Goździk: Człowiek, symbol, król – Ludwik XVI
Wydarzenie, do którego doszło w Paryżu w poniedziałek 21 stycznia 1793 r. o godzinie 10.22 nie było po prostu egzekucją człowieka, do jakich dochodziło w historii wielokrotnie – uśmiercono monarchiczną zasadę leżącą u podstawy arcychrześcijańskiego Królestwa Francji, Najstarszej Córy Kościoła. Gilotynę wprawił w ruch Charles Henri Sanson, przedstawiciel katowskiej dynastii, która z wielką dumą wykonywała egzekucje od 1699 do 1847 roku. Ubrany z dbałością po wykonanej pracy okazał zdekapitowaną głowę zgromadzonej gawiedzi. Nie bez znaczenia było także narzędzie kaźni, wyniesione do rangi symbolu rewolucji – gilotyna, której unowocześnioną wersję (znana była bowiem od średniowiecza) zaprojektował Antoine Louis. Jak na ironię, od jego nazwiska machinę „pieszczotliwie” nazywano Louison lub Louisette.
Dobry człowiek, słaby król
Ludwik tkwiący w zestarzałym systemie, jak zauważa G. Kucharczyk w Chrystofobii, nie był świadomy faktu, że "rewolucjoniści są bardziej wrogami monarchii aniżeli osoby króla"[1]. Na szafot doprowadziła go ufność w dobre intencje poddanych – powtórzył wówczas błąd popełniony w 1649 roku przez Karola I Stuarta, a na początku XX wieku przez cara Mikołaja I. Los ściętego władcy Anglii był mu znany od najmłodszych lat. Będąc wciąż dzieckiem i pobierając nauki pod czujnym okiem wychowawców wybranych przez ojca, napisał dzieło znane pod tytułem Refleksje wokół moich rozmów z diukiem de La Vauguyon, w którym poruszał zagadnienie słabości monarchy. Znajdziemy tam następujący ustęp: „Każdy słaby władca postępuje tak, jak nieszczęsny Karol I, a każdy rozgorączkowany i buntujący się lud podobny jest do ludu Anglików”[2]. Młodzieniec wyrażał przekonanie, że słaby władca będzie sterowany przez ministrów, służących i własnych przyjaciół. Jaką przyszły król widział receptę? „Monarchia, w ogólności, może się utrzymać jedynie siłą oręża”[3].
Widzimy tu zatem drogę, jaką Ludwik XVI – od dziecięcego zapatrzenia w siłę i inspiracji królem-słońce w ciągu 30 lat doszedł do pozycji łagodnego ojca narodu, otaczającego swych poddanych rodzicielską troską. Myśli o Karol I powrócą do niego przed śmiercią – gdy dowiedział się, że zapadł na niego wyrok śmierci, 17 stycznia nakazał więziennym służącym przyniesienie z biblioteki Historii Anglii Hume’a i z uwagą studiował opisy egzekucji angielskiego władcy, która miała miejsce w 1649 r.
Czy Ludwik XVI był tyranem, zgodnie z plotkami kolportowanymi na jego temat? Takie doniesienia możemy raczej włożyć między bajki, zaliczając je do masowych fabrykacji służących uprawomocnieniu decyzji nowego reżimu. Pełen ufności w jego intencje i predyspozycje do panowania był Edmund Burke pisząc, że "Nieszczęsny Ludwik XVI był człowiekiem o najlepszych chyba intencjach jaki kiedykolwiek panował. W żadnym wypadku nie brakowało mu talentów"[4]. Hrabia de Maistre doceniał w straconym władcy cnoty, które została wykorzystane jako oręż wymierzony w niego; pisał: „jeśli suweren nie popełnił żadnej zbrodni, która zasługiwałaby na taki los, jeśli sprawcy jako swój własny oręż wykorzystali przeciwko niemu jego cnoty – to brak jest słów na nazwanie tej zbrodni. W opisie tym rozpoznajemy śmierć Ludwika XVI, należy jednak zauważyć, że nie było nigdy większej zbrodni, którą popełniłoby więcej wspólników”[5]. Także hrabia d’Allonville był świadomy, że jedyną winą króla było to, że był królem.
Rewolucjoniści, choć początkowo mieli inne intencje i plany, postanowili uczynić z Ludwika symbol. Nie było w królestwie osoby, która w lepszy sposób personifikowałaby znienawidzony ład. Niczyja głowa nie była tak cenna, od namaszczonej świętymi olejami głowy króla. Dla zgromadzonego motłochu egzekucja stanowiła rodzaj quasireligijnego obrzędu – tratowano się wzajemnie by zdobyć choćby kroplę królewskiej krwi[6]. Wierzono, że będzie to stanowić źródło wszelkiej pomyślności – rewolucja bowiem, wbrew ateistycznym pozorom, bardzo szybko zastąpiła znienawidzoną religię katolicką swym własnym systemem wierzeń i bożków.
Zabójcza łagodność
Niewątpliwą słabością Ludwika była bierność w obliczu rewolucji. Król nie wykorzystał posiadanych możliwości, choć długo dysponował znacznym polem manewru. Aleksander Hall pisał o tym, jak przełożyło się to na sytuację we Francji: "Pokazując niezdecydowanie, Ludwik XVI jedynie zachęcał zwolenników ustrojowej rewolucji do dalszej eskalacji żądań i osłabiał morale swoich zwolenników”[7]. Negatywną ocenę działań monarchy podzielał P. Gaxotte, zaliczany do najważniejszych autorów piszących o rewolucji: "Rewolucja nie wybuchła by obalić tyrana. Wybuchła, by obalić króla, który był nie dość królem"[8]. Na polskim gruncie odpowiedzialność za wybuch rewolucyjnego żywiołu we Francji na Ludwika XVI zrzuca A. Wielomski, stawiając zgilotynowanego władcę w opozycji do Ludwika XIV: "Winny Rewolucji Francuskiej był Ludwik XVI. Wierzył, że władza jest od ludu. Ludwik XIV stłumiłby bunt samym zmarszczeniem brwi"[9]. W historii wielu monarchii dochodziło do momentów kryzysowych, wymagających stanowczości, niestety francuski władca wybitnie nie odnalazł się w takich okolicznościach.
Monarszej słabości nie omieszkali wykorzystać rewolucjoniści – często ludzie pozbawieni skrupułów i wyzuci z ludzkich odruchów. Saint-Just, prawa ręka Robespierre’a, jeden z głównych inicjatorów terroru powiedział: "Nie widzę rozwiązania pośredniego: ten człowiek musi królować, albo umrzeć… Nie można królować niewinnie, oszustwo kryjące się za tym jest nazbyt wyraźne. Wszyscy królowie są buntownikami i uzurpatorami”[10]. Podobny cytat możemy odnaleźć w pracy H. Gebharda: "Nie chodziło o fizycznie ciało Louisa Capeta, lecz o mistyczne ciało królestwa. Robespierre wyraził to dostatecznie jasno: <Ludwik musi umrzeć, żeby Francja mogła żyć!>"[11].
Niechciana reakcja
Rewolucyjne szaleństwo nie dotknęło wszystkich rzecz jasna wszystkich Francuzów. Rojaliści podejmowali różne inicjatywy mające na celu oswobodzenie króla, jednak ten na wieść o spiskach i rewoltach wyraził stanowczy sprzeciw, argumentując, że pociągnie to za sobą kolejne, niewinne ofiary. Głębszy wymiar tej sytuacji, wykraczający znacznie poza zwykłą troskę o poddanych, dostrzegał Jean-Paul Roux, widząc w postawie Ludwika XVI pokorne pogodzenie się z losem, przed czym wielu monarchów starało się uciec, a także dobrowolne złożenie siebie w ofierze[12]. Królewska mistyka ma we Francji bardzo starą tradycję, a najdalej w jej rozwoju posunął się prawdopodobnie Ludwik IX, jeden z ostatnich świętych królów, którego życie było w każdym aspekcie podporządkowane chrześcijańskim powinnością monarchy, prowadząc wręcz do mistycznego obłędu[13].
U kresu życia Ludwik spotkał się z rodziną i spowiednikiem, księdzem Egeworthem de Firemont, z którym odbył długą rozmowę. Król opowiedział rodzinie szczegóły procesu, udzielił delfinowi wskazówek, a po pożegnaniu zjadł z apetytem kolację. O poranku wziął udział we mszy, odprawionej dzięki przedmiotom liturgicznym z pobliskiego kościoła kapucynów, a jednemu z gwardzistów, którzy po niego przyszli, wręczył testament z prośbą o przekazanie żonie. W zakrytym powozie, w którym Ludwikowi towarzyszył spowiednik i dwóch oficerów, król czytał psalmy z brewiarza księdza de Firemont. Przejazd w otoczeniu bardzo silnej eskorty zakłócił jedynie zryw barona de Batz, który w akcie desperacji próbował zmobilizować tłum do odbicia więźnia – bez żadnego skutku, choć samemu rojaliście udało się uniknąć kary. Postać owego barona, została niejednokrotnie wykorzystana w literaturze francuskiej jako archetyp rojalisty i wiernego sługi.
Proces
Postępowania, które przeprowadzono przeciwko Bourbonowi nie można określić mianem procesu, a wynik demokratycznego głosowania, w którym zasądzono mu śmierć, został przegłosowany zaledwie jednym głosem. Pozornie to tylko liczba, ale w tym przypadku ma ona wymiar symboliczny[14], bowiem ów decydujący głos możemy przypisać „obywatelowi Filipowi Egalite” – faktycznemu księciu Filipowi Orleańskiemu z młodszej gałęzi rodu panującego, królewskiemu kuzynowi, który stał się synonimem spisku i zdrady. Wielki Mistrz masoński, który w Palaise Royal stworzył istną wylęgarnię buntu, stanowi przykład prawdziwego rewolucjonisty-inicjatora, zatruwającego destruktywnymi ideami bezrefleksyjny motłoch podatny na złudzenia i manipulacje. Nota bene z linii tego zdegenerowanego arystokraty wywodził się „król francuzów” Ludwik Filip I, jego syn, od którego swe roszczenia do tronu Francji wywodzą współcześni zwolennicy dynastii orleańskiej pod wodzą hrabiego Paryża.
Wytoczony monarsze proces analizie poddał Adam Wielomski, który wziął pod uwagę zarówno prawo królestwa (rzecz jasna niedopuszczające zgilotynowania władcy), jak i prawo rewolucyjne. Warto w tym miejscu przytoczyć najważniejsze argumenty zawarte w tym artykule. Przede wszystkim u progu rewolucji we Francji niemal nie istnieli republikanie. Nawet Rousseau, rozmiłowany w demokracji, uważał, że kraj, z uwagi na swą wielkość, powinien utrzymać monarchię. Lud nienawidził królowej Marii Antoniny za to, że pochodziła z Austrii, a rewolucjoniści nie byli przeciwni monarchii jako takiej, ale przywłaszczając sobie suwerenność, pragnęli by władza monarsza opierała się na „woli narodu” – takie stanowisko znajdziemy choćby w słynnej pracy Sieyesa, zatytułowanej Czym jest stan trzeci?.
Rewolucjoniści początkowo pragnęli nie tyle obalić króla, co uczynić z niego swoje narzędzie. Częściowo zamiar ten został zrealizowany – władcy stopniowo odbierano kolejne prerogatywy, jednak Ludwik, zamiast bezrefleksyjnie podpisywać podsuwane ustawy, wetował te, które uważał za zbyt radykalne, a to rewolucjonistom jawiło się jako przejaw kontrrewolucji. Wielomski odnosi się także do słabości króla Francji, której został poświęcony jeden z wcześniejszych akapitów: „Brak siły charakteru Ludwika XVI spowodował, że jego opór miał charakter bierny. Zabrakło mu odwagi, aby, póki jeszcze mógł, rzucić wojsko na zbuntowany Paryż; zabrakło mu odwagi, aby krytycznego dnia 10 sierpnia wydać rozkaz, do końca wiernym mu 1330 Szwajcarom, zmasakrowania sankiuolockiego motłochu szturmującego Tuileries”[15].
Konwent rozważał oskarżenie monarchy na podstawie dwóch zarzutów: działalności kontrrewolucyjnej, którą rewolucjoniści rozumieli jako posiadanie własnych zapatrywań i nie zgadzanie się w każdej kwestii z reżimem, a także spiskowania z obcymi dworami. Obydwa zarzuty były absurdalne, ale drugi spośród nich został interesująco zinterpretowany przez Jana Baszkiewicza: „Dzisiaj, ze źródłami w ręku, łatwo byłoby napisać oskarżenie dużo mocniejsze, wręcz miażdżące. Rzecz w tym, że wszystkie dokumenty z Tuilerii, nie wyłączając papierów, z „żelaznej szafy”, nie przynosiły bezpośrednich dowodów zdrady stanu, a więc prowokowania obcej interwencji zbrojnej i kontaktów pary królewskiej z wrogami kraju. Znaleziono jednak dość dowodów podwójnej gry króla: oświadczeń, że swą zgodę na reformy ustroju uważa za wymuszoną, że jego celem jest przywrócenie dawnej władzy króla i przywilejów stanowych. Znaleziono liczne dowody kontaktów Dworu z emigrantami oraz jego akcji korupcyjnej w środowisku rewolucjonistów. Zrujnowało to wiele reputacji: m.in. hrabiego de Mirabeau, zmarłego przed półtora roku”[16]. Rewolucjoniści doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że nie posiadali racjonalnie uzasadnialnych podstaw prawnych do osądzenia, a zwłaszcza do skazania króla[17].
Echa międzynarodowe
Na początku rewolucji „prosty lud Francji, który – tak jak lud we wszystkich krajach świata – nie wyobrażał sobie, żeby życie mogło toczyć się nadal bez króla, ze zdumieniem odkrył, że jest to możliwe”[18]. Kilka lat później, po rewolucyjnym zaczadzeniu, instynkt monarchiczny, nad zanikiem którego ubolewał nieco później de Maistre, odradzał się dopiero pod wpływem ogromu niesprawiedliwości, jakie wyrządzono rodzinie królewskiej. Liczne doniesienia prasowe świadczą o monitorowaniu tej sprawy zarówno we Francji jak i poza jej granicami, a grono „sympatyków” króla umacniało się wraz z upływem lat. Odprawiano msze w intencji władcy, organizowano pikiety i przemarsze, a poza granicami Francji, zwłaszcza w Belgii, rojaliści kolportowali ulotki i wzywali do kontrrewolucji[19]. „Paradoksalnie, Europa opłakiwała śmierć Ludwika XVI znacznie dłużej niż sami Francuzi. Niemal wszystkie dwory monarsze [w tym polski] ogłosiły żałobę narodową i zakazały urządzania publicznych zabaw”[20]. Ciekawe spostrzeżenia z egzekucji króla wyniosła Mary Wollstonecraft, autorka Frankensteina i prekursorka feminizmu, której nigdy nie posądzano o sympatie rojalistyczne: „Mieszkańcy gromadzili się przy oknach, ale ich nie otwierali. Nie było nic słychać, nie widziałam też żadnego obraźliwego gestu. […] Nie umiem tego wyjaśnić, ale ciąg skojarzeń sprawił, że łzy napłynęły mi do oczu, kiedy zobaczyłam Ludwika, jak siedzi z dużo większą godnością, niżbym się po nim spodziewała”[21]. Wielu ludziom wpojono wizerunek króla-potwora, a konfrontacja z rzeczywistością weryfikowała „rewolucyjne prawdy”. Udzieliło się to nawet Jacquesowi-Rene Hebertowi, zwanemu „psem na Kościół”, który zaskoczony postawą władcy na szafocie miał powiedzieć: „W jego spojrzeniu i zachowaniu było coś prawdziwie nadludzkiego” [22].
Być może rację miał Jean-Paul Raux, który w śmierci Ludwika XVI dostrzegał głęboki sens, przyrównując ją do śmierci Chrystusa. Dla uwiarygodnienia tego poglądu przytoczył szereg podobieństw. Gdy nadchodził kres, władca Francji przyjmował swój los ze spokojem i pokorą. Podobnie jak Król Królów nie miał uczciwego procesu, a jedynie farsę o rezultacie zaplanowanym z góry. W obydwu przypadkach doszło do zdrady osób bliskich, odpowiednio Judasza oraz księcia orleańskiego. Chrystus powstrzymał Piotra, który chciał sięgnąć po miecz; Ludwik powstrzymał Maleshebresa, także gotującego się do reakcji. Zarówno Chrystusa, jak i króla, przed śmiercią spotkały niezasłużone szykany – obaj znieśli je z niesamowitą godnością i spokojem.
Mylna jest optyka, w której wydarzenia te są dla Polski bez znaczenia. Śmierć Ludwika XVI wpłynęła destruktywnie nie tylko na Francję, ale na całą Europę i cały chrześcijański świat, stanowiąc ukoronowanie działań obliczonych na destrukcję esencji naszej cywilizacji. Po egzekucji ksiądz Piotr Świtkowski napisał: "„Ludwik XVI zawsze cnotliwy, na szacunek całego świata zasługujący, padł zemsty niesłusznej ofiarą. Zapamiętali poddani skąpali się we krwi swego monarchy, który nie tchnął tylko ojcowskim ku nim przywiązaniem, nie szukał tylko uszczęśliwienia”. Polscy biskupi w listach pasterskich nakazali wiernym odśpiewanie psalmu żałobnego za duszę króla na każdej mszy w ciągu miesiąca.
Dziś, 229 lat po tragicznym wydarzeniu – pamiętamy.
Tomasz Goździk
[1] G. Kucharczyk, Chrystofobia, Warszawa 2020, s. 96.
[2] Cyt. za: J. Baszkiewicz, Ludwik XVI, Wrocław 1983, s. 14.
[3] Tamże.
[4] E. Burke, O duchu i naturze rewolucji, w: E. Burke, O duchu i naturze rewolucji, Kraków 2012, s. 302.
[5] J. de Maistre, Rozważania o Francji, w: J. de Maistre, O rewolucji, suwerenności i konstytucji politycznej, Kraków 2019, s. 11
[6] De Maistre przewidywał, że: „Za każdą kroplę krwi Ludwika XVI Francja odda strumienie krwi”.Zob. J. de Maistre, tamże, s. 13.
[7] A Hall, Francja i wielcy francuzi, s. 519-521, cyt. za: Olszowski, Burke. Trwałość i zmiana, Kraków 2021, s. 421
[8] G. Kucharczyk, dz. cyt. s. 95-6.
[9] https://www.facebook.com/adam.wielomski.3/posts/1331585646989750 (facebookowy wpis z 14 lipca 2019 r.
[10] Cyt. za: G. Kucharczyk, Zgilotynowana Francja, https://pch24.pl/zgilotynowana-francja/.
[11] H. Gebhard, Wolność, równość, morderstwo, Kraków 2017, s. 69.
[12] J-P. Raux, Król. Mity i symbole, Warszawa 1998, s. 222, 235.
[13] Zob. J. Le Goff, Święty Ludwik, Szczęsne 2020.
[14] Zob. J-P. Raux, dz. cyt. s. 242.
[15 J. Bainville: Lectures. Paris 1937, s. 218-19. Cyt. za: A. Wielomski, Śmierć Ludwika XVI w świetle ówczesnego prawa francuskiego, https://myslkonserwatywna.pl/prof-wielomski-smierc-ludwika-xvi-w-swietle-owczesnego-prawa-francuskiego/.
[16] Jan Baszkiewicz, Ludwik XVI, , Wrocław 1983, s. 265.
[17] A. Wielomski, dz. cyt.
[18] P-J. Raux, dz. cyt., s. 291.
[19] Zob. M. Karkocha, Proces i stracenie Ludwika XVI w świetle prasy warszawskiej z lat 1792-1793, s. 90.
[20] M. Karkoacha, dz. cyt. s 95.
[21] Ch. Gordon, Niezwykłe życie Mary Wollstonecraft i jej córki Mary Shelley, Poznań 2019.
Kategoria: Historia, Myśl, Publicystyka, Tomasz Goździk
Zgadzam się z rozważaniami Autora całkowicie.