Joseph Sheppard: Fałszywa wolność
Odkrywanie tego, czego dokonała ludzkość w swoim pragnieniu osiągnięcia „wolności” czy upowszechnieniu praw człowieka może być naprawdę pouczające. Nareszcie zbudowaliśmy utopię na Ziemi. W Europie i Ameryce Północnej stworzyliśmy społeczeństwo, które gwarantuje wszystkim wolność w czynieniu praktycznie wszystkiego, na co tylko mają ochotę. W naszym doczesnym, ręką ludzką zbudowanym „niebie” na Ziemi możemy bez problemu zabić własne dziecko przed urodzeniem (a w niektórych przypadkach – przy częściowym porodzie). Możemy także pozbyć się wszystkich tych sprawiających problemy ludzi, którzy korzystają z systemów podtrzymywania życia, takich jak tlen czy sonda żołądkowa (są przecież tak drogie!).
Mamy wolność angażowania się we wszelakiego rodzaju „związki” z każdym, bez względu na to, czy jest to relacja moralna i zdrowa. Wyzwoliliśmy miliony naszych „głupich zwierzęcych przyjaciół” z prymitywnego życia na łonie natury i obdarzyliśmy je przywilejami, które miały dotąd dzieci. Mamy wolność słowa, która zaczęła oznaczać prawo do bycia grubiańskim i wulgarnym bez względu na okoliczności. Możemy „pobierać się” tyle razy ile nam się zachce, nawet z kimś tej samej płci. Krótko mówiąc, z powodu oświecenia i współczucia, jakim charakteryzuje się współczesny system sądownictwa, człowiek może popełnić dowolny grzech, nie lękając się skarcenia, przynajmniej w tym życiu.
W sferze religijnej wyzwoliliśmy się z nietolerancji, głosząc nową religię świata. Zasługi na tym polu muszą być przyznane Kościołowi i jego przewodnictwu na przestrzeni ponad czterdziestu ostatnich lat. Ta nowa religia uznaje prawowitość wszystkich religii, a także ich równość oraz powszechność. Hinduistów zachęca się, by stali się lepszymi hinduistami. Buddystów zachęca się, aby stali się lepszymi buddystami. Jednak jest jeden wyjątek. Tradycyjnych katolików zachęca się, aby stali się… członkami nowej, światowej religii. Oczywiście w wyniku tej ogólnoświatowej zgody w kwestii wyznania winny się skończyć wszystkie wojny religijne. Niemniej jednak Kościół tzw. Prawosławny jest niezbyt tolerancyjny w stosunku do katolików. Nie można również zaobserwować strumienia miłości dla chrześcijan ze strony muzułmańskich „braci”. Ach… słodka wolności! Słodkie braterstwo! Słodka równości pośród religii tego świata!
Jak to możliwe, że tyle osób nie widzi, że co dzień po trochu tracimy prawdziwą wolność, której większą część już pogrzebaliśmy?! Człowiek bez oporu dał się zakuć w diabelskie kajdany. Pośród kakofonii haseł wzywających do tolerancji dla wszystkich można odnieść wrażenie, że tylko zło jest tolerowane. Uznaje się prawo wiedźm do „modlitw” w miejscach publicznych, lecz kolejny pomnik Dekalogu (w Caspar, Wyoming) musi być rozebrany. To nie przypadek, że im bardziej sędziowie i prawa zezwalają na moralny upadek, tym bardziej ograniczają możliwość zastosowania Boskiego Prawa w przestrzeni publicznej. Społeczeństwo, którego prawa nie wyrastają z Prawa Bożego, jest społeczeństwem złym.
Jeszcze w XIX wieku księża Spirago i Clarke opisali to fałszywe pojęcie wolności w swoim dziele The Catechism Explained:
„5. Przykazania Boże w żaden sposób nie pozbawiają człowieka prawdziwej wolności. Raczej są środkiem, by uczynić go niezależnym od stworzenia. To grzesznik upada pod brzemieniem nieznośnej niewoli. «Gdzie jest Duch Pański – tam wolność» (2 Kor 3,17). Ponadto, wolność nie oznacza prawa do czynienia tego, co nam się podoba, ale tego, co jest dozwolone. To słowo jest niezwykle często nadużywane w dzisiejszych czasach: dla wielu oznacza ono przyzwolenie, a ograniczenia nakładane przez prawo względem ich nikczemnych postępków nazywają tyranią i despotyzmem. Inni uważają, że oznacza wolność dla siebie i niewolę dla innych. Stąd też wynika fakt, że często ci tak zwani liberałowie są niezwykle nietolerancyjnymi ludźmi.”[1]
Zaiste, dzisiejsza wolność została zdefiniowana jako zezwolenie. Człowiek może grzeszyć do woli, a czasami jest nawet do tego zachęcany przez systemy prawne i sądownicze. Co więcej, sprzeciw wobec tego zezwolenia jest nazywany tyranią. Dlatego też wszystko to, co przypomina o Bożym Prawie i prawdziwej wolności, musi być starte z powierzchni ziemi. Prawdą jest również, że wolność (czy zezwolenie) dla wielu dzisiaj zaczęło oznaczać naszą niewolę.
Niektórzy członkowie hierarchii, którzy nadal nazywają się katolikami, już oddali się w niewolę masońskiego snu o powszechnej, fałszywej religii, której głową jest szatan. Wielu podąży za tymi fałszywymi pasterzami. Sędziowie usuwają Dekalog z przestrzeni publicznej, a ci apostaci robią dokładnie to samo, tyle że subtelniejszymi metodami. Zignorowali pierwsze przykazanie i publicznie znieważyli Matkę Bożą. Usiłują wyzwolić się z tego, co w ich postrzeganiu jest anachronicznym, średniowiecznym Kościołem. Wierzą, że owo wyzwolenie przyniesie pokój i wolność całej ludzkości.
Miłujący prawdziwą wolność, przyjaciele Krzyża i niewolnicy Maryi, są wezwani do świętości w tych czasach apostazji i bezeceństwa. Cytując św. Ludwika de Montfort:
„Odwagi, odwagi! Jeżeli Bóg jest dla nas, w nas i przed nami, któż będzie przeciwko nam? Ten, który w nas przebywa, mocniejszy jest od tego, który jest w świecie. Sługa nie jest większy od swego pana! Chwila małego utrapienia gotuje bezmiar chwały wiecznej. Mniej jest wybranych niż się to zdaje. Tylko ludzie odważni i gwałtowni zdobywają niebo; wieniec zaś otrzyma ten tylko, kto walczył przepisowo, zgodnie z zasadami Ewangelii, a nie wedle zasad świata. Walczmy więc mężnie, biegnijmy szybko, by osiągnąć cel, aby zdobyć wieniec!”[2]
Joseph Sheppard
Tłum: Marek Kormański
Za: www.traditioninaction.org
[1] The Catechism Explained (Rockford, IL: TAN, 1993), str. 284.
[2] Św. Ludwik Maria Grignon de Montfort, List okólny do przyjaciół Krzyża
Kategoria: Myśl, Polityka, Publicystyka