Prof. Bartyzel: Liberalizm – cichy zabójca Europy (część druga – aspekt teologiczno-polityczny)
II. Aspekt teologiczno-polityczny:
Według Juana Donoso Cortesa u podstaw błędu liberalnego leży herezja ubóstwienia rozumu. Alienacja z podległości boskiemu autorytetowi prowadzi słaby, jednostkowy rozum człowieczy do niemożności rozróżnienia pomiędzy prawdą a fałszem, a w konsekwencji do uwiądu i śmierci przez „zadyskutowanie”: „Tak, społeczeństwa umierają, członki są już zimne, a serce będzie wkrótce. […] Umierają, bo zostały otrute; umierają, ponieważ Bóg nakazał im odżywiać się substancją katolicką, a empiryczni lekarze dali im na strawę substancję racjonalistyczną. Umierają, ponieważ tak jak człowiek, nie żyją tylko chlebem, ale słowem z ust Boga. Społeczeństwa giną nie tylko od żelaza, ale przez słowo antykatolickie, wychodzące z ust filozofów. Umierają, gdyż błąd zabija, a one są zbudowane na błędach”[1]. Liberalny „filozofizm” nie ma nawet znamion desperackiego heroizmu konsekwentnej negacji, gdyż racjonalistom brak najzwyczajniej intelektualnej odwagi. Liberał-racjonalista nie zaprzecza otwarcie istnieniu Boga, „tylko” o Nim wątpi: „Filozofizm zaczyna od tego, że zręcznie grubą zasłoną przykrywa prawdę i światło, któreśmy z nieba otrzymali, zaś rozumowi podaje nierozwiązalne zagadnienie, jak wyprowadzić w płodny sposób prawdę i światło z wątpliwości i ciemności, rzeczy przeciwnych wszelkiej płodności w rozumie ludzkim”[2].
Podobny brak, tym razem cywilnej, odwagi charakteryzuje liberalizm polityczny. Liberałowie nie są zdolni nawet do tego, by rzucić otwarte i totalne wyzwanie monarchii, a tylko podkopują systematycznie jej powagę sofizmatami kwestionującymi jej prawowitość, a zwłaszcza nadprzyrodzone pochodzenie, gdyż w gruncie rzeczy dla liberała władza w samej swojej istocie (substancji) jest nielegalna i wroga człowieczeństwu. Tym natomiast, czym liberałowie rozkoszują się najbardziej, jest nieustanna, a przy tym zupełnie niekonkluzywna dyskusja. Nic nie kompromituje wymowniej politycznej „etyki bez charakteru” tej liberalnej „klasy dyskutującej” (la clase discutidora), niezdolnej do rozstrzygnięcia czegokolwiek, jak wyobrażenie sobie liberała jako postawionego przez Poncjusza Piłata przed alternatywą: uwolnić Jezusa albo Barabasza. Naonczas liberał, który nigdy nie mówi „tak” albo „nie”, ale zawsze „ja rozróżniam”, najchętniej zaproponowałby przeniesienie sesji parlamentu na inny termin, dla wszechstronnego rozpatrzenia tego tak skomplikowanego i złożonego problemu. Liberał bowiem, jako człowiek kompromisu, pragnie, „aby nigdy nie nadszedł dzień radykalnej negacji lub pełnej afirmacji; dlatego przy pomocy dyskusji zamąca wszystkie pojęcia, rozplenia sceptycyzm wiedząc, że lud, który nieustannie, przy każdej sprawie, słyszy z ust swoich sofistów „za” i „przeciw”, w końcu nie wie już czego ma się trzymać i pyta się, czy prawda i fałsz, sprawiedliwość i niesprawiedliwość, hańba i honor rzeczywiście są ze sobą sprzeczne, czy też raczej są tym samym, rozpatrywanym z różnych punktów widzenia. Atoli, stan taki nie może trwać zbyt długo. Człowiek jest zrodzony do działania, i wieczna dyskusja, która nie zostawia miejsca na działanie, jest czymś nienaturalnym. Nadejdzie dzień, kiedy lud pchany swoimi instynktami runie na ulice, aby zdecydowanie zażądać wypuszczenia Barabasza lub Jezusa, i aby przewrócić katedry sofistów”[3].
System liberalnego parlamentaryzmu zakaża krwiobieg cywilizacji zachodniej, niszczy – doktryną tzw. podziału władz – ulegitymizowany przez religię monarchiczny porządek, a nawet samo jądro władzy – jej suwerenność: „Jest [bowiem] napisane, że wszystkie cesarstwa podzielone zginą – [więc] parlamentaryzm dzielący umysły i rzucający je we wzburzenie i niepokój, burzący w proch wszystkie hierarchie, dzielący władzę na trzy władze, a społeczeństwo na sto partii, też musi umrzeć”[4]. Mieszczański duch liberalizmu w połączeniu z indywidualistyczną reprezentacją stwarza – na miejsce hierarchicznego arystokratyzmu – materialistycznego potworka plutokracji, zaś pustkę po rycerskim honorze wypełnia wszechobecna korupcja: „Będzie trzeba ognia i miecza, aby obalić i uleczyć korupcję, która wykluła się z zasady wyborczej”[5].
Istnieje zatem całkowita sprzeczność pomiędzy „wolnością katolicką” a „wolnością liberalną”, którą Donoso nazywa także „wolnością dogmatyczną (libertad dogmática)”, w konkretyzacji zaś politycznej – „wolnością parlamentarną (libertad parlamentaria)”[6]. Fałsz tej drugiej polega na tym, że źródło wolności upatruje ona w wojnie, w buncie i jego apoteozie, w niekończących się dyskusjach, których esencją są jałowe potyczki parlamentarne. „Wolność katolicka” – wolność „dzieci Bożych (hijos de Dios)” – nie jest buntownicza, lecz afirmatywna, jest tym, co płynąc z wysoka, z transcendencji, przenika ludzkie działania i instytucje. Nie jest ona „rzeczą zdefiniowaną, partykularną, konkretną; nie jest organem w organizmie politycznym ani jedną z wielu instytucji społecznych. Nie jest żadną z tych rzeczy, ale czymś ponad nimi wszystkimi: jest ogólnym rezultatem dobrej dyspozycji wszystkich tych organów; ogólnym rezultatem harmonii i współbrzmienia (concierto) wszystkich tych instytucji. Jest tym, czym jest samo zdrowie w ogólnie zdrowym organizmie; jest tym, czym jest samo życie w żyjącym ciele społecznym i politycznym; jest tym, co najcenniejsze w życiu kwitnącej instytucji”[7].
W Liście do kardynała Fornari z 19 czerwca 1852 roku[8], stanowiącym odpowiedź na list, który w maju 1852 roku Kardynał wystosował do niego w imieniu papieża Piusa IX – z prośbą o wyrażenie swojej opinii, do którego to listu dołączony był dokument zatytułowany Syllabus errorum quae in colligendis notanalisque eroribus ab oculos haberi possunt, złożony z 28 punktów potępiających główne błędy teologiczne i filozoficzne współczesności, Donoso rozpoczął od postawienia zasadniczej tezy, iż każdy błąd współczesności można sprowadzić do herezji, każdą zaś nowoczesną herezję można sprowadzić do herezji starożytnych, już od dawna potępionych przez Kościół. Tym, co wyróżnia czasy obecne jest jedynie ich „szatańska bezczelność (audacia satánica)” we wpajaniu tych starych błędów społeczeństwom, co powoduje, iż każda z tych herezji może wywołać rewolucję[9]. W ten sposób błędy teologiczne infekują domenę społeczną i polityczną, instytucje i prawa.
Wielką skądinąd liczbę błędów współczesnych można, zdaniem Donosa, sprowadzić do dwóch podstawowych negacji: przeczenia Bogu i Bożej Opatrzności i przeczenia grzechowi, te zaś błędy generują wszystkie pozostałe, które z kolei można sprowadzić do „negacji dogmatu suwerenności” Trójcy Świętej. Zanegowanie przez świat nowoczesny zwierzchnictwa Bożego wytwarza system naturalistyczny, pozostający w radykalnej sprzeczności z chrześcijaństwem[10], będący w gruncie rzeczy anty-chrześcijaństwem, które oznajmia, iż: (a) człowiek jest nieskalany grzechem, (b) że – wobec niekonieczności wiary i jej wsparcia dla rozumu – rozum ludzki jest „suwerenny i niezależny”, oraz (c) że postęp (progreso) dokonuje się poprzez dyskusję. Z tego ubóstwienia dyskusji, będącej „prawdziwym prawem fundamentalnym społeczeństw nowoczesnych”, oraz traktowanej jako jedyny probierz prawdy i błędu, wypływa zaś deifikacja wolności prasy, nietykalność i realna suwerenność „zgromadzeń deliberujących”[11]. Wszystko to jest logiczną konsekwencją naturalistycznego przekonania, iż wola ludzka nie może być chora, wobec czego nie potrzebuje też nadprzyrodzonego wsparcia łaski. Antychrześcijański naturalizm zwodzi społeczeństwa ułudą możliwej przemiany świata z „padołu łez (valle lacrimoso)” w „ogród rozkoszy (jardín de deleites)”[12].
Obecny chaos jest przeto wytworem trzech zasadniczych błędów. Pierwszy to suwerenność rozumu ludzkiego, która w porządku politycznym prokuruje suwerenność „klasy dyskutującej”. Drugi to naturalna dobroć ludzkiej woli, która przekłada się na egalitaryzm społeczny, wyrażany republikańską formą rządu czerpiącego mandat z głosowania powszechnego. Trzeci to usprawiedliwienie wszelkich ludzkich pożądań, toteż ostatecznym celem rządzenia stanie się zaspokajanie wszystkich zachcianek, jakie ktokolwiek zgłosi jako swoje roszczenie. Lecz Donoso dodaje, że na atak tych wszystkich błędów wystawione jest nie tylko społeczeństwo cywilne, lecz również Kościół. Te same idee mogą zniszczyć jego jedność przez napór „burzliwej arystokracji (aristocracia turbulentísima)” na władzę apostolską Wikariusza Chrystusa – pod postacią kolegialności biskupów, przeciwko którym z kolei wystąpi prezbiterianizm żądający demokracji w Kościele, który rozszarpie papiestwo na strzępy[13]. Tym wszystkim zagrożeniom może położyć tamę jedynie zachowanie niezmiennego, hierarchicznego ładu założonego przez Boga w sercu natury – wyższości porządku nadnaturalnego nad naturalnym, wiary nad rozumem, łaski nad wolną wolą, Opatrzności nad wolnością, Kościoła nad państwem – sprowadzającego się zatem ostatecznie do zwierzchności Boga nad człowiekiem. Jeżeli społeczeństwo ma zostać ocalone, ten porządek musi zostać przywrócony.
Profesor Jacek Bartyzel
[2] Idem, Cartas de Paris à „El Heraldo”, cyt. aa: Władza Wolność Prawo. Wybór tekstów z historii doktryn politycznych dla studiujących prawo, nauki polityczne i filozofię (red. B. Szlachta), Kraków 1994, s. 252.
[5] Ibidem, t. 1, s. 419 [Doskonale streszcza – w Teologii politycznej – poglądy Donoso Cortésa na ideał polityczny burżuazji Carl Schmitt: „Jej liberalny konstytucjonalizm usiłuje sparaliżować króla poprzez Parlament, pozostawiając go na tronie, a więc jest to taka sama niekonsekwencja, jaką popełniał deizm, gdy wykluczał Boga ze świata, obstając jednak przy Jego egzystencji. Liberalna demokracja pragnie więc Boga, lecz nie powinien być on aktywny; chce monarchy, ale powinien on być bezsilny; domaga się wolności i równości, a mimo to ograniczenia praw wyborczych do klas posiadających, aby zapewnić wykształceniu i majątkowi wpływ na prawodawstwo, tak jakby wykształcenie i majątek dawały prawo do uciskania niewykształconych ludzi; usuwa ona arystokrację krwi i rodziny i dopuszcza bezwstydne panowanie arystokracji pieniądza, najgłupszą i najbardziej ordynarną formę arystokracji; nie chce ona ani suwerenności króla, ani narodu” – cyt. za: Z. Stawrowski, Teologia Polityczna Carla Schmitta, [w:] Carl Schmitt i współczesna myśl polityczna (red. R. Skarzyński), Warszawa 1996, s. 63-64].
Kategoria: Jacek Bartyzel, Myśl, Publicystyka