banner ad

Mariański: Rozważania o konstytucji i instauracji

„Żadna konstytucja nie jest wynikiem obrad. Prawa ludu nigdy nie są spisane lub też przynajmniej akty konstytutywne czy podstawowe zasady spisane są jedynie w dokumentach poświadczających wcześniejsze prawa, o których możemy tylko tyle powiedzieć, że istnieją, ponieważ istnieją.” [1] – tak pisze Joseph hr. de Maistre, słynny ojciec tradycjonalizmu europejskiego. W kontekście dzisiejszego święta na cześć konstytucji 3 maja i współczesnej ustawy zasadniczej słowa te uderzają ze zdwojoną siłą. Pytanie, które nasuwa się wprost po lekturze tego fragmentu dotyczy aktualności tego poglądu. Czy dziś, w erze dogmatycznego konstytucjonalizmu, można jeszcze stworzyć ustrój, który nie opiera się na jednej ustawie zasadniczej? A jeżeli nie jest to możliwe, to czy jesteśmy skazani na nieideowość i pragmatyczne ustąpienie przed potęgą czasu? Wzorem de Maistre’a konsyderujmy, rozważajmy a może do czegoś wspólnie dojdziemy.

Natura myśli

Zanim przejdziemy do sedna problemu zatrzymajmy się na głębszej analizie tego poglądu. Można go uznać za irracjonalny – tak jak Oświecenie głosiło hasło Rozumu i racjonalnego uporządkowania rzeczy, tak przecież konserwatyzm można uznać za bezrozumną zaściankowość, sprzeciw wobec potęgi człowieka, który wyzwala się z kłamstw nieracjonalnych zabobonów. Jednak de Maistre nie jest pierwszym autorem, który wskazuje na niepewność abstrakcyjnych eksperymentów ustrojowych. Tradycja ta ciągnie się od Platona, który mimo bycia jednym z pierwszych utopistów w dziejach pisze w swoich „Prawach”: „Chciałem powiedzieć, że żaden człowiek nigdy nie stanowi żadnych praw (…) to bóg, a wraz z bogiem los i odpowiednia chwila wszystkim sterują we wszystkich ludzkich sprawach.” [2] Bardzo podobnie wypowiada się de Maistre mówiąc, że „W tworzeniu konstytucji to okoliczności decydują o wszystkim, ludzie zaś są tych okoliczności tylko częścią” [3]. Tak więc ostatecznie polityczność nie jest wynikiem wolnej ludzkiej natury – jest ściskiem między wolą i umiejętnością a wyższą koniecznością i Bożym planem. Nie jest to pogląd irracjonalny, lecz zakorzeniony w rozumowym oglądzie historii – Platon uzasadniając go powołuje się na genezę różnych instytucji (takich jak spartańskie syssitia) z wojen, walk, chorób czy biedy. 

Platon stanowi archetyp konserwatywnej mentalności – z jednej strony praojciec racjonalizmu, z drugiej strony mistyk i głęboki homo religiosus. Natura myśli jest bowiem tak samo irracjonalna (nie w sensie zaprzeczenia rozumowi, tylko braku potrzeby jego pośrednictwa) jak i racjonalna. Rozumem pojmujemy rzeczywistość, ale bez wiedzy noetyki i intuicji nie pojmiemy esencji tego co jest, a nie tylko przemija. Platon odkrywa dychotomię między tym co nietrwałe i przemijające, a tym co wieczne i prawdziwie istniejące. W listach Św. Pawła czytamy przecież to samo: „To bowiem, co widzialne, przemija, to zaś, co niewidzialne, trwa wiecznie.” [4] Konserwatysta myśli, lecz też i wierzy. Przenika go zarówno drżenie i bojaźń wobec Wszechmocnego, jak i podziw i przenikliwość myśli wobec Jego stworzenia. Konserwatysta musi za Św. Augustynem „wierzyć aby zrozumieć”. 

Natura pisma

De Maistre stanowczo staje na stanowisku, że „Im więcej się pisze, tym bardziej dana instytucja słabnie” [5]. Popatrzmy jednak na konstytucję Stanów Zjednoczonych – czy nie jest to dokument, którego powaga została zachowana po dzień dzisiejszy? Czy ten „świstek papieru” nie jest nadal dla amerykanów świętością? W poglądzie de Maistre’a chodzi jednak o coś więcej niż samą trwałość pisanego słowa – instytucje, które ustanowiła ta „niezmienna” konstytucja USA są dziś praktycznie nieobecne. Duch „Ojców Założycieli” chciał państwa z całkowicie rozdzielonymi władzami – mimo to ich relacja zmieniała się na przestrzeni wieków, instytucja impeachmentu stała się nieraz narzędziem politycznej kontroli władzy ustawodawczej nad wykonawczą, a orędzie o stanie Unii do dziś pozostaje narzędziem wpływu Prezydenta na Kongres. Wystarczy spojrzeć na związane z wojną secesyjną zmiany znoszące narosły niejako obok konstytucji, ale nie w przeciwstawieniu się jej, porządek naturalnej arystokracji i konfederacji stanów. Dodatkowo, ilość poprawek do konstytucji sprawia, że nawet jeśli litera konstytucji tego państwa jest taka sama, to zmienił się jej duch, jej esencja i znaczenie jej instytucji. 

„Prawa deklaruje się tylko wtedy, gdy ktoś na nie napada. W taki sposób istnienie dużej liczby konstytucyjnych przepisów (…) dowodzi jedynie dużej liczby wstrząsów i zagrożenia zniszczeniem” [6] Konstytucja USA była znacznie rozbudowywana a jej faktyczny kształt podlegał ciągłej ewolucji. W tym kontekście wydaje się, że pisana konstytucja nie jest nadzieją dla zachowania trwałego ustroju – prawa pisane są pewnym fundamentem na bazie, którego dopiero zwyczaj tworzy prawdziwy ustrój, obejmując też to, czego litera nie obejmie (o tym problemie pisał już Platon). Dzisiaj jednak nie da się stworzyć „wiecznotrwałej” konstytucji bez pisma – jak przywrócić ustrój, jeśli nie poprzez pisemne ustanowienie jego prawa, które egzekwowane stanie się symbolem realnej władzy? Argumentując przeciw temu można powiedzieć, że monarchia może realizować się przez prawo, nie musi z niego jednak wynikać. Czy potrzebna jest jej w takim razie pisana konstytucja? 

Natura restauracji

Wyobrażając sobie teoretyczne przywrócenie władzy monarchicznej widzimy raczej teokratyczny cud, coś w rodzaju przerwania de Maistre’owskiej schizmy bytu. Ontologicznie świat jest tak oderwany od królewskiego auctoritas, że nagłe pojawienie się takiej instytucji można uznać za rodzaj nadprzyrodzonego, choć politycznego działania. Łącząc myśl Pseudo-Dionizego o tajemnicy Wcielenia jako teurgii [7] z Schmittowską ideą teologii politycznej, należałoby nazwać taki stan rzeczy „teurgią polityczną”. Król wpływa na byt i jego istnienie, narusza (bądź przywraca) stan „tego co jest”. Jak mówi sam De Maistre u wielkich prawodawców „Stapiają się sobą polityka i religia, ledwo da się odróżnić prawodawcę od kapłana.” [8] O ile bardziej należy to odnieść do restauracji porządku w świecie całkowicie go pozbawionym! Zarówno kapłan, jak i król, mają władzę z woli Bożej – obaj są namiestnikami Boga na ziemi. Czyż nie obaj mają też więc władzę o charakterze niejako nadprzyrodzonym?

Gdy tak spojrzymy na władzę zobaczymy, że poprzedza ona wszelką konstytucję pisaną. Ustrój musi się sam ukształtować by wydać własną ustawę zasadniczą. Okoliczności, w których władza królewska jest ciągle zagrożona upadkiem uzasadniają oktrojowanie spisanej konstytucji – jak mówił de Maistre to właśnie one tworzą faktyczny ustrój. Konstytucja ta oczywiście nie powinna być taka jak wyglądają ustawy zasadnicze w Zachodniej Europie – ba, nawet nie wiem czy kiedykolwiek konstytucja w takim kształcie funkcjonowała (choć oczywiście niektóre wzorce znajdziemy w Karcie Konstytucyjnej Ludwika XVIII). Wyrastać musi ona przecież z zasady swoistej politycznej „preegzystencji dusz” – władza istniała, została z Bożej woli ukonstytuowana niejako przed nadaniem jej „ciała” w postaci ustawowej. Król jest „in persona Christi” w ustroju politycznym – jest jego Alfą i Omegą. Konstytucja więc nikomu nic sama nie przyznaje, jest tylko narzędziem w ręku swojego stwórcy. 

Z tego wynika jej konieczna treściwość – jako dziedzic porządku sprzed czasów konstytucjonalizmu musi się odwołać do zwyczaju, musi raczej potwierdzać niż „konstytuować” (co jest dosyć zabawne) a przede wszystkim musi się raczej wykształcić praktyką niż słowem. Zapisy takiej ustawy muszą być kanwą pejzażu politycznego jaki zostanie dopiero namalowany przez chwalebny taniec monarchii, arystokracji i demokracji w rytmie boskiej muzyki. Nie mnóżmy pojęć ponad potęgę – mówi Ockham. Zastosujmy jego brzytwę do konstytucji – nie mnóżmy artykułów ponad potęgę a reszta się sama ukształtuje. Pamiętając naszą zależność od Bożej Opatrzności możemy tylko tym sposobem doprowadzić do organicznego a zarazem wiernego zasadzie jedności ustrojowej państwa.

Polska instauracja?

Kontynuując te rozważania nie sposób ominąć w ten dzień uwzględnienia w nich kwestii polskiej. O niemożliwości restauracji już wielokrotnie mówiono, zawsze wskazując w jej miejsce słowo „instauracja” na określenie ustrojowej kontrrewolucji [9]. Takie rozpoczęcie Nowego Porządku miałoby się odbyć oczywiście w kontrze do świata współczesnego, ale także niejako wobec kształtu polski przedrozbiorowej. Monarchia elekcyjna i mieszany charakter polskiego władztwa miałby być zastąpiony dziedzicznym Królem z Bożej łaski, który przecież nie będzie miał żadnego oparcia w „suwerennym narodzie politycznym”. Polski konserwatysta musi się zmierzyć z własną historyczną tożsamością i pojęciem tradycjonalizmu. De Maistre krytykując konstytucję 3 maja chwali przecież jej kształt jako „lepszy” względem ustroju poprzedniego, jednocześnie ganiąc jej racjonalne umocowanie. Czy konserwatysta, który rozumowo dowodzi, że tradycyjny ustrój elekcyjnej monarchii doprowadził do upadku Polski nie staje w jednym rzędzie z racjonalistą chcącym zmieniać naturalne prawa królestwa wedle własnego przekonania o poprawnej konstytucji? Prawdziwie tradycjonalistyczny duch nie powierza zaufania w ręce takich dywagacji, potrzebuje on umocowania w czymś rzeczywistym i historycznym.

Wizja instauracji wymaga rewizji tradycjonalizmu – daje ona drogę do swoiście polskiej rewolucji konserwatywnej na wzór myśli niemieckiej. Edgar Julius Jung wskazuje w swoich pismach cel takiego zrywu – ma on utworzyć ustrój nie wobec tego co dawne, lecz wobec tego wieczne. By tego dokonać należy czasem też zerwać z tym co było empiryczną tradycją, dokonać rewolucji wbrew niej. Wieczność nie ogląda się na skończone prawa, gdy myśli w kategoriach Bożych – „Bo myśli moje nie są myślami waszymi” [10]. Pamiętać należy jednak, że wszystko to musi odbywać się w zgodzie z ideą Polski, jej platońskim prawzorem. W rewolucji konserwatywnej nie może chodzić o abstrakcyjne tworzenie ustroju bez zakorzenienia – chwytając hasło Norwida, że „przeszłość to dziś – tylko cokolwiek dalej” [11] instaurację można rozumieć jako sadzonkę, która co prawda pochodzi z drzewa Numenoru jakim jest ład przedrozbiorowy, lecz tworzy coś zupełnie nowego. Jesteśmy kontynuatorami chwały i zbrodni, cnót i pijaństwa, honoru i anarchii dawnych sarmatów – nie sprawia to jednak, że jesteśmy nimi i nie mamy niczego przed sobą. 

Z pewnością wielu termin „rewolucja konserwatywna” razi – nie trzeba jednak przyjmować go w sensie literalnym. Nie chodzi nam przecież o słowa, lecz o rzeczywistą myśl i czyn. W warunkach polskich – a może także w innych krajach – tylko rewolucyjnie lub radykalnie odmieniony konserwatyzm, który nadal wpatruje się w nadzieję restauracji ducha można pogodzić z logicznie z pojęciem nieuchronnej instauracji. Ta natomiast idealnie koresponduje z pojęciem politycznej teurgii – nadprzyrodzone, dziejowe zadanie zbudowania nowego ontologicznie ładu. Nie porzucajmy oczywiście tego co było nasze – odnajdźmy nasze prawa naturalne drogą de Maistre’a, odrzucając tylko to co było dzieckiem epoki, a zostawiając ducha, który wcieli się w nowe ciało przyszłej konstytucji. 

 

Bartosz Mariański

 

[1] J. hr. de Maistre, Rozważania o Francji, w: J. de Maistre, O rewolucji, suwerenności i konstytucji politycznej, Ośrodek Myśli Politycznej 2019, s. 56

[2] – Platon, Prawa, Kęty, Wydawnictwo Marek Derewiecki 2017, s. 215 

[3] – J. hr. de Maistre, Op. cit., s. 57

[4] – 2 Kor 4, 18

[5] – J. hr. de Maistre, Op. cit., s. 57

[6] – Ibidem, s. 58

[7] – Teurgia to boskie działanie lub nadprzyrodzony rytuał którego celem jest henosis, czyli zjednoczenie z Bóstwem. Pierwotnie rozumiane przez pogan w sposób absolutnej jedności osiąganej poprzez kapłanów (np. misteriów eleuzyjskich), których nazywano teurgami. Chrześcijańska myśl Pseudo-Dionizego określa działanie Chrystusa teurgią, której celem tym razem jest theosis (przebóstwienie). Więcej zob. np. ks. Tomasz Stępień, Pseudo-Dionizego Areopagity Idea Opatrzności Bożej działającej w znakach sakramentalnych, w: Warszawskie Studia Teologiczne XXIV/2/2011, 243-254 lub ks. Tomasz Stępień, Imiona boskie i hierourgia u Pseudo-Dionizego Areopagity, w: Kronos nr 2/2021

[8] – J. hr. de Maistre, Op. cit., s. 59

[9] – Zob. cykl artykułów prof. Bartyzela na Myśli Konserwatywnej o polskim ruchu monarchistycznym, np. https://myslkonserwatywna.pl/polski-ruch-monarchistyczny-cz-5/

[10] – Iz 55, 8

[11] – C. K. Norwid, „Przeszłość”

 

Kategoria: Polityka, Publicystyka

Komentarze (1)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. Damian Motyka pisze:

    Wyborny tekst. Czapki z głów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *