Liberalna teoria konsumpcji – krytyka
Teoria konsumpcji to kamień milowy mikroekonomii. Pokazuje ona, jak preferencje konsumentów i oferowana cena przez producentów wpływa na zachowanie tych pierwszych. Jak każda neoklasyczna teoria, przeszła ona multum mutacji i udoskonaleń – i mimo wielokrotnego udowodnienia jej nieprzydatności przeżyła ona każdą rewolucję – marginalistyczną, keynesowską, monetarystyczną i instytucjonalną.
Studentom ekonomii na pierwszym i drugim roku wałkuje się teorię konsumpcji i teorię przedsiębiorstwa, które są ledwie wstępem do wstępu wiedzy o ekonomii. Bardziej uczą w dodatku jak posługiwać się matematyką, liczeniem pochodnych i zachowania się parametrów w warunkach równego rozkładu prawdopodobieństwa, wobec czego wyobcowanie ekonomistów zajmujących się mikroekonomią od rzeczywistości należy uznać za wielce prawdopodobne.
Do rzeczy: Teoria konsumpcji w wersji okrojonej dla dzisiejszych studentów (którzy w 99% i tak zapomną wszystkiego po zdaniu egzaminu) mówi, że użyteczność rośnie z każdą jednostką, ale rośnie za każdym razem o coraz mniejszą wartość. Użyteczność krańcowa maleje, mówiąc w języku ekonomistów. Opiera się to na bardzo prymitywnej i dawno obalonej hipotezie psychologów o potrzebie coraz większego bodźca do osiągnięcia tego samego efektu. Mówiąc po ludzku: Człowiekowi spragnionemu pierwsza szklanka przynosi ulgę. Ale na dziesiątą nie będzie mógł już nawet spojrzeć.
W rozszerzonej teorii decyzji ekonomicznych krzywa użyteczności może mieć w zasadzie każdy możliwy kształt przewidziany dla krzywych – i nie być nawet policzalną funkcją. Już tutaj użyteczność postrzegania wyliczeń użyteczności przez funkcje powinna być raz na zawsze zakwestionowana.
W systemie wartości i zestawie warunków zewnętrznych mogą w dodatku zachodzić takie zmiany, że więcej tego dobra może przynosić raz to więcej, raz to mniej użyteczności niż mniejsza ilość w podobnej sytuacji (klasie zdarzeń). Dzieje się tak, ponieważ – w przeciwieństwie do układu współrzędnych i ołówka – w rzeczywistości użyteczność zależy od efektów komplementarnych i substytucyjnych. Rozpatrując dwa dobra można przyjąć, że prawdopodobna jest sytuacja, w której użyteczność 3 jednostek pierwszego dobra jest większa, gdy ilość drugiego wynosi 0, od sytuacji w której ma się 3j. pierwszego i 2j. drugiego. Np. kiedy ma się jeden stół i komplet krzeseł, to każde następne krzesło do niego będzie zbędne, a nawet w pewnym sensie szkodliwe, gdyż będzie zajmować resztę przestrzeni mieszkalnej.
Teoria konsumpcji ratuje się tutaj efektem komplementarności i limitacji. W pierwszym wypadku użyteczność pierwszego dobra zależy od użyteczności czy nawet (fizycznego) wystąpienia drugiego. Limitacja oznacza, że tylko konkretne kombinacje dóbr przynoszą wzrost użyteczności. Odwrotnym efektem jest substytucja: Wtedy użyteczność z powodu jednego dobra wzrasta przy warunku spadku użyteczności drugiego.
Najczęstszy kształt ma krzywa, która załamuje się wskutek nasycenia i następnie maleje wskutek przesycenia danym dobrem. W dodatku użyteczność jest mglistym parametrem, a jego zderzenie z rzeczywistością pojawia się, kiedy będziemy próbowali rozbić jednowymiarowość pomiaru (Bóg jeden wie, w jakich jednostkach mierzy się ludzkie szczęście) i wprowadzimy dwa parametry. Wtedy użyteczność może leżeć (znowu tylko Bóg to wie) w jakim punkcie wielowymiarowej przestrzeni, a wypadkowa użyteczności w postaci wektora może pokazywać zaskakujące rzeczy. Należy przywołać tutaj przypadek osób uzależnionych od narkotyków, hazardu, pornografii, alkoholu, papierosów lub nawet zwyczajnego obżarstwa. Mimo, że chwilowa użyteczność często wzrasta skokowo na jednym obszarze („uczucie ulgi”), to konsekwentnie (w małych interwałach) obniża się. Nie wiadomo jednak jak zagregować wartość użyteczności przy połączeniu uczucia „ulgi” i „uzależnienia” – wiemy, że pierwszy ma znak plus i powoduje gwałtowną, ale chwilową poprawę samopoczucia, drugi ma znak minus i powoduje sukcesywną, trwałą, ale małą obniżkę tego samego samopoczucia (w wyniku pogarszającej się sytuacji życiowej).
Teoria racjonalnego wyboru Ludwiga von Misesa, będąca częścią marginalistycznej rewolucji, także nie potrafi wyjaśnić tego fenomenu. Zajmując się badaniem racjonalności działania ex ante nie podejmuje się opisu jej powiązań z jakąkolwiek oceną racjonalności ex post, tym samym stając się technicznym opisem przebiegu działania (które powodowane są jakimiś „wartościami ostatecznymi”), ale niemającymi w gruncie rzeczy mocy normatywnej. Sytuacja jest tutaj nawet gorsza niż w przypadku teorii klasycznej, która dopuszcza wielowymiarowość „pomiaru” (nie należy tego mylić z pomiarem metrycznym w potocznym rozumieniu).
Wg Misesa, fakt dokonania działania ma dowodzić, że system wartościowania jednostki znalazł jakąś drogę na pokonanie sprzeczności i dokonał psychologicznej agregacji różnych wymiarów użyteczności, tym samym uporządkował uświadomione alternatywy w jakimś porządku i dokonał wyboru tej optymalnej. Będącym krytykiem starych „klasyków” myśli ekonomicznej, Mises milcząco założył tę samą jednowymiarowość odczuwanej użyteczności (od której nowoczesna teoria decyzji dawno odeszła) – czynność dokonuje się przez manifestację preferencji konsumenta. Niestety, w żaden sposób nie wyjaśnia to fenomenu, w którym jednostka umyślnie pogarsza swoją pozycję życiową, zawodową, samopoczucie, zdrowie, jakość relacji międzyludzkich – słownie każdy wymiar, który składa się na użyteczność – czyli właśnie przypadki uzależnienia (użyteczności negatywnej).
Nawet jeśli działająca jednostka wyraża żal i uświadomienie utraty użyteczności chwilę po zażyciu „dawki” dobra o negatywnej użyteczności, wynika to z nagłego skoku „parametrów” wartościujących w systemie wartości danej jednostki – tuż po zażyciu, bo przy zażyciu następnej „dawki” znowu mamy skok w inną stronę, itd. W gruncie rzeczy jest to bezużyteczna tautologia, gdyż każde zdarzenie jest we wszystkich okolicznościach jednorazowe (unique) – ale posiada cechy wspólne z innymi co do niektórych okoliczności – oraz wykazuje na tyle podobieństwo, że można je zapisać do (wystarczająco wąskiego) interwału tej samej „klasy” (prawdopodobieństwa) zdarzeń, przez co można mówić o „podobnych” sytuacjach.
Powód, dla którego tzw. „przymus” ma destrukcyjny wpływ na ostateczny efekt działania, nazwać można u Misesa introspektywnością preferencji. Hipoteza, że to jednostka jest najlepiej poinformowana o tym, dlaczego chce i dokonuje danej czynności, jest najczęściej prawdziwa, ale po raz kolejny dotyczy ona osób „ukształtowanych” (kiedyś w teorii klasycznej taką osobą był homo oeconomicus). Np. małe dziecko ma małą świadomość, dlaczego podejmuje taką, a nie inną decyzję (np. by wymusić na rodzicu płaczem lub krzykiem taką, a nie inną akcję), mniejszą świadomość dokonywanego aktu i jeszcze mniejszą możliwych konsekwencji. Ewentualny „sukces” takiego dziecka w wymuszaniu dobrych w tej jednej chwili skutków działania może mieć fatalne konsekwencje w przyszłym życiu – np. poprzez wychowanie dziecka zbyt rozpieszczonego, pretensjonalnego, chciwego itp. itd.
Nabyte w okresie wczesnodziecięcym nawyki często mszczą się w okresie życia dorosłego – a dana jednostka nie ma takiej siły psychicznej, aby samodzielnie wyjść poza ramy struktury umysłowej, w jakiej wpędziło ją wychowanie za młodu. Istnienie przewlekłych schorzeń psychicznych jak depresja, nerwica, schizofrenia, fenomen wypalenia czy kobiece borderline doskonale obrazuje fenomen ambiwalencji użyteczności, o ile jednostka faktycznie sama wpędziła się w takie stany.
Sytuacja jest modelowa w przypadku osób uzależnionych. Wektor preferencji w postaci konieczności przyjęcia następnej „dawki” i powodujący – opisując wszelkimi możliwymi kryteriami empirycznymi i psychologicznymi – jej spadek może jest „racjonalnością ex ante”, być może rzadko daje się na to wpłynąć poprzez metody paternalistyczne (kolejna niesprawdzone milczące założenie wśród „Austriaków”), ale z jakiego powodu odmawiać deskryptywnego opisu racjonalności ex post pojąć nie sposób.
Teoria Misesa broni się w sposób osobliwy: poprzez zawężenie samej decyzji do bardzo krótkiego interwału czasowego, w którym jednostka dokonuje decyzji – na tyle krótkiego, że „paternalistyczne” wpływy zostają wyizolowane i liczy się sama manifestacja preferencji per se. W momencie podejmowania danego działania jednostka staje się zatem – jak to bywa w każdym znanym nam liberalizmie – kosmosem dla samej siebie. Ciągle jednak nie daje nam to odpowiedzi na pytanie, dlaczego (odgórne) wpłynięcie na system wartości danej jednostki nie jest możliwe z pozytywnym skutkiem dla niej samej: Jeśli dowieść empirycznie pożyteczności tej czy innej normy społecznej, albo przekonać („racjonalność wartości”) o jej użyteczności samej w sobie, to jednostka może ją zinternalizować (choćby na krótki moment przed podjęciem decyzji) i podnieść użyteczność podejmowanych przez siebie decyzji. Tak jest przecież z wychowaniem rodzicielskim: Polega ono na nakłonieniu dziecka do zinternalizowania odgórnych nakazów wydawanych przez rodzica.
Nie zawsze odbywa się to bez przymusu – a nawet, gdyby uniknąć analogii do monopolu na przemoc państwa, to rodzice mogą stosować na tyle liczne środki perswazji, że w swoim ciężarze gatunkowym stają się one przynajmniej bliskie przymusowi. W jaki sposób dziecko nie internalizowałoby wydawane nakazy – poprzez strach przed karą czy głodem – dokonuje się jednak modyfikacja preferencji i to w bardzo krótkim czasie.
Oczywiście, wybieg z zawężeniem czasu podejmowanej decyzji radzi sobie jako tako z tym argumentem. Lecz rzadko kiedy decyzja jest „wykonywana” w na tyle krótkim okresie, że można wyizolować ją do własnego kosmosu jednostki. Bywa, że podejmuje ona takie zobowiązania, z których przez długi okres nie może się wycofać, gdyż groziłoby to jeszcze gorszymi reperkusjami. Na jej system wartości wpływa oczywiście wtedy zmiana w zestawie okoliczności w otoczeniu działającej jednostki. Tylko że wtedy nie ma sensu mówić o spójnym wyborze ani o wzroście użyteczności. Jeśli dokonanie decyzji zajmuje na tyle długi okres czasu, że okoliczności są w stanie bez wpływu jednostki zmienić na niekorzyść wartościowanie podejmowanej decyzji, to nie można mówić jednocześnie o a) spójności systemu wartości w dokonywaniu wyboru (a co za tym idzie, racjonalności w ogóle), b) racjonalności ex ante danej decyzji, gdyż nie są znane wszystkie mające znaczenie okoliczności jej podejmowania.
Braki w systemie informacyjnym danej jednostki, dzisiaj zwane asymetrią informacji, oraz głębokość początkowego bodźca skłaniającego do podjęcia szkodliwej decyzji, nie można tłumaczyć nagłym skokiem w wartościowaniu, gdy mamy do czynienia z jednostkowym i pojedynczym działaniem. Dobrowolność i przymus nie mają żadnego zastosowania do takich sytuacji, kiedy trzeba ocenić użyteczność danej decyzji konsumenckiej.
Podstawowym problemem zarówno teorii klasycznej, jak i Austriaków pozostaje zatem jednowymiarowa emulgacja zamanifestowanej preferencji, jak i użyteczności wyrażającej się po podjęciu na podstawie zamanifestowanej preferencji decyzji. Nie ma jednak żadnych podstaw do tego, by preferencje (ex ante) miały charakter jednowymiarowy i dały się w dodatku zagregować.
Nie ma też żadnego powodu, by sądzić, że decyzja miała jednowymiarowe skutki – a przynajmniej wielowymiarowe z każdorazowo pozytywnymi składowymi. Faktem jest, że w przestrzeni użyteczności objawi się nam jakiś wektor. Nie mówi nam on jednak nic o psychologicznej i socjologicznej dyspozycji jednostki po podjęciu decyzji. W zasadzie możemy w dowolnym układzie współrzędnym umieszczać sobie punkty użyteczności wedle własnego uznania i potem dokonywać korelacji – jak to robią za pomocy kwestionariuszy psychologowie i pedagodzy.
Wracając jednak do przykładu człowieka uzależnionego: Jego samopoczucie może się (chwilowo lub trwale, bez znaczenia) poprawić w wyniku stymulacji. Jednak jego zdrowie, portfel, relacje społeczne ucierpią. W konsekwencji ucierpi (długofalowo) także i samopoczucie, mimo, że będzie je sobie chwilowo poprawiał kolejnymi dawkami. W układzie współrzędnych będziemy mieli do czynienia z sekwencyjnymi skokami to w górę (przy „zażyciu”), to w dół (po „zażyciu”) – aż do momentu wyczerpania lub rezygnacji (i powolnego, bolesnego odbicia?).
Nie ma sposobu, by za pomocą instrumentów teoretycznych wyrazić „kondycję” takiej jednostki. Można za to empirycznie (naocznie) stwierdzić, na jakich płaszczyznach topologicznych jej sytuacja się pogorszyła – i „ręcznie” skorygować za pomocą negatywnej części sekwencji położenie w układzie współrzędnych. Nie ma jednak żadnego wzoru matematycznego ani nie da się sposobem dedukcji dojść do narzędzia, który by za pomocą funkcji czy łączenia elementów zbioru opisać każdorazowo takie zdarzenie. Wielokrotne porażki mikroekonomii na polu wyjaśniania zachowania konsumenckiego świadczą dość o tym, by wywiesić białą flagę i przestać uprawiać tę sztukę dla samej sztuki.
Nie każde ludzkie działanie jest zatem racjonalne. Nie można pominąć zmieniających się w czasie dokonywania decyzji okoliczności zewnętrznych, ambiwalencji skutków („psychologia kwantowa” w zjadliwym określeniu podczas jednej z dyskusji autora), użyteczności negatywnej, sprzeczności w systemie wartości danej jednostki („nietranzytywności preferencji”) i jego niespójności przy występowaniu wąskich klas zdarzeń.
Rolą czy to państwa, czy rodziców, czy np. doradcy ekonomicznego jest zawsze korekcja tych fenomenów. W przypadku państwa jest to np. stosowanie mocnych bodźców w postaci kary za złamanie zakazu – czy to kupna narkotyków czy jazdy pod wpływem alkoholu. Techniczną przeszkodą jest tylko format kary i zakres przewinienia, np. czy np. lepiej karać odebraniem prawa jazdy na 3 lata za przekroczenie dawki 0,2 promila (podczas, gdy taką dawkę można osiągnąć po zażyciu pewnych leków) czy dożywotnie odebrania prawa jazdy za jazdę powyżej 0,5-0,7 promila, co oznacza, że mamy w oczywisty sposób do czynienia z nieodpowiedzialnym „idiotą”, świadomie stwarzającym niebezpieczeństwo na drodze. Tak samo czy karać karą śmierci dilera „twardych” narkotyków, który sprzedał narkotyki człowiekowi, który w wyniku tego umarł (w wyniku przedawkowania lub wypadku skutek zażycia) i dożywociem w innych przypadkach.
Są to jednak sprawy techniczne, kwestie doprecyzowania zakresu praw i obowiązków, ale zgodnie z liberalnym podejściem: podniesienie ram danego wykroczenia musi skutkować zaostrzeniem kary za ich przekroczenie.
Tylko wskutek zaostrzania bodźców wpływających na preferencje („internalizacja”) ludzi daje się osiągnąć wymierne efekty. Np. wszem i wobec dyskutowana kwestia zakazu aborcji: Ku słusznej zgrozie konserwatystów w Polsce, przy sprawie Bratkowskiej okazało się, że kobieta może samodzielnie dokonać aborcji i nie spotka ją za to żadna kara – zatem zakaz jest czysto nominalny, bo nie daje żadnych kosztów, które w systemie informacji uwzględniłaby jednostka – a co za tym nie wpłynęłoby to na internalizację tego w systemie wartości („racjonalność celu”) i odstraszenia od takich działań. To samo tyczy się zupełnie niekaralnej turystyki aborcyjnej, która mogłaby być karana z tego samego precedensu, za który karze się szpiegostwo – też nie trzeba być „fizycznie” na terenie danego kraju, by popełnić przestępstwo przeciw niemu i jego obywatelom. Zakaz aborcji jest w Polsce pustym prawem dla samodzielnie ją wykonujących kobiet, co notabene powinno cieszyć rozmaite feministki.
Ekstremalnym przypadkiem sukcesu w „wyostrzaniu bodźców” kosztowych działania jednostki jest Singapur, gdzie w celu zachowania czystości zabrania się nawet – pod groźbą 3 dni więzienia lub 500 dolarów kary – wyrzucania gumy na chodnik. Metoda ta jest skuteczna, chociaż politycznie niepoprawna, dowodzi słuszności naszym wnioskom. Wyrzucanie śmieci na ulicę może przynosić wzrost użyteczności jednostce, która to robi – obniżając użyteczność reszcie – a w efekcie „zarażania” zachowaniem i wyrzucaniu śmieci przez innych – także sobie, obalając racjonalność swojego zachowania. Rząd singapurski przecinając ten swoisty „dylemat więźnia” skłania swoich obywateli ku racjonalności w działaniu i znalezieniu społecznego konsensusu.
Świadomość wysokiej kary wymiernie wpływa na preferencje ludzi poprzez zwiększanie kosztów danej (szkodliwej) decyzji. Nawet w przypadku ograniczonej racjonalności, działające jednostki nie są pozbawione całkowicie zasobu informacji na temat okoliczności swoich decyzji. Uczestnicy ruchu drogowego tylko dlatego docierają w większości do celu, gdyż są przekonani, iż inni uczestnicy stosują się do tych samych reguł, oczywiście kwestią dyskusyjną pozostaje ich zasadność technologiczna, ilość oraz ilość wykolejeńców mimo to się do nich niestosujących. Ustalenie takowych powoduje, że zostaje przecięty węzeł gordyjski w sytuacji, gdy każdy patrzy na każdego z pytaniem, co robić. Profesor Bolle wyjaśniał to na podstawie częstego w socjoekonomii dylematu wolontariusza. Znalezienie wśród obserwatorów osoby chętnej do pomocy drugiemu człowiekowi w nagłej sytuacji spada wraz z ich liczbą. Każdy liczy na to, że inna osoba „się tym zajmie”. W przypadku ustalenia reguł uczestnicy mogą zostać poinformowani, w jakim środowisku się poruszają – zatem jakie okoliczności decyzji i skutki nastąpią. W tym przypadku jest to ustawowy nakaz pomagania osobom rannym w wypadkach.
Porównanie z osobą sędziego (arbitra) sportowego jest całkowicie adekwatne. Sędzia (przynajmniej teoretycznie) nie uczestniczy w grze, tylko pilnuje dochowania interpersonalnie obowiązujących reguł, których nauka leży w gestii sportowców i w części także trenerów, a nawet obserwatorów, jak np. zakaz robienia awantur na trybunach czy masowego wbiegania na boisko. Zasadność reguł jest dyskutowalna, ale ich zmiana, zniesienie lub poszerzenie dotyczy wszystkich konkurentów (nie ma handikapów) – nie ma wybiórczości. Jest to dobre wyjaśnienie wielu klęsk legislacyjnych państwa: Ma to swoje źródło w ogromnej wybiórczości grup docelowych danych przepisów. Np. jedni (chociaż zdolni i przedsiębiorczy) mają zakaz wykonywania danego zawodu, a inni mogą wykonywać go ze szkodą dla konsumentów tylko dlatego, gdyż mają odpowiednie „papiery” lub koneksje.
c.d. nastąpi.
Kamil Kisiel
Kategoria: Ekonomia, Kamil Kisiel, Społeczeństwo