banner ad

Krótko o jednolitym rynku w UE

| 6 lutego 2013 | 0 Komentarzy

euroJednolity rynek unijny stanowi nie tylko w polskiej, ale i ogólnoeuropejskiej debacie publicznej, niemal całkowity temat tabu. Także wśród eurosceptyków, rozumiejących bezsens likwidacji podmiotowości politycznej swoich państw narodowych na rzecz nowego bytu prawnomiędzynarodowego, znajduje się wielu zwolenników tzw. rynku wewnętrznego. Tymczasem w istocie single market jest odpowiedzialny za jeden z najbardziej negatywnych elementów naszego uczestnictwa w projekcie europejskim, mianowicie odgradza nas on od dynamicznie rozwijającej się reszty świata.

Na czym polega omawiane zjawisko, nazywane dawniej tzw. wspólnym rynkiem? Bardzo krótko rzecz ujmując, jest to po pierwsze swobodny przepływ towarów, usług, osób i kapitału w ramach Unii, zaś po drugie, jednolita stawka celna wobec państw trzecich oraz wspólna polityka handlowa. O ile część pierwsza jest  kwestią bezsprzecznie pozytywną, to druga wiąże się z olbrzymi stratami dla naszego kraju, które wzrastają wraz z długością trwania tego swoistego "gospodarczego więzienia".

Pozbawiając się możliwości prowadzenia samodzielnej, suwerennej polityki handlowej, Polska przestała być podmiotem światowego handlu. Prawo unijne zabrania naszemu krajowi zawierania bilateralnych umów tego rodzaju z innymi państwami, cedując ten przywilej na organy Unii Europejskiej. Oznacza to, że w dobie globalnej gospodarki, stosunki handlowe Rzeczypospolitej siłą rzeczy ograniczają się w znacznym stopniu wyłącznie do Starego Kontynentu (60-70%), który z roku na rok ma coraz mniejszy udział w powszechnym PKB. Europocentryzm w perspektywie światowej dominacji gospodarczej takich państw jak Chiny, Indie, czy Brazylia, przy jednoczesnym skokowym wzroście znaczenia szeregu niewielkich "tygrysów" z Azji, jest postawą skrajnie anachroniczną.

Jak to wygląda w praktyce? Gdy w Światowej Organizacji Handlu dochodzi do negocjacji, polska delegacja musi opuścić salę, bowiem Unię Europejską jako całość reprezentuje komisarz ds. handlu, zmuszony pogodzić 27 interesów narodowych wszystkich krajów członkowskich. Warto zwrócić uwagę, że nawet znajdujący się w podobnej sytuacji do naszej niewielki Hong Kong ma z upoważnienia Chin możliwość uczestniczenia w obradach.

Swobodny przepływ towarów jest prawie zawsze korzystny. Należy jednak odróżnić strefę wolnego handlu, taką jak NAFTA, od unii celnej, dokładającej do tego stanu rzeczy jedną politykę handlową wobec państw trzecich. W przypadku 27 różnych gospodarek o często sprzecznych interesach, musi to prowadzić do nieuwzględniania interesu ekonomicznego mniejszych krajów, będących przy tym pozbawionymi możliwości kształtowania własnych relacji handlowych. Tracąc kompetencje do wolnego handlu ze wszystkimi państwami na świecie, poza członkami UE, sami skazujemy nasz kraj na gospodarczą peryferyzację.

Polska, będąca jednym z największych partnerów handlowych Unii Europejskiej, sprzedaje Brukseli o wiele mniej, niż ona nam. To stanowi dla nas doskonałą okazję i pretekst, by wyzwolić się spod krępującego gorsetu unii celnej, wiążąc się z UE jedynie bilateralną umową o swobodnym przepływie towarów oraz kapitału.


Sergiusz Muszyński
za smuszynski.blogspot.com

 

Kategoria: Ekonomia, Myśl, Polityka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *