banner ad

Katolicy a umysł burżuazyjny

| 15 października 2014 | 0 Komentarzy

kaplicy sykstynskaW 1935 roku Christopher Dawson opublikował wspaniały artykuł pod tytułem „Katolicyzm a umysł burżuazyjny”  1 Dziś artykuł ten zdaje się być istotniejszy dla katolików w USA bardziej niż kiedykolwiek, oto bowiem mamy do czynienia z wyraźniejszymi wyborami kulturowymi, niż pięćdziesiąt, lub nawet dwadzieścia lat temu. W szczególności możemy zobaczyć różne grupy subkulturowe, opowiadające się za niektórymi z pomysłów, które Dawson uważa za naturalną część cywilizacji katolickiej, ale przeważnie grupy te nie mają żadnego związku z Kościołem, nie są świadome swojej, czasem głębokiej sympatii wobec ważnych elementów kultury katolickiej, oraz, co dziwne, grupy te razem ze sposobami życia, które obrały odrzucane są przez skądinąd gorliwych i ortodoksyjnych katolików. Po krótkim podsumowaniu artykułu Dawsona, rozwinę ten wątek bardziej szczegółowo.

Dawson zaczyna od stwierdzenia, że cywilizacja burżuazyjna i cywilizacja katolicka są wobec siebie fundamentalnie antytetyczne. Dzisiaj jednak, cała nasza kultura przesiąknięta jest burżuazyjnymi ideałami, ale jeśli zerkniemy o jeden wiek wcześniej, kiedy burżuazja była tylko jednym z elementów  społeczeństwa, będziemy mogli dostrzec cechy specyficzne dla umysłu burżuazyjnego, oraz zobaczyć, dlaczego umysł ten jest tak bardzo przeciwstawny do katolicyzmu.

Pierwszą cechą, umysłu burżuazyjnego, o której pisze Dawson, jest jego urbanizm:

Zawiera w sobie oddzielenie człowieka od natury i życia ziemi. Zmienia chłopa w piastunkę maszyn, a drobnego właściciela ziemskiego w sklepikarza, póty wiejskie życie ostatecznie stanie się niemożliwe, a sama natura zniekształcona przez destrukcję terenów wiejskich, oraz zatrucie gleby, wód i powietrza.2

Po drugie, duch burżuazyjny cechuje się osobliwym stosunkiem do życia gospodarczego. Zamiast miłości artysty, czy rzemieślnika do swych wyrobów, traktuje rzeczy, z którymi ma styczność jako zewnętrzne i bezosobowe. Widzi w nich zaledwie obiekty wymiany, których wartość mierzy się tylko pieniądzem. Nie ma znaczenia, czy obcuje z dziełami sztuki, czy tanimi, typowymi garniturami: liczy się tylko wolumen transakcji i wielkość zysków, z nich płynąca.3

Co więcej, „przedstawiciel burżuazji jest przede wszystkim zarobkiewiczem, naraz władcą i sługą monety, a rozwój jego społecznego panowania dobitnie pokazuje stopień, w jakim cywilizację i ludzkie życie zdominowała potęga pieniądza.”4 Dawson kończy swój esej tłumacząc, że prawdziwa cywilizacja katolicka zdominowana jest przez ducha miłości, miłości do Boga, którą wyraża żywotną sztuką, muzyką i innymi pozaekonomicznymi środkami. Z drugiej strony cywilizacja burżuazyjna nigdy nie wzniesie się ponad przeważnie światowe motywacje i maksymy, typu „Uczciwość jest najlepszą polityką,” itp.

Uważam, że nikt w swej spostrzegawczości nie pominie faktu, że niektóre z cech wymienionych przez Dawsona jako nieburżuazyjne i pokrewne kulturze katolickiej jest dziś pokaźnie waloryzowanych przez niektóre grupy w USA. Mam na myśli to, co przeważanie określa się mianem kontrkultury. Kontrkultura nie jest pojedynczym fenomenem, ale istnieją w niej grupy mocno akcentujące takie cnoty, jak wartość bliskości z „naturą oraz…życiem ziemi,” nie prokurowanie „destrukcji wsi oraz zatrucia gleby, wód i powietrza” oraz nastawienie artysty i rzemieślnika wobec wykonywanej pracy. Niefortunnie, osoby te nie rozpoznają własnej koligacji z kulturą katolicką (koligacji manifestującej się u niektórych również w ich stosunku do środków antykoncepcyjnych, systemu państwowego szkolnictwa, spółdzielczych przedsięwzięć gospodarczych, karmienia piersią itd.); jest to strata zarówno dla nich, jak i dla nas w Kościele. W pierwszej kolejności osoby te pozbawione są wielu korzyści płynących z uczestnictwa w Mistycznym Ciele Chrystusa, ale również klucza dla swojej krytyki współczesnego życia Zachodu; my natomiast jesteśmy pozbawieni braci w wierze, którzy mogą nas nauczyć wielu cennych rzeczy; ale też potencjalnych sprzymierzeńców, którzy mogliby znacznie przyczynić się do klęski naszych sekularnych adwersarzy.

Istnieją tylko dwa sposoby umożliwiające osobom tym odkrycie katolicyzmu jako naturalnego domu. Pierwszym jest katolicka lektura: nie tylko dzieł pisarzy takich jak Dawson, Belloc i Chesterton, ale nawet starych poradników, np. dla katolickich rodziców, zalecających m.in. karmienie piersią w latach czterdziestych i pięćdziesiątych, kiedy to prawie nikt nie niańczył swych dzieci. Jednak z wielu powodów garstka osób odkryje te książki. Nawet te najlepiej znane, są w znacznej mierze ignorowane przez ogólny establishment (burżuazyjnej) kultury, i jeżeli ludzie nie wejdą w styczność z kulturą katolicką, nawet nie będą wiedzieć, że taki człowiek jak Dawson w ogóle istniał, a tym bardziej, co miał do powiedzenia. Spójrzmy więc na drugi sposób.

Drugim sposobem na odkrycie w katolicyzmie prawdziwego domu przez proponentów kontrkultury jest dostrzeżenie, że prawie wszyscy katolicy wiodą swe życie odrzucając wartości burżuazyjne, a także, że istnieje katolicka kontrkultura, która wojowniczo staje w obronie wielu wartości, które są im drogie, przy czym robi to bardziej konsekwentnie i z bardziej kompletnych pozycji intelektualnych.  Jeżeli spojrzą w kierunku amerykańskich katolików, dostrzegą prawdopodobnie dwa obozy, z których każdy angażuje się w wyrażanie własnej wizji katolicyzmu, oraz podejmuje wiele aktualnych spraw politycznych, społecznych i moralnych.

Pierwsza grupa to heterodoksyjna neo-modernistyczna klika, niefortunnie przeważająca dziś liczebnością. Wobec nich osoby związane z kontrkulturą mogą z początku odczuwać pewną więź, ponieważ neo-moderniści prawdopodobnie faworyzują kontrkulturę w ogólności, ale z tych samych powodów, z których czynią to świeccy liberałowie; tzn. ponieważ jest nowa, odmienna, oraz (jak im się wydaje) przeciwstawna tradycyjnej cywilizacji Zachodu (przez którą rozumieją cokolwiek uczyniono i pomyślano przed 1955).

Ale gdyby ci heretycy popatrzyli uważniej na kontrkulturę (lub przynajmniej na pewne jej elementy) myślę, że mogliby na ów widok popaść w przygnębienie. Choć niewątpliwie istnieje pewne zapanbractwo między liberalnymi katolikami, a przedstawicielami kontrkultury, to myślę, że opiera się na powierzchownej znajomości obu stron w kwestii przynależnych grupom, rzeczywistych celów.

Kolejną, jasno wysławiającą się grupą katolików w USA jest ta, którą w głównej mierze zajmuję się w tym artykule. To grupa, która żarliwie wystrzega się dogmatycznej heterodoksji i mocno przylega do magisterium Kościoła. W dodatku, grupa ta studiuje takich autorów jak Dawson, Belloc i Chesterton. W wielu przypadkach jej członkowie usiłują zanurzyć się w katolickiej kulturze i tradycjach. Są bowiem świadomi, że istnieje wielka przepaść oddzielająca współczesny Zachód od cywilizacji katolickiej. Pomimo tego, z pewnymi szlachetnymi wyjątkami, członkowie tej grupy czasami wydają się przejawiać charakter burżuazyjny w stopniu większym, niż ogólna populacja. Odrzucają np. nie tylko ekscesy ekologów, lecz czasami całą ich sprawę; wydają się spoglądać na kontrkulturę, jako bezużyteczną, zależną od mody, pobłażliwą wobec siebie samej i ekscentryczną, a w najlepszym razie utopijną; nazbyt często wchodzą w sojusze z prawicowymi ugrupowaniami, które są całkowicie burżuazyjne, popierając leseferystyczny kapitalizm i towarzyszące mu postawy i wartości. Jedynie w swym stanowisku wobec antykoncepcji oraz uznaniu dla rodzin wielodzietnych odnajdą jakąś więź z kontrkulturą. Ale dlaczego tak się dzieje? Dlaczego ci katolicy, którzy dzierżą klucz do właściwej krytyki kultury burżuazyjnej, nie dostrzegają implikacji tej krytyki; podczas gdy kontrkultura intuicyjnie wyczuwa niegodziwość wielu spraw tego świata, nie posiadając wiedzy na temat fundamentalnych zasad własnej rebelii?

W odniesieniu do pierwszego z pytań, uważam, że odpowiedź składa się z dwóch części. Ortodoksyjni katolicy bardzo często odrzucają takie rzeczy jak rzemieślnicze podejście do pracy i troska o ekologię, ponieważ ci, których widzą jako promotorów tych spraw, niekiedy promują również narkotyki, religie Wschodu, nieczystość seksualną itd. Większość ludzi jedynie przy specjalnym wysiłku i z wielkimi trudnościami potrafi oddzielić w myślach rzeczy, które notorycznie widzi jako powiązane. Ale jest zupełnie możliwe, by ktoś wierzył w pewne rzeczy, które są prawdziwe, jak i te, które są fałszywe. Dotyczy to również ruchów; mogą mieć po części rację, a po części tkwić w błędzie.

Drugim powodem, jak mniemam, jest po prostu fakt, że styl życia większości ortodoksyjnych grup katolików jest tak różny od tego, do czego aspiruje kontrkultura, że odmienność ta kreuje nieufność i brak sympatii. Ponieważ każdy, kto wiedzie to, co uznaje się współcześnie na Zachodzie za normalne życie, jest w swych postawach mniej lub bardziej burżuazyjny (co wykazuje Dawson), czymś naturalnym dla ortodoksyjnych katolików będzie spoglądanie na taki rodzaj życia, jako normę. Bez wątpienia swój wpływ odgrywa tu również wiek, ponieważ większość osób w pewnym wieku nie była pod wpływem doświadczeń, które ukształtowały kontrkulturę, więc konsekwentnie cechuje się w swym nastawieniu do niej brakiem sympatii. W tym sensie większość osób w obozie ortodoksyjnego, katolickiego ruchu oporu, a przynajmniej ci, którzy na ustach mają jego cele i przesłanki, zna kontrkulturę zaledwie z lektur.

Jeżeli na ogół sytuacja wygląda tak, jak to sugeruję, co można uczynić? Cóż, być może jest to naiwny pogląd, jednak sądzę, że musimy rozpocząć zarówno ewangelizować kontrkulturę, jak i uzmysławiać katolickich braci. Kiedy ta druga ścieżka działań zacznie odnosić sukcesy, pierwsza stanie się bardziej przystępną. Czy jednak prosto będzie zrealizować tę drugą? Prawdopodobnie nie; ale jedyne czego trzeba, to zwrócenie ich uwagi na pewne tematy i fragmenty tekstów u autorów, których już znają. Mam również nadzieję, że kiedy wzrośnie liczba katolickich liderów, których formację w dobry sposób kształtowała w jakiejś części kontrkulturowa krytyka amerykańskiego społeczeństwa, wówczas pomogą oni odrzucić dzisiejsze, burżuazyjne skojarzenia i spojrzą na kontrkulturę celem udzielania jej lekcji, ale i po to, aby samemu czerpać wiedzę.

 

Thomas Storck

 

 

 

za http://www.dystrybucjonizm.pl/katolicy-umysl-burzuazyjny/

 

Kategoria: Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *