banner ad

Jakubczyk: Wolność i Tradycja: o Południowym dziedzictwie Melvina Bradforda

Profesor Bartyzel w swoim kalendarium opisał Melvina Bradforda jako historyka, literaturoznawcę i publicystę, który był także profesorem uniwersystetu stanowego w Dallas, reakcyjnym „paleokonserwarystą” i ideowym spadkobiercą Tradycji Południa. Przywiązany do tradycji amerykańskiego Południa, Bradford określał jego istotę jako opartą na wspólnotowej spuściźnie i przywiązaniu do ziemi, kontrastującym z dymiącymi kominami jankeskiej Północy. Północy, która po dziś dzień próbuje je zdominować i wyrugować z kart historii ukształtowanej przez siebie Unii. W tekście poniżej postanowiłem użyć, jako wymiennych, terminów "ziemianie" i "agraryści" od angielskiego – "agrarians". Charakterystyka południowego dziedzictwa Melvia Bradforda została ukształtowana przez ideę własności, mowy (języka ojczystego) i pamięci kolektywnej. W jego filozofii posiadłość, język ojczysty i pamięć były ze sobą ściśle powiązane, stanowiąc ostoję obrony tego, co jego mentor, Donald Davidson, charakteryzował jako "wielkie i żyjące kontinuum ludzkiego doświadczenia, wobec którego stosuje się nie do końca adekwatny termin „tradycja” ….”

 

Zarówno agrarysta, orator, jak i poeta, działają pielęgnując, wyrażając i upamiętnieniając wierzenia, obrzędy i konwencje wyróżniające i utrzymujące porządek społeczny. Doniosłość własności i wizerunek ziemianina od zawsze stanowiły podstawę konserwatywnej tradycji Południa. Południowi myśliciele, od Roberta Beverley'a poczynając, podkreślali, że własność i kontrola tejże własności były niezbędne do zachowania tzw. wolności korporacyjnej, którą Południowcy zawsze cenili  biorąc ją za podstawę ich sposobu życia. Thomas Jefferson wyobrażał sobie agrarystę jako unikalne repozytorium republikańskich cnót i Bożej łaski. Z kolei John Taylor uważał, ​​że jedynie praca na roli jest w stanie wytworzyć wartości i bogactwa, na które moc i natura człowieka mu pozwala.

 

Ziemianie [Agrarians], jak pisali Richard Weaver oraz sam Bradford, podkreślali poczucie obowiązku oraz spójności społecznej, zrodzonych z istoty posiadania, stojących w opozycji do wyzywającego i wyobcowanego indywidualizmu współczesnego życia. Dla nich ziemiaństwo nie było tylko symbolicznym obrazem „dobrego życia”. W swych pracach z zakresu historii, kultury i myśli Południa  Bradford zarysował wyraźny obraz własności oraz reprezentacji człowieka ziemi, który ​​agraryści wypracowali wyłącznie poprzez dedukcję. Bradford twierdził, że Anglicy, którzy wyruszyli na Południe [southern strand], nie szukali nowego Syjonu i nie próbowali zbudować „miasta na wzgórzu”. Starali się jedynie osiągnąć większy zakres posiadania od tego, jakim cieszyli się w swoim kraju ojczystym. Uprawiali ziemię ciesząc się  owocami swojej pracy i chwalili Boga za Jego wielkoduszność.

 

Obowiązki związane z posiadaniem i zmienność natury utrzymywały tych wczesnych południowców i ich potomków w skromności zarówno aspiracji, jak i oczekiwań. Farmerzy-południowcy, czy to wywodzący się ze szlachty, klasy średniorolnej [yeomanry] czy chłopstwa, konstytuowali dla Bradforda zarówno symboliczną, jak również realną alternatywę dla Prometeusza i Fausta, których, w ich nieustannym dążeniu i  determinacji do posiadania i podboju, uważał za figury personifikujące nowoczesność. Rozwijając tę myśl, Bradford stwierdził, że Południowcy korzystali z dobrodziejstw natury równocześnie nie próbując jej naruszyć, wykorzystać, lub zniszczyć. W przeciwieństwie do transcendentalistów i ekologistów, do których są czasami porównywani, agraryści, a później południowi myśliciele konserwatywni, nie gardzili ludzkością. Nie potępiali oni również wszelakiej ludzkiej interakcji z naturą, ani jej nie wywyższali kosztem cywilizacji. Zamiast tego, jak pokazuje Bradford, agraryści, podobnie jak ich przodkowie, wychodzili z założenia, że Bóg stworzył świat dla dobra ludzkości, nawet, jeśli powierzył go ich opiece.

 

Moralne zarządzanie przyrodą i sumienne gospodarowanie własnością były tylko dwoma z wielu obowiązków, do których wykonania ludzie zostali powołani. Życie ziemiańskie, zgodne z rytmem pór roku, doprowadziło w końcu południowców do akceptacji misterium i przypadkowości, zmniejszając  ich tolerancję wobec spekulacji eksperymentalnych, opracowanych do przekształcenia natury, społeczeństwa i samego człowieczeństwa. Dla Południa, twierdził Bradford, pewne fundamentalne pytania o Boga, naturę, człowieka i społeczeństwo zostały już rozwiązane, a zatem nie muszą być powtarzane. Ludzie pozostali zatem wolni od tego typu abstrakcji i przywiązali się raczej do określonego miejsca, konkretnych ludzi i konkretnej historii. Ta stałość wyjaśnia trwanie Południowców przy odziedziczonych sposobach działania, życia i bycia. Bradford zdefiniował Południe jako ”… długotrwałe więzi o tożsamości korporacyjnej, utrzymywane przez osoby, które przyczyniły się do ich powstania”. Charakter Południa jest  przede wszystkim społeczny, a nie indywidualistyczny. Nie opiera się na teorii, ideologii czy metafizyce, ale na doświadczeniu, praktyce i zwyczajach. Korzystając z terminów zapożyczonych od brytyjskiego filozofa, Michaela Oakeshotta, Bradford opisał Południe jako „Nomokrację” – społeczeństwo będące przykładem funkcjonalności poprzez  wspólną praktykę – a nie „Teleokrację” czyli społeczeństwo obywatelskie, streszczone przez tzw. wielki cel, który ma być osiągnięty poprzez środki uczciwe lub nieuczciwe w nieokreślonym bliżej momencie w przyszłości.

 

Zasady, zwyczaje i maniery, względem których Bradford okazywał tak głębokie przywiązanie, kształciły się i rozwijały z biegiem dziejów. Zostały one włączone do kościołów, sąsiedztwa i rodzin i przeniknęły wszystko – nawet przedmioty martwe, prawo, poezję, pieśni i opowieści. Ta specyficzna filozofia polityczna, którą Bradford opracował czerpiąc w/w źródeł, była podsumowaniem, czy też przedłużeniem, pierwotnej filozofii politycznej określonej w sposób ogólny w „I’ll Take My Stand” (1930) oraz bardziej szczegółowo w „Attack on Leviathan” (1938) Donalda Davidsona. Dla Bradforda, jak również Davidsona i wielu innych agrarystów, windykacja tradycyjnego Południa nie była nade wszystko domaganiem się dlań autonomii, a nawet wypowiedzeniem wojny przeciwko tym, którzy go próbowali ujarzmić. Przede wszystkim była ona aktem pietyzmu. Pietyzm południowych ziemian, w tym Weavera i Bradforda, był ściśle powiązany z ich lokalną wspólnotą i ojczystą ziemią, a nie państwem narodowym (waszyngtońskim). Ich zasadniczo duchowa postawa objawiała się w polityce w formie  patriotyzmu, nigdy nacjonalizmu. Ów patriotyzm był zakorzeniony w określonym obszarze ziemi, oddany bez końca tradycji i uległy wobec Boga. Bradford i jego poprzednicy odrzucali, lub przynajmniej z podejrzliwością spoglądali na wszystko, co było kosmopolityczne, populistyczne i nacjonalistyczne.

 

Rzeczywiście, poczynając od 1930 roku, konserwatywni myśliciele Południa zaobserwowali zbieżność nacjonalizmu z socjalizmem, podkreślając tym samym niebezpieczeństwo wynikające z takiej unii, a mianowicie pojawienie się nowoczesnego państwa biurokratycznego. "W swojej najbardziej ambitnej formie," – pisał Bradford  – nowoczesne państwo przepoczwarzy się (…) wykazując tendencję do absorbowania wszystkich dobrze wytresowanych obywateli, których żywoty mieści w samej sobie. Z bardzo wielkim trudem współistniejąc z oddzielnymi i charakterystycznymi elementami societas które zastąpiło; ponieważ członkami societas są osoby, a nie instrumenty. Ale teleokratczne przeprosiny za te zniewagi zawsze miały pewną wiarygodność (..) będąc w rzeczywistości tyranią "ukrytą pod przykrywką celów humanitarnych, które doprowadziły do jego istnienia." Bradford twierdził, że "prężne rządy" nowoczesnego państwa, często działające w imię sprawiedliwości, współczucia, pokoju, wolności, równości, demokracji lub jakiejś innej abstrakcyjnej teorii praw człowieka, przyniosły tylko chaos, nędzę i ruinę tym których, zamierzały wydźwignąć i chronić. Jako antidotum na te nowoczesne dolegliwości, Bradford faworyzował zwyczajowe prawidła niedoskonałości, które rozwinęły się na Południu zamiast utopijnych obietnic republiki cnót.

 

Degradacja ludzkości, jak również jej usankcjonowanie, których dokonał nowoczesny porządek polityczny, ujawniły się w korupcji języka, zwłaszcza w umyślnej, a zarazem błędnej, interpretacji jednostki jako miary wszystkich rzeczy. Charakterystyką południowej wyobraźni i dyskursu, jak wskazał Allen Tate, jest retoryka, nie dialektyka. Dla Bradforda Tateowska konkluzja oznaczała, że Południowcy nie rozumieli historii jako toczącego się według jakiegoś racjonalnego (a priori) projektu zmierzającego w kierunku racjonalnego (a priori) końca. Południowcy myśleli i wypowiadali się w zależności od okoliczności, a nie z definicji. Zachowali oni wiarę w utrwalonych rozwiązaniach, które przetrwały trudy czasu i losu. A zatem, południowy styl życia nie możne być w pełni pojętym poza określonym porządkiem społecznym, zakotwiczonym w konkretnym kontekście historycznym. Zobowiązania rodzinne i społeczne skłoniły południowców do oporu względem uroków indywidualnego osądzania i odwołania się do ideologii politycznej. Południowcy wystrzegali się używania tego, co Bradford zwał "oraculum." Nie mówili głosami bogów, głosząc wielkie odezwy o sensie ludzkiej natury i potrzeb społeczeństwa. Odczuwali, iż takowe proklamacje zmuszają do nieustannych przewartościowań credo, które mieli za pewnik, nie mówiąc już o wiecznych zmianach w ustalonym porządku rzeczy. Południowcy nie starali się zmieniać świata, który odziedziczyli po swoich ojcach. Zamiast tego, pragnęli jedynie żyć swoim życiem, w miarę możliwości w zgodzie ze swoim bożym przeznaczeniem. Bradford twierdził że historycznie rzecz biorąc południowcy odpowiadali na wyzwania świata orzeczeniami, które były tymczasowe i niedogmatyczne. Pisał, że gdyby południowcy pozostali konserwatystami, nie mieliby wyboru innego, niż  przyjęcie retorycznych nawyków rozumu, ponieważ nie posiadali "… prawdziwej wiary w przewagę dyskursu, który nie honoruje żadnej władzy poza ludzkim umysłem, żadnej poza uniwersalną prawdą, bez preferencji dla żadnej, innej jak tylko niespokojnej innowacji". Dla nich, decyzje historyczne i kierowanie się zdrowym rozsądkiem były bardziej racjonalne i trwałe niż te wychodzące z logiki. Doświadczenie, zarówno indywidualne jak i zbiorowe, były dla nich "lepszym przewodnikiem niż rozum."

 

Południowcy nie byli w stanie określić, co jest jednoznacznie i ostatecznie słuszne, a co takim nie jest. Nie potrafili także uhonorować zasad bez względu na ich konsekwencje. Ich cel był mniej natrętny i mniej niepohamowany. Chcieli oni jedynie utrwalać stabilną, niezależną kulturę gospodarstw domowych i zamieszkujących ich rodzin, aby przekazać je swoim dzieciom. Bradford wiązał osobę ziemianina, który z biegiem czasu wypracował powyższe, przynoszące szczęście rozwiązania, z mówcą, który przy okazji przemawiał w jego imieniu. Rzeczywiście, ziemianin i retor stali się dla niego osobnymi manifestacjami tej samej figury. Retor zakładał istnienie uprzedniej wspólnej więzi między mężczyznami i kobietami, którzy dzielili się wspólną kulturą. Jednak nigdy nie przypisywał sobie możności wyjaśnienia w pełni rzeczywistości społeczno-politycznej, bazując na swojej osobistej postawie, wiedzy i charakterze jako potwierdzeniu. Nigdy nie dyskutował z definicji, lub przemawiał ex cathedra, zauważał jedynie talenty, ograniczenia, uprzedzenia i stan swoich odbiorców. Tak jak ziemianin czuł trwały szacunek dla natury i starannie wykonywał obowiązki związane z zarządzaniem własnością, tak mówca okazywał szacunek względem swoich bliźnich -słuchaczy, delikatnie oczarowując ich w swej dobroci .

 

Kultura rolna i retoryka były zatem w ocenie Bradforda, czymś więcej niźli prostymi aktami użyteczności wymagającymi techniki i wiedzy. Zarówno rolnictwo i retoryka, fundamentalnie, wymagają etycznego znaczenia jak również moralnego zobowiązania. Poprzez temperament, zwyczaj i charakter orator gardził prywatnym entuzjazmem i subiektywnym osądem, które pozwoliłyby mu na pójście własną drogą. Poddawał się ograniczeniom czasu i okoliczności nałożonych na niego, tak jak rolnik ulega wymogom natury. W zamian, obydwoje cieszyli się doświadczanym ukojeniem spokoju tym samym akceptując obciążenia życia w społeczności osiadłej, ze wspólną i utrwaloną wiarą  i odziedziczonym sposobem życia.

 

Tacy ludzie pamiętali o swoich korzeniach i jak napisał Bradford: „ nie wywyższali się” dziękując Bogu za to, co było im dane. Świętowali ciągłość, która nakreślała ich byt wpleciony pomiędzy pokoleniami. Swym życiem wznosili pomniki broniące ich przed niebezpieczeństwami czasu i zmian, przypadków i zamieszania, chaosu i zapomnienia.

 

Poeta rozpalał tę pamięć i zachowywał tradycję. Bradford odrzucał przy tym pozory  tworzone przez poetów współczesnych, którzy przypisywali sobie rolę wygnańców duchowych, lojalnych tylko wobec złudy "Respublica literaria", w której wszystkie pomysły i opinie były tolerowane. Poeta – Południowiec nie był wyobcowany ze swego kraju lub krwi. Był on natomiast, w koncepcji Bradforda, sumiennym członkiem swojej wspólnoty, aktywnie uczestniczącym w jej historycznym dramacie.

 

Podobnie jak retor, poeta nadawał głos wspólnocie, która żyć będzie nadal nawet wówczas, kiedy ucichnie jego własny głos. Południowy literat, twierdził Bradford, instynktownie wyczuwał słabość cywilizacji. Widział straszne konsekwencje, które przyniesie nieskrępowana wolność. Przypomniał swojej publiczności przygodność życia. Ukazywał im doświadczenie, pamięć i tradycję, które są dla nich wiążące jednocząc ich razem jako ludzi – i które pozwoliły im zachować trwałe relacje,  podtrzymujące wspólnotę korporacyjną.

 

Ostatecznie dla Bradforda wybór leżał między barbarzyństwem i cywilizacją. Określając cywilizację jako ciągłą walkę o utrzymanie dyscypliny, kontroli i ładu wobec samowoli, odpustu i anarchii. Nowoczesna skłonność do znoszenia wszelkich ograniczeń w wolności osobistej zagrażała cywilizacyjnej stabilności, która panowała w Christianitas od prawie dwóch tysięcy lat. Bradford uważał za niezrozumiałe, aby jednostka otrzymywała bezgraniczną wolność. Bez żadnego celu, po prostu, od tak, dla zaspokojenia osobistych zachcianek i pragnień. Wiedział, jak wielkim nieszczęściem taka autonomiczna jednostka może obarczyć resztę ludzkości, gdy już uwolni się z poczucia odpowiedzialności wobec społeczeństwa i wobec Boga. Tradycja, zgodnie z jego poglądami, jest potężnym gwarantem powściągliwości  ludzkiej woli i ambicji. Ale ludzie wierni i przywiązani do tradycji nie pozbawiali innych sił, czynili ich słabymi, tchórzliwymi czy bezsilnymi. Raczej poprzez swoje myślenie, działanie i życie w ramach tradycji zapewniali przeżycie wolnego narodu, nawet wtedy, kiedy jedno pokolenie ginęło, a kolejne rodziło się aby stanąć na jego miejscu.

 

Arkadiusz Jakubczyk

 

 

źródła: M. Malvasi, D. Davidson, R. Beverly.

Kategoria: Arkadiusz Jakubczyk, Myśl, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *