Longenecker: Z głębin po świętość
Poniższy tekst trafił do moich rąk jakiś czas temu. Tłumacząc go odniosłem wrażenie, że napawa mnie otuchą pomimo, że ostanie wydarzenia mocno nadwyrężyły i tak już zmęczonego i zdeptanego ducha Christianitas. Mam nadzieję, że będzie on miał pozytywny wpływ także na naszych szanownych Czytelników. Wszakże ten padół łez to nie koniec, to tylko początek.
AJ
Dawno temu, w dusznych pomieszczeniach uniwersyteckich, pewien śniący na jawie profesor filologii zapisał na odwrocie anonimowego egzaminu: „W pewnej norze ziemnej mieszkał sobie pewien hobbit…”
W ten oto sposób rozpoczęła się prawdziwa historia – jedna z najwspanialszych prawdziwych opowieści, znanych ludzkości do tej pory. Prawdziwa historia to historia, która przynosi prawdę nawet wówczas, gdy nie jest oparta na faktach. Nie ogranicza się tylko do wyrażania prawdy, jej tłumaczenia, czy opowiadania się za nią. Jest po prostu Prawdą. Prawdą w sensie, który wymyka się wyjaśnieniom, analizie, eksplikacji i argumentacji. Jest prawdą – ponieważ w jej zalążku leży prawda. Jest prawdziwa w swej strukturze. Jest prawdą na wskroś.
Ten rodzaj opowieści jest rzadkością w literaturze współczesnej, ponieważ współczesny autor albo nie wierzy w prawdy w ogóle, lub wierzy w rozwodniony rodzaj prawdy, który zazwyczaj nie jest niczym więcej, jak tylko ideologią lub zbiorem sloganów, uzurpujących sobie mądrość. Jakkolwiek tego typu opowieści są rzadkością we współczesnym świecie, były one bardzo popularne w świecie starożytnym. Historie opowiadane drzewiej były pełne tajemnic, potworów i magii. Były pełne głębi, mroku i zachwytu. Kipiały tym, co nadprzyrodzone, przepełniało je wszystko, co niesamowite. W starożytnych opowieściach przeplatały się tajemnice bogów i ludzi. Kraina tajemnic pozostawała na wieki związana z codziennością. W opowieściach tych niewidzialne żyło wespół z tym, co nas otacza, przez co ludzie stali się stałymi aktorami na scenie nadprzyrodzonej. Wszystkie ideały tętniły w rzeczywistości, a dramatyczne współgranie tych dwu światów było ciągle żywe, twórcze i nieprzewidywalnie ekscytujące.
Historie te były stałymi wskaźnikami możliwości zakłócenia świata realnego przez świat niewidzialny. Przypominały, że ich potężne moce są w stanie ciągłej gry, że to, co transcendentne, wpływa na to, co wydawałoby się być zwykłą historią: że „coś” zawsze czaiło się za kulisami. Zawsze istniał inny, wyższy poziom znaczenia, ukryta prawda i zawoalowana obecność.
Dlatego właśnie, hobbit (jak również królik Alicji z krainy czarów) mieszkał w norze. Ten otwór był wejściem do podziemia, do zaświatów. To dlatego Dante przeszedł przez ciemny las, by w końcu znaleźć norę prowadzącą w dół – do podziemi. To dlatego Neo trafia do alternatywnego świata w „Matrix”; a Batman mieszka w jaskini. Bohaterowie zawsze podróżowali przez ten głęboki i ciemny świat; świat, w którym mieszkają dzikie stwory – idąc w nieznane.
To poszukiwanie, prowadzone w głębi nieznanego świata, jest znakiem (w ten czy inny sposób) wyzwania, rzuconego mitycznemu bohaterowi. Musi on być indywiduum należącym do obydwu światów jednocześnie: świata widoczego i fizycznego, jak również tego, który jest niewidzialny i duchowy. Musi on przejść ze sfery świadomości z jej całą klarownością do sfery podświadomości – z jej wszystkimi niejasnościami. W tym sensie bohater mityczny jest także bohaterem mistycznym, skazanym na przetrwanie przygody w mistycznej krainie. Ostatecznie musi on być zarówno istotą cielesną i duchową.
Heros, schodzący do podziemi, uosabnia postać religijnego bohatera romantycznego; on też musi zejść w głąb zachowując polecenia Jezusa Chrystusa: "Wypłyń na głębię". Starożytni Hebrajczycy nie byli przecież ludźmi morza, wręcz przeciwnie – obawiali się go. Dla nich było ono królestwem niezbadanych ciemności. Potężnym Lewiatanem, potworem z głębin. Ich prorok, Jonasz, wrzucony w morską otchłań, został połknięty przez potwora, aby ponownie powstać zeń w dniu trzecim – pokryty wymiocinami, ale zwycięski. To właśnie proces powstawania bohatera romantycznego. Jest on skazany na zejście do podziemi, aby móc wznieść się na szczyt. Musi zmierzyć się z ciemnościami aby znaleźć światło. Musi pójść jak Orfeusz, aby uratować swoją ukochaną, a ukochaną którą ratuje, jest samo życie.
Aby wytłumaczyć to wszystko w bardziej prostych słowach, powiedzmy że jeśli mamy zamiar wyruszyć w podróż, to musimy być gotowi zmierzyć się z mrokiem. Co najważniejsze, pierwszą z nich musi być ta istniejąca w nas samych. To nie zadanie dla tchórzy, a większość z nas nimi jest. Co więcej, zdając sobie sprawę z własnej bojaźni, wiemy także, że prędzej czy później musimy się z nią zmierzyć. "Ciemno, ciemno, ciemno, oni wszyscy idą ku ciemności." Tak więc, w lęku przed przemierzeniem drogi przez Grimpen, gdzie brak gruntu dla stóp, pozostajemy w świecie światła, gdzie wydaje nam się, że jesteśmy bezpieczni, opracowując nowe i przebiegłe sposoby radzenia sobie z ciemnościami. A także narzucając je innym.
Zamiast rozpoznać i zmagać się z własnymi ciemnościami, zauważamy je wszędzie indziej, widzimy je w innych. Z wszelkiego zła w sercu człowieka jest to zło najgłębsze i najciemniejsze, ponieważ przerzucając nasze własne lęki i nieznaną wewnętrzną ciemność na innych, a w międzyczasie pozując na ludzi bez skazy, szkodzimy innym. Kiedykolwiek przesuwamy ciemność na kogoś innego, przeistaczają się oni w nikczemników. Wszystko to, poprzez nasze wybijajanie się na szczyty ku radosnym piedestałom fałszywej chwały i sztucznej dobroci. Ten lot z głębin jest znakiem rozpoznawczym tchórza, jak również znakiem naprawdę strasznego złoczyńcy. To dlatego, w wielkich opowieściach, największy łotr uważa się za dobrego, podczas gdy największy bohater wie, że nim nie jest.
Prawdziwy bohater zdaje sobię sprawę z tego, że nie jest dobry. Upadając i pogrążając się w podziemiach, gdzie się znalazł, poznał tą prawdę. Schodząc tam, gdzie otaczała go dzicz, odkrył, że w rzeczywistości to on sam jest dzikim. Natomiast nikczemnik, to tak naprawdę wielki mięczak. Bojący się ciemności, zwłaszcza ciemności w samym sobie. Mięczak udający twardziela, który obwinia i obawia się innych. Postrzega wszystkich innych jako wrogów, w konsekwencji czego, nieuchronnie każdy staje się jego wrogiem.
Heros, z drugiej strony, rozumie, że musi wypłynąć na głębiny i robi to z odwagą, w pięknie i z lekkością poławiacza pereł. Uwalniając się od wszystkiego, co go powstrzymuje, zatapia się w zimnych i ciemnych otchłaniach. Co tam odnajduje? Najcenniejszą z Pereł. Po pierwsze: odnajduje siebie, pozyskując zarazem pokorę. Pokora jest cnotą, ale jest też pięknym słowem, bo powiązane jest z tym, co ziemskie i pogodne. Schodząc w dół do podziemi – bohater schodzi w dół do pod-ziemi, odkrywając tym samym pokorę [humus>humilitas – aj] i dobry humor. Jak chłopiec, chowający się pod łóżkiem, gdzie śpią potwory, wychodzi uśmiechnięty, bo zamiast nich znalazł tylko kurz.
Zdumiewającym faktem jest to, że w swej istocie religijny heros jest człowiekiem przyziemnym. W przeciwieństwie do bohaterów klasycznych, którzy zadzierają dumnego nosa, bohater Christianitas trzyma głowę wysoko, z uśmiechem na twarzy – śmiejąc się ze świata, z ludzkiej dumy, a co najważniejsze – z samego siebie. Przemierzając szlak poznania siebie wie, że to, czym jest, to tylko żart. Jest śmieszny w swej mizernej mocy i wygórowanych nadziejach, a dlatego, że potrafi się z tego śmiać, jest nade wszystko najbardziej dostojnym ze wszystkich bohaterów. Tylko prawdziwie skromny człowiek, który potrafi śmiać się z siebie, i tylko człowiek do tego zdolny, posiada najwięcej godności. Prawdziwa godność opiera się na prawdziwej wartości, a prawdziwa wartość jest w pełni rozumiana tylko w pokorze.
To właśnie jest tą istotną historią, która jest opowiadana w każdym wieku i w każdej kulturze: bohater udaje się w długą podróż do odległej, obcej krainy. Podczas kiedy owa podróż odbywa się w formie zewnątrznej i widocznej, jej esencja jest zawsze wewnętrzną i niewidoczną. Dlatego też kraina, do której zmierza bohater, zaludniona jest przez potwory, magię, czarnoksiężników i wszelkiego rodzaju cuda.
W głębi serca, każdy z nas zdaje sobię sprawę że prędzej czy później musimy zapuśić się w ten dziwny i przerażający wymiar. To przygoda do której byliśmy stworzeni. To nasze przeznaczenie a zarazem najskrytsze pragnienie. Podświadomie wiemy, że ta wędrówka w tajemniczym mroku jest koniecznością. Co więcej, w pełni rozumiemy fakt, że chcąc tego czy nie, musi się ona odbyć – że będziemy do niej zmuszeni. Ten mrok jest najciemniejszym z ciemnych; to śmierć.
Wyprawa do nieznanej krainy, w głąb ciemności, to podróż, która czeka każdego z nas. Romantyczny bohater zawsze wyrusza sam, bo jak każdy z nas wie, że w życiu istnieje jedna pielgrzymka na którą wybierzemy się bez przyjaciół lub bliskich – tą pielgrzymką jest właśnie podróż do krainy śmierci. To zawsze obecne fatum; to złowieszcze powołanie; to uporczywe wezwanie, które czai się jak cień po drugiej stronie każdego obiektu stałego i w każdym promieniu światła naszego żywota.
Dwight Longenecker
Tłumaczył Arkadiusz Jakubczyk
Kategoria: Arkadiusz Jakubczyk, Kultura, Społeczeństwo