Jakubczyk: Jak „piusowcy” cywilizację naszą ratują – Revisited
Na wstępie chciałbym podkreślić, że – podobnie jak pan Piotr Szczudłowski („Zawsze Wierni”) – uważam termin „lefebryści”, potocznie używany w odniesieniu do rzymskich katolików, powiązanych z Bractwem Kapłańskim Świętego Piusa X, za nieodpowiedni. Wszakże „arcybiskup Lefebvre nie wymyślił niczego nowego. Nie sformułował ani jednej nowej nauki, nieznanej wcześniej z Pisma św. lub Tradycji. On właśnie się nowościom bezceremonialnie wprowadzanym do nauczania katolickiego na soborze, wręcz heroicznie przeciwstawił.” Dlatego też myślę, że określenie „piusowcy” jest adekwatniejsze. Tyle o tytule.
Żyjemy obecnie w czasach, kiedy Kościół zmaga się z najpodstępniejszą z herezji, z jakimi do tej pory miał do czynienia. To, że zawsze będzie się on zmagał z jakąś formą agresji i próbami dyskredytacji, jest dość oczywiste, ale Jego obecny wróg – modernizm – w swej esencji przewyższa wszystkie inne zagrożenia. Hilaire Belloc, w swojej książce „Wielkie Herezje” z 1938 roku, w proroczy niemalże sposób streścił charakter modernizmu tymi słowy: „Na początku zauważamy, że jest on materialistyczny i przesądny. Istnieje w nim sprzeczność w rozumowaniu, ale (co gorsza) jego nowoczesna fala antychrześcijańskiego postępu, porzuciła rozsądek w ogóle … Ten nowoczesny atak jest materialistyczny, ponieważ w swojej filozofii, bierze pod uwagę tylko przyczyny materialne a przesądnym jest jako produkt uboczny takiego stanu rozumowania. Żywi się i pielęgnuje na swojej powierzchni głupie kaprysy spirytyzmu, wulgarne nonsensy „nauk chrześcijańskich”, i kto wie ile jeszcze innych fantazji”.*
Herezje są odbiciem czasów i właściwych im nastrojów społecznych oraz duchowych rozterek, podobnie, jak np. sztuka. W jak krytycznym stanie, jako cywilizacja, znajdujemy się obecnie, możemy się przekonać w najbliższej nam galerii. Dlatego też forma rewolty anykościelnej której doświadczamy obecnie jest tak podstępna, wyrafinowana, materialistyczna i antropocentryczna. Nie jest to jednak atak z zewnątrz, tym razem wypełza on z samego centrum Bożego Garnizonu. Podszyty pod dobroduszność i otwartość na człowieka, często odziany w sutannę degeneruje od środka, niczym nowotwór – którego najróżniejsze odmiany są przecież chorobą naszych czasów.
Belloc, podsumowując swoją pracę, wyraził nadzieję, że (jak zawsze) Opatrzność da ludzkości wielkiego człowieka, którego misją będzie zachowanie dla przyszłych pokoleń niezmiennej nauki i tradycji Kościoła. Że wśród tego zamętu znajdzie się nieliczna grupa katolików, którzy mimo krytyki i wyszydzania będą przekaźnikiem tego, co wieczne. Śmiem uważać że tą osobą był ojciec Lefebvre, a ową grupą – zastęp jego kapłanów. To piusowcy, są tym ogniwem, danym Kościołowi przez Boga, o którym marzył pisarz. Jestem przekonany że Kościół wygra i tę batalię, przecież jest On wieczny. W między czasie, jako laikat, brońmy kapłanów zachowujących należytą im godność. Tych którzy nie złamali się pod naporem świata i jego błyskotek.
Arcybiskup napisał kiedyś o tzw. liberalnych katolikach że widoczny u nich „ (…) brak spójności umysłu (…) można wyjaśnić na gruncie psychologii dwoma wyraźnymi rysami: liberałowie są podatni i rozgorączkowani. Podatni, gdyż zbyt łatwo przyjmują stany umysłu swoich współczesnych; rozgorączkowani, gdyż, ze względu na obawę obrażenia tych różnorodnych stanów umysłu, znajdują się oni w stanie nieustannego apologetycznego niepokoju. Wydaje się, że cierpią z powodu wątpliwości, z którymi walczą. Nie mają dosyć zaufania do prawdy; chcą zbyt wiele usprawiedliwić, zbyt wiele zademonstrować, zbyt wiele zaadaptować, a nawet za zbyt wiele przeprosić”.
Jednakże, sam „ruch tradycjonalistyczny”, jak trafnie zauważył w swojej recenzji książki JE Bernarda Tissiera de Malleraisa, profesor Jacek Bartyzel (http://www.legitymizm.org/abp-lefebvre-biografia) „(…) jest zjawiskiem szerszym niż nurt instytucjonalnie związany z Bractwem Kapłańskim założonym przez Arcybiskupa”. I chociaż istnienie tego ruchu jest w głównej mierze owocem pracy samego Biskupa i jego piusowców, to z przkrością muszę przyznać że ów ruch jest nadal podzielony. JB dalej, „niemało tradycjonalistów (co jest właściwie określeniem nie najbardziej szczęśliwym, bo przecież słowa: „katolik tradycyjny” są, a przynajmniej powinny być, synonimami) miało bądź nawet nadal ma wątpliwości czy droga Arcybiskupa, a zwłaszcza „nielegalne” konsekracje biskupie, była zawsze słuszna. Jednakowoż anulowanie nałożonych, a również budzących co najmniej wątpliwości, kar kościelnych oraz „uwolnienie” Mszy Wszechczasów motu proprio Summorum Pontificum przez Jego Świątobliwość papieża Benedykta XVI mają nieprzepartą moc rozwiewania tych zwątpień. Nie byłoby tego dzisiejszego – pierwszego – zwycięstwa bez heroicznej walki abpa Marcela Lefebvre’a o uratowanie tej Mszy, uratowanie doktryny, uratowanie kapłaństwa. Można rzec, iż była to walka „legitymowalna”, nawet jeśli pociągała za sobą akty „legalistycznego” nieposłuszeństwa. Albowiem – jak to przypomniał Jean Madiran (którego drogi zresztą rozeszły się z Arcybiskupem po 1988 roku) – posłuszeństwo w Kościele nie jest „pasywne, fetyszystyczne i bezwarunkowe. (…) Bezwarunkowo katolik musi być posłuszny tylko Bogu i prawu Bożemu”.
Na zakończenie dodam że w naszej walce o przetrwanie musimy być spójni. Zaufajmy prawdzie, nie przepraszajmy. Tym samym nie podejmujmy pochopnych decyzji, nie wyskakujmy za burtę Piotrowej łodzi bez względu na to, jak alarmujące wieści dochodzą do nas z Watykanu. Powtarzajmy za naszym Przewodnikiem: „Całym sercem i całą duszą należymy do katolickiego Rzymu, strażniczki wiary katolickiej i koniecznych do zachowania tej wiary tradycji, do Wiecznego Rzymu, nauczycielki prawdy i mądrości. Odmawiamy natomiast i zawsze odmawialiśmy podążania za Rzymem o tendencji neomodernistycznej i neoprotestanckiej, która doszła do głosu na Soborze Watykańskim II oraz w reformach posoborowych”
Arkadiusz Jakubczyk
* tłumaczenie własne
Kategoria: Arkadiusz Jakubczyk, Publicystyka, Religia, Wiara