banner ad

Rudzki: Podróż do kresów smutku

| 30 kwietnia 2017 | 0 Komentarzy

Od szeregu lat rok rocznie Dzień Zaduszny spędzam we Lwowie wśród mogił pierwszych towarzyszów broni i druhów serdecznych, poległych w obronie tego miasta, co jest „semper fidelis”, i w obronie tych prapolskich ziem, których ono jest duchową stolicą.

I w roku bieżącym święto umarłych spędziłem w „gnieździe Orląt”, rozpamiętując na łyczakowskim cmentarzu przeżyte kiedyś chwile z tymi, którzy na nim śpią już snem wiecznym.

– O ileż są oni szczęśliwsi od nas żyjących – mówił do mnie jeden z małopolskich przyjaciół, z którym doszedłem na cmentarz. Nie potrzebują bowiem tak jak my, patrzeć na zamieranie naszych młodzieńczych marzeń i przeżywać tych okropnych chwil niepokoju: co dalej będzie?

– Tak. Ma pan całkowitą rację – potwierdził słowa mego przyjaciela towarzyszący nam lwowianin.

– Tego, co się u nas dzieje, nie spodziewaliśmy się. Ukraińcy robią, co chcą, a my, panowie i gospodarze tej ziemi, musimy niemal tolerować ich wybryki. Zresztą we Lwowie jest jeszcze znośnie. Ukraińcy są w nim jeszcze za słabi na to, aby mogli bezkarnie robić to, co im się podoba. Na razie więc organizują się i wzmagają gospodarczo. Rok rocznie mamy bowiem we Lwowie coraz więcej placówek ukraińskich, coraz więcej ukraińskich kupców, rzemieślników, przedstawicieli wolnych zawodów, ba nawet przemysłowców. Ostatnio Ukraińcy przystąpili do planowego skupu domów. W samym Lwowie kupili w ciągu ostatnich czterech lat około 400 domów! Rzecz przy tym godna uwagi: większość domów, kupionych przez Ukraińców – to narożniki!!

Wymowa cyfr.

– Nie sądźmy czasami, że tak dzieje się tylko we Lwowie. To samo obserwuje się w Stanisławowie, Stryju, Drohobyczu, Kołomyi, Czortkowie, Tarnopolu… I co najgorsze i najniebezpieczniejsze to fakt, że większość nieruchomości Ukraińcy kupują od Polaków, zarówno od jednostek, jak i polskich instytucyj… Płacą wysokie ceny – daleko wyższe od rynkowych – więc Polacy wyprzedają się…

– Ale Ukraińcy skupują nie tylko stare kamienice. Oni skupują także place i wznoszą na nich wspaniałe nowoczesne gmachy. W dzielnicach willowych budują całe kolonie.

– To wzmaganie się żywiołu ukraińskiego w miastach ilustrują bardzo wymownie cyfry. I tak np. we Lwowie absolutna cyfra grecko-katol. wzrosła w latach 1921-31 z 27.269 do 49.650, a w roku bieżącym przekroczyła już 60 tysięcy! Procentowo cyfra gr.-kat. w dziesięcioleciu 1921 do 31 wzrosła o 3,5% wobec 0,5% spadku rzym.-kat. w tym czasie. Podobny wzrost zanotowano w szeregu innych miast: w Samborze 3,7%, w Stryju 4,6%, w Stanisławowie 2,2% itd.

– Także cyfry – wtrącił mój przyjaciel – najlepiej obrazują nam ukraińskie zdobycze ziemi, tej zasadniczej podstawy niezależnego bytu i normalnego rozwoju każdego narodu. Wiemy, że do 1935 r. rozparcelowano w Małopolsce Wschodniej 309.000 ha ziemi. Polacy otrzymali z tego około 85.000 ha a Ukraińcy (Rusini) ponad 220.000 ha!! Zauważyć przy tym należy, że w związku z parcelacją największe straty ponieśliśmy w woj. tarnopolskim. Rozparcelowano w nim 254.000 ha, z których Polacy otrzymali aż 64.000 ha, a Ukraińcy 190.000 ha!

– Dziś skutki tej wadliwej i niesłychanie dla polskości tego województwa szkodliwej parcelacji są takie, że mamy w nim mniej ziemi, niż Ukraińcy. Bowiem polska wielka i mała własność wraz z dobrami kościelnymi obrz. łac. wynosi 593.000 ha, a ukraińska (ruska) wielka i mała własność wraz z dobrami kościelnymi obrz. gr. posiada 719.000 ha. Dodać jeszcze należy, że cyfry powyższe stale zmniejszają się na naszą niekorzyść, gdyż Ukraińcy próbują wszelkimi sposobami wykupywać ziemię z rąk polskich osadników. Jednych zmuszają do sprzedaży im ziemi terorem, drugich kuszą wysokimi cenami, znacznie wyższymi od rynkowych i, niestety, osiągają częstokroć zamierzony cel. Dla przykładu wymieniam wieś Bogdanówkę pow. skałackiego. W 1923 roku rozparcelowano tam pomiędzy 80 osadników 400 ha ziemi. Dziś z tych 80 pozostało tylko 37 osadników. Reszta – uciekła, sprzedawszy grunt „miejscowym” (Ukraińcom).

– Do przechodzenia ziemi polskiej w ręce ruskie przyczynili się i przyczyniają jeszcze nadal właściciele ziemscy, którzy bez żadnych skrupułów sprzedają ją chętniej chłopom ruskim, niż polskim, bo „chłop ruski lepiej płaci” i „w większości wypadków płaci natychmiast gotówką…” Dlatego też uważam nie tylko za wskazane, ale wprost za konieczne -szybkie powołanie do życia Sądów Honorowych w sprawach sprzedaży ziemi w obce ręce, oraz utworzenie specjalnego banku parcelacyjnego z funduszów społecznych, któryby zajął się finansowaniem parcelacji prywatnej i któryby w razie potrzeby dostarczał potrzebnych funduszów na wykupywanie osad, zagrożonych przejściem w ręce niepolskie.

Strona finansowa zagadnienia.

– Myśl wspaniała i godna jak najszybszej realizacji zawołałem. -Ale powiedzcie mi teraz, panowie, skąd Ukraińcy czerpią pieniądze na kupno ziemi, domów, zakładanie coraz to nowych placówek handlowych itp.

– Odpowiedź na powyższe pytanie nie będzie wyczerpująca i dostateczna – odrzekł lwowianin – gdyż porusza sprawy, które nam są mało znane i trudne do zbadania. Faktem jest, że chłop ruski dzięki swej zapobiegliwości, oszczędności i skromnym wymaganiom życiowym gromadzi poważne fundusze, a poza tym najpoważniejszymi kapitałami operują różne ukraińskie instytucje finansowe, korzystające z dość poważnych kredytów w państwowych bankach, oraz spółdzielnie, które odgrywają w życiu społeczności ukraińskiej dwie ważne role: polityczno-organizacyjną i gospodarczą. Szczególnie ważna jest ta pierwsza. Bo proszę tylko zważyć. Ukraińskich zorganizowanych spółdzielni w związkach rewizyjnych mamy 3013 (cyfra z roku 1935), a polskich tylko 1043. Czyli ukraińskich spółdzielni mamy na terenie Małopolski Wschodniej prawie trzy razy tyle co polskich. Cyfry te mają specjalną wymowę, skoro się zważy, że przed wojną, mianowicie w 1913 roku rzecz się miała wręcz odwrotnie: mieliśmy tutaj 1.831 spółdzielni polskich wobec 663 spółdzielni ruskich. Ale też wówczas byliśmy zorganizowani!…

– Spółdzielnie ukraińskie mają charakter wybitnie nacjonalistyczny. Zresztą innego mieć nie mogą, skoro kierowane są nawet w najmniejszych komórkach, w kooperatywach czy mleczarniach wiejskich przez szowinistycznie usposobioną inteligencję, posiadającą średnie, a w wielu wypadkach i wyższe wykształcenie. Ta zaś stale i niezmordowanie pracuje nad uświadomieniem chłopa ruskiego, tresując go na karnego i ofiarnego członka społeczności ukraińskiej. Dzięki tej pracy 526.175 członków spółdzielni ukraińskich – to potężna armia ludzi świadomych swoich celów i dążeń.

– Skoro zważymy z kolei na to – ciągnął dalej lwowianin – że spółdzielnia jest jedynym typem zrzeszenia, nad którym nie mają żadnej kontroli ani władze administracyjne, ani władze samorządowe – a jedynie sąd z prokuratorem może skontrolować jej działalność w przypadku zbrodni pospolitej – to wówczas zrozumiemy do jakiego stopnia spółdzielczość może stać się czynnikiem nieobliczalnej wagi, jeżeli pod płaszczykiem działalności ekonomicznej zacznie reprezentować interes polityczny. A tenże właśnie reprezentuje już spółdzielczość ukraińską, która jak to już wielokrotnie i niezbicie stwierdzono, jest tylko pretekstem dla całego szeregu posunięć politycznych.

Aby nie być gołosłownym w swoich twierdzeniach, przytaczam kilka dowodowych przykładów. W Sokalu spółdzielnia polska płaci za mleko o 1 grosz drożej od ukraińskiej. 1 grosz przy masowej dostawie mleka – to wiele pieniędzy. Chłopi ruscy chętnie by więc wozili swoje mleko do mleczarni polskiej. Ale jakże tu wozić je, skoro paroch i jego pomocnicy wołają: oto ci, co chcą za grosz sprzedać honor ukraiński. W Bednarowie znów (woj. stanisławowskie) Ukraińcy wyrzucili poprostu z kasy „Samopomoc” członków miejscowego gniazda szlachty zagrodowej za to, że ci ostatni, jako potomkowie Polaków, garną się teraz do polskich instytucji. Szowinistów ukraińskich nie obchodzi fakt zbudowania budynku kasy za pieniądze tej szlachty. „Oni poszli do Polaków – won z nimi!”

– Gdzie indziej wymówiono udziały 15 gospodarzom ruskim za ich zgodliwe współżycie sąsiedzkie z Polakami. Stwierdzono także, że przy skupie gęsi spółdzielnie polskie płaciły do 30 groszy drożej na kilogramie, niż ukraińskie. Jednak chłopi ukraińscy nie sprzedawali – drobiu do spółdzielni polskich, bo obawiali się prześladowania, a nawet teroru ze strony swoich spółziomków za to, że popierają handel polski…

– W taki to sposób za pośrednictwem spółdzielczości politycy ukraińscy organizują chłopów ruskich i zdobywają potrzebne pieniądze na walkę z polskością na terenie Małopolski Wschodniej. A walka ta jest coraz zaciętsza i nie przebierająca w środkach. Skutki jej są widoczne wszędzie. Najwięcej jednak rzucają się one w oczy w terenie. Dlatego też radzę panu pojeździć trochę po naszej ziemi. Przekona się pan wówczas, że w odmalowywaniu panu przez nas małopolskich stosunków nie ma nic przesady.

Wrażenia z terenu.

Pojechałem. Już w drodze zacząłem zapoznawać się z małopolską rzeczywistością. Towarzyszka podróży, młoda nauczycielka Polka, ucząca w szkole powszechnej w woj. stanisławowskim, tak mi przedstawiła stosunki, panujące w szkolnictwie.

– Uczę w typowej wsi ruskiej. Oprócz kierownika w naszej szkole są trzy siły nauczycielskie. Kierownik o poglądach radykalnych podający się za Polaka, jest już właściwie Ukraińcem. „Zasymilował się…” Po polsku z nikim prawie nie mówi. Nawet do żony Polki mówi po rusku. Jest wielkim zwolennikiem wszelkich imprez ukraińskich i nas zmusza do uczestniczenia w nich. Niedawno polecił nam pójść na ukraińskie przedstawienie, na którym deklamowano antypolskie, wprost wrogie i grożące Polsce i Polakom wiersze. Deklamacje były odpowiednio inscenizowane i zakończone śpiewem „Szcze ne umerła Ukraina”. Podczas tego śpiewu wszyscy musieliśmy stać.

– Stosunki w szkole są nieznośne. Między nauczycielstwem panuje zawiść i niechęć. Dzieci są rozpolitykowane. Nie słuchają nas. Zdarzyło mi się, że dzieci klasy 6-ej „dla uzłoszczenia” mnie zaśpiewały na gimnastyce „Szcze ne umerła Ukraina” i ja byłam bezsilna wobec takiego karygodnego ich wybryku. Gdy zaś potem poskarżyłam się kierownikowi odpowiedział mi: „A niech śpiewają, co to pani szkodzi. Zresztą są u siebie, na ukraińskiej ziemi.”

– Proszę więc nie dziwić się – mówiła ze łzami w oczach – że czuję się w szkole, jak wśród wrogów na obczyźnie.

Jadę dalej. Chłop z powiatu borszczowskiego, zapytany, jak się w jego stronach kształtuje współżycie polsko-ukraińskie, uśmiechnął się gorzko i odpowiedział:

– U nas żadnego współżycia z Ukraińcami nie ma. Jest stan wiecznej wojny. Nie znajdzie pan u nas wsi, w którejby Ukraińcy nie wyrządzili Polakom jakiejś szkody. W miejscowościach, w różnych wioskach i przysiółkach spalono zdradziecko chłopom polskim chaty, budynki, stodoły pełne zbóż i stogi. Ile wykoszono lub zniszczono zboża przed żniwami, ile wdów i sierot opłakuje śmierć swoich żywicieli, padłych z wrażej ręki hajdamaczyzny – tego nikt dokładnie nie wie. Bo o takich wypadkach często się milczy z obawy nie ściągnięcia na siebie jeszcze większego teroru ze strony Ukraińców.

– Jak to? A władza? Od czego jest policja?

– Policja robi, co może i robiłaby zapewne jeszcze więcej, gdyby nasza polityka wschodnia była jasno określona i konsekwentnie przeprowadzana. Dopiero w ostatnich dwóch latach wszystko powoli zmienia się na lepsze. Daleko jest jeszcze wszakże do stanu takiego, jaki być powinien.

Najdalej na południe.

W Zaleszczykach, dokąd zawitałem także, mówiono mi:

– Jakże może być dobrze, skoro tu u nas, w powiecie nadgranicznym, dzieją się rzeczy tego rodzaju, że muszą wywołać oburzenie nawet w najmniej czułym obywatelu na sprawy publiczne. Zarówno bowiem w mieście, jak i w powiecie dzieją się rzeczy wprost niesłychane.

– Przed kilku laty za czasów burmistrza Torbego, nawiasem mówiąc, przechrzty, wydzierżawiono na 25 lat miejską elektrownię na takich warunkach, że dziś miasto do całej tej transakcji dokłada. A przecie elektrownia mogłaby miastu w jego zarządzie przynosić około 25 tys. rocznie zysku, a nie straty, jak to obecnie ma miejsce.

– Ważną jest także sprawa gospodarki fundacją Hochendorfa, o czym tutaj krążą najsprzeczniejsze ze sobą wieści. Faktem jest, że gospodarka w tej fundacji nie jest taką, jaką być powinna, jest przeciwnie -zabagniona. Są to sprawy dziś znane powszechnie. Nie przyczyniają się więc one do utrwalenia szacunku, jaki winna ludność ruska mieć do władzy polskiej. Zbyt często się słyszy od Rusinów, że „Polacy nie będą tutaj na stałe, skoro tak źle gospodarzą, tolerując różne bezprawia, nadużycia i wybryki, skoro Ukraińcom, którzy umieją dobrze mówić po polsku, każą do siebie mówić po rusku i sami do nich tym językiem mówią”.

Przejeżdżając od Zaleszczyk Tarnopolszczyznę aż do granic Wołynia, stwierdziłem z przerażeniem w wielu miejscowościach wypadki odpadania wiernych od obrządku łacińskiego, a tym samym od narodowości polskiej i to nie tylko poszczególnych, słabych pod względem charakteru jednostek, ale nawet całych rodzin.

Opowiadano mi o wypadkach, gdzie Polak po odbyciu służby wojskowej i po powrocie do wsi zapisywał się z miejsca do ukraińskich organizacyj społecznych i towarzyskich. Robił to dlatego, że żyjące w tej wsi kilka lub kilkanaście rodzin polskich, otoczone zewsząd mrowiem ruskim, nie będąc należycie zorganizowane i czując się nie tylko zmajoryzowane przez ludność ruską liczbą, ale nadto odczuwając preponderancję ruską pod względem gospodarczym, kulturalnym i religijnym, wprost boją i wstydzą się przyznawać się do swej polskości, mimo, że w odległym o kilkanaście kilometrów mieście nad każdym urzędem wisi polski orzeł.

Smutne sprawy.

Gdy o tym opowiadałem kilku kapłanom, których jeden z dziekanów specjalnie zaprosił do siebie, aby w ten sposób ułatwić mi bezpośrednie zetknięcie się z duszpasterzami naszymi, pracującymi na Podolu, dano mi odpowiedź:

Oto ma pan najoczywistszy dowód do czego prowadzi brak zdrowej i niesłychanie czułej opieki narodowej i moralno-religijnej nad naszą ludnością, rzuconą w morze ruskie. Na tę też opiekę winno się położyć jak największy nacisk. Dotychczas jednak szwankuje ona poważnie. Do szkół bowiem nadsyła się nam nauczycieli narodowo i religijnie prawie zupełnie obojętnych albo też zaciętych Ukraińców, my zaś, jako kapłani obowiązkom swoim nie możemy podołać. I nic dziwnego, skoro ma się w parafii kilka szkół odległych od plebanii od 8-16 klm i skoro sprawuje się służbę duszpasterską w 10-15 wsiach, obsługując poza parafialnym kościołem i miejscową szkołą 4-6 kaplic i 12 szkół. A przecież to jeszcze nie wszystko. Trzeba pracować także w Akcji Katolickiej, stowarzyszeniach, kancelarii parafialnej…

– Ja w swojej parafii – mówił znów inny kapłan – mam wioskę, w której przed moim przybyciem nie było opieki duszpasterskiej. Skutki tego są takie, że wszystkie dzieci z małżeństw mieszanych między Polakami a Rusinami były chrzczone w cerkwi grecko-kat. i są dzisiaj zupełnie zukrainizowane. W wielu zaś wsiach, w których jeszcze przed 50 laty było 40, 50 a nawet 80 proc. Polaków, dzisiaj Polaków nie ma zupełnie, albo jest ich zaledwie 10 proc.!!!

– Taki stan rzeczy budzi ogromny niepokój w sercach wszystkich Polaków. Niepokój ten najlepiej oddaje pismo zarządu Katolickiego Stowarzyszenia Kobiet w Podwołoczyskach, skierowane do Kat. Stow. Kobiet Archidiecezji Lwowskiej, w którym m. in. czytamy:

„…odczuwa się brak zdrowej opieki moralno-religijnej, ciągłej i nieustannej, ze względu na bruk na kresach odpowiedniej liczby księży polskich w stosunku do liczby księży ruskich, (ściśle obrz. gr. kat. przyp. aut.), co w konsekwencji powoduje wynaradawianie się żywiołu polskiego, będącego i tak w mniejszości.

Na ten szczegół ostatni poczuwamy się w obowiązku zwrócić uwagę, by przecież w tym kierunku spowodować nareszcie u miarodajnych czynników zmianę na lepsze, oby tylko nie było zapóźno! – a tu nasza uwaga jest raczej krzykiem rozpaczy tonącej resztki polskiego elementu w morzu ruskim, względnie zrusyfikowanym na rubieżach naszej Rzeczypospolitej, mimo wpływu 17-letniej jej niepodległości.”

A dalej:

„Stale konstatuje się zjawisko wynaradawiania się przez ruszczenie się elementu rdzennie polskiego, szlacheckiego, rodzin polskich z dziada pradziada osiadłych powstańców…1)” „Czyż może być inaczej w okręgu parafii, w obrębie której jest 5-ciu parochów ruskich dobrze dotowanych po kilkadziesiąt lub kilkaset morgów ziemi -a jeden ksiądz polski o marnym wyposażeniu…”2).

– Dlatego zdaniem moim – mówił kresowy kapłan, przerwawszy czytanie – konieczną jest tutaj rzeczą powołanie specjalnych katechetów, którzy winni być utrzymywani przez skarb państwa i których zadaniem winno być obsługiwanie wszystkich szkół wiejskich z dala położonych od kościoła parafialnego. Katechezy winny być tak udotowane, by ks. prefekt mógł utrzymać sobie motocykl, jako środek lokomocji do objazdu wszystkich szkół.

Ale są jeszcze inne kresy…

Nie sądzimy czasami, że tak niepożądane zjawiska dla polskości notuje się tylko w Małopolsce Wschodniej. To samo, a nawet jeszcze gorzej dzieje się na Wołyniu. Mówię jeszcze gorzej dlatego, że w Małopolsce Wschodniej stosunki powoli poprawiają się. Przede wszystkim w tamtejszej administracji zaszły już i zachodzą stale korzystne zmiany. Działalność przy tym Komitetów Porozumiewawczych wpływa także dodatnio na zmianę stosunków w kierunku pożądanym dla polskości.

Na Wołyniu tego jeszcze nie ma. Tam rządzi nadal, jak rządził dotychczas, woj. Józewski, który prowadzi konsekwentnie i wytrwale politykę wyraźnie ukraino-filską i dla polskości szkodliwą. Przekonałem się o tym osobiście, uczestnicząc 7 listopada br. w Zjeździe Wołyńskiego Ukraińskiego Obiednania (Zjednoczenia), stronnictwa politycznego, które rzekomo dąży do współpracy z Polakami, a które w istocie jest niemniej wrogo do Polski i polskości usposobione od małopolskiego UNDO. Na zjeździe tym, mimo oficjalnego uczestniczenia woj. Józewskiego, padały tego rodzaju słowa, osłodzone co prawda obłudnym zapewnieniem lojalności wobec państwa polskiego, że należałoby z miejsca cały zjazd rozwiązać i rozwiązać w ogóle całą tę partię, która działalnością swoją w terenie sprawa to, że dzisiaj na Wołyniu we wsi ruskiej człowiek nie może rozmówić się po polsku, a wieczorem niechaj bez broni nie wybiera się w podróż, bo może cało nie wrócić do domu. Zdarzają się wypadki, że strzelcy, idąc przez wieś ruską w pojedynkę lub we dwóch, zdejmują ze siebie mundury, chowają je pod sukmanę i nakładają na siebie dopiero po przejściu przez wieś.

Rzecz zrozumiała, że tego rodzaju stosunki sprawiają stałe kurczenie i osłabianie pozycji polskiej na Wołyniu i budzą słuszne i uzasadnione obawy o przyszłość tej ziemi. W interesie też polskości leży natychmiastowe odwołanie z Wołynia woj. Józefskiego i jego pomocników.

Tak więc zarówno Małopolska Wschodnia, a Wołyń przede wszystkim, domagają się radykalnych zmian i daleko idącej opieki ze strony całego polskiego społeczeństwa. Dopóki to nie nastąpi na rubieżach naszych ziem wschodnich będzie działo się źle.

 

Bolesław Rudzki

pierwodruk: Tęcza –  XII 1937, Poznań. Rok 11, Nr 12

 

————————————
1) Na Wołyniu we wsi Czarna Łoza gm. Tesluchów, pow. dubieńskiego żyje ród hrabiów Dąbskich wywodzący się z Kujaw. Był to niegdyś zamożny ród. Za udział w powstaniu zupełnie podupadłmaterialnie, a następnie ulegając uciskowi carskich siepaczy, zupełnie schłopiał i zrusyfikował się. To ostatnie głównie spowodowało prawosławie, na które Dąbskich gwałtem nawrócono. Dziś ród ten powoli wraca do polskości. Wszyscy jego członkowie przyjęli z powrotem katolicyzm i spodziewać się należy, że dzieci ich będą dobrymi Polakami. Takich wypadków można w Polse spotkać liczne tysiące!!!
2) Zwiedzałem parafie tak ubogie i nędznie wyposażone, że księża literalnie na nich głodują. Niektórzy pokazywali mi księgi dochodów. Dowiadywałem się z nich, że często miesięczny dochód księdza w gotówce wynosił aż… 3, wyraźnie trzy złote!!! Oto najwymowniejszy obraz warunków, w jakich pracują księża polscy na rubieżach.

 

 

 

Kategoria: Historia, Inni autorzy, klasyki, Kultura

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *