Grabież, czyli archeologia
W czasie ostatniej wizyty kanclerz Angeli Merkel w Rosji doszło do zgrzytu. W ostatniej chwili Rosjanie wykreślili z programu pobytu kanclerz RFN w Petersburgu jej wspólne wystąpienie z prezydentem Putinem. Poszło o archeologię…
Kanclerz Niemiec i prezydent Rosji mieli wspólnie otworzyć wystawę poświęconą Europie bez granic, jaka znakomicie funkcjonowała w… epoce brązu. Wśród blisko 1700 eksponatów archeologicznych, ponad jedna trzecia należała przed II wojną do Niemiec i została zrabowana przez Armię Czerwoną. O to właśnie chciała się upomnieć pani kanclerz. I do tego nie dopuścił pan prezydent.
Federacja Rosyjska, tak jak poprzednie wcielenia Imperium, raz zagrabionych dóbr nie chce oddawać. Powiedzmy wprost: Armia Czerwona dokonała w czasie II wojny światowej gigantycznej grabieży. Wkraczając w 1945 r. na ziemie Rzeszy, korzystała dodatkowo z tego, że mogła grabić nagrabione – czyli to, co w ciągu poprzednich sześciu lat niemieccy grabieżcy nakradli w całej okupowanej przez nich Europie.
Legalizacja grabieży
Ustawą z 15 kwietnia 1998 r. Duma Państwowa Federacji Rosyjskiej postanowiła uciąć próby odzyskania przez okradzione kraje dóbr zagarniętych w czasie II wojny przez trofiejnyje otriady (specjalne jednostki Armii Czerwonej zajmujące się zawodowo szabrem dzieł sztuki i innych dóbr kultury na zajmowanych terenach). Ustawa „o dobrach kultury przemieszczonych do ZSRS na skutek II wojny światowej i znajdujących się na terytorium Federacji Rosyjskiej” uznaje, że dobra te stanowią restytucję zastępczą za gigantyczne straty materialne, jakie na Rosję (a ściślej na Związek Sowiecki, w tym przede wszystkim na niezależne dziś od Rosji Ukrainę i Białoruś) ściągnęła niemiecka inwazja i okupacja po 1941 r.
Zatrzymywanie niemieckich skarbów kultury w takim charakterze – jako rekompensaty – ma być może pewne uzasadnienie. Jakie jednak uzasadnienie może mieć „legalizacja” grabieży polskich skarbów kultury i bezcennych świadectw historii, które zagarnęła Armia Czerwona? To samo: prawo brutalnej siły.
I to warto przypomnieć, kiedy mówimy o przyjacielskich stosunkach z Rosją Putina. Przypomnijmy więc. W skromnym budynku w Moskwie przy ul. Wyborskiej znajduje się archiwum, które mieści najważniejsze „zdobyczne” fondy – czyli zespoły archiwalne zagarnięte w czasie II wojny. Miałem okazję pracować w tym archiwum po 1991 r., kiedy administracja prezydenta Borysa Jelcyna odtajniła jego zawartość i umożliwiła jej badanie. Cóż tam się znajduje? Ozdobą tej gigantycznej kolekcji są dokumenty gromadzone wcześniej na zlecenie policyjno-ideologicznej centrali III Rzeszy: Archiwum Gestapo, Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, NSDAP, tzw. archiwum Rosenberga (rabowane w całej Europie na zlecenie nazistowskiego ideologa materiały dotyczące masonerii i organizacji żydowskich).
Archiwalia
Trofea triumfu Armii Czerwonej nad Polską z września 1939 r. są na ulicy Wyborskiej niewiele mniej liczne. Niepełne spisy – sporządzone przez życzliwych pracowników archiwum – dokumentów polskich znajdujących się przy ul. Wyborskiej obejmują kilkanaście tysięcy jednostek archiwalnych (jednostka taka obejmuje od jednej do kilkunastu teczek). Wymienię tylko najważniejsze zespoły: Naczelne Dowództwo Wojska Polskiego – 194 jednostki, Komenda Główna Policji Państwowej – 232 jednostki, Okręgi Wojskowe – 133 jednostki, II Oddział (wywiadowczy) Sztabu Generalnego – 3391 jednostek (razem z ekspozyturami – przeszło 5 tys. jednostek), Polskie organizacje niepodległościowe (m.in. Związek Walki Czynnej, Strzelec, Związek Strzelecki, Legiony – w tym archiwum I Brygady, POW) – 2337 jednostek, Polskie organizacje polityczne w czasie I wojny światowej – 484 jednostki, Komunistyczna Partia Polski – 123 jednostki, Polskie poselstwa i konsulaty – 105 jednostek, Sejm RP i Komisje wyborcze do Sejmu i Senatu – 38 jednostek. Historia II Rzeczypospolitej i polskiego czynu niepodległościowego poprzedzającego jej odbudowanie jest bez materiałów z ul. Wyborskiej nie do napisania. Są tutaj bezcenne, najpiękniejsze, najbardziej dramatyczne listy Józefa Piłsudskiego, pisane w okresie jego przygotowań do czynu niepodległościowego. Tak jak inne archiwalia, ewakuowane na wschód po napaści Niemiec na Polskę 1 września, dostały się one w ręce sowieckie, kiedy Armia Czerwona postanowiła pomóc Wehrmachtowi w dziele uwalniania Polaków od ciążącego im sanacyjnego państwa.
Nieodzyskane skarby
Ile „wyzwoliciele” zagarnęli? Nikt nie jest tego w stanie oszacować. Niedawno prof. Henryk Głębocki z UJ natknął się w czasie kwerendy archiwalnej w Rosyjskiej Bibliotece Państwowej w Moskwie na niezwykłe dzieło opatrzone pieczątką zbiorów rapperswilskich (czyli największego muzeum i archiwum XIX-wiecznej emigracji polskiej, przewiezionego w II RP w znacznej części ze Szwajcarii do Warszawy, gdzie – niestety – zbiory te ulec miały całkowitej zagładzie w wojennej pożodze). I oto jeden z największych skarbów odnalazł się w Moskwie: to raptularz podróży Juliusza Słowackiego na wschód, zawierający m.in. czystopis jednego z arcydzieł polskiego romantyzmu, poematu „Podróż do Ziemi Świętej z Neapolu” oraz wiele innych tekstów, a także przepiękne akwarele i rysunki wieszcza powstałe podczas owej romantycznej wyprawy. Okazało się, że rękopis ten został wywieziony przed wrześniem 1939 r. na wystawę poświęconą Słowackiemu do Krzemieńca – i tam właśnie zastał ją jeden z trofiejnych otriadów Armii Czerwonej po 17 września. Czy rękopis Słowackiego powinien pozostać w Rosji – jako rekompensata? Za to, że należał Słowacki do grona buntowników, którzy sprawili Imperium Rosyjskiemu kłopot w listopadzie 1830 r.?
Polska w ogóle historycznie sprawiała sporo kłopotów temu imperium, więc może powinniśmy zaakceptować postępowanie Rosji w tej sprawie jako sprawiedliwą karę? II RP odrzucała takie założenie. Przypomnijmy, że w traktacie ryskim, kończącym wojnę sowiecko-polską w marcu 1921 r., jednym z ważnych postanowień była restytucja dóbr kultury zagarniętych przez Rosję carską na ziemiach polskich. Chodziło o, bagatela, rdzeń zbiorów Cesarskiej Biblioteki Publicznej w Petersburgu, która powstała na bazie wywiezionej na rozkaz Katarzyny z Warszawy kolekcji Biblioteki Załuskich (prawie 400 tys. tomów), potem wywiezionych na rozkaz Mikołaja I zbiorów Towarzystwa Przyjaciół Nauk (200 tys. tomów). Poza tym Rosjanie wywieźli zbiory Skarbca Koronnego, zbiory Stanisława Augusta, urządzenia Zamku Królewskiego w Warszawie, liczne pomniki, bezcenne obrazy, Metrykę Koronną, setki zbiorów państwowych i prywatnych. Biblioteka Załuskich, podobnie jak tysiące innych zespołów i dzieł sztuki – nie wróciła. II Rzeczpospolita przynajmniej jednak próbowała upomnieć się o swoje dobra, o swoją godność w relacjach z potężną sąsiadką.
„Arche” imperium
A III RP? Kilkakrotnie podnoszony problem zwrotu bezcennych polskich archiwaliów zagarniętych w czasie II wojny – był przez władze III RP dyskretnie spychany na margines. Owszem, w Ministerstwie Kultury pracują dzielni urzędnicy, którzy starają się dokumentować odnalezione (m.in. w katalogach internetowych rosyjskich muzeów i archiwów) dzieła sztuki z Polski. Piszą profesjonalne wnioski rewindykacyjne – m.in. o należące prawnie do Polski obrazy Lucasa Cranacha Starszego, Jana Brueghela, miniatury Hansa Holbeina. Państwo jednak, ustami swoich najwyższych przedstawicieli, nie chce „zadrażniać” – nie próbuje nawet (inaczej niż kanclerz Merkel) uczynić sprawy zwrotu ukradzionych bezcennych skarbów polskiej kultury przedmiotem otwartego żądania wobec Rosji Putina.
Szkoda, bo sprawa ta jest jak papierek lakmusowy ukazujący naturę imperium, z którym tak bardzo chcemy się zaprzyjaźnić. Archeologia, od której zaczęliśmy ten mały przegląd, ma w sobie rdzeń „arche-”, oznaczający po grecku początek, zasadę. Tak, to jest właśnie sprawa zasady – zasady postępowania imperium. To jest zasada sankcjonowania grabieży prawem silniejszego. Prosta zasada przemocy. Bez jej zmiany nie będziemy mogli czuć się bezpieczni, bez jej nazywania po imieniu, bez jej otwartego piętnowania – nie będziemy mogli jako sąsiedzi tego imperium żyć godnie.
prof. Andrzej Nowak
Za: Bibula.com
Kategoria: Kultura, Polityka, Społeczeństwo