Prof. Bartyzel: Polski ruch monarchistyczny – cz. 5
Kandydat do tronu musi spełniać następujące warunki:
(a) być wyznania rzymskokatolickiego oraz osobą o nieposzlakowanej sylwetce moralnej (wykluczone jest przecież na przykład, aby Pomazaniec Boży mógł być rozwodnikiem-bigamistą i cudzołożnikiem); ten sam wymóg dotyczy również dzieci kandydata – jeśli je ma – jako potencjalnych następców tronu;
(b) poza podejrzeniem musi być także jego sylwetka ideowo-polityczna, udokumentowana zaangażowaniem w dotychczasowym życiu po stronie Kontrrewolucji – negatywnie zaś brakiem choćby poszlak, by mógł kiedykolwiek splamić się jakimikolwiek miazmatami Rewolucji, także liberalnej (i progresistowskiej w Kościele); musi mieć zatem to, co w hiszpańskim tradycjonalizmie nazywa się legitimitad de ejercicio, a monarchię trzeba zabezpieczyć przed ewentualnością takiej zdrady Tradycji, jakiej dopuścił się choćby Jan Karol Burboński w Hiszpanii;
(c ) choć to wymóg zupełnie elementarny, trzeba o nim wspomnieć, to znaczy musi być zdrów na ciele i umyśle oraz wolny od widocznego i ciężkiego kalectwa, wad genetycznych i chorób dziedzicznych: chodzi wszakże o zdrowie i dobrostan całej dynastii, którą zainauguruje;
(d) powinien mieć ukończone 35 lat – aby można było ocenić czym już wykazał się w życiu, ale nie mieć więcej niż 60 lat (a jeśli dotąd jest bezżenny i bezdzietny to nie więcej niż 55 lat), bo zadania, jakie spadną na jego barki są gigantyczne, przerastając możliwości wieku starczego; oczywiście żadne ograniczenia wiekowe nie będą już dotyczyły ani jego panowania, ani następców (wyjąwszy wymóg pełnoletności w dzisiejszym rozumieniu dla faktycznego wstąpienia na tron);
(e) powinien legitymować się wyższym wykształceniem, najlepiej również wojskowym, albo przynajmniej mieć za sobą odbytą służbę wojskową;
(f) powinien być płci męskiej: ten wymóg jest wyjątkowy w odniesieniu do aktu wyboru pierwszego władcy i w żadnym wypadku nie przesądza ewentualności obowiązywania w dalszym ciągu sukcesyjnego prawa salickiego czy nawet semisalickiego (przemawia przeciw temu zresztą tradycja polskiej monarchii – by przypomnieć naszych dwu KRÓLÓW płci żeńskiej: św. Jadwigę Andegaweńską i Annę Jagiellonkę), ale chcemy przecież ustanowić jednocześnie dynastię i tego, aby naród z jej obecnością zżył się jak najszybciej, nie można więc zaczynać od konieczności, by dynastia zmieniła się już po pierwszym władcy.
Jak łatwo zauważyć, pośród wyżej wskazanych warunków nie ma wymogu pochodzenia z rodów panujących lub arystokratycznych, lub choćby pochodzenia szlacheckiego. Wiemy, że może to wzbudzać kontrowersje: chodzi wszakże o prestiż królestwa i dynastii, a ten wynika już niejako automatycznie z krwi królewskiej lub przynajmniej „błękitnej”. Mimo wszystko jednak decydujemy się na ten ryzykowny krok z powodów zarówno, by tak rzec, pozytywnych, jak negatywnych. Jeśli idzie o te pierwsze, to musimy przypomnieć raz jeszcze, że nie zakładamy tu (niemożliwej, jak ustaliliśmy, w naszych warunkach) „restauracji” królestwa, tylko jego „instaurację”, a więc niejako Nowy Początek. Przecież zaś najstarsze i najczcigodniejsze dynastie europejskie (łącznie z naszymi Piastami) kultywowały w swoich mitach założycielskich (mniejsza o to czy prawdziwych historycznie – prawda mitu ma inny charakter) rozmaitych „oraczy” czy „kołodziejów” i w niczym to ich prestiżu nie umniejszało. Chcemy także dowartościować to, co można by nazwać „szlachectwem zasługi”, a czyż ten, kto pomyślnie dokona Kontrrewolucji nie będzie takiej zasługi posiadał? Jeśli zresztą wybrany zostanie elekt podchodzenia nieszlacheckiego, to można albo poprosić papieża o jego nobilitowanie i przyznanie mu tytułu, albo dla każdego rodu arystokratycznego powinno być zaszczytem przyjęcie króla do swojego herbu. W tym drugim wypadku rzecz byłaby jeszcze prostsza, gdyby akurat elekt był bezżenny, bo wówczas przez ożenek z panną z takiego rodu mogłaby połączyć się ich krew. Powód negatywny zaś jest taki, że w naszych czasach (w Polsce) rzadko można odnotować jakieś szczególne zaangażowanie osób wywodzących się z arystokracji w sprawę Kontrrewolucji, a nie brakuje i przypadków wprost przeciwnych, jak również zwykłego – powiedzmy to wprost – „skundlenia” przez wchodzenie w koligacje z dorobkiewiczami podejrzanej konduity. Co się zaś tyczy dynastii europejskich, to i wśród tych, które jeszcze gdzieniegdzie panują, jak pośród „królów bez korony” i ich krewnych, Książąt prawdziwie Chrześcijańskich, wiernych Tradycji i kontrrewolucyjnych z trudem można by policzyć na palcach obu rąk.
Aby jednakowoż nie przekreślać możliwości szczęśliwego związania elekcji z tradycją rodową, można by „preferencyjnie” przyznać prawo wysunięcia kandydatury przez każdy ród kniaziowski wywodzący się od Gedymina oraz od Ruryka, przez Dom Radziwiłowski jako książąt Świętego Cesarstwa oraz przez domy książęce, uznane na przedrozbiorowych sejmach Rzeczypospolitej (czy prawo takie przyznać również rodom książęcym z nadania innych władców – to rzecz do dyskusji). W dwu pierwszych wypadkach kandydat taki miałby ten dodatkowy walor, że chętniej mógłby zostać zaakceptowany również jako kandydat na tron wielkoksiążęcy w Wielkim Księstwie Litewskim czy na Rusi, gdyby w ich państwach sukcesyjnych zwyciężyli monarchii i otworzyłaby się szansa na odnowienie unii. Wszyscy jednak kandydaci tych rodów musieliby również spełniać podane wyżej warunki ogólne. I oczywiście również każdy przedstawiciel innego rodu arystokratycznego, ale nie książęcego, mógłby wysunąć swoja kandydaturę na zasadach ogólnych. Co się tyczy dopuszczenia do „konkursu” zagranicznych Domów cesarskich, królewskich czy książęcych, to też należy otworzyć taką możliwość, oczywiście jedynie dla katolickich dynastii czy ich gałęzi. Należałoby jednak wykluczyć tych, którzy albo są realnie panującymi w jakimkolwiek kraju, albo władcami de iure, albo nawet stoją blisko w kolejce do tronów rzeczywistych czy potencjalnych. Chodzi bowiem o zapobieżenie potencjalnej sytuacji konfliktu uprawnień, interesów i nawet sentymentów. Brać pod uwagę należałoby zatem jedynie książąt z linii bocznych, mających niewielkie szanse realne na stanie się Głowami tych Domów (chyba że dotyczyłoby to Królestwa Węgier, bo unia personalno-dynastyczna z nim byłaby wręcz pożądana).
Określiliśmy więc zasady doboru kandydatów, teraz czas na opisanie procedur. Uczynimy to w następnym (i już ostatnim) odcinku.
Prof. Jacek Bartyzel
Kategoria: Jacek Bartyzel, Myśl, Polityka, Publicystyka