Jakubczyk: Propolacy to my
Adam Jerzy ks. Czartoryski powiadał, że w ciągu całego swego życia widział w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia (…) Ile tak naprawdę zmieniło się nad Wisłą?
Powinno mnie cieszyć, że po świeżo zakończonej II turze wyborów prezydenckich obydwie strony konfliktu (zwolennicy prezydenta Dudy i Rafała Trzaskowskiego) licytują się co do wyższości swojej polskości. Jakże jednak odmiennie rozumianej przez obydwa obozy. Jak zawsze stoję obok tego zgiełku. Czy też raczej – naprzeciw. Czy taka postawa wynika z obojętności? Braku miłości do ziemi moich ojców? Nic z tych rzeczy.
Mój punkt postrzegania otaczającego mnie świata, w tym także polityki, zakotwiczony jest w tradycji polskiej. Została ona utracona przez nadwiślańskich polityków doby porozbiorowej na rzecz ideałów rewolucji. Jej kulminacyjnym i oficjalnie przyjętym punktem zwrotnym stał się 11 listopada 1918 roku. Od tamtej pory, obce nam, stricte polityczne podziały frakcyjne, zagościły pod polskimi strzechami. Spory, które dzielą do dziś. Czym innym jest przecież lojalność wobec Korony czy Wielkiego Księcia. Wobec Familli czy Potockich. Wierność wielopokoleniowa, rodzinna, lokalna i harmonijna. Nie mylił się Walery Sławek stwierdzając że rządy partyjne są synonimem anarchii, że partia – będąca symbolem podziału – nigdy nie będzie reprezentowała, a tym bardziej realizowała, interesu publicznego, zawsze broniąc interesów partykularnych. Partyjniactwo dzieli i stawia swój interes ponad interesem państwowym. Dlatego nie mieszam się w spory międzypartyjne.
Muszę wspomnieć że zdziwiłem się, kiedy zapoznałem się z apelem wyborczym środowisk niepodległościowych, narodowych i chrześcijańskich, opublikowanym przed II turą wyborów. I nie dlatego, że pałam ślepą nienawiścią do pana Prezydenta czy formacji politycznej Jarosława Kaczyńskiego. Ani też Rafała Trzaskowskiego – który jest dla mnie uosobieniem dużego „lansującego się” chłopca. Zdziwiłem się, ponieważ sygnatariusze tego dokumentu, wydawać się może, uwierzyli w autentyczność sloganów wyborczych obydwu stron. Zresztą, prezydent Duda upewnił chyba wszystkich co do swojego katechonicznego podejścia co do tzw. mniejszości seksualnych już w swojej pierwszej powyborczej konferencji prasowej.
Jak dla mnie, idealnym scenariuszem byłoby, gdyby teraz, konstytucyjnie pozbawiony praw do sprawowania trzeciej kadencji, Jego Ekscelencja Andrzej Sebastian wyłamał się z partyjnych okowów. Pokazał wszystkim weń pokładającym nadzieję swoje prawdziwie zachowawcze oblicze i ogłosił wszem i wobec bezkrólewie. Zrzekając się urzędu prezydenta na rzecz Interrexa Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, arcybiskupa metropolity gnieźnieńskiego i prymasa Polski Wojciecha Polaka. Ten zaś, będąc o raczej modernistycznym usposobieniu, zdając sobie sprawę z własnej ułomności, powołał do życia Radę Regencyjną. Ta wtenczas biorąc rezydencję na Zamku Królewskim, mądre sprawowałaby rządy, aż do ujawnienia się i powrotu rex Poloniae, z Bożej łaski Pana naszego.
To my propolacy, zdecydowani na trwanie przy tronie w dzisiejszym świecie szybkich i łatwych rozwiązań, jesteśmy partią polską o której pisał niekoronowany król Adam I. My monarchiści.
Jak pisał Julian Jerzy Babiński, naszym „kierunkiem politycznym, wykazującym, że najważniejszym czynnikiem zapewniającym obronę interesu ogółu, jest silny ustrój państwa”; dlatego jesteśmy przeciwnikami kontynuacji jego budowy według wskazań abstrakcyjnych doktryn, a w szczególności doktryny demokratycznej. Nasza Polska to „rozumna i sprawiedliwa” hierarchia autorytetów, prawa wolnościowe nie tylko jednostek, lecz grup i społeczeństwa, życiowy solidaryzm wszystkich warstw narodu, natomiast „instytucja króla, strażnika praw i tradycji, naczelnika hierarchii państwowej, ma być widomym znakiem solidarności społecznej”.
Zdajemy sobie sprawę że nie stoimy przed łatwym zadaniem. Musimy jednak podążać za wewnętrznym powołaniem, którego nie uraczy żaden odświętny, patriota – wyborca. Powołaniem, które nie jest tym samym, co identyfikowanie się z PiSem czy Platformą, nacjonalizmem, socjalizmem czy Bóg wie czym jeszcze. Nasze życie, życie w reakcji to życie w pogardzie, w narażeniu na drwiny ludzi wyśmiewających się z nas. To brak zrozumienia ogółu społeczeństwa. Nasza postawa zbyt ezoteryczna i wywodząca się z innego świata, co nie pozwala im wziąć naszego punktu widzenia pod poważną rozwagę.
Nawet wymiar religijny naszego monarchizmu, w jego przywiązaniu do zasad prawdziwie chrześcijańskiego królowania, jest rażąco źle rozumiany i w dużej mierze odrzucany. Pobożny monarchista musi nie tylko walczyć z modernizmem liturgicznym, ale również z Kościołem uczuć i płytkiej niedzielnej pobożności. Kościołem bardziej zatroskanym prawami homoseksualistów, niż prawowitych władców z Bożej łaski. Monarchista żyje świadom tego że może zostać zgnieciony nawałnicą nowoczesnego, demoliberalnego bełkotu z parlamentarnych ambon. Posiadając sakramentalne zrozumienie władzy królewskiej, będzie przez demokratów skarcony za to, co uznają oni za umysłowe zakotwiczenie w przeszłości i zacofaniu, w sprzeczności z samą demokracją i jej totalitaryzmem. Jesteśmy gotowi.
Arkadiusz Jakubczyk
Kategoria: Arkadiusz Jakubczyk, Myśl, Polityka, Publicystyka