banner ad

Sanicki: Upadłość Europy

| 23 lutego 2018 | 0 Komentarzy

Termin upadłość czy bankrut wielokrotnie przewijają się w języku powszechnym. Głównie jednak funkcjonuje w nomenklaturze bankowo-ekonomicznej. Oznacza to niewypłacalność, brak możliwości  wywiązania  się  z  zaciągniętych  zobowiązań.  Powstaje  pytanie: czy  my,  obywatele Europy,  jesteśmy  coś  komuś  winni?  Jesteśmy  niewypłacalni?  Oczywiście  rośnie  zagrożenie ekonomiczne ze strony Chin i przejawia się to w tym, że zaciągamy olbrzymie zobowiązania w Państwie Środka, co może skutkować w przyszłości ujemnym bilansem w handlu pomiędzy Europą a Azją. Z kolei media donoszą nam o spadku bezrobocia, o wzroście płac, poprawie statusu ekonomicznego różnych warstw społecznych. W tym kontekście nie może być mowy o biedzie czy bankructwie. 

Chodzi jednak o inną sferę życia ludzkiego. Warstwa duchowo-moralna Europy jest w stanie rozkładu, stała się rozmiękła. Jak widzimy proces ten nasila się i niewiele wskazuje na to, że sytuacja w ciągu następnych lat ulegnie zmianie.

Początki upadku Europy można datować na drugą dekadę XX wieku. W sierpniu 1914 roku wybuchła  I  Wojna  Światowa.  Pierwszy  tak  poważny  konflikt  na  skalę  światową.  Przyniósł  on ogrom  zniszczeń  materialnych,  stosowano  nieznane  dotychczas  środki  prowadzenia  działań wojennych, które miały katastrofalne skutki dla uczestników bitew. Nie minęło wiele lat, a Europą wstrząsnął kolejny światowy konflikt czyli II Wojna Światowa. Do jej wybuchu w dużej mierze przyczynił się program Narodowo-Socjalistycznych Niemiec nazistowskich i Hitlera. Konflikt ten pochłonął dziesiątki milionów istnień oraz doprowadził do ruiny ekonomicznej liczne kraje w Europie i na świecie. 

Jednak nie konflikty zbrojne były tutaj najistotniejszym czynnikiem w upadku Europy. Trzeba pamiętać, że odbudowa infrastruktury ekonomicznej, pomimo dużych nakładów finansowych i ludzkich,  w końcu przyniesie efekt.  W gruncie rzeczy  tak się stało.  Po drugiej wojnie światowej, a w zasadzie w kilkanaście lat po jej zakończeniu, do głosu doszli tzw. marksiści kulturowi, którzy podjęli się zadania zmiany warunków społecznych innymi ścieżkami, niż chcieli to zrobić ich guru, czyli Marks z Engelsem. Rewolucję tę nazwano rewolucją  kulturową,  choć  z  kulturą  nie  miała  nic  wspólnego.  Jej pokłosie  widzimy obecnie  w  krajach  Europy  Zachodniej.  Na  tym  aspekcie  rzeczywistości  chciałbym  teraz  skupić większą uwagę.

Zadajemy sobie pytanie kim jest człowiek? Skąd się wziął? Jaki jest jego cel życia? Pytania ogólne, natury filozoficznej. W debacie na ten temat filozofowie najprawdopodobniej nie doszliby do wspólnego stanowiska, a już na pewno nie wypracowali ostatecznego rozwiązania. Z pomocą w tej kwestii przychodzi  nam nauka Św. Tomasza z Akwinu. Reprezentant realizmu filozoficznego,  następca  Arystotelesa,  którego  w  czasach  Akwinanty  nazywano  Filozofem, przedstawił  najzdrowszy  pogląd  na  naturę  człowieka.  Wypośrodkował  dwa  przeciwstawne stanowiska  na  naturę  ludzką,  obowiązujące  w  jego  epoce.  Z  jednej  strony  ten, zgodnie z którym istnieją  tylko  ciała,  fizyczne  i  nic  poza  tym,  a  z drugiej  strony  spirytualizm  czyli pogląd, że dusza jest jedynym czynnikiem konstytuującym. Tomasz uznał, że człowiek składa się w jednakowej proporcji ciała i duszy. Ciało oczywiście odpowiada za czynności fizjologiczne, a  z drugiej strony jest też dusza, która jest nakierowana na wyższe cele. Nie można jednak działania tych dwóch czynników, konstytuujących człowieka, redukować do tylko jednego. 

We współczesnej Europie nie tylko zapomniano o nauce Tomasza z Akwinu, ale także (może czasem nieświadomie) się z  nim  walczy.  Wojujące  feministki  próbują  siłą  narzucić  katolickiej  w  swoim korzeniu Europie materialistyczno-ateistyczny pogląd, zgodnie z którym człowiek jest tylko ciałem i nic poza tym. W ten sposób wyrażają one (pewnie znowu nieświadomie, bo trudno oczekiwać od feministek szerokich  horyzontów  intelektualnych)  pogląd  reprezentanta  tzw.  lewicy  heglowskiej, Ludwika Feurbacha, że człowiek jest tym co je. Interpretując słowa tego filozofa dochodzimy do przekonania,  że  człowiek  jest  tylko  ciałem,  nie  ma  poza  potrzebami  fizjologicznymi  żadnych innych  – czy  to duchowych,  czy też moralnych.  Obecnie odziera  się  człowieka  z  jego człowieczeństwa.  O tym kim jest człowiek,  świadczy bowiem nie tylko  jego  ciało,  to jak  wygląda,  jak  jest ubrany, czy jest dobrze uczesany i czy ma piegi lub nie. Najistotniejszym czynnikiem jest dusza człowieka, która jest źródłem i skarbnicą człowieczeństwa. W duszy człowieka zawarta jest jego moralność, jego poglądy, podejście do różnych spraw. Niestety zajadłe feministki widzą w człowieku jedynie ciało – biologiczną masę, którą można w każdej chwili pozbawić życia, i to już na wstępnym jego etapie. 

Jeśli Europa się nie przebudzi i nie zacznie walczyć o przywrócenie zdroworozsądkowego poglądu na naturę człowieka, doprowadzimy do ruiny nasz katolicki światopogląd, ukształtowany na przestrzeni dziesiątków wieków.

Jaka  jest  sytuacja  Kościoła  katolickiego  w  Europie?  Oględnie  mówiąc  nieciekawa.  Od czasów Soboru Watykańskiego Drugiego Kościół katolicki zepchnięty został do defensywy. Profesor filozofii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, tomista Stefan Swieżawski, powiedział o Soborze Watykańskim II: otwarcie-dialog-ekumenizm. Oznacza to tak naprawdę zejście do pozycji chłopca do bicia. Otwartość czyli, że wpuszczamy wszystkich do siebie. Dialog oznacza rozmowę i najlepiej poddawanie się sugestiom innych, bo sami nie mamy nic ciekawego do powiedzenia. Ekumenizm  to  w  największym  skrócie  wiar  pomieszanie.  

Minęło  od  tamtego  czasu  ponad pięćdziesiąt lat. Widać gołym okiem, jak upada w Kościele katolickim liturgia, upada Tradycja, nie naucza  się  już,  a  przynajmniej  mocno  ogranicza,  poglądy  Ojców  Kościoła.  W  miejsce wypracowanego  przez  wieki światopoglądu integralnie  chrześcijańskiego  wchodzą  protestanci,  religie dalekowschodnie czy sekty. Kościół katolicki niestety nie widzi sposobu na wyjście z tej sytuacji. Słabnie  wiara,  kościoły  pustoszeją,  postępuje  laicyzacja  oraz  ateizacja  poszczególnych społeczeństw. Trzeba jednak zdać sobie sprawę, że w miejsce osłabionego Kościoła musi wejść inny czynnik, bowiem rzeczywistość nie znosi próżni. W XIX wieku wiarę katolicką próbowano zastąpić wiedzą oraz nauką. W wieku dwudziestym komunizm miał być nową religią i dać światu nowego człowieka, ale już bez Boga. Teraz zagrożeniem stał się Islam. Początkowo inwazja ta była przeprowadzana pod pozorem osiedlania i budowy meczetów. Należy pamiętać, że meczety te finansowane są przez  Arabię  Saudyjską,  która  reprezentuje  wahabityzm,  czyli  najbardziej  skrajny  odłam  islamu. Europa Zachodnia ulega tej inwazji i jest to widoczne na ulicach wielu europejskich miast. W miejsce Kościołów powstają meczety, atakuje się osoby noszące krzyżyki na szyi, muzułmanie coraz śmielej domagają się dla siebie przywilejów, narzucają nam swoją religię i światopogląd. Skorodowany Kościół katolicki nie potrafi się oprzeć tylko brnie w sidła ekumenizmu i mieszania wiar, że napływ islamu jako religii wojowniczej i agresywnej przyniesie dla Europy jakiś pożytek. 

Niestety nawet Kościół w Polsce powoli zaczyna ulegać inwazji islamu na  Europę.  Dla  zobrazowania  tego  faktu  wystarczy  sięgnąć  do  mediów  i  poczytać  o  budowie Muzułmańskiego Centrum Kultury w Białymstoku. Pieniądze na ten cel ma przeznaczyć Arabia Saudyjska, która tak zaciekle zwalcza chrześcijan na swoim terytorium i od wielu lat narzuca swoją wersję islamu całemu światu. Musimy, jako katolicki kontynent, powiedzieć nie przybyszom obcej nam cywilizacji i wrócić do korzeni katolickich, do Kościoła wojującego, aby w ten sposób uchronić Europę od upadku, który z każdym rokiem jest coraz bardziej widoczny i odczuwalny.

Ortega y Gasset w swoim dziele Bunt mas napisał, że w Europie nie ma już moralności. Moralność w Europie jest. Niestety jest ona słaba i stłumiona. Brakuje Europejczykom ducha walki, który wydał na świat wielu znakomitych mężów stanu i doprowadził do tego, że byliśmy wzorem dla całego świata. Słabość wynika z tego, że dobrowolnie odrzucamy wysiłki i pracę poprzednich pokoleń. Wolimy iść na łatwiznę i wybierać to, co nowe, bo wydaje się nam to wygodniejsze, łatwiejsze do przyjęcia. Nie zapominajmy, że całkowite odrzucenie dorobku naszych przodków będzie dla nas zabójcze i wkrótce okaże się, że współczesne trendy pozbawione zabarwienia konserwatywnego, a przesiąknięte liberalno-lewicowymi ideami, szybko okażą się bezwartościowe i doprowadzimy do sytuacji, że będzie na ich zgliszczach szukać kolejnych punktów odniesienia. Jak się skończy ta rewolucja?

 

Mateusz Sanicki

Kategoria: Myśl, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *