O mrocznej, nietolerancyjnej i pełnej nadużyć naturze programu środowisk gejowskich
Ponad 20 lat temu w pracy prowadziłem (z przerwami) rozmowę na temat homoseksualizmu z pewnym gejem. Jakkolwiek sam nieustannie przywoływał temat, od czasu do czasu wpadał w złość i nazywał mnie bigotem w sytuacji, gdy się z nim nie zgadzałem. Człowiek ten z czasem stał się jednym z głównych organizatorów środowisk gejowskich w moim mieście.
Przed pięciu laty napisałem list do wydawcy czytywanej przeze mnie gazety na temat tego, w jaki sposób stała się ona organem obrony interesów homoseksualistów. Przesłałem ów list grupie osób, która otrzymywała ode mnie regularną korespondencję mailową. Jeden z jej członków odpowiedział i przedstawił się jako homoseksualista. Oskarżył mnie o chęć oddania gejów w ręce czegoś na wzór hiszpańskiej inkwizycji. Użył kilku obraźliwych zwrotów, które przypomniały mi inne zatargi, jakich doświadczyłem w związku z homoseksualistami, w tym osobą wymienioną w pierwszym akapicie. Odpowiedziałem wówczas, że nie mam zamiaru pozwolić na zastraszanie mnie i uciszenie.
Zastanawiałem się: czy zatem homoseksualiści są histerykami, pełnymi nienawiści i nietolerancyjnymi wobec sprzeciwu, a może wszyscy czytają te same podręczniki? Czy systematycznie organizują się w celu uderzania w oponentów i uciszenia ich poprzez zastraszanie? Odpowiedź brzmi: nie, nie koniecznie prezentują typ histeryczny, opętany nienawiścią z samej li tylko natury; i owszem – jest to coś, czego się nauczyli. Jest to technika zwana "zagłuszaniem", będąca elementem szczegółowego programu, tworzącego długofalowy plan.
Propaganda i kontrola myśli
O "zagłuszaniu" dowiedziałem się czytając artykuły How America Went Gay i Thought Reform and the Psychology of Homosexual Advocacy, napisane przez Charlesa W. Socaridesa M.D., Przewodniczącego the National Association for Research and Therapy of Homosexuality (NARTH), a równocześnie profesora psychiatrii na Albert Einstein College of Medicine. Jest on m. in. autorem książki: Homosexuality: A Freedom Too Far (1995). Socarides przywołał wiele spośród wykorzystanych przez siebie informacji na temat zagłuszania z After the Ball: How America Will Conquer Its Fear and Hatred of Gays in the 1990's (1990), pracy napisanej przez Marshalla Kirka i Hunter Madsen. Jest to swoisty plan postępowania dla aktywistów gejowskich w zakresie technik "prania mózgu", oparty na metodach rozwiniętych przez totalitarny reżim komunistycznych Chin. Techniki te zestawił Robert Jay Lifton w jakże doniosłej pracy pt. Thought Reform and the Psychology of Totalism: A Study of Brainwashing in China (1989).
Program zapożyczony od Chińczyków, a przedłożony wspomnianym wyżej aktywistom przez Kirka i Madsena, zawiera trzy podstawowe kroki: 1) znieczulenie (odwrażliwienie), 2) zagłuszanie, 3) konwersję.
1) Znieczulenie: przez nieustanne wystawienie na oddziaływanie homoseksualizmu, epatującego z telewizji, filmów, radia i gazet, społeczeństwo winno zostać przyzwyczajone do gejów jako normalnego elementu swojego życia. Obraz, jaki zostaje przekazany, to homoseksualista jako zwykły człowiek, taki, jak wszyscy inni. O ile jednak geje wyjdą z zamknięcia i pokażą się publicznie, o tyle wszelkie alarmujące aspekty gejowskiej patologii i perwersji muszą pozostawać ukryte, z dala od widoku publicznego. Celem znieczulenia jest ogólne zobojętnienie.
2) Zagłuszanie: jego założenie to zawstydzanie i zmuszenie oponentów do milczenia. Źródłem wstydu jest oskarżanie o bigoterię oraz społeczna stygmatyzacja.
"Wszyscy normalni ludzie czują wstyd wówczas, gdy odnoszą wrażenie, że nie myślą, nie czują i nie działają tak, jak otoczenie… Rzecz w tym, by bigot został sprowadzony do pozycji rozdzierającego poczucia wstydu w momencie ujawniania się jego niechęci do homoseksualistów".
"Propagandowe ogłaszanie może zatem ukazać homofobicznych i nienawidzących homoseksualistów bigotów jako prymitywnych krzykaczy… może pokazać ich jako krytykowanych, pełnych niechęci, odrzuconych. Musi też opisać gejów jako tych, którzy doświadczają okropnych cierpień, stanowiących bezpośredni rezultat anty-homoseksualnych prześladowań, których większość bigotów będzie ze wstydem unikać w obawie przed utożsamieniem ich z nimi". (Kirk and Madsen)
Zwróćmy uwagę na dwa elementy: wstydliwe klasyfikowanie "bigotów" poprzez wywoływanie wrażenia, że są społecznymi pariasami, a także podkreślanie cierpień gejów celem wywołania do nich sympatii. W świetle mojego osobistego doświadczenia mogę stwierdzić, że zetknąłem się z dwiema wersjami tej "zawstydzającej" taktyki, jaką stosują homoseksualni aktywiści. Pierwsza z nich polega na ataku ad hominem (a zatem na konkretna osobę); ignoruje się logikę oraz wszelkie fakty przedkładane przez oponentów i oskarża się ich o bycie bigotem – a zatem kimś okrytym wstydem. Takie oskarżenie jest najzwyklejszym pustosłowiem i nie ma oparcia w faktach. W swojej istocie stanowi zagrożenie społeczną stygmatyzacją w sytuacji, gdyby dana osoba nie wycofała się ze sprzeciwu przeciwko stanowisku środowisk gejowskich.
Taktyka ta bywa bardzo efektywna zwłaszcza w przypadku środowisk o politycznie poprawnej świadomości zbiorowej – takich jak uczelnia czy redakcja. Politycy jako klasa są bardzo wyczuleni na zagrożenie publiczną stygmatyzacją. Pamiętajmy wyrażoną przez Kirka i Marsdena ideę, zgodnie z którą "ludzie czują wstyd wówczas, gdy odnoszą wrażenie, że nie myślą, nie czują i nie działają tak, jak otoczenie…". Może to wydawać się prymitywną taktyką wynikającą z myślenia w kategoriach stada, niemniej jednak jest ona bardzo potężna.
Prawie każdy z nas doświadczył czegoś podobnego. Doskonałym przykładem jest grupa koleżeńska w szkole. Kara za naruszenie kodeksu grupy zawiera czasem publiczne zawstydzenie i demonizację. Jednostka staje się nietykalna, jest pariasem dla każdej szkolnej zbiorowości.
Analiza cyklu życia firm wykazała, że końcowe stadium ich schyłku wyznacza moment, gdy myślenie grupowe przeważa. Grupa staje sie wówczas powodem własnego końca, a klient zaczyna stanowić uciążliwą niedogodność. Dr James F. Welles napisał swego czasu The Story of Stupidity, w której to książce zbadał epoki historyczne, w których wielu ludzi zostało pokonanych przez auto-destrukcyjną zbiorową głupotę. W każdym wypadku myślenie grupowe przeważyło, z kolei racjonalizm i myślenie niezależne zepchnięto poza nawias. Polityczna poprawność jest takim właśnie współczesnym przykładem grupowego myślenia, nie zważającym na interes zbiorowości. Tak zatrute środowisko stworzyło możliwość rozkwitu dla nonsensu obraźliwego gejowskiego "zagłuszania". Jakkolwiek toksyczne i niszczące myślenie stadne by nie było, to skłonność, jaką przejawia w odniesieniu do niego człowiek – istota społeczna, jest potężną pokusą, z której korzystają dyktatorzy wszelkiej maści.
Gdy zeznawałem przed Komisją Senacką Stanu Ohio w sprawie the Defense of Marriage Act (DOMA), republikański przewodniczący, sam opowiadający się za aktem, zezwolił jego przeciwnikom na oskarżanie oponentów o bigoterię i nienawiść. Pozwolił swobodnie kontynuować bez żadnych ograniczeń czasowych, gdy odmalowywali gejowski styl życia w sposób pełen entuzjazmu i pławili się w osobistym bólu, którego rzekomo doświadczali z powodu bigoterii. Niestety nie zezwolił obrońcom aktu odpowiedzieć na zarzuty o bigoterię i odeprzeć argumenty wniesione przez przeciwników. Nie wydał zgody na zabranie głosu przez ekspertów w sprawie tragicznych aspektów homoseksualnego stylu życia. Dlaczego? Prawdopodobnie nie chciał być nazwany bigotem przed kamerami. Na śmierć wystraszył się publicznego "zagłuszania" i wstydu. Nawet jeżeli sam głosował za DOMA, obawiał się publicznej etykietki kogoś, kto nie jest z "naszej paczki". Doskonale współgra to z chińskimi technikami prania mózgu. Ponownie zwróćmy uwagę na to, co piszą Kirk i Marsden:
"Nasz efekt osiągany jest bez odwoływania się do faktów, logiki lub dowodu. Już z uwagi na sam fakt obwołania kogoś bigotem, bez dania racji, dzięki powtarzaniu takich rozmytych, emocjonalnych uwarunkowań, jego bigoteria może zostać stopiona w ten sam sposób niezależnie od faktu, czy jest on świadomy ataku, czy też nie. W skrócie: zagłuszanie skutkuje jak dotąd z uwagi na to, że wprowadza (choćby i niewielką) dozę wątpliwości i wstydu w uprzednio nienaruszoną, wynikającą z własnego przekonania zadowolenie. Takie nastawienie może być całkiem użyteczne i efektywne wówczas, gdy nasze przesłanie zyska znaczne możliwości oddziaływania, od których wszystko inne będzie zależne".
Środowiska gejowskie istotnie otrzymały od liberałów znaczące możliwości oddziaływania: wpływ w TV, filmach, a także mediach drukowanych. To agresywne wykorzystywanie mediów jest priorytetem liderów w/w środowisk przynajmniej od roku 1971.
Wspominana wyżej "doza wątpliwości" wprowadzonej poprzez uwarunkowania emocjonalne jest szczególnie skuteczna w przypadku kleru. Jego członkowie uważają się za ludzi sumienia i współczucia – i tak też chcą być postrzegani przez innych. Stąd też, kiedy pastor przemawia zgodnie z nauka Pisma i określa gejowskie praktyki seksualne mianem grzechu, może odczuwać niemal nieświadomy przypływ wątpliwości i wstydu. Nie jest to jednak wstyd wynikający z naruszania uniwersalnego prawa moralnego lub też stania na straży przekazu Biblii. Jest to wstyd występowania przeciwko pewnemu społecznemu tabu, a także obawa przed postrzeganiem przez innych jako osoby wykazującej się brakiem współczucia i wrażliwości. Prowadzi to wielu duchownych do najdalej posuniętego strachu: obawy przed publiczną niełaską.
Denominacje takie, jak episkopalianie, luteranie, prezbiterianie, a także medotyści znajdują się obecnie w stanie zaciętej batalii o to, czy wyświęcać gejów lub czy błogosławić związki homoseksualne. Wielu teologów i biskupów oświadczyło, że gotowych jest "wysłuchać obydwu stron". Odcinając się od jednoznacznych publicznych deklaracji uciekają oni od zniesławiania przed jedną ze stron jako bigotów lub szerzycieli nienawiści, albo przez drugą – za odbieganie od słów Pisma.
Opór przeciwko planom środowisk gejowskich pozostawia się w kościołach jednostkom najbardziej konserwatywnym, najbardziej przywiązanym do zasad i tym, którzy najbardziej pragną być sami. Ci, u których miłość Boga i prawdy jest silniejsza od niechęci przed publicznym napiętnowaniem przez aktywistów gejowskich i ich liberalnych sprzymierzeńców, muszą czasem płacić wysoką cenę. Gdy liberalny kler przejmuje kontrolę nad którąś z denominacji [chrześcijaństwa] i wraca do roszczeń wysuwanych przez homoseksualistów, konserwatystów spotyka ostracyzm i wykluczanie z seminariów, komitetów poszczególnych wyznań oraz odcięcie od możliwości zabierania głosu… To tyle jeżeli chodzi o liberalną "tolerancję" i "włączanie".
Jednym z aspektów techniki zawstydzania jest ukazywanie tego, ile cierpienia geje znoszą w konsekwencji nietolerancji bigotów. Film Filadelfia z Tomem Hanksem jest medialnym tour de force w przyciąganiu masowej publiki na stronę sympatii z cierpieniem homoseksualisty i niechęci względem prześladujących do bigotów. Każdy, kto przykłada dużą wagę do współczucia, musiał być pod wrażeniem filmu. Jest to jedno z największych arcydzieł propagandy, jakie pokazano na ekranach. Mało subtelne przesłanie jest następujące: "Wstydźcie się wy, bigoci, za brak akceptacji milusiemu i wrażliwemu Tomowi Hanksowi, któremu przytrafiło się być gejem". Za jednym zamachem bigoci zostali zawstydzeni i "zagłuszeni", a homoseksualiści zdobyli sympatię. Doskonała propaganda, z której Chińczycy mogą być dumni.
3) Konwersja: trzeci krok to próba dokonania zmiany nastawienia ogółu do w kierunku pełnej akceptacji roszczeń gejów. Wymaga ona zmiany w sercach, ta zaś nastąpi "wówczas, gdy sprawimy, że w zasadzie staną się tacy sami, jak my" – piszą Kirk i Madsen. "Konwersja ma na celu nic innego, jak tylko zmianę emocji Amerykanów, ich umysłów i woli poprzez zaplanowany atak psychologiczny w formie propagandy zaimplementowanej przez media". Gdy publiczność zaczęła sympatyzować z Tomem Hanksem w Filadelfii, proces konwersji został rozpoczęty.
Występując dawniej w telewizji, homoseksualna komediantka Ellen DeGeneres stosowała szorstkość [jako środek wyrazu] w komedii. Od czasu swojego publicznego ujawnienia się jako lesbijka zaczęła stawiać na własną sympatyczność. Queer Eye for the Straight Guy odniosło rewelacyjny sukces w zakresie wygrywania sentymentalnej przychylności publiki. Żaden sposób nie jest zbyt głupi, a żadna sytuacja nazbyt ckliwa. Nie mieliście przypadkiem ochoty kogoś z nich przytulić? To właśnie jest konwersja! Poważna konwersja. Nigdy nie lekceważcie egzaltowanego amerykańskiego sentymentalizmu. Milusińskość Topsy z Chaty wuja Toma zdziałała więcej dla odwrócenia mas od niewolnictwa, aniżeli wszyscy abolicjoniści razem wzięci.
Wielkie kłamstwo
Technika wielkiego kłamstwa została wykorzystana chyba we wszystkich reżimach totalitarnych. Jak ujął to kiedyś Józef Goebbels, szef nazistowskiej propagandy: "powiedz kłamstwo, uczyń je wielkim, powtórz je dostatecznie wiele razy, a wielu ludzi w nie uwierzy". Chińskie techniki propagandowe, zastosowane w celu realizacji programu środowisk gejowskich, są bardziej wysublimowane niż pompatyczne metody nazistów. Nie zmienia to jednak faktu, że będąc totalitarystami z krwi i kości szukającymi sposobu kontroli umysłów, ludzie stojący za tymi działaniami starają się promować trzy wielkie kłamstwa: 1) Homoseksualizm jest determinowany genetycznie; 2) zmiana nie jest tu możliwa; 3) prawa gejów wchodzą w skład praw człowieka. Homoseksualizm zostaje tu położony na jednej szali razem z płcią i rasą. Zgodnie z ty, co głoszą środowiska gejowskie, są to prawdy oczywiste i nie potrzeba tu żadnej dyskusji. Niezgoda w odniesieniu do którejś z wymienionych wyżej spraw jest dla nich oznaką bigoterii.
1) Uwarunkowania genetyczne. Wmawia się nam, że geny determinują ludzkie wybory i trajektorię rozwoju właściwego dla każdej jednostki. Oznacza to zatem, że gej jest zaprogramowanym automatem i nie ma wyboru: musi dokonywać takich aktów seksualnych, jakie dyktują mu geny. Pełne menu jego seksualnych perwersji zapisane jest w genotypie i oczekuje tylko na prawo, możliwość i stymulację do uzewnętrznienia się… Jest to oczywisty nonsens. Homoseksualiści mają wolną wolę i prawo wyboru – tak, jak każda istota ludzka. Zboczenia seksualne muszą wpierw zostać przyswojone zarówno w drodze doświadczenia, jak też uzyskania stosownych wskazówek.
Obecnie wydaje się, że nie istnieją żadne naukowe dowody łączące którekolwiek geny z określonymi praktykami seksualnymi. Nauka dowiodła natomiast czegoś wręcz przeciwnego. Próba, w trakcie której przebadano losy 90.000 par identycznych bliźniaków (mających te same geny) nie wykazała jakichkolwiek korelacji w odniesieniu do ich preferencji seksualnych. Tam, gdzie w obydwu przypadkach rodzeństwo miało płeć męską, korelacja była jedynie nieco wyższa; tak czy inaczej należy przyjąć, że gdyby uwarunkowania genetyczne były prawdą, to powinniśmy otrzymać 100% podobieństw (źródło: Bearman & Bruckner, American Journal of Sociology, Vol 107, No 5, 2002).
The Journal of Homosexuality, pismo redagowane przez środowiska homoseksualne, donosi, że pewne studia gejowsko-genetyczne i inne, dotyczące związków mózgu z homoseksualizmem, nie spełniają wymogów krytycznej analizy. Wielu gejów chce raczej prawdy, aniżeli wielkiego kłamstwa. Niestety inni wolą kłamstwo: jeden z autorów pracy z przywołanego wyżej nurtu gejowsko-genetycznego jest obecnie podejrzanym w prowadzonej przez the National Institutes of Health for Science Fraud oszustwo naukowe.
2) Homoseksualiści nie mogą się zmienić. Dr. Socarides twierdzi, że jedna trzecia jego byłych pacjentów żyje obecnie w udanych związkach małżeńskich i ma dzieci. Dobrze koresponduje to z rezultatami uzyskanymi w Betty Ford Clinic. Kolejne 30% pacjentów Socaridesa pozostaje wprawdzie homoseksualistami, jednak wycofało się ze środowiska gejowskiego. Zaczęli oni kontrolować swoje impulsy, a także wykazywać znacznie dalej idącą odpowiedzialność. Oznacza to, że 2/3 pacjentów dokonało pozytywnej zmiany w swoim życiu (w mniejszym lub większym zakresie). Zdecydowanie wyklucza to więc słuszność tezy, że homoseksualiści nie mogą się zmienić.
3) Dyskryminacja homoseksualistów jest kwestią praw człowieka. Rasa i płeć to wieczyste i niezmienne cechy, narzucone już od urodzenia. Żaden moralny osąd nie powinien mieć miejsca tak w kwestii rasy, jak też płci, gdyż nikt ich nie wybiera.
Dla kontrastu: gejowska aktywność seksualna jest cechą behawioralną, z kolei tzw. orientacja homoseksualna wydaje się rozwijać etapowo. Wybory, których dokonuje jednostka, a także otoczenie, w którym przebywa, gruntownie modelują trajektorię naszego rozwoju. Perwersji seksualnych trzeba się nauczyć w drodze doświadczenia i instruktażu. Praktyki takie są zatem przedmiotem moralnej oceny.
W świetle powyższych faktów i kontrowersji wydaje się, że tym, czego dziś potrzebujemy w Ameryce, jest moralna obywatelska odporność na opisane wyżej "pranie mózgu" i dezinformację. Jeżeli mamy ocalić cywilizację w obliczu nieustających kłamstw i zwodniczych technik gejowskiego programu działania, to odpowiednia ilość bogobojnych Amerykanów musi powstać i odważnie zająć miejsce przy tym, co słuszne po to, by przechylić szalę w tej kulturowej wojnie, której jesteśmy dziś świadkami.
Fred Hutchison
Tłum. Mariusz Matuszewski
Kategoria: Mariusz Matuszewski, Myśl, Publicystyka, Społeczeństwo
Jeśli ktoś rzeczywiście chce wierzyć w takie rzeczy, to radzę czytać więcej artykułów pisanych przez doktorów teologii chrześcijańskiej z Uniwersytetu Bożej Miłości Haskatothadebytyson w Nebrasce i innych, podobnie opiniotwórczych środowisk, o homoseksualizmie. Zalecam też unikania wszelkich tekstów polemizujących, które mogłyby wiarą zachwiać.