Kubiński: Pijany Kutuzow białej Rosji (rzecz o Władimirze Maj-Majewskim)
W przypadku przegranego starcia poszukiwanie błędów i uchybień, jakie doprowadziły do takiego, a nie innego rezultatu, wydaje się być decyzją oczywistą. Rzadko jednak prosty rozrachunek z przeszłością nie zamienia się w jednoznaczne szukanie kozła ofiarnego, dzięki krwi którego cała reszta może oczyścić się z zarzutów i wyrzutów sumienia, a także przedstawić następnym pokoleniom prosty i niewymagający intelektualnego wysiłku obraz historii. Spod warstwy pomówień i uzasadnionych oskarżeń ciężko jest później wydobyć na światło dzienne osobę rzeczywistą, zredukowaną tutaj do roli dodatku do własnej czarnej legendy. Taki los spotkał generała Władimira Zenonowicza Maja-Majewskiego, jednego z dowódców wojsk białych na południu Rosji i uczestnika kluczowej dla przebiegu Wojny Domowej ofensywy na Moskwę. Człowieka wielowymiarowego, niepozbawionego wad i popełniającego błędy, ale pod pewnymi względami wybitnego. Przebieg konfliktu sprawił, że najczęściej bywa przywoływany przede wszystkim jako generał klęski, chociaż prawda, jak zwykle, okazuje się być o wiele głębsza.
Jeżeli należałoby wskazać jakąś szczególną wyróżniającą tego dowódcę na tle innych białych generałów, wybór padłby zapewne na wygląd, który można określić jako wybitnie niewojskowy. Maj nie miał w sobie nic ani z azjatyckiej stanowczości Korniłowa, ani z arystokratycznego chłodu baronów Wrangla i Ungerna, ani nawet z bezpretensjonalnej surowości Markowa i Drozdowskiego. Był bardzo tęgi i średniego wzrostu, miał krótką szyję, a także nosił okulary. Dla legendarnego ,,Czarnego Barona” była to aparycja godna raczej komika niż dowódcy, w czym można znaleźć sporo racji. Pod tą niepozorną skórą krył się jednak człowiek, dla którego walka była naturalnym żywiołem, a także żołnierz godny płynącej w swoich żyłach krwi starej polskiej arystokracji.(1) Na linii ognia znajdował się wielokrotnie już na frontach Wielkiej Wojny, a w trakcie ofensywy Kiereńskiego z 1917 roku osobiście poprowadził żołnierzy swojej dywizji do ataku na niemieckie pozycje. Nienawidził parad, w czasie których niemalże tonął we własnym pocie i zdecydowanie preferował przebywanie na froncie. […] ten człowiek zupełnie przemieniał się po pojawieniu się na pozycji bojowej. Sapiąc, wyłaził z wagonu, szedł […] na linię, a wraz ze zrównaniem się z nią na jego twarzy pojawiała się werwa, w ruchach pewność, w chodzie lekkość. Na kule, jakby nieszkodliwe muszki, nie zwracał najmniejszej uwagi. Jego nieustraszoność udzielała się wojskom do tego stopnia, że szyki szły z nim do ataku jak na ćwiczeniach. Za tę nieustraszoność, za umiejętnośc wypowiedzenia podnoszącego na duchu słowa, ochotnicy kochali swojego Maja – tak postawę generała opisał jego podkomendny, płk Lewitow. (2) Przekonujące świadectwo pozostawił także późniejszy generał i dowódca Rosyjskiego Korpusu Ochronnego na Bałkanach w czasie II Wojny Światowej – Borys Sztejfon. Kiedy w czasie walk na początku 1919 roku jego niewielki oddział ledwo trzymał się pod naporem czerwonych, doszło do następującego wydarzenia:
Zastukał aparat telegraficzny.
-Przy aparacie generał Maj-Majewski. Jaką macie sytuację?
Sztejfon w skrócie opisał plan przegrupowania sił. Generał odpowiedział słowami:
-Zaraz przyjadę na atakowany odcinek. […]
W figurze Maja-Majewskiego było mało wojskowego. Tracił oddech i nie mógł dużo chodzić. Usłyszawszy o jego zamiarze przybycia odniosłem się ku temu sceptycznie i nie pokładałem szczególnych nadziei w przyjeździe dowódcy korpusu. Za pół godziny generał był już na naszej linii. Kule dzwoniły po parowozie i żelaznym poszyciu wagonu. Maj wyszedł i zostając na stopniach wagonu, nie zwracając uwagi ogień, spokojnie obserwował pole bitwy. Potem ociężale zeskoczył na ziemię poszedł po linii.
-Witajcie żołnierze!
-Życzymy zdrowia, wasza ekselencjo!
-I co, boisz się? – zwrócił się do jakiegoś żołnierza.
-Ani trochę. Czego tu się bać?
-Zuch. Dlaczego mielibyśmy się ich wszystkich bać?
W pięć minut padła komenda dowódcy korpusu:
-Powstań! Naprzód! Gonić tę swołocz!
Nasza rzadka linia z gromkim krzykiem ura rzuciła się naprzód. Bolszewicy nie wytrzymali szarży i pozycja została odzyskana. (3).
Warto dodać także, że niesamowita więź, jaką udało się nawiązać generałowi i jego podkomendnym, doszła do skutku pomimo skomplikowanych relacji panujących wewnątrz Armii Ochotniczej. Wojsko białych na południu Rosji walczyło już od końca 1917 roku, a jej trzon składał się z weteranów, którzy przeszli obfitujące w ciężkie boje a także próby ciał i charakterów dwa Marsze Kubańskie w roku 1918. Oficerowie i żołnierze, którzy wstępowali w szeregi później, byli traktowani z dystansem przez ,,pierwopochodników” (uczestników heroicznego Lodowego Marszu, czyli 1 Pochodu Kubańskiego). Przyznawanie stanowisk niejednokrotnie odbywało się z pominięciem faktycznego starszeństwa oraz doświadczenia. Przybyły do bazy białych w Jekaterynodarze w sierpniu 1918 roku generał Maj musiał czekać aż trzy miesiące na pierwszą dyspozycję, chociaż swój szlak bojowy w walkach z państwami centralnymi kończył jako dowódca słynnego I Korpusu Gwardii, a także kawaler licznych odznaczeń. Początek nowych bojów również nie zapowiadał się obiecująco. Generał Denikin wyznaczył go na stanowisko dowódcy złożonej z ochotników z frontu rumuńskiego 3. Dywizji Piechoty, którzy nie uczestniczyli w Lodowym Marszu, przez co byli traktowani jak ludzie drugiej kategorii. Stanowili jednak zwartą i zamkniętą grupę żołnierzy dumnych ze świeżej tradycji i przywiązanych do legendy swojego rannego (jak się później okazało – śmiertelnie) dowódcy – generała Drozdowskiego. Nad formacją nie mógł zapanować nawet bohater I Wojny Światowej gen. Astaszow. Dopiero Maj-Majewski sprostał zadaniu zjednania sobie żołnierzy, wykuwając nową legendę w krwawych bojach roku 1919, której nie złamały do końca ani późniejsze niepowodzenia, ani dymisja generała.
Na szczególne uwzględnienie zasługuje także sposób prowadzenia walki, jaki uskuteczniał generał w czasie starć Wojny Domowej w Rosji. Pomimo ogromnej dysproporcji sił jego wojskom udawało się odpierać i rozbijać o wiele liczniejsze oddziały wroga. Ważnym czynnikiem była tutaj oczywiście ,,jakość” ochotniczych oddziałów, które dzięki wysokiemu morale i doświadczeniu bojowemu górowały nad słabo zorganizowanymi i dowodzonymi formacjami Armii Czerwonej. Kluczem do zwycięstwa okazał się być jednak przede wszystkim poziom opanowania sztuki wojennej, prezentowany przez Maja–Majewskiego. Skromne siły białych tworzyły niewielkie, choć mobilne oddziały, które górowały inicjatywą oraz moralami. Skutecznie posługiwano się także środkami prowadzenia wojny nowoczesnej, jak: kolej, czołgi czy samoloty, których koordynacja pozwalała na odnoszenie spektakularnych zwycięstw. Połączenie nowatorskich metod, wraz ze skutecznymi na tak wielkim obszarze masami kawalerii, stanowiło kolejną przewagę nad bolszewikami. Nie bez powodu wielokrotnie porównywano Maja do postaci marszałka Kutuzowa, z którym dzielił on zarówno osobista odwagę i talent dowódcy, jak i posturę i problemy z oczami.
Głównodowodzący Siłami Zbrojnymi Południa Rosji (SZPR) generał Denikin doceniał jego umiejętności i skuteczność, dzięki czemu Maj-Majewski, rozpoczynający jako zwierzchnik dywizji liczącej 2,5 tys. ludzi, został wkrótce dowódcą najpierw Korpusu Ochotniczego, a następnie całej Armii Ochotniczej. Wraz ze swoimi żołnierzami w krwawych bojach oczyścił z czerwonych Zagłębie Donieckie, by wkrótce szybkim marszem wedrzeć się na wschodnią Ukrainę, rozbijając napotkane oddziały komunistów, machnowców i Ukraińców. Zwieńczeniem ofensywy było zdobycie Charkowa i Biełgorodu na początku lata 1919. Zgodnie z wydaną 3 lipca Dyrektywą Moskiewską generała Denikina, następnymi celami Armii Ochotniczej miały być Moskwa i Kijów, dostępu do których broniły, zdawałoby się, słabe i zdezorganizowane siły Robotniczo – Chłopskiej Armii Czerwonej (RKKA). Na ulicach zdobytych miast białogwardziści byli tłumnie witani jak wyzwoliciele, a w uznaniu dla swoich zasług gen. Maj został mianowany naczelnikiem Obwodu Charkowskiego. W kuluarach mówiono nawet, że Stawka poważnie rozpatruje powierzenie mu teki ministra wojny w przyszłym rządzie wolnej od bolszewików Rosji. Z kolei wyznaczenie jego armii zadania wyzwolenia stolicy było honorem samym w sobie i uznaniem go za najwybitniejszego dowódcę w całych SZPR. Gwiazda bohatera miała jednak wkrótce objawić swoje drugie – ciemne oblicze.
To właśnie w trakcie swojego kilkutygodniowego urzędowania w Charkowie gen. Maj ujawnił całość swojej osobowości i dał się poznać nie tylko jako gardzący własnym życiem żołnierz i doskonały taktyk, ale także alkoholik, rozpustnik i grabieżca. Ta ,,szerokość duszy”, której nie powstydziłby się nawet Dymitr Karamazow, zapewne towarzyszyła generałowi już od dawna (Wrangel wspomina o pijackich ekscesach Maja już w czasie jego przebywania w Rostowie na początku 1919 r., a Sztejfon o sięganiu do kieliszka już w trakcie kampanii w Zaglębiu Donieckim), jednak dopiero w szczycie splendoru pokazała się możliwość aż takiego folgowania swoim niskim potrzebom. Stawka była daleko w Tagonrogu, a nikt nie kwapił się do wyciągania konsekwencji z gorszącego stylu życia, dopóki oskarżony mógł pochwalić się tak oszołamiającymi sukcesami. Zwłaszcza, że przez niemalże cały okres kampanii wydawał się skutecznie godzić liczne spotkania z lokalnymi damami oraz kontrolowanie sytuacji na froncie. Ofensywa została wznowiona w sierpniu. Pod koniec tego miesiąca upadł Kijów, a elitarne oddziały ochotnicze skierowały się prosto na Moskwę. 20 września opanowano Kursk, a 14 października korniłowcy zajęli oddalony 400 km od Moskwy Orzeł, biorąc 8 tys. jeńców. Właśnie z tej okazji Maj–Majewski wysłał słynną wiadomość o treści Orzeł orłom. Zwycięstwo wydawało się być na wyciągnięcie ręki, a wraz z nim sława generała osiągała szczyt. Mało kto jednak spodziewał się, że było to ostatnie zwycięstwo białych w czasie kampanii moskiewskiej. RKKA odzystała Orzeł już po sześciu dniach, a w tym samym czasie czerwona kawaleria Budionnego uderzyła na chroniąca flankę ochotników Armię Dońską. Decydująca bitwa trwała do połowy listopada, a szala zwycięstwa wielokrotnie przechylała się w jedną i w druga stronę. Ostateczną klęskę przypieczętowała utrata Kurska oraz strategicznej stacji kolejowej Kastornaja, a także uderzenie czerwonych i machnowców na tyły białogwardzistów od zachodu. Przegrana bitwa wkrótce zamieniła się w katastrofę całych SZPR, które w kilka tygodni utraciły większośc swoich zdobyczy terytorialnych, a w kwietniu 1920 roku zostały zmuszone do ewakuacji na Krym. Maj nie był jednak bezpośrednim uczestnikiem wszystkich tych wydarzeń – już w grudniu 1919 został przeniesiony do dyspozycji głównodowodzącego, gdzie pozostał już do końca wojny.
W tym momencie można zadać pytanie: czy za klęskę białych na południu Rosji faktycznie odpowiedzialny jest ten jeden człowiek? Moim zdaniem tak ostre postawienie sprawy to mijanie się z prawdą, niemniej czyny generała powinny zostać oddane pod sprawiedliwy osąd. Jego gorszący tryb życia był niebezpieczny przede wszystkim pod tym względem, że udzielał się on całej armii. Przejmowanie ogromnych sum pieniędzy na swoje osobiste przyjemności było traktowane przez żołnierzy na froncie jako oficjalne przyzwolenie na kontynuowanie tego procederu we własnym zakresie. W związku z tym niejednokrotnie bardziej troszczono się o grabienie kosztowności na zdobytych terenach, niż o strategiczne potrzeby, co przekładało się na moralny rozkład w szeregach. Wielowagonowe pociągi pełne łupów tworzyły zatory na kolei, co znacznie utrudniało dostarczanie zaopatrzenia oraz zimowy odwrót. Miejsca w przedziałach często zajmowali także cywilni towarzysze ofierów, podczas gdy brakowało miejsca dla rannych. Nic zatem dziwnego, że nigdy do końca nie rozwiązano problemu chaosu na tyłach.
Polityka grabieży oraz ostentacyjnie wystawne życie przełożyło się także na spadek popularności białych na opanowanych terenach i między innymi dlatego ich panowanie nigdy nie uzyskało popularności szerszych kręgów społeczeństwa. Jeden z oficerów brytyjskiej misji wojskowej opisuje nastepujący przypadek, związany z uroczystym przyjazdem Władimira Zenonowicza do zdobytego Biełgorodu: Cudownie wyposażony pociąg de luxe stał na wprost dywanu, po którym miał wejść na stację. Dziesiątki oficerów sztabowych i wartowników, uzbrojonych po zęby, czekało na peronie na przybycie wielkiego człowieka. Jakże ten przepych kontrastował z przygnębiającym widokiem tłumu chłopów, śpiących na peronach i w wielkiej poczekalni. (4)
Sam Maj jako naczelnik obwodu charkowskiego przyczynił się do zaognienia antagonizmów poprzez odrzucenie propozycji rozmów z lokalnymi robotnikami, a także zupełne zignorowanie opanowanej przez socjalistów rady miejskiej. Wielu świadków zgodnie przyznawało, że w bezpośrednim otoczeniu generała zabrakło wówczas osób będących w stanie powstrzymać jego zgubne skłonności. Zamiast tego wokół niego zgromadziła się grupa realizujących swoje innteresy mieszczan, wśród których łapówkarstwo było zjawiskiem powszechnym. Niesławną rolę odegrał także adjutant dowódcy – kapitan Paweł Makarow, bolszewicki agent i późniejszy autor słynnych w całym ZSRR wspomnień, który konsekwentnie rozpijał swojego przełożonego. (5) Wydarzenia te przekładały się na niską skuteczność poboru oraz wzrost popularności komunistów, anarchistów i socjalistów. Poważnym, a być może najcięższym grzechem, jaki ciążył na dokonaniach generała, było jednak tolerowanie licznych zbrodniczych aktów, ofiarami krórych padali najczęściej rosyjcy Żydzi. Należy przy tym zaznaczyć, że wina nie polega tutaj na sprawstwie, lecz na braku reakcji. Swoje robiła panująca w szeregach chęć rewanżu na rzeczywistych i urojonych sprawcach rewolucji, a także ogólnie brutalny charakter tego konfliktu. Niewielu dowódców tamtego okresu zdecydowanie tępiło stosowanie terroru, który jednak po stronie białych nigdy nie przybrał charakteru zorganizowanego, jak miało to miejsce wśród bolszewików. Nie mniej do historii przeszła rozmowa, którą w 1920 roku odbył z Majem Wrangel. Kiedy ten drugi opowiedział się za zupełnym brakiem tolerancji dla grabieży, pierwszy odpowiedział: na wojnie przywóda dla osiągnięcia sukcesu musi wykorzystywać wszystko, nie tylko pozytywne, ale i negatywne cechy swoich podwładnych. Obecna wojna jest szczególnie ciężka. Jeżeli będzie pan żądać od oficerów i żołnierzy, by byli ascetami, to przestaną oni walczyć. (6)
Nie stanowi to przekonującej okoliczności łagodzącej, jednak należy nadmienić, że wątpliwy moralnie styl życia był charakterystyczny dla wielu oficerów SZPR, w poczet których można zaliczyć m.in. nadużywających alkoholu generałów Sidorina, Borowskiego i Szkuro. Przedstawianie Maja-Majewskiego w charakterze niekontrolującego biegu wydarzeń degenerata mija się także z rzeczywistością wobec świadectw twardej postawy w czasie listopadowych walk, jak i również dotyczących życia na Krymie po zdymisjonowaniu. W pamiętnikach Wrangla dostrzec można widoczną róznicę pomiędzy Majem, a chociażby uzależnionym wówczas od opium generałem Słaszczowem. Pomimo przegranej kampanii Maj-Majewski nie stracił róznież zdolności dowódczych. Kiedy na Krymie bunt podniósł kapitan Orłow, generał błyskawicznie zorganizował improwizowany oddział, z którym ruszył, by wesprzeć obronę Symferopola.
Warto dodać zresztą, że niejednokrotnie przynajmniej ograniczone plądrowanie była uzasadnione ze względu na braki w zaopatrzeniu armii. Można zatem dojść do wniosku, że ,,samozaopatrzenie” było smutną koniecznością, spowodowaną przez czynniki niezależne od Armii Ochotniczej. W sytuacji, kiedy podstawowe zapasy nie są dostarczane na front, wojsko i tak musi się wyżywić. Wypada przy tym odróżnić jednak zaspokajanie palących potrzeb od zwykłej chęci wzbogacenia się kosztem lokalnej ludności. Niepomyślne rozwiązywanie problemów administracyjnych można natomiast wytłumaczyć faktem, że powierzenie zadań związanych z zarządzaniem terenami nie należy do zadań, do których przygotowani są wojskowi. Było to zrzucanie zbyt dużej ilości zadań na człowieka, który nie był na nie gotowy. Generał reprezontawał klasyczny typ zawodowego żołnierza, dla którego polityka jest sprawą drugorzędną, a światopogląd kończy się na zasadach patriotyzmu i uznania dla autorytetu.
Innym pojawiającym się zarzutem jest po prostu błędne dowodzenie w czasie decydujących starć. Wyjaśnijmy zatem pokrótce, że na kierunku głównego uderzenia Armia Ochotnicza liczyła wówczas jedynie nieco ponad 20 tyś żołnierzy, do czego dodać można pięćdziesięciotysięczną Armię Dońską na prawej flance, która była jednak źle zorganizowana. Przeciwko nim RKKA była w stanie rzucić siły kilkukrotnie liczniejsze, a wśród nich znajdowało się wiele świeżych oddziałów z frontu polskiego, w tym weterani ze słynnych dywizji estońskiej i łotewskiej. Jeżeli prześledzimy natomiast przebieg jesiennych walk, łatwo dojdziemy do wniosku, że kluczem do przegranej wcale nie była klęska ochotników, którzy przez kilka tygodni twardo bronili się na wysuniętych pozycjach. Ostateczna porażka została zadana na obszarze działań złożonej z Kozaków Armii Dońskiej, dowodzonej przez generała Sidorina. To właśnie jej siły przegrały walkę z kawalerią Budionnego, która przecinała linie zaopatrzeniowe żołnierzy Maja-Majewskiego. W sukurs czerwonej kontrofensywie przyszła jeszcze śnieżna zamieć, uniemożliwiająca skuteczne przegrupowanie dońskich korpusów generałów Mamontowa i Szkury. Na tym jednak ,,grzechy” żołnierzy Sidorina się nie kończą. Jeden z jego najpopularniejszych dowódców – Mamontow, w czasie swojego słynnego rajdu latem 1919 r., praktycznie porzucił front z kilkoma tysiącami doborowych jeźdźców, aby grabić tyły wroga. Zrezygnował przy tym nawet z ataku na składy zaopatrzenia RKKA w Tule, co mogło walnie przyczynić się do zmiany przebiegu kampanii. Wczesniej natomiast generał Szkuro samowolnie uderzył na Jekaterynosław (dzisiaj Dniepropietrowsk), zmuszając Stawkę do śmiertelnie groźnego rozciągnięcia frontu. Sam Sidorin otwarcie ignorował założenia Dyrektywy Moskiewskiej i odmówił wydzielenia silnej grupy operacyjnej dla wspomożenia ataku na stolicę.
Braki w zaopatrzeniu oraz w ludziach także nie są winą Maja, ponieważ formowane świeżych oddziałów było nieefektywne, a jednostki zapasowe praktycznie nie istniały. Na barki Stawki należałoby także zrzucić błędy strategiczne związane z nadmiernym rozciągnięciem frontu od Kijowa do morza Kaspijskiego, osłabianiem głównego kierunku poprzez nakazenie oddelegowania nowych sił na Ukrainę, niedostateczną koncentracją sił oraz brakiem konsekwencji we wprowadzaniu planu w życie. Samo zrealizowanie operacji, w ramach której szczupłe siły miały w walce pokonać ponad 600 km, graniczyło z cudem. Szczególnie brzemienną w skutkach sprawą była praktyczna utrata kontroli sztabu nad własną armią, której dowódcy niejednokrotnie podejmowali samowolne decyzje. W wynikłej jesienią 1919 roku sytuacji wojsko oskarżanego o spowodowanie klęski Władimira Zenonowicza okazało się być jedynym, które konsekwentnie realizowało założenia Dyrektywy. Nawet sceptycznie nastawiony wobec ambitnego planu natarcia Wrangel proponował przerzucenie dodatkowych sił swojej własnej armii, które miałyby wspomóc atak na Moskwę, na co nie zgodził się sam Denikin. Dowódca Armii Ochotnicczej nie miał także wpływu na błędną politykę swoich zwierzchników, która nie potrafiła wyjść naprzeciw oczekiwaniom ludności, a brak jasno określonego programu okazał się być gwoździem do trumny SZPR.(7)
Jak się zatem okazuje Władimir Zenonowicz wcale nie był głównym winowajcą klęski białych. Chociaż nie można zapominac zarówno o tolerowaniu bezprawia swoich podwładnych, jak również o akceptacji własnych słabości, należy pamiętać, że bez tego człowieka biali prawdopodobnie nigdy nie znaleźliby się tak blisko ostatecznego zwycięstwa. Do samego końca wiedzieli to jego ochotnicy, czego doskonałym przykładem było chociażby radosne powitanie generała przez świeżo ewakuowanych na Krym korniłowców. Cenili go nie tylko ze względu na pobłażanie dla ich ekscesów, ale przede wszystkim za żołnierską postawę godną najlepszych tradycji armii rosyjskiej, którą reprezentował na pierwszej linii. Najbardziej wzruszająca scena towarzyszyła jednak śmierci generała, powalonego przez zawał na chwilę przed ewakuacją z Sewastopola. Ordynans zmarłego dowódcy miał wówczas rozpaczać, powtarzając jedynie: umarł mój generał, nie ma mojego generała. (8)
Reprezentowany przez postać Maja-Majewskiego archetyp dobrze oddaje obraz Albrechta Dürera ,,Rycerz, Śmierć i Diabeł”. Zbroja, koń i oręż mogą symbolizować przynależność do stanu szlacheckiego, a także osobiste bohaterstwo. Z jednej strony diabeł kusi bogatymi łupami oraz alkoholowym odurzeniem, z drugiej zaś śmierć odlicza czas pozostały mu przed nieuchronnym końcem związanym z chorobą serca. Właśnie taki był generał Maj-Majewski – zarówno krzyżowiec, jak i Raubritter, którego mottem mogłyby być słowa niemieckiej pieśni, inspirowanej czynami średniowiecznych rycerzy – grabieżców:
beherrschen dies Gebiet,
singen so ihr Lied
Raubritter, Raubritter,
wie weit ist unser Land,
Raubritter, Raubritter,
wie stark ist uns're Hand.
(Zajmować obszar ten
wznosząc swoją pieśń
Raubritter, Raubritter
szeroka ziemia twa
Raubritter, Raubritter
i dłoń nasza silna)
Marek Pius Kubiński
Przypisy
1. Generał pochodził z katolickiej gałęzi rodu zamieszkującego ziemię dawnej wschodniej Rzeczpospolitej, który nosił herb ,,Starykoń”. Zob. Бондаренко Вячеслав, Легенды Булого Дела, Moskwa 2017
2. tamże, s. 140. Но этот человек совершенно преображался, появляясь в боевой обстановке. Пыхтя, он вылезал из вагона, шел, […], до цепи, но как только равнялся с нею, на его лице появлялась бодрость, в движениях уверенность, в походке легкость. На пули, как на безобидную мошкару, он не обращал никакого внимания. Его бесстрашие настолько передавалось войскам, что цепи шли с ним в атаку, как на ученье. За это бесстрашие, за уменье сказать нужное ободряющее слово добровольцы любили своего “Мая”. Tłum MPK
3. tamże, s. 141 – 142, У аппарата генерал Май-Маевский. Какова у вас обстановка?” Я доложил. Утешительного было мало. “Сейчас из Юзовки высылаем во фланг ‘Генерала Кор- нилова’. Две дроздовские роты направляем для удара с дру- гого фланга. Через 10—15 минут батарея займет новую по- зицию и откроет огонь”. Аппарат “задумался”. А затем через минуту: “Я сам сейчас приеду на атакованный участок. Продер- житесь?” “Продержимся, Ваше Превосходительство. Не беспо- койтесь!” В фигуре Май-Маевского было мало воинственного. Страдая одышкой, много ходить он не мог. Узнав о его на- мерении приехать, я отнесся скептически к подобному намерению и не возлагал особых надежд на приезд команди- ра корпуса. Через полчаса генерал был уже у наших цепей. Больше- вистские пули щелкали по паровозу и по железной обшив- ке вагона. Май вышел, остановился на ступеньках вагона и, не обращая внимания на огонь, спокойно рассматривал поле боя. Затем грузно спрыгнул на землю и пошел по цепи. — Здравствуйте, п-цы! — Здравия желаем, Ваше Превосходительство. — Ну что, заробел? — обратился он к какому-то солдату. — Никак нет. Чего тут робеть? Молодец. Чего их бояться, таких-сяких? Через пять минут раздалась команда командира корпуса: — Встать! Вперед! Гони эту сволочь! Наша редкая цепь с громким криком “ура” бросилась вперед. Большевики не выдержали этого порыва — и положение было восстановлено. Tłum. MPK
4. Kinving Clifford, Krucjata Churchilla; Brytyjska Inwazja na Rosję 1918 – 1920, Warszawa 2008, s. 275
5. Na podstawie wspomnień Makarowa nakręcono w 1969 roku serial Adjutant jego wysokości, w którym pojawiała się postać inspirowanego Majem–Majewskim białego generała Kowalewskiego.
6. Wrangel Piotr, Wspomnienia tom I, Warszawa 1999, s. 372
7. zob. Соколов К. Н., Правление генерала Деникина (Из воспоминаний), Moskwa 2007
8. Легенды… s. 170
Kategoria: Historia, Publicystyka
Przeczytałem z zainteresowaniem.