Górski: Podolacy – konserwatywne stronnictwo polityczne ziemian Galicji Wschodniej lat 1867-1914
Za panowania Jego Cesarskiej i Królewskiej Mości Franciszka Józefa, w Regnum Galiciae et Lodomeriae drugiej połowy XIX wieku działo się coraz lepiej, zwłaszcza od czasu, gdy władza przeszła w ręce polskie – a ściślej, polskiego obozu ziemiańsko-konserwatywnego. Pisząc o obozie zachowawczym w Galicji ma się zazwyczaj na myśli wyłącznie stańczyków, związanych z Krakowem i Galicją Zachodnią. Zapomina się natomiast o najbardziej reakcyjnym odłamie konserwatystów, o wschodniogalicyjskich podolakach, których bardzo często błędnie utożsamia się z konserwatystami krakowskimi, wrzucając wszystkich do jednego worka. Czas rozdzielić obie grupy konserwatywne i oddać dziejową sprawiedliwość podolakom – ziemianom Galicji Wschodniej (Galicja Środkowa była administracyjnie włączona do Galicji Wschodniej), którzy wszak w życiu publicznym kraju odegrali rolę dość wybitną, i w Sejmie Krajowym, i w wiedeńskiej Radzie Państwa1.
Z arystokracją jest związana historycznie wielka własność ziemi, tak zwane grunty dominialne (od dominium), zwane też dobrami tabularnymi2. W Galicji w 1890 roku było czterdziestu pięciu latyfundystów, z których każdy posiadał po 10 tys. i więcej mórg. Niektóre średnie majątki, dotknięte kryzysem, zostały zmuszone do odsprzedania niewielkich części gruntów, ale największe latyfundia trzymały się mocno i nawet powiększały swój stan posiadania. Jeszcze przed I wojną światową ponad 40 proc. ziemi obszarniczej należało do latyfundystów. Domeną wielkiej własności (łącznie niespełna 2.500 właścicieli), która oddawała swoje głosy w kurii I, pozostawały Podkarpacie oraz Podole.
Obok wielkich posiadaczy ziemskich mamy do czynienia w Galicji Wschodniej z drobną szlachtą, posiadającą mniejsze i całkiem małe majątki, zaliczane często do gruntów rustykalnych, a więc chłopskich. To tak zwana szlachta zagrodowa, nie mniej (a czasem bardziej) konserwatywna w poglądach. Jeszcze na przełomie XIX i XX w. szlachta zagrodowa zachowywała znaczną odrębność obyczajową, która polegała na dumnym odseparowaniu się od ludności chłopskiej. Przejawiało się to – jak pisze Krzysztof Ślusarek – „odrębnym ubiorem, sposobem bycia, cechami charakteru, kultywowaniem przeszłości, odwoływaniem się do szlacheckiego rodowodu, bezwzględnym zakazem zawierania związków małżeńskich z chłopkami”3. Jeśli chodzi o szlachtę zagrodową, która głosowała w kurii IV, największe jej skupiska znajdowały się w rejonie czortkowsko-podolskim, w którym było ponad 100 zaścianków (w każdym mieszkało ok. 40-70 osób pochodzenia szlacheckiego), a także w rejonie samborskim, w którym było ok. 60 zaścianków, ale za to były one najludniejsze w całej Galicji (najczęściej mieszkało w nich ponad 200 szlachciców). Takie było zaplecze społeczne podolaków.
Należy jednak pamiętać, że podolacy to ziemianie G a l i c j i W s c h o d n i e j, reprezentujący polską własność ziemską, „jak wyspy rozrzuconą po morzu ludności ruskiej”. Wszak Polacy stanowili ledwie 35,2 proc. populacji na wschodzie kraju, wobec 62,8 proc. Rusinów. Jak wynika ze spisu z 1902 roku, w jednym powiecie wschodniej Galicji Polaków było 90 proc., w czterech kolejnych – ponad 50 proc., w sześciu – 40-50 proc., w dwunastu – 30-40 proc., w jedenastu 20-30 proc., w dalszych jedenastu – ledwie 10-20 proc., a w pięciu mniej niż 5 proc. Generalnie dwór był polski i rzymskokatolicki, a wieś w większości ukraińska i grekokatolicka, czy nawet prawosławna. To musiało rzutować na zachowawcze poglądy ziemian i ich patriotyczną postawę.
Nie ma wątpliwości, że szlachta polska od setek lat – jako potomkowie dawnych kolonizatorów polskich – była najsilniejszą warownią polskości w Galicji. Jak pisze Jerzy Chłopecki, kultura polska w Galicji była kulturą pańską – kulturą magnackiego pałacu i arystokratycznego salonu, szlacheckiego dworu oraz inteligenckiej kawiarni (głównie we Lwowie i Krakowie)4. Ziemianie Galicji Wschodniej byli ważnym czynnikiem i nośnikiem kultury polskiej na kresach. I chcieli tę kulturę propagować także właśnie poprzez udział w życiu publicznym. Zresztą ziemianie, jako spadkobiercy wiekowej tradycji rządów szlacheckich, wierzyli, że sprawy publiczne stanowią naturalną domenę ich działań. Tę wiarę podtrzymywała publicystyka konserwatywna, prezentująca wizję społeczeństwa organicznego, w którym ziemiaństwu – utożsamionemu ze szlachecką „warstwą historyczną”– przypadała rola przewodnia, a obszar dworski pełnił funkcję ogniska kultury polskiej: „Staroszlachecką tradycję życia publicznego kontynuowali w różnym stopniu tradycjonaliści podolscy, lokalni przywódcy mocno zakorzenieni na gruncie swego powiatu dyktatorzy Pokucia czy Stanisławowa”5.
Narodziny „partii podolskiej”
(o mamelukach i lokajach)
Gdzie szukać genezy „partii podolackiej”? Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa, bowiem osoby, które identyfikowały się z polityką „podolską”, a oczywiście spełniały również pewne kryteria formalne (przede wszystkim posiadały majątek ziemski na wschodzie kraju), zaczynały swoją polityczną karierę w różnych koteriach politycznych Galicji.
Zbigniew Fras uważa, że zarówno stańczycy, jak i podolacy, wyłonili się z obozu konserwatywno-ziemiańskiego, który przeciwstawia prorządowemu, i częściowo liberalnemu, ugrupowaniu dra Agenora hr. Gołuchowskiego (1813-1875), namiestnika Galicji w latach 1849-1859, 1866-1868 i 1871-1875, od 1861 roku dziedzicznego członka Izby Panów w austriackiej Radzie Państwa. Ale ten sam badacz twierdzi zarazem, że Gołuchowski, sam podolak, hrabia z nadania austriackiego, zantagonizowany ze starą arystokracją, opierał się także „na średniej szlachcie wschodnio-galicyjskiej (podolakach)”6. Które z tych twierdzeń jest prawdziwe? W pewnym sensie obydwa.
Przyjrzyjmy się bliżej układom politycznym za czasów drugiego namiestnictwa Gołuchowskiego. W tym bowiem czasie wyraźnie zaczęły krystalizować się dwa obozy polityczne.
Namiestnik, a więc przedstawiciel rządu wiedeńskiego, budował wokół siebie „obóz rządowy”, składający się z ludzi, którzy – jak pisał d’Abancourt – potępiali krzykactwo ulicznych patriotów, „ludzi mniej gorącego serca, ale za to wielkiego rozumu politycznego – umiejących zawsze tylko to żądać, co się da osiągnąć w danych okolicznościach”7. Nie był to obóz jednolity. Było w nim liberalne mieszczaństwo, na którego czele stał poseł Florian Ziemiałkowski, za młodu spiskowiec, później bardziej stateczny liberał, uchodzący za „separatystę lwowskiego”. Byli w nim biurokraci, inteligencja urzędnicza, którą Gołuchowski powołał do służby namiestniczej, szczerzy patrioci, ale całkowicie idący na pasku namiestnika. Wreszcie, popierali Gołuchowskiego – widząc w nim obrońcę interesów ziemiaństwa – ziemianie wschodniogalicyjscy, a pośród nich dyrektor Galicyjskiego Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego, Antoni hr. Golejewski (1819-1893), wielokrotny poseł na Sejm Krajowy i do Izby Poselskiej w austriackiej Radzie Państwa, który – zdaniem Kazimierza Chłędowskiego – był podporą stronnictwa8. Spośród ludzi podobnych Golejewskiemu „za plecami Gołuchowskiego rosło stronnictwo wschodniogalicyjskich konserwatystów, zwanych podolakami”9.
Zwolennicy Gołuchowskiego w sejmie wybranym w 1868 roku powołali Klub Polski, grupujący czterdziestu kilku posłów. Byli przeciwnikami centralizmu, zwolennikami szerokiej autonomii (aż po usamodzielnienie się Galicji), nawet wbrew oficjalnemu stanowisku Gołuchowskiego. Jednocześnie byli przeciwni uznawaniu żądań ukraińskich, a za równouprawnieniem Żydów, których uważano za Polaków wyznania mojżeszowego. Było to stronnictwo par excellence rządowe, idące za namiestnikiem; zwano je potocznie „mamelukami”. Określenie „mamelucy” – przyboczne wojsko, ślepo oddane sułtanowi – w polityce galicyjskiej oznaczało stronników ślepo oddanych namiestnikowi.
Po przeciwnej stronie stał w przedstawicielstwie sejmowym, mniej liczny od „mameluków”, a podobnie niejednolity, opozycyjny „klub lokajów” – tak nazywano przedstawicieli bogatej szlachty, grupującej się wokół Adama hr. Potockiego i Leona ks. Sapiehy10. Z Potockim współpracowali w Krakowie m.in. Ludwik hr. Wodzicki i Stanisław hr. Tarnowski, autorzy osławionej Teki Stańczyka, już wtedy przeciwnicy zbrojnej irredenty. Sapieha budował we Lwowie frakcję złożoną z klientów własnej familii – stąd nazwa „lokaje”. Należeli do nich m.in. ludzie „gorącego serca” – byli powstańcy z 1863 roku, którym książę z upodobaniem dawał schronienie i opiekę, a także przedstawiciele szlachty wschodniogalicyjskiej. Bliskim współpracownikiem księcia Sapiehy, i jednym z filarów stronnictwa „lokajów” w tamtym okresie, był podolski „prawdziwy szlachcic”, gorący zwolennik autonomii – Kazimierz hr. Grocholski (1815-1888), zastępca marszałka krajowego w latach 1867-1869, prezes Koła Polskiego w Wiedniu w latach 1861-1871 i 1872-1888, pierwszy minister dla Galicji od 1871 roku.
Między obu stronnictwami przeważały animozje personalne i ambicjonalne liderów. Nie było wielkich różnic programowych, a te, które się pojawiały, wynikały przeważnie z faktu, że „panowie krakowscy” nie mieli zrozumienia dla niektórych problemów podolskich. „Hasłem <krakowskich> była dalej idąca autonomia Galicji, aniżeli ją sobie Gołuchowski zakreślił, a w kraju większe folgowanie wobec żądań Rusinów. Nie stykając się bezpośrednio z świętojurcami mieli oni przekonanie, że dając Rusinom rozmaite koncesje, nie byłoby trudnym zwrócić ich z dróg panrosyjskich. Panowie ci się w tej mierze mylili, jak w wielu innych sprawach tyczących Galicji wschodniej, a gdy przez dłuższą pracę w sejmie stosunkom tym się lepiej przypatrzyli, zmienili w wielu rzeczach swoją opinię” – pisał o ich polityce Chłędowski11.
Oba stronnictwa – stańczyków i podolaków – uformowały się ostatecznie w połowie lat 70. Po śmierci Gołuchowskiego w 1875 roku krajowe kierownictwo podolaków ostatecznie przeszło w ręce hr. Grocholskiego, który już od dawna wiódł prym polityczny we Wiedniu. Charyzmatyczny Grocholski, swoją polityką zawsze bardzo przezorną i umiarkowaną w środkach, a zdecydowaną i jasną w celach (m.in. był przeciwko rozwodom i legalizacji masonerii) pociągał za sobą do polityki prorządowej licznych ziemian wschodniogalicyjskich.
W tymże 1875 roku, kiedy to Leon ks. Sapieha przestał być marszałkiem Sejmu Krajowego i wycofał się z polityki czynnej, krakowscy konserwatyści ostatecznie stracili wpływy w Galicji Wschodniej, za to w Krakowie i okolicach święcili triumfy pod nowym kierownictwem autorów Teki Stańczyka (Adam hr. Potocki zmarł trzy lata wcześniej). Oba stronnictwa nabierały wyraźnego oblicza ideowego – konserwatywnego, a co najważniejsze, między liderami obu grup politycznych nie było już tak wielkich animozji personalnych. Jednak te dobre stosunki zaowocowały dopiero w 1883 roku utworzeniem tak zwanej prawicy sejmowej, kiedy to – jak wspomina Bobrzyński – „konserwatyści krakowscy zawarli układ z podolskimi (…) i poddali się pod komendę Grocholskiego wyrzekając się tym samym silniejszego popierania reform wewnętrznych”12. Prawica sejmowa rozpadła się jednak po śmierci Grocholskiego. Wtedy to właśnie stańczycy zdobyli w Sejmie znaczenie dominujące, chwycili silną ręką za ster polityki krajowej i zajęli najbardziej wpływowe stanowiska w kraju i monarchii. Ale na stanowisku prezesa Koła Polskiego w Izbie Posłów pozostawili konserwatywnego ziemianina ze wschodniej Galicji i bliskiego współpracownika Grocholskiego – Apolinarego Jaworskiego (1825-1904), zasiadającego w Izbie Posłów od 1871 roku, w latach 1893-1895 ministra dla Galicji.
Należy przy tym pamiętać o jednym: podolacy, podobnie jak i stańczycy, nie stworzyli stronnictwa w nowoczesnym tego słowa znaczeniu, tylko luźne ugrupowanie, powiązane wspólnotą poglądów, a często także licznymi więzami pokrewieństwa wśród zamożnych rodów ziemiańskich Rusi Czerwonej i Podola. Ale w latach 80. XIX wieku nie mieli jeszcze konkurencji w postaci nowocześnie zorganizowanych stronnictw.
Spór o podolaków
(o poziomie naukowym i mentalności)
Wielu autorów bezkrytycznie powtarza za Wilhelmem Feldmanem opinię Tadeusza Romanowicza – demokraty i politycznego wroga podolaków, że konserwatyści wschodniogalicyjscy „są to tacy sami stańczycy, jak krakowscy, tylko… mniej mądrzy”13. I na tym poprzestają, czując się tym twierdzeniem poniekąd zwolnieni z poświęcania podolakom, jako konserwatystom galicyjskim, większej uwagi nie tylko w sensie naukowym, ale i czysto poznawczym. Tymczasem już sam Feldman, wszak też ideowy i polityczny przeciwnik konserwatystów galicyjskich, wyjaśnia jak należy rozumieć to określenie podolaków: „…trafne, o ile chodzi o ogólną sumę wiedzy i inteligencji; profesorów, uczonych, poetów, w tamtem stronnictwie [podolskim – przyp. A.G.] mało znajdujemy; niesłuszne jednak, gdy chodzi o celowość polityczną: poprzez czterdziestolecie działalności tego obozu przebija się świadoma, planowa myśl polityczna, a inna już rzecz – że organicznie do niej przyrosła klątwa już nie tylko wstecznictwa, ale wprost obskurantyzmu, że sądząc po formie, musi się wydawać <niemądrą>”14.
W powyższym cytacie należy zwrócić uwagę na trzy istotne elementy.
Feldman pisze, że wśród podolaków mało znajdujemy „profesorów, uczonych, poetów”. Prawdą jest, że podolacy, właściciele ziemscy, przeważnie zajmujący się gospodarowaniem, od inteligenckich stańczyków „byli mniej wykształceni, mniej skłonni do pogłębionych ideologicznych rozważań”15. Jednak, tak jak czołowi stańczycy gromadzili się wokół wszechnicy krakowskiej, tak przywódcy podolaków byli często powiązani z Uniwersytetem Lwowskim. Owszem uniwersytet krakowski, starszy i bardziej europejski, górował dorobkiem intelektualnym nad uniwersytetem lwowskim, ale ten ostatni przecież pustynią intelektualną nie był. Wręcz przeciwnie. Po repolonizacji uniwersytetu we Lwowie w 1871 roku (jeden z sukcesów polityki podolskiej!), wszak stolicy Królestwa Galicji i Lodomerii, wszechnica ta uchodziła za jedną z ważniejszych uczelni cesarstwa, a pod względem ilości studentów plasowała się na drugiej lokacie, ustępując tylko Uniwersytetowi Wiedeńskiemu.
Jeśli chodzi o „naukowy Lwów”, to tam właśnie, „we Lwowie i w Jezupolu tworzył swe bogate intelektualne koncepcje”16 podolak Wojciech hr. Dzieduszycki (1848-1909), wielokrotny poseł na Sejm Krajowy i do Izby Poselskiej, w latach 1895-1900 wiceprezes Koła Polskiego, 1904-1906 prezes Koła, 1906-1907 minister dla Galicji, od 1907 ponownie wiceprezes Koła Polskiego. Także we Lwowie działał „głębszy naukowo” – zdaniem Bobrzyńskiego – od Dzieduszyckiego, profesor Leon hr. Piniński (1857-1938), członek Izby Poselskiej w latach 1889-1898, namiestnik Galicji w latach 1898-1903, od 1903 roku dożywotni członek Izby Panów. Piniński dość powszechnie uznawany był za uczonego wysokiej klasy, a jego rozprawy ekonomiczne i o prawie rzymskim były czytane i poważane również za granicą. Obydwu profesorów łączyło nie tylko szerokie wykształcenie, ale także europejska kultura. Jednak nie tylko oni byli nieprzeciętnie wykształceni. Profesorem prawa konstytucyjnego Uniwersytetu Lwowskiego był wszakże inny podolak – Stanisław Starzyński (1853-1935), członek Izby Poselskiej w latach 1884-1888, 1901-1911 i 1917-1918 oraz wieloletni poseł na Sejm Krajowy. Doktorat z prawa miał również pierwszy przywódca stronnictwa – Kazimierz hr. Grocholski, a „radykalny konserwatysta” dr Włodzimierz Kozłowski-Bolesta (1858-1917), członek Izby Poselskiej w latach 1885-1902 i 1905-1917 oraz poseł na Sejm Krajowy w latach 1889-1914, był nie tylko uznanym prawnikiem, ale i ekonomistą. Zresztą podolacy jako grupa polityczna, rozpoczynając pod względem intelektualnym z dość niskiego poziomu, stopniowo później naukowo awansowali17. Jako przykład niewykształconego, a wybitnego podolaka, który „mocno awansował” podawany jest Dawid Abrahamowicz (1839-1926), w latach 1868-1918 poseł na Sejm Krajowy, członek Izby Poselskiej w latach 1881-1909, w latach 1906-1907 prezes Koła Polskiego, w latach 1907-1909 minister dla Galicji, a w 1912 mianowany dożywotnim członkiem Izby Panów. „Uznawano jego talent wrodzony, wielkie doświadczenie w sprawach publicznych, przytomność umysłu i prędką decyzję, uznawano jego zasługę w niejednej sprawie żywo kraj obchodzącej, wiedziano, że jest niewyczerpany w pracy i w znajdowaniu wyjścia z trudnych sytuacji” – pisał o nim z uznaniem Bobrzyński18.
Po drugie, Feldman zwrócił uwagę, że do podolaków „przyrosła klątwa już nie tylko wstecznictwa, ale wprost obskurantyzmu”. Mocne oskarżenie. Dotyczy ono zarówno mentalności, jak i poglądów ideowo-politycznych podolaków, które dla socjalisty Feldmana wstecznymi być musiały. Jaki obraz podolaków daje Feldman? Jego zdaniem, szlachta wschodniogalicyjska, bardziej niż zachodniogalicyjska, „odznacza się zachowawczością więcej tępą i uporną, a wojowniczość mu właściwa także należy do tradycji; instynkt przeważa tu nad inteligencją, temperament nad myślą polityczną”19. I dalej: „dążność do utrzymania status quo przemieniła się w konserwatyzm namiętny, fanatyczny, dochodzący częstokroć do obskurantyzmu”20. Nieco dalej Feldman pisał, że szlachta podolska „trzyma się kurczowo stosunków istniejących, choćby przestarzałych, zgubnych, nie dających się konserwować, i jak zarazy boi się wszelkiego postępu”21.
Nie tylko Feldman, zaprzysięgły socjalista, krytykował mentalność podolaków, ale czyniły to i środowiska związane ze stańczykami. W „Czasie” znalazła się taka oto charakterystyka konserwatyzmu podolskiego, graniczącego z zacofaniem, ze wstecznictwem: „Wstecznik – teraźniejszości nie lubi, bo w niej tendencye reformy i ulepszeń odgadywa, a przede wszystkim nie chce on zmian. Wstecznik radby teraźniejszość i życie całe torturować, byleby je wtłoczyć w ramy przeszłości. Nie o rozszerzenie podstaw bytu narodowego mu chodzi, ale o gilotynowanie wszystkiego co nowe (…). Jest w konserwatyzmie podolskim buńczuczność, mająca pozory radykalizmu, a nie ma niebezpieczniejszego radykalizmu od tego, który z zagasłego wulkanu zacofańca wytrysnąć przy nie dających się przewidzieć okolicznościach zawsze może”22.
Marcin Król nazywa taką postawę „instynktowną zachowawczością”, której przeciwstawia „świadomy konserwatyzm” stańczyków. Podolacy właśnie, to bardziej instynktowni zachowawcy, to „umysły powierzchowne”, które „poprzestawały na zachowawczym odruchu, na – zrozumiałej, lecz politycznie bezpłodnej – <miłości do polskiego dworu>, do pewnego stylu życia, który mimo że stanowił zgęszczenie tego, co nazywamy polskością, nie mógł jednak w niezmienionym kształcie trwać wiecznie”23.
Tak, podolacy mieli mentalność konserwatywną i byli nieufni wobec „innych” i „nowego”. Jednakowoż nie byli przeciwni przemianom społecznym (wręcz mieli świadomość ich nieuchronności), a jedynie obawiali się ich gwałtowności i zła, które może przynieść zbyt daleko idąca zmiana. Jak pisał Rayski: „Nie jest to duch reakcyi, duch wstecznictwa, jest to po prostu duch zbyt przezornego kwietyzmu, który w każdej zmianie, w każdym więcej samoistnym kroku, przeraża się jakiemś złem, jakiemś gorszem nieokreślonem i zarzekając się żywszego ruchu, stoi na miejscu jak posąg z napisem: <Spokojność pierwszym obowiązkiem obywatela>”24. Nie był to także sprzeciw wobec postępu jako takiego. „Przeciwnikami postępu nie jesteśmy i nie okażemy się nimi w przyszłości, ale postęp pojmujemy bez przewrotu, reform chcemy, ale nie reform na oślep” – zapewniał w imieniu swego środowiska Leon hr. Piniński25, który jako namiestnik Galicji metodami administracyjnymi bezwzględnie zwalczał socjalistów i aresztował nawet samego Ignacego Daszyńskiego26.
Program podolski
(o sojusznikach i wrogach)
Jak już wspomniano, podolacy byli konsekwentnymi autonomistami, dążącymi do jak największej samodzielności Galicji. O rozszerzenie tej autonomii walczyli aż do wybuchu wojny, częstokroć w sojuszu ze stańczykami. Ci ostatni zawsze mogli liczyć na życzliwość takich podolaków, jak Apolinary Jaworski, Abrahamowicz, czy synowie namiestnika Agenora Gołuchowskiego – Agenor Maria hr. Gołuchowski (1849-1921), w latach 1887-1898 poseł w Bukareszcie, w latach 1895-1906 minister spraw zagranicznych monarchii austro-węgierskiej i Adam hr. Gołuchowski (1855-1914), w latach 1885-1897, 1900-1907 i 1911-1914 członek Izby Poselskiej, od 1895 poseł na Sejm Krajowy, w latach 1912-1914 marszałek Galicji. Prostańczykowski był również dr Andrzej ks. Lubomirski (1862-1932), który w 1888 roku został mianowany dożywotnim członkiem austriackiej Izbie Panów, od 1898 był posłem na Sejm Krajowy, a od 1907 członkiem Izby Poselskiej. Był także kuratorem Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Lwowie oraz prezesem Centralnego Związku Galicyjskiego Przemysłu Fabrycznego.
O autonomię i interes Galicji, choć czasem różnie rozumiany, stańczycy i podolacy razem walczyli w Wiedniu. Łączył ich nie tylko konserwatyzm zasad, podobne nastawienie do monarchii austro-węgierskiej, które zamykało się w słowach „przy Tobie, Najjaśniejszy Panie, stoimy i stać chcemy”, ale także wspólny interes polityczny wobec narastającej agitacji postępowych, radykalnych partii polskich i ruskich. Jednak, gdy w latach 70. i 80. „panowie krakowscy” mieli powszechnie opinię klerykałów i feudałów, to w drugiej połowie lat 90. zaczęły w ich środowisku brać górę poglądy neokonserwatywne. Tacy politycy krakowscy, jak Władysław Leopold Jaworski czy Michał Bobrzyński opowiedzieli się za zmianą ordynacji wyborczej (w duchu demokratycznym), powrócili do kwestii reformy gminnej (byli za połączeniem obszarów dworskich z gminami wiejskimi), a także stali się ustępliwi w kwestii ukraińskiej (gotowi byli spełnić polityczne i narodowe żądania ukraińskie). Na te wszystkie postulaty ultrakonserwatywni podolacy przystać nie chcieli, uznając je jako „zanadto śmiałe, niebezpieczne i niepolityczne”.
W kwestii wyborów stańczycy dojrzeli do powszechnego, równego, bezpośredniego i tajnego prawa wyborczego, bo tak chciał cesarz. Podolacy walczyli o utrzymanie systemu kurialnego, jawnego, cenzusowego i pośredniego najpierw w Wiedniu, a potem, bardziej skutecznie, w sejmie galicyjskim, przede wszystkim zwalczając powszechność i równość.
W kwestii reformy gminnej ziemianie podolscy obawiali się szczególnie biednych, radykalnie nastawionych chłopów (krwawe zapusty 1846 roku wciąż jeszcze stały w pamięci), jak i ich „wołania o lasy i pastwiska”, co osłabiłoby szlachtę gospodarczo, czy o szersze prawa wyborcze, co znów mogło stanowić polityczne zagrożenie dla mniejszości szlacheckiej. Stanowisko podolaków będzie tym bardziej zrozumiałe, jeśli weźmie się pod uwagę, że jak szlachta rusińska w Galicji Wschodniej uległa w znacznej mierze spolonizowaniu, tak chłopi polscy na wschodzie kraju w dużym stopniu ulegli rutenizacji.
Najbardziej dzielił oba stronnictwa właśnie stosunek do Ukraińców (Rusinów). Stańczycy, zgodnie z zaleceniami rządu wiedeńskiego, dążyli do ugody, do współpracy z żywiołem ukraińskim, w celu pozyskania go dla monarchii na wypadek wojny z Rosją. Chcieli nawet poszerzyć ich prawa wyborcze. Podolacy, tradycyjni konserwatyści, odwrotnie – czuli się zagrożeni ze strony liczniejszych Ukraińców i byli z nimi w permanentnej wojnie. Po zabójstwie namiestnika Andrzeja hr. Potockiego w 1908 roku podolacy gotowi byli zawezwać wojsko i wprowadzić stan wyjątkowy we wschodniej Galicji „choćby na pół roku”, by siłą rozprawić się ukraińskim kierunkiem narodowo-demokratycznym.
Należy jednak podkreślić, znów biorąc w obronę podolaków, że źródłem zaostrzenia konfliktu polsko-ukraińskiego na wschodzie Galicji był głównie Wiedeń, który stanowił dla Rusinów „wyższą instancję”. Przez popieranie interesów ukraińskich ponad głowami polskimi austriaccy Niemcy „kazali” Rusinom lekceważyć szukanie zgody z Polakami. „Wszak centralistyczne hasło divide et impera wywołało kwestię ruską (…). Rusini nie chcieli po przyjacielsku jak bracia z braćmi ułożyć się z Polakami, lecz oglądali się na swych przyjaciół wiedeńskich. Ambicja i karyerowiczostwo jednostek niemałą tu odegrały rolę”27.
W walce z groźnym radykalizmem i nacjonalizmem ukraińskim, która toczyła się m.in. na polu wyborów do rad powiatowych i do Sejmu Krajowego, konserwatyści wschodnio-galicyjscy tolerowali umiarkowany „moskalofilizm”. Wchodzili nawet w sojusze taktyczne ze starorusinami, którzy byli elementem konserwatywnym i wyznawali jedność narodową Rosjan i Rusinów; tych ostatnich zaliczali do jednego narodu wielkoruskiego, zamieszkującego tereny „od Karpat po Ural”. Ponadto – co nie mniej ważne – choć starorusini jako prawosławni nie lubili Polaków-katolików, jednak nie brali udziału w otwartej agitacji antypolskiej i nie żądali podzielenia Galicji na polską i ruską. Wręcz przeciwnie – otwarcie wypowiadali się przeciwko „godnemu potępienia, wprost śmiesznemu w XX wieku hasłu Ukraińców: <Za San z Lachami>”28.
Sojusz ze starorusinami, a także walka z narodowcami i radykałami ukraińskimi, obudziły wśród podolaków pewne sympatie ku carskiej Rosji, która konsekwentnie zwalczała w swoich granicach ukraiński ruch narodowy. Ale tendencji prorosyjskich, występujących wśród konserwatystów wschodniogalicyjskich, nie można przypisywać wyłącznie antyukraińskiemu stanowisku caratu. Wyrażały one również alternatywę dla polityki zagranicznej monarchii habsburskiej, która coraz bardziej uzależniała się od wrogiego Polakom Cesarstwa Niemieckiego.
Na początku XX wieku młode pokolenie szlachty podolskiej zaczęło szukać politycznego sojusznika w inteligencji miejskiej, rozrzuconej po miastach i miasteczkach wschodniej Galicji. „Gdy ta inteligencja – pisał Michał Bobrzyński – przyznała się do Narodowej Demokracji, młodsza generacja konserwatystów uległa jej wpływowi. Wielu weszło wprost do tego stronnictwa i zaczęło w nim odgrywać rolę bynajmniej nie hamującą jego polityczne zapędy. Równocześnie jednak w tej młodszej generacji uwydatnił się silniej, niż to bywało przedtem, interes klasowy, obrona wielkiej własności”29. Za ojców sojuszu endecko-podolskiego uważani są ze strony podolaków Tadeusz Cieński (1856-1925), od 1902 roku poseł na Sejm Krajowy, a także prezes Towarzystwa Gospodarczego we Lwowie – Witold ks. Czartoryski (1864-1945), od 1908 roku poseł na Sejm Krajowy, w 1913 mianowany dziedzicznym członkiem Izby Panów. W 1908 roku powołali oni odrębną frakcję wśród podolaków, tzw. Centrum, na którego czele stanął książę Czartoryski, choć duszą stronnictwa był Kozłowski-Bolesta. Sympatykiem endecji w gronie podolaków był także Aleksander hr. Skarbek (1874-1921), od 1906 r. poseł na Sejm Krajowy, w latach 1911-1918 członek Izby Poselskiej.
Czym endecy zyskali przychylność podolaków? Wrogim stosunkiem do ruchu ukraińskiego i jego żądań powszechnego prawa wyborczego, parcelacji ziemi i dostępu do posad urzędniczych, a przede wszystkim potępieniem strajków, które wybuchły na wsiach ukraińskich latem 1902 roku30. Przeciwko strajkom kilkudziesięciu tysięcy chłopów (cała wschodnia Galicja była w ogniu) obie grupy wystąpiły z całą stanowczością, podczas gdy rząd i stańczycy wykazali niemal zupełną bierność. W kolejnych latach nastąpiło dalsze zbliżenie, cementowane wspólną wrogością wobec Ukraińców. Oba obozy polityczne przesiąkały swoimi poglądami.
Jeżeli nawet narodowi demokraci, zwalczający radykalizm ukraiński szerzący nienawiść do Polaków, w pewnym momencie zdominowali część podolaków politycznie, to na pewno nie ideowo. Owszem, endecy byli stronnictwem nowoczesnym, bardziej dynamicznym, lepiej zorganizowanym, ale ich demokratyzm i populizm raził wielu ziemian wschodniogalicyjskich. W toku sporów ideowych doszło nawet do rozłamu w galicyjskiej Narodowej Demokracji. Na przełomie lat 1907/08 Stronnictwo Demokratyczno-Narodowe opuścili młodzi przedstawiciele „skrajnej prawicy” na czele ze Stanisławem Strońskim i Edwardem Dubanowiczem. Stanisław Grabski tak komentuje to wydarzenie: „Utworzyli [rozłamowcy – przyp. A.G.] oddzielną grupę polityczną ściśle współpracującą z podolskimi autonomistami oraz na nich i ich świadczeniach pieniężnych opierającą się głównie Radę Narodową”31. I dalej: „Rzeczywiście secesja ta osłabiła wpływy stronnictwa [narodowo-demokratycznego – przyp. A.G.] na młodzież uniwersytecką. Ale za to zyskały w nim na sile elementy szczerze demokratyczne”32. Niedemokratyczne związały się z podolakami.
Podolacy byli przeciwnikami demokracji nie tylko z powodu niekorzystnej dla nich arytmetyki wyborczej, ale i z pobudek ideowych. Jako konserwatyści bez kompromisu z pogardą odnosili się do „krzykactwa demokracyi”. W Wiedniu, w pierwszych latach XX wieku, walkę przeciwko powszechnemu prawu wyborczemu konserwatyści prowadzili w Izbie Posłów pod przywództwem Wojciecha hr. Dzieduszyckiego, a w Izbie Panów pod kierownictwem Leona hr. Pinińskiego.
Dzieduszycki, jako prezes Koła Polskiego, krytykował wszystkie „nędze demokracji” i przestrzegał przed niechybnym owocem powszechnego i równego głosowania – anarchią i rewolucją33. Broniąc niedemokratycznego systemu wyborczego oświadczył razu pewnego w parlamencie wiedeńskim, że „dotychczasowe kurie czyniły dla Polaków ten parlament możliwym”34, a ich zniesienie będzie oznaczało „zagrożenie polskiego stanu posiadania”. Proponował kompromis polegający na tym, że posłów nie wybierałyby masy ludowe, lecz desygnowałyby stowarzyszenia zawodowe, a mianowicie: rolnicze, przemysłowe, handlowe, naukowe i robotnicze. Przy tym apelował do posłów, aby „wskrzeszać zdolność oporu przeciw chorobliwym prądom czasu”35. Inne postulaty, które zgłosiło Koło Polskie pod przywództwem Dzieduszyckiego, to wyłączenie od głosowania analfabetów i „os[ób] ekonomicznie niesamodzieln[ych]”, a także przedłużenie cenzusu zamieszkania i wprowadzenie pluralności głosu (głosu podwójnego) dla największych właścicieli ziemskich.
Piniński godził się w swoich przemówieniach na rozszerzenie prawa wyborczego, ale przy utrzymaniu systemu kurialnego. „Nie usuwając się w ogóle przed rozszerzeniem prawa wyborczego, musimy przecież oświadczyć, że to, co proponują, mianowicie równe prawo głosowania, uważam za niebezpieczne dla Austryi, za skok w ciemność” – mówił. Powszechne prawo głosu wydawało mu się niebezpieczne z kulturalnego, ekonomicznego, autonomicznego i narodowego punktu widzenia. „Ze stanowiska autonomicznego – dowodził – sprawa jest prostą: nie ma mniej autonomicznej instytucyi, jak powszechne, równe prawo głosowania, gdyż ono musi działać niwelująco, musi się przyczyniać do znacznego osłabienia tego, co my za słuszną zasadę uznajemy, tj. indywidualności poszczególnych królestw i krajów. Ale także ze względu na działanie powszechnego, równego prawa głosowania ze stanowiska narodowego musimy mieć pewne wątpliwości. Powszechne prawo głosowania nie może sprowadzić złagodzenia lub usunięcia sporów narodowościowych. Przeciwnie, agitacja będzie jeszcze silniejszą i namiętniejszą. Z tego powodu sądzę, że jak długo będą trwały zacięte walki narodowościowe, tak długo jest bardzo ryzykownem proponowanie powszechnego prawa głosowania”36. Innym razem stwierdził, że demokratyczna reforma wyborcza „jest wyrazem braku męskiej odwagi stronnictw występowania przeciw popularnym hasłom”37.
Ostatecznie, groźbami niełaski cesarskiej i obietnicami koncesji nakłoniono ultrakonserwatystów do rezygnacji z postawy nieprzejednanie opozycyjnej (najwięksi przeciwnicy reformy w trakcie głosowania nad nią wstrzymali się od głosu). Przede wszystkim, aby zagwarantować polski stan posiadania w Galicji Wschodniej, w ramach kompromisu wprowadzono tam dwumandatowe okręgi wyborcze w okręgach wiejskich. Obok mandatu większości, który musiał skupić 50 proc. głosów, utworzono drugi „dla polskiej mniejszości”, który powinien zgromadzić ponad 25 proc. głosów.
Gdy sprawa powszechnych i równych wyborów dla Galicji znalazła się w Sejmie Krajowym, podolacy urządzali permanentną, choć nie jawną, obstrukcję. „Nie da się zaprzeczyć, że temperatura dążenia do wprowadzenia powszechnego głosowania stała się w ostatnich latach wyższa od normalnej. Ale czy gorączka ta jest usprawiedliwiona?” – pytał retorycznie w 1905 roku Stanisław hr. Stadnicki (1848-1914), poseł na Sejm Krajowy, od 1905 r. dożywotni członek Izby Panów. I w myśl tych słów podolacy (m.in. Piniński, Stadnicki, Czartoryski) wielokrotnie zrzucali z porządku obrad sprawę reformy wyborczej, czy w inny sposób czynili przeciw niej dywersję, przeciągając sprawę niemal w nieskończoność. (Piniński w ramach tej dywersji „do liczby wrogów reformy wyborczej spropagował kilku biskupów galicyjskich”38). Ostatecznie, reforma uchwalona tuż przed wojną, nigdy nie weszła w życie.
Tu dochodzimy do zamknięcia trzeciej myśli Feldmana, a mianowicie, że „poprzez czterdziestolecie działalności tego obozu przebija się świadoma, planowa myśli polityczna”, a za myślą i działanie. I to przeważnie konsekwentne!
dr Artur Górski
Artykuł ten ukazał się w kwartalniku „Pro Fide, Rege et Lege” nr 1-2 (45) z 2003r.
1 Por. A. Wysocki, Stronnictwa polskie w Galicji, „Przewodnik Naukowy i Literacki”, t. XL, 1912, s. 291.
2 Z dobrami tabularnymi dawniej połączone było prawo sprawowania jurysdykcji patrymonialnej, a po zaborze tych ziem Rzeczypospolitej przez Austrię zostały one wpisane do t.zw. tabuli krajowej.
3 K. Ślusarek, Szlachta zagrodowa w Galicji 1772-1939, [w:] Galicja i jej dziedzictwo, Rzeszów 1995, t. II, s. 117-118.
4 Por. J. Chłopecki, Galicja – skrzyżowanie dróg, [w:] tamże, s. 43.
5 M. Kruczkowska, Deputowani Koła Polskiego w Wiedniu w latach 1865-1879, [w:] Społeczeństwo polskie w XVIII i XIX wieku. Studia o grupach elitarnych, Warszawa 1982, t. VII, s. 230.
6 Z. Fras, Galicja, Wrocław 2000, s. 163.
7 F. d’Abancourt, Era konstytucyjna austro-węgierskiej monarchii od 1848 do 1881 r., Kraków 1881, s. 142.
8 Por. K. Chłędowski, Pamiętniki. Galicja 1843-1880, Kraków 1957, s. 264.
9 S. Grodziski, W Królestwie Galicji i Lodomerii, Kraków 1976, s. 208.
10 Por. K. Wyka, Teka Stańczyka na tle historii Galicji w latach 1849-1869, Wrocław 1951, s. 148.
11 Por. K. Chłędowski, dz. cyt., s 265.
12 M. Bobrzyński, Z moich pamiętników, Wrocław-Kraków 1957, s. 178.
13 To lapidarne określenie Romanowicza powtarzają za Feldmanem m.in.: Stanisław Grodziski w książce W Królestwie Galicji i Lodomerii (Kraków 1976), Krzysztof K. Daszyk w Osobliwym Podolaku (Kraków 1993), czy Zbigniew Fras w Galicji (Wrocław 2000). Ten ostatni zresztą cytowane słowa przypisuje samemu Feldmanowi.
14 W. Feldman, Stronnictwa i programy polityczne w Galicji 1846-1906, Kraków 1907, t. I, s. 227-228.
15 R.R. Ludwikowski, Szkice na temat galicyjskich ruchów i myśli politycznej (1848-1892), Warszawa 1980, s. 57.
16 Por. A. Kosicka-Pajewska, Zachowawcza myśl polityczna w Galicji w latach 1864-1914, Poznań 2002, s. 17.
17 Por. S. Grodziski, dz. cyt., s. 245.
18 M. Bobrzyński, dz.cyt., s. 255.
19 W. Feldman, dz. cyt., s. 105.
20 Tamże, s. 229.
21 Tamże, s. 230.
22 Dwa konserwatyzmy, „Czas” 1909, nr 3 (wydanie wieczorne).
23 M. Król, Stańczycy. Antologia myśli społecznej i politycznej konserwatystów krakowskich, Warszawa 1985, s. 6.
24 T. Rayski, Stronnictwa w Radzie Państwa i polityka Koła Polskiego, Lwów 1882, s. 34.
25 Cyt. za: M. Bobrzyński, tamże, s. 123.
26 Daszyński skarżył się na nieprzejednaną postawę hr. Pinińskiego, za którego namiestnictwa „za jednym zamachem zamknięto 29 stowarzyszeń socjalistycznych, <konfiskowano>, tj. osadzono na miejscu szereg towarzyszy partyjnych, a Naprzód musiał się przenieść do Lwowa”, Pamiętniki, Warszawa 1957, t. I, s. 165.
27 K. Bartoszewicz, Dzieje Galicji. Jej stan przed wojną i „wyodrębnienie”, Warszawa-Kraków 1917, s. 208.
28 J. Gruchała, Rząd austriacki i polskie stronnictwa polityczne w Galicji wobec kwestii ukraińskiej (1890-1914), Katowice 1988, s. 78.
29 M. Bobrzyński, dz. cyt., s. 179-180.
30 Por. T. Kulak, Między austriacką lojalnością a polską narodowością, [w:] Galicja i jej dziedzictwo, Rzeszów 1994, t. I, s. 60.
31 S. Grabski, Pamiętniki, Warszawa 1989, t. I, s. 179.
32 Tamże, s. 180.
33 Enuncjacja prezesa Koła Pol[skiego]., „Gazeta Narodowa” 1905, nr 278.
34 Cyt. za: J. Buszko, Polacy w parlamencie wiedeńskim 1848-1918, Warszawa 1996, s. 260.
35 „Gazeta Narodowa” 1906, nr 287.
36 „Gazeta Narodowa” 1905, nr 277.
37 „Gazeta Narodowa” 1906, nr 288.
38 W. Łazuga, Michał Bobrzyński. Myśl historyczna a działalność polityczna, Warszawa 1982, s. 167.
Kategoria: Historia, Społeczeństwo