Nowak: Katolicyzm ilościowy
Jak się oblicza, w Światowych Dniach Młodzieży może wziąć udział nawet 2 miliony młodych ludzi… Cóż za wspaniałe nabożeństwa. Przychodzą na nie setki osób, prowadzi je bardzo skuteczny kaznodzieja… Na stadionie jednocześnie modliło się 40 tysięcy ludzi.
Zachwyt nad liczbą uczestników spektakularnych wydarzeń, takich, jak pielgrzymki, wizyty sławnych kaznodziejów czy rozmaitego rodzaju rekolekcje wspólnotowe wydaje się być całkowicie uzasadniony. To przecież niesamowity sukces duszpasterski, że w dzisiejszym zlaicyzowanym świecie ktoś potrafi zachęcić tyle osób do wspólnej modlitwy. Dosyć często na tym się poprzestaje. Przyszło 40 tysięcy ludzi. Atmosfera była wspaniała. Ogromne przeżycie. Sukces.
Mało kiedy rodzi się pytanie: i co z tego?. Ile w tym treści i za jąka cenę osiąga się takie rezultaty ilościowe. Liczy się sukces medialny i oszałamiające liczby. Głosy krytyki dotyczące na przykład nadużyć liturgicznych czy nawet błędów teologicznych ucisza się argumentami typu: ale przecież tylu ludzi się modliło, to było wspaniałe przeżycie, czy emocjonalnym ukrytym pod zarzutami niezdolności do zorganizowania czegoś na podobną skalę, zazdrości, braku miłości aż do nieśmiertelnego epitetu faryzeizmu, rubryzycmu i sztywniactwa. Można by stąd wyciągnąć wniosek, że dzisiejszy sukces duszpasterski wyraża się w liczbie uczestników a nie zbliżeniu ich do zbawienia. Niejednokrotnie charyzmatyczni duchowni i świeccy… kaznodzieje, ewangelizatorzy? gromadzący wielkie rzesze cieszą się specjalną ochroną i przywilejem swobodnego kształtowania lex orandi a nawet lex credendi, gdyż… gromadzą tłumy.
Tymczasem owoce niektórych tego typu działań napawają niepokojem, począwszy od niestosownego zachowania podczas, bądź co bądź, modlitwy, poprzez dziwaczne eksperymenty liturgiczne, takie jak tańce czy „modlitwa” flagami aż po głoszenie naiwnie uproszczonej wersji magisterium a nawet rozpowszechnianie zwyczajnych błędów. Nakierowanie zebranych na przeżycie własne i silne doznania zamiast na cześć oddaną Bogu wypacza sens modlitwy wspólnotowej. Czy nie jest to przypadkiem zasadniczy błąd i cena niewspółmierna do zysku, jakim jest zgromadzenie w jednym miejscu wielu słuchaczy?
Ktoś powie, że zarzuty są nieuprawnione bo przecież charyzmatyczni kaznodzieje zawsze gromadzili tłumy. Owszem, ale ilość zazwyczaj przechodziła w jakość, liturgia i głoszenie Słowa Bożego były na najwyższym poziomie, duchowni Ci wykazywali posłuszeństwo wobec prawa a ich działania przyczyniały się do trwałych nawróceń a przede wszystkim wzmacniały wiarę opartą na wierności Magisterium a nie łatwych uproszczeniach i przeinaczeniach, jak to się nie raz dzieje dzisiaj. Emocji podczas takich spotkań też nie brakowało ale duchowni starali się o ich służebną wobec wiary rolę, na pewno nie były one celem samym w sobie. Sens tych spotkań był wiec całkiem inny.
Czy naprawdę musimy się pogodzić z takimi zjawiskami jak wypaczanie liturgii, tolerowanie błędów czy spłycanie Magisterium dla przyciągnięcia ludzi do Kościoła? Na krótką metę zadziała ale… ilu z nich zostanie na stałe, ilu z nich pozna cała głębię katolicyzmu a nie uproszczoną namiastkę? Ilu wreszcie odejdzie nie znalazłszy fundamentu lub napotkawszy trudności. Doświadczenie społeczeństw zlaicyzowanych oraz permisywnych a umierających kościołów protestanckich na przykład w Skandynawii wskazuje, że jest to zła droga. Przykład wspólnot trzymających się tradycyjnej obserwancji pokazuje, że efekty takiej postawy, dużo mniej spektakularne i osiągane powoli są dużo trwalsze. Fakt, że to te wspólnoty pilnują pełnego przekazu Tradycji i są najlepszym wyrazicielem istoty wiary katolickiej oraz dbają o odpowiedni poziom intelektualny przekazu, pominę bo to oczywistość.
Monika Nowak
Kategoria: Inni autorzy, Religia, Wiara
Czy to jest krytyka działalność o. Bashabory?
Również prosiłbym o konkrety. Roznitradycjonalisc często zapominają o jednej Księdze. Wola tradycjonalistyczne interpretacje