Kilijanek: Brzuch czy duch? Rzecz o konsumpcjonizmie.
Za nami Święta Bożego Narodzenia. Co roku przy tej okazji słyszymy niezawodne w tej sytuacji i odgrzewane rok w rok pytanie: w święta bardziej „być” czy bardziej „mieć”? Miło dowiedzieć się, że w mediach pokazujących cały rok jak by tu więcej mieć, jest przynajmniej jeden dzień na wątpliwość czy aby to „mieć” na pewno wystarczy za „być”. Piszę na ten temat po świętach, ponieważ każdą wojnę łatwiej rozważać, gdy się ona już skończy. Zatem bardziej „być” czy bardziej „mieć”??
Nasze czasy są czasami duchowej pustki. Człowiek, z definicji istota duchowo-cielesna, w wyniku zachłystnięcia się chorymi ideologiami materializmu, zaczął wypierać to, co duchowe wierząc, że to coś nierzeczywistego, niepotrzebnego, wstydliwego. Jak wiadomo życie pustki nie znosi. I tym razem pustka po wyparciu ducha nie została zastąpiona czymś równie dobrym czy chociażby pozwalającym zadośćuczynić poczuciu braku czegoś. Pałając potrzebą wypełnienia, pustka wciągnęła niedającą się zaspokoić chciwość, skierowaną w stronę materii. Duch nieskończenie przewyższa materię, chociażby swoją wiecznością. Po utracie pierwiastka duchowego, po odrzuceniu tego co ponad materią, otwiera się przestrzeń tak ogromna, że nic, co zniszczalne nie jest w stanie jej zapełnić. Tutaj powinniśmy szukać przyczyny tej niepodobnej do niczego chciwości, która z czasem prowadzi do chciwości chorobliwej, nieznającej granic ni umiaru. Zburzenie równowagi pomiędzy materią i duchem w życiu człowieka musi skutkować poczuciem braku czegoś ważnego i szukaniem czegoś, co go wypełni. Lecz tak jak ciało ludzkie nie nasyci się rozmyślaniem, tak dusza nie zaspokoi się autem, domem czy rozkoszą cielesną. Wielką tragedią naszych czasów jest niewiedza czym zaspokoić pragnienia, tak silnie targające człowiekiem.
Czasy nasze nie znają ascetów z wyboru, za to produkują na masową skalę ascetów z przymusu. W końcu w naszym przeobfitym świecie konsumpcji większość ludzi głoduje, niczym święci asceci wcześniejszych wieków. Odprawia przymusowy post zafundowany im w pewnej mierze przez bogatszą część świata. W świecie konsumpcji liczy się posiadanie, a nie odmawianie sobie. Mówią to w reklamie, krzyczą z gazet, strzelają tym z filmów, śpiewają w radiu… Kup to, wypróbuj tamto, a czemu jeszcze nie masz tego?? Ale żeby zdobyć jak najwięcej, musisz zarobić jak najwięcej. Niekoniecznie zważając na środki prowadzące do tego celu. Czy w pogoni za „mieć” jest czas rozpatrywać czy człowiek wytwarzający dobra, na których zarabiasz ma za co wyżywić rodzinę? Nie. Jego dzieci są głodne? Trudno, może dogłodują się swojej świętości jak dawni asceci?
Ale czy gdyby robotnik zarabiał więcej, to czy jego BYT by się poprawił czy raczej zwiększyło jego POSIADANIE? Często patrząc na biedę można się zdumieć ile ona ma telefonów komórkowych, kosmetyków, nie mając jednocześnie żadnej książki czy krzyżyka na szyi. Otóż upadek duchowy i problem „być i mieć” nie dotyczy jedynie tych z góry, tych, którzy na „mieć” mogą sobie pozwolić. Mimo, że ryba zaczyna psuć się od głowy, to przecież kończy na najmniejszych ościach…
Problem „być i mieć” zadomowił się także w stosunkach międzyludzkich. Przyjaźń czy narzeczeństwo znaczy dziś coś zupełnie innego. Inaczej przebiega, ma inne cele. Zamieszkanie razem przed ślubem, praktykowane dzisiaj nagminnie, jest prostą konsekwencja zmaterializowania i skonsumpcjonizowania świata. Nikt już nie trudzi się powstrzymywaniem pragnień. To wbrew filozofii konsumpcjonizmu. Jeśli chcesz, to bierz i to natychmiast. Nie ma sensu wyczekiwać, pielęgnować piękna dla niego samego, koić wzburzona krew konwenansem bo „tak przystoi”. Nie ma dziś Werterów ubóstwiających osoby, w których ulokowano uczucie, niewymagających niczego poza spojrzeniem, uśmiechem, przystojną rozmową. Mamy za to barbarzyńców, którzy biorą to, co chcą. Płaskich jak ich materialistyczne pojęcie rzeczywistości i chciwych jak ich tego nauczył świat. Barbarzyńca wkracza i wyciąga łapy po wszystko, nie zważając na świętość, nie dając nic w zamian.
Życie dzisiaj można przyrównać do „żarcia”. Dziś ludzie „żrą”, a nie żyją. Coraz bardziej upodabniając się do świń. „Żrą” do rozpuku, pochrząkując groźnie, gdy ktoś wskaże im coś, stojącego wyżej niż ich pełne koryto. Ludzie powinni strzec się, aby ich karki nie zaczęły przypominać świńskich bo z czasem, tak jak i one, nie będą już mogli patrzeć w niebo.
W czasach, kiedy wszystko ma swoją cenę, nie wszystko jest w cenie. Są towary, za które płaci się słono, a mimo to ustawiają się po nie kolejki: fałsz, bezwstyd, prostactwo, głupota. Ale towary, na których dawni ludzie robili fortuny dzisiaj można dostać w promocji i na wszelkiego typu wyprzedażach lub jako dodatek do pasty do butów: bezinteresowność, prawdomówność czy poświęcenie dla drugiego. Są też i takie towary, których obrót jest zakazany, a częstokroć karany jak: czystość, wiara w Boga czy honor.
Z odrzucenia wiary w nadprzyrodzoność wpada się w wir chciwości, z którego tak trudno wyjść. Jeśli człowiek nie wierzy w Boga, w życie poza tym, jakiego doświadczamy na ziemi, to nie ma sensu ograniczać się chcąc bardziej „być” ze stratą dla „mieć”. Nic nie wypełni luki po duchowości. Można tylko bardziej staczać się w otchłań posiadania i samonapędzającej się chciwości, która jak wiemy, nigdy nie może zostać zaspokojona.
Karol Kilijanek
Kategoria: Karol Kilijanek