Jakubczyk: Konserwatyści, posłuszeństwo względem błędów i księża nieuporządkowani (Naczelnemu…polemicznie)
„Patrz na siebie, ale wystrzegaj się sądzenia innych. Daremnie człowiek trudzi się osądzaniem innych, jakże często się myli i jak łatwo popada w błąd; sądzić siebie i rozmyślać o sobie to dopiero trud owocny. Jakże często sądzimy według tego, co nam przypada do serca, i jak łatwo zatracamy poczucie sprawiedliwości przez miłość własną. Gdyby Bóg był zawsze czystym celem naszych dążeń, nie wpadalibyśmy od razu w gniew, gdy tylko ktoś sprzeciwi się naszemu zdaniu” – Tomasz z Kempen „O Naśladowaniu Chrystusa”.
Na samym wstępie chciałbym naszych drogich Czytelników poinformować, iż poniższy tekst, choć polemiczny, nie jest w żadnym wypadku tekstem złośliwym czy też aktem wszczynającym niepotrzebne dysputy. Kolega Mariusz Matuszewski uprzedził swoim artykułem na temat krytyki i posłuszeństwa względem Ojca Świętego, opublikowanym na naszych łamach z końcem zeszłego tygodnia, mój własny. Poniekąd zrobił mi tym samym przysługę, ponieważ mój tekst, będący teraz polemicznym, nabrał kolorytu i konkretnych punktów odniesienia.
Przejdźmy zatem do sedna sprawy. W swoim tekście nasz Naczelny konkluduje: ”Kilka dni temu spotkałem się z argumentem, że nie wolno publicznie wskazywać błędów papieża – mimo wszystko, mimo posiadania świadomości ich zaistnienia, gdyż dołączamy w ten sposób do mediów i środowisk antykatolickich, które postępują tak non stop. Nie do końca. Po pierwsze – ważna jest intencja. Naszą powinnością jest nazywanie błędu – błędem po to, by go zidentyfikować i otworzyć w ten sposób drogę do jego usunięcia, a przez to – do wzmocnienia Tronu Piotrowego. Liberalne media i lewica krytykują Kościół nie po to by pomóc, lecz dlatego właśnie, że jest Kościołem jedynym, a papieża – za to, że postępuje zgodnie z wymogami wiary. Dlatego tak bardzo krytykowany był uwalniający Mszę Wszechczasów Benedykt XVI, a tak wielką sympatią cieszy się całujący heretycką biblię Franciszek, nie tylko rezygnujący z reprezentowania Majestatu Kościoła, ale wprost okazujący temu Majestatowi wzgardę. Otwarte nazywanie herezji – herezją jest wyrazem synowskiej troski. Nikt nie czyni tego z radością, sprawia nam to wiele bólu. Ale równie wiele bólu sprawia nieraz zabieg medyczny – a mimo to przystępuje się do niego zawsze z nadzieją powrotu do zdrowia”.
Osobą stawiającą wymieniony powyżej argument byłem ja, wspierany przez kolegę Czarka Snochowskiego. Tym co zastanawia mnie najbardziej, jest stwierdzenie, że papież jest heretykiem, a w szczególności niesprecyzowana nigdzie natura owej herezji, której dopuścił się papież Franciszek. Po pierwsze, zgodnie z prawem kanonicznym jedynie sobór ekumeniczny (powszechny) może oficjalnie uznać i ogłosić papieża za heretyka, ewentualnie może to zrobić sam Ojciec Święty wobec swojego poprzednika. Co z tym związane, Kościół katolicki jest instytucją, która działa podług praw i zasad, ściśle trzymając się ich definicji i wytycznych. Nie ma tu miejsca na indiwidualne interpretacje lub wypaczenia terminów i znaczeń. A zatem, zobaczmy w jaki sposób Kościół formułuje herezję; „Herezją nazywa się uporczywe (pertinax), po przyjęciu chrztu, zaprzeczanie jakiejś prawdzie, w którą należy wierzyć wiarą boską i katolicką, albo uporczywe powątpiewanie o niej (…)”. Ściślej – herezją właściwą jest publiczne sprzeciwianie się lub negowanie tej prawdy wiary, która została zdogmatyzowana, i to tylko w tym brzmieniu, które zostało zdogmatyzowane. Wertując strony www, trafiłem ostatnio na znakomity tekst [Nieomylność papieska a obecny pontyfikat], który bardzo obszernie opisywał problematykę nieomylności papieskiej, jak również herezji. Autor tekstu przypominał że Magisterium rozróżnia tzw. herezję formalną i herezję materialną. Wyjaśnia dogłębnie, że „herezję formalną popełnia ten, kto świadomie i dobrowolnie oraz uporczywie neguje prawdę objawioną lub o niej powątpiewa. Herezję materialną popełnia ten, kto w dobrej wierze lub z niewiedzy odrzuca prawdę objawioną, zatem ten, kto subiektywnie przekonany jest o tym, iż głosi twierdzenia prawowierne lub ten, kto nie wie, że prawda, której zaprzecza lub o której powątpiewa, została rzeczywiście objawiona. Tylko herezja formalna jest herezją sensu stricto. Zatem głoszenie jakichś prawd bez wiedzy, iż zostały one potępione przez Kościół lub sprzeciwiają się prawdzie objawionej jest herezją materialną i nie jest herezją w sensie ścisłym. Ponadto prawo kanoniczne rozróżnia pomiędzy forum externum (forum zewnętrzne) a forum internum (forum wewnętrzne). Forum externum to działalność zewnętrzna i publiczna, forum internum to wymiar wewnętrzny, np. sumienia. Aby zaistniała herezja musi być ona herezją formalną i dotyczyć forum externum”.
A więc, jeżeli jako katolicy będziemy w swoich definicjach trzymali się form naznaczonych przez nasz Kościół, możemy bez precedensu stwierdzić, że papież Franciszek nie jest heretykiem i że oskarżając Go o to, graniczymy z formą protestu przywołującą na myśl pewnego niemieckiego mnicha augustiańskiego. Raz jeszcze, nie każdy jest uprawnomocniony do określania, kto i gdzie popadł w herezję. Moralną i urzędową odpowiedzialność za otwarte nazywanie herezji – herezją ponoszą kardynałowie, którzy wynieśli papieża na Stolicę Piotrową. Osobiście mogę spać spokojnie, ponieważ jestem w stu procentach przekonany, że tak wielebni duchowni jak kardynał Burke, Albert Ranjitha, biskup Fellay lub ojciec Athanasius Schneider z pewnością nie siedzieliby w milczeniu, jeżeli papież rzeczywiście popadłby w herezję. Nadal uważam, że moja sugestia, iż milczenie jest lepszym środkiem oporu [do którego jesteśmy zobowiązani – tutaj pełna zgoda] niż otwarta krytyka wobec przedziwnych i często przesadnych zachowań papieża Franciszka, jest trafna. Uważam także, że jedną z największych bolączek dzisiejszego społeczeństwa jest niepohamowana szczerość, wylewność i brak zachowywania pozorów! Pozory są istotne. Nie powinniśmy upubliczniać naszych obaw i lęków. Odnosi się to do każdego szczebla życia wspólnotowego. Kłócąc się między sobą na arenie publicznej, stajemy się słabsi. Swą postawą powinniśmy tworzyć jeden zjednoczony front. Dlatego właśnie zamiast krytyki lepszym jest milczenie i praca odśrodkowa podług kościelnych wytycznych i procedur, takich jak pisanie listów troski do kardynałów, a przede wszystkim modlitwa i post. To samo dotyczy tzw. księdza nieuporządkowanego, tj. Krzysztofa Charamsy – który powinien być ignorowanym; hierarchia kościelna zajmie się nim, działając jak zawsze według procedur i z ostrożnością. Pisanie o tym pedale [świadomie nie używam słowa gej czy homoseksualista], który przez 18 lat udawał księdza, tylko i wyłącznie nagłaśnia jego przecież z góry zaplanowany „skandal”.
Cóż zatem począć? W przypadku Ojca Świętego powinniśmy, w swej synowej trosce, uwypuklać Jego zachowania i wypowiedzi [jakkolwiek sporadyczne], które w pełni godzą się z tradycyjnym nauczaniem Kościoła. Przypominajmy, że od samego początku swego pontyfikatu papież wzywa katolików do życia w pokorze, do udzielania pomocy ubogim i ochrony słabszych, jest wiernym obrońcą nienarodzonych, tradycyjnego małżeństwa [pomimo liberalnej propagandy medialnej] i namiętnym apologetą wpływu Kościoła na całe spektrum zagadnień moralnych.
Tak naprawdę, to, czym Franciszek różni się od swoich poprzedników, jest kwestią optyki i medialnej percepcji, a nie substancji.
W swej roztropności, konserwatyści powinni stąpać ostrożnie, zanim podejmą się potępiania Ojca Świętego. Wiedzmy też, że każdy pontyfikat dobiega końca, a jak nauczał św. Augustyn – „Cierpliwość jest towarzyszem mądrości”.
Arkadiusz Jakubczyk
Kategoria: Arkadiusz Jakubczyk, Myśl, Publicystyka, Religia, Wiara