowi, więc ryzyko wplątania w wojnę z Rosją lub nawet III wojnę światową pozostaje duże, z tym tylko, że Polska, choć niewątpliwie wojna taka będzie się wiązać z jej totalnym wyczerpaniem, jest zbyt małym państwem, by utrzymać się na tyle długo, aby jakakolwiek rewolucja była możliwa.

Wreszcie droga pepeerowska, najbardziej kontrowersyjna, bo na granicy zdrady stanu, czyli po prostu wjazd na obcych tankach na skutek (nie)korzystnego splotu wydarzeń. Tę metodę można zastosować zamiast metody bolszewickiej w przypadku zaordynowania przez Stany Zjednoczone III wojny światowej. Właściwie można ją nazwać kapepowsko-pepeerowską, bo dla pełnego jej zrozumienia trzeba pojąć, że KPP przed wojną to była partia zwalczana przez dosłownie wszystkich innych uczestników gry politycznej (w tym socjalistów), mogąca liczyć w wyborach na zawrotne 0,5-2% poparcia i wprowadzająca góra kilku posłów (wtedy nie było progów), którzy na ogół swoją przygodę z parlamentaryzmem kończyli bici i wyrzucani z obrad przez Straż Marszałkowską (ciekawe, czy już wtedy w sejmie były gaśnice…). Jednak, przy całej niechęci do komunizmu i tego towarzystwa złożonego często z Żydów i Białorusinów, trzeba im oddać, że wiary nie stracili, a w 1944 r. powrócili uzbrojeni przez Związek Sowiecki we władzę absolutną. Dodatkowo ta droga zawiera w sobie element drogi niemieckiej: na skutek doświadczeń wojennych polskie społeczeństwo zaczęło w większym stopniu popierać postulaty socjalistyczne, o czym świadczy chociażby manifest Państwa Podziemnego; pomogła też im sowietyzacja części społeczeństwa, które doświadczyło okupacji sowieckiej w l. 1939-41[1].

Oczywiście całkowita negacja układu politycznego, który chce się obalić i zmienić naraża na nieprzyjemności, jakie powyżej zasygnalizowano. Wyborcy i politycy Konfederacji cieszyli się po wyborach, gdy okazało się, że nie wprowadzono wobec niej kordonu sanitarnego, a Krzysztof Bosak został wicemarszałkiem Sejmu. To był jednak błąd. Kto oswaja system ze sobą, jest też oswajany przez tenże system. Oportunizm ten i rozpaczliwa chęć dołączenia do sitwy trzymającej władzę objawiły swoje opłakane skutki, gdy Grzegorz Braun zgasił płomienie menory pradawnego zła, a koledzy zamiast udzielić mu pełnego wsparcia, zaczęli rozdzierać szaty, że oto proces ich normalizacji może zostać powstrzymany. Ale po co oni chcą dawać się znormalizować, skoro mieli „wywracać stolik”? Gdzie jest w tym sens, gdzie logika? Będąc za kordonem, jest się w gruncie rzeczy znacznie bardziej wolnym.

Konfederacja mogła więc wybrać wierność idei, co w obliczu trudnych czasów, jakie zgotowały nam głupie i rozciągnięte w czasie reakcje na kowida, Stany Zjednoczone, a nawet same państwa Europy (na czele zresztą z Polską) prowadząc gospodarczą wojnę z Rosją, same polskie władze nierozsądną polityką fiskalną, czy w końcu eurokraci suflując nam zalew migrantów, pozwalało patrzeć w przyszłość z pewnym optymizmem co do możliwości powodzenia drogi niemieckiej, ale zamiast tego wybrała pragmatyzm.

Pragmatyzm może niekoniecznie jest zły, ani Hitler, ani Mussolini, ani bolszewicy, ani komuniści w Polsce nie zrealizowali wszystkich swoich (nierzadko utopijnych) założeń, ale to nie miało znaczenia. Dziś w demokracji też nie ma idealnego przestrzegania praw człowieka, pełnej transparentności życia publicznego, pluralizmu, tolerancji czy co tam w tym ustroju jest najważniejsze. Natomiast Hitler, Mussolini, bolszewicy czy komuniści zastąpili stary system systemem nowym, własnym, o tym, co pozostawić w sferze celów decydując samemu, a nie z kalkulacji demokratycznej gry politycznej. Byli pragmatyczni już po uchwyceniu władzy, a nie przed nim.

Ten bezkompromisowy (dawniej) charakter, ujmijmy go ogólnie, ruchu wolnościowego, objawiał się w terminie „bandy czworga”, czyli partii postokrągłostołowych posiadających obecnie monopol na władzę w Polsce. A cel ich działania w słowach Korwina o tym, by nie zmieniać świń, ale zlikwidować koryto. Słynny „protokół 1%” pełnił tu niezwykle istotną rolę. Stosując go, Janusz Korwin-Mikke testował, czy społeczeństwo dojrzało już do korwinizmu, czy jest na to zbyt głupie. Głupie, a zatem niegodne głosować na elitarną, ideową partię, która chce zmienić świat, a nie zrealizować w okrojonej formie najmniej istotny punkt swojego programu, który łaskawie rzuci jej większość parlamentarna. Sławomir Mentzen zamienił partię ideową w piątą partię dla debili, chce zastąpić bandę czworga bandą pięciorga i zamiast zlikwidować koryto, rozsiąść się przy nim.

Zgody na to być nie może. Naszym celem nie jest, być może nawet sympatyczne, zlikwidowanie ZUSu, obniżenie podatku dochodowego, grill, trawnik, dwa samochody. To wszystko można mieć w III RP. Naszym celem jest obalenie demoliberalizmu, monarchia, polska kolonia na Marsie i odzyskanie Lwowa. Dla nas „piątka Mentzena” nie była lepem na nowych wyborców, tylko ideowym credo. Niestety, w Wolnej Polsce będzie trzeba ocenzurować nazwisko autora. Skoro quasi-prezes lubi analogię do prowadzenia biznesu, odpowiedzią stałych klientów, o których się nie dba, oferując coraz bardziej nonsensowne promocje w celu przyciągnięcia nowych, może być tylko bojkot konsumencki.

Być może sam pan Mentzen uważa, że on tę piątkę zrealizuje. Ale władza uzyskana po podpisaniu cyrografu z systemem nie jest taką samą władzą, którą się uzyskuje po zamianie tego systemu na inny. PiS też miał zmienić Polskę na lepsze, a jak wyszło widzi dzisiaj, po ośmiu latach, każdy.

 

Henryk Stellmach


[1] Za te uwagi dziękuję kol. BJS.

 

 

Kategoria: Polityka, Publicystyka

Komentarze (6)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. Wielki Sułtan Al-Andalus i prawowity karlista pisze:

    Witam,

    mam następującą wątpliwość: czy autor był trzeźwy podczas pisania artykułu? Na to, że nie może wskazywać fragment o kolonii na marsie albo używanie przykładów systemów totalitarnych…
    Pozdrawiam

  2. galuch pisze:

    Berkovitz, Jajko, Mentzen to Żydzi.

  3. Pewien kułacki rupieciarz studiujący w Krakowie pisze:

    Bardzo dobry tekst idei godny. 

  4. spostrzegawczy pisze:

    Prezes Sławomir Mentzen dał się nagrać podczas zamkniętego przemówienia partyjnego, dzięki czemu poznaliśmy oficjalnie ten współczesny referat Chruszczowa i współczesną wizję XX zjazdu.

    Gdzie jest to nagranie, bo nie mogę znaleźć? Prosze o link.

  5. Gierwazy pisze:

    Ani chybił wątpliwość ta wynika z tego, iż Wielki Sułtan Al-Andalus i prawowity karlista, szuka kompana do szklanki. Na co wskazuje jego samoochrzczenie wielce oryginalną ksywką…

  6. Mnietek pisze:

    Żona Bosaka, Karina, studiowała na uczelni Chabad Lubawicz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *