Goździk: Bastylia znana i nieznana
14 lipca 1789 r. XIV-wieczna twierdza, wzniesiona na polecenie króla Karola V, została zajęta przez rewolucyjny motłoch, sprowokowany przez ideologów rewolucji. Początkowo był to obiekt obronny, który następnie zaczął pełnić funkcje więzienne – zwłaszcza w czasach kardynała Richelieu. Szturm uznawany za początek (anty)francuskiej rewolucji, choć faktycznie nie stanowił jej pierwszego akordu, trudno uznać za militarny sukces. Załogę twierdzy stanowiło 82 weteranów-inwalidów ze stopniem oficerskim, zgodnie z zasadą przyjętą przez Ludwika XVI, wzmocnionych 32 żołnierzami szwajcarskiego pułku Salis-Samade[1].
Uwięzieni
Zachowane rejestry ujawniają, że w latach 1659-1789 twierdzę zamieszkiwało łącznie 5279 więźniów, przy czym ich liczba regularnie spadała – za rządów Ludwika XIV osadzono ich 40, Ludwika XV 43, a za Ludwika XVI zaledwie 19[2]. Za panowania trzech wymienionych władców „Bastylia nie była nigdy zwykłym więzieniem, a ci, którzy przebywali za jej murami, z reguły także nie należeli do skazanych tuzinkowych”[3]. Wtrącano do niej najważniejszych wrogów stanu, spiskowców, osoby rażąco obrażające rodzinę królewską, a także cały szereg pisarzy, wydawców czy dziennikarzy oprawiających działalność antymonarchistyczną (w tym Woltera). Inną kategorię stanowili zdegenerowani przedstawiciele elit, często zamykani z myślą o resocjalizacji, z polecenia swoich rodzin (jak de Sade). Wreszcie osadzano w Bastylii za rozmaite przewiny zwykłych, prostych ludzi, dla których pobyt w niej z czasem „nie był już czymś hańbiącym. Przeciwnie — stawał się dowodem, że taki więzień ośmielił się przeciwstawić królewskiemu despotyzmowi”[4].
Do najważniejszych postaci, które osadzono w Bastylii, należy zmarły w 1703 r., słynny człowiek w żelaznej masce. Przez wieki snuto rozmaite teorie na temat tożsamości osadzonego, dopatrując się w nim, jak Wolter czy Dumas-ojciec, starszego brata Ludwika XIV (a więc prawowitego władcy). Dopiero współcześnie przeprowadzona, skrupulatna analiza dostępnych materiałów obnażyła sprawę zamaskowanego więźnia jako mit wymierzony w absolutyzm i monarszą władzę, nad czym przekonująco pochylił się choćby Jean-Christian Petitfils[5]. Mury te gościły także uczestników tzw. Afery naszyjnikowej[6], w której główne role odgrywał kard. de Rohan, hrabina de la Motte, a także hr. Cagliostro[7]. W chwili szturmu Bastylię zamieszkiwało czterech fałszerzy (po oswobodzeniu niezwłocznie osadzonych ponownie), dwóch szaleńców, a także uwięziony na prośbę rodziny hrabia oskarżany o praktyki kazirodcze. „Faktycznymi przestępcami okazali się ci, którzy teraz chcieli policzyć się ze starym systemem”[8]. Tydzień wcześniej do zakładu dla obłąkanych został przeniesiony markiz de Sade.
Przyczyny i przebieg szturmu
Rok 1789 był we Francji czasem gospodarczego kryzysu, a ceny chleba osiągnęły najwyższy pułap od 100 lat. Po Paryżu krążyły plotki o spisku szlachty, a kiedy zdymisjonowano ministra Neckera i kursy giełdowe poszybowały w dół doszło do pierwszych rozruchów. Na ulicach stolicy zgromadziło się 40 tysięcy osób – paryżan, a także wygłodniałych mieszkańców prowincji. Kiedy stacjonujący w pobliżu żołnierze zaniechali reakcji na rosnące zagrożenie, tłum rozkradł pobliskie składy broni, a następnie ruszył ku Bastylii w nadziei zdobycia amunicji. Postępowało bestialstwo i odczłowieczenie, brutalność wzrastała, a sytuacja coraz bardziej wymykała się spod kontroli. Gebhard określa eskalację przemocy mianem „orgii bestialstwa”[9].
Po krótkiej walce garnizon Bastylii poddał się, a szturmujący pozyskali niewielkie zapasy amunicji, przy okazji kradnąc bądź niszcząc wszystko, co znalazło się w zasięgu rąk. Plądrowaniu towarzyszyły kolejne akty przemocy – śmierć poniosło około 100 osób, a w ciągu kilku dni raczkująca rewolucja pochłonęła ich już 10 razy więcej. Zabijaniu towarzyszyły wyrafinowane formy poniżenia i upokorzenia, a także okaleczenia. Gebhard zwraca uwagę na częste zadawanie ran w okolicach narządów płciowych, rzadko eksponowane podłoże rewolucji, które miało ogromne znaczenie, o czym przekonuje choćby dorobek markiza de Sade i podobnych mu dewiantów z szemranych okolic Palais-Royale[10].
Żołnierzom garnizonu stacjonującego w Bastylii obiecano wolność w zamian za poddanie, jednak deklaracja szybko okazała się pusta. Gubernator de Launay został zamęczony, poderżnięto mu gardło, a głowę zdekapitowaną tępym nożem nabito na pikę – praktyka ta należała do stałego repertuaru rewolucjonistów, a głowy noszono ulicami miast podczas parodii procesji. Podobny los spotkał wielu żołnierzy garnizonu, wliczając majora de Losme’a, który został zapamiętany jako szlachetny człowiek zatroskany o losy więźniów[11].
Bestialstwo Bastylii?
Opisy warunków w jakich przetrzymywano więźniów są zróżnicowane, a pewną trudność sprawia odróżnienie podkolorowanych opisów wrogów „reżimu Boubronów” od rzetelnych sprawozdań. Z całą pewnością warunki pobytu były uzależnione od pochodzenia osadzonego, jego koneksji rodzinnych, a także zamożności. Przedstawiciele elit mieli prawo do odwiedzin, posiadania służby, a także otrzymywania przesyłek. Część Bastylii była urządzona w sposób wręcz komfortowy – zdziwienie szturmujących wywołał choćby sposób urządzenia nieuprzątniętej komnaty markiza de Sade wypełnionej meblami, elementami wyposażenia i przyozdobionej obscenicznymi sztychami.
Biedniejsi tymczasem zmagali się ze szczurami, upałem w lecie i chłodem podczas zimy (relacje o śniegu wpadającym do cel mogą być przesadzone). Ocenę warunków należało by oprzeć na badaniach okoliczności bytowych przeciętnych obywateli w tym okresie, a także osób osadzonych w innych zakładach penitencjarnych tej epoki. W Paryżu znacznie większą grozą otoczone było więzienie w zamku Grand Chatelet, które opisywał Bernard: „Podobnie jak wszystkie gmachy ancien regime’u związane z wymierzaniem sprawiedliwości Chatelet cieszyło się bardzo złowrogą reputacją, gorszą nawet niż piętrowa Bastylia. „Stosunkowo niewielu pospolitych paryżan mogło kiedykolwiek dostąpić wątpliwego wyróżnienia w postaci wtrącenia do stosunkowo przyjemnych komnat Bastylii. Znacznie więcej skazańców trafiało do ciemnych lochów Chatelet; nieporównywalnie bardziej nieznośnych i przerażających, w porównaniu do więzienia [w Bastylii] oddalonego zaledwie o milę na wschód”[12].
Rewolucyjny motłoch nie zwracał uwagi na Chatelet, które przetrwało do 1802 r., kiedy jego rozbiórkę nakazał Napoleon. Tymczasem niewiele brakowało, a Bastylia nigdy nie stała by się symbolem, bowiem miała zostać rozebrana już w 1784 r. Wówczas architekt Corbet, inspektor budowli miasta Paryża, ogłosił Projekt placu publicznego ku chwale Ludwika XVI, odpowiadając na zapotrzebowanie. Gmach uznawano bowiem za zbyt kosztowny w utrzymaniu, architektura średniowiecza była niemodna, a poza tym potrzebne było miejsce na utworzenie placu. Gruz miał zostać przeznczony na usypanie piramidalnego cokołu dla pomnika króla-wyzwoliciela, z uniesioną dłonią. Co ciekawe, projekt Corbeta został zaktualizowany w 1790 r.[13].
Zamiast usypania piramidy, której „duchowym spadkobiercą” jest dziś szklana struktura szpecąca Luwr, przetarg na usunięcie gruzów wygrał przedsiębiorca budowlany nazwiskiem Palloy. Sprytny przedsiębiorca o jakobińskich zapatrywaniach wpadł na pomysł by z gruzów wykuwać figurki przedstawiające czołowe postaci rewolucji, a także miniaturowe podobizny Bastylii. Te ostatnie szybko „stały się prawdziwymi <dewocjonaliami>, które czczono i którymi posługiwano się przy okazji najmniejszego święta rewolucyjnego, obwożąc je na tryumfalnych wozach lub eksponując na przenośnych ołtarzach niczym Najświętszy Sakrament, podczas gdy szaleńcy wydzierali ze skarbców kościelnych relikwiarze i wyrzucali ich zawartość na śmietnik!”[14]. Rewolucyjny interes Palloya kwitł – wkrótce oferta została wzbogacona o inne tandetne pamiątki, podnoszone przez motłoch do rangi sakralnej. Z kamieni wzniósł dla siebie dom, a uwięzionemu delfinowi sprezentował zestaw domino wykonany z materiałów rozbiórkowych. W czasach Restauracji, w szczycie swej perfidii, udawał monarchistę i wystarał się na dworze o Odznakę Lilii! [15].
Rewolucja wyprorokowana
Louis-Sébastien Mercier był francuskim autorem dramatycznym, zapatrzonym w koncepcje J.J. Rousseau. W latach 1768-81[Mercier1] pracował nad utopijnym dziełem zatytułowanym „Rok 2240: Marzenie jeśli kiedykolwiek jakieś istniało”. Książka traktuje o dystynkcji między absolutyzmem i wolnością, gloryfikując społeczeństwo, w którym przywileje wynikają z zasług, a nie z urodzenia. Jest to zajadła krytyka społeczeństwa schyłku ancien regime’u, wzywająca króla do większej troski o lud (a więc w swym założeniu nie wymierzona w monarchię jako taką). Narrator w roku 1770 rozmawia z angielskim filozofem zasypia, budząc się dopiero w roku 2440. Tam zastaje porewolucyjny Paryż, w którym zatriumfowało oświecenie, sprawiedliwość i rozum. Odnajduje ruiny Wersalu, gdzie zastaje starego Ludwika XIV trawionego przez poczucie winy. Z gruzów wypełza wąż, który ukąszeniem budzi narratora ze snu.
Jak się okazało, w wielu kwestiach Mercier przewidział rozwój wypadków, w tym zburzenie Bastylii, wprowadzenie republiki, a także nastanie świata, w którym „żadne słowo nie będzie niestosowne” (ta ostatnia spełnia się na naszych oczach, gdy ludzkość nabiera tempa w atawistycznej przemianie w rousseauowskiego „dobrego dzikusa”). Autor rozprawiał także o ogniu filozofii, który "został rozpalony i opanował Europę: wiatr despotyzmu, próbując powstrzymać płomienie, tylko je podsyca i rozdmuchuje do większych i gorętszych wybuchów"[16].
Być może dzieło Merciera znał markiz de Sade, który dysponując w Bastylii w swojej celi-komnacie 600-tomowym księgozbiorem z ogromnym zapałem zabrał się za „niestosowne słowa”. Jak wiemy z relacji Levela w więzieniu, „(…) (które w równym stopniu służyło mu jako ochrona i ograniczenie jego wolności) Sade wyzwolił swój język i wypracował własny styl. W otchłani samotności, która go przerażała (sama w sobie i jako kara), ów koszmar przemieniony został w przedmiot pożądania: tu narodziła się nieodparta potrzeba pisania połączona z niesamowitą potęgą języka. Wszystko musi być powiedziane. Podstawową wolnością jest wolność powiedzenia wszystkiego”[17]. Markiz swój czas dzielił między pisanie i realizację onanistycznej obsesji, tworząc podwaliny seksualnego wyzwolenia, które z całą mocą uderzy dopiero w XX wieku.
Słowo pisane jako oręż
Zamożni więźniowie Bastylii mieli dostęp do rozmaitych udogodnień i dóbr luksusowych, w tym do książek. Jones zauważa, że nie widziano nic niestosownego w dostarczaniu więźniom rozmaitych dzieł wywrotowych. W ten sposób de Sade w celi numer 6 zgromadził ponad 600 tomów w kolekcji, której nie powstydził by się żaden XVIII-wieczny rewolucjonista. Tylko jedna książka pozostała dla niego zakazana w uwięzieniu, a były to Wyznania J. J. Rousseau, na co arystokrata zareagował furią[18]. Swobodny dostęp do wszelkich innych książek należy uznać za przejaw systemowego rozprężenia bądź dekadencji, która przyczyniła się do obalenia monarchii Ludwika XVI. Kiedy rewolucjoniści wtargnęli do, nieuprzątniętej jeszcze ,przeniesionego przed tygodniem de Sade’a, celi, odnaleźli tam wiele pism markiza, stworzonych podczas osadzenia – większość z nich rozkradziono bądź zniszczono, odbierając badaczom szansę na pełne poznanie chorej, acz wpływowej umysłowości.
Zamożni więźniowie mieli prawo zamawiania licznych udogodnień, dóbr luksusowych, posiłków, a nawet książek. De Sade ochoczo korzystał zwłaszcza z możliwości gromadzenia publikacji, tworząc w celu numer 6 księgozbiór liczący ponad 600 tomów. Jak zauważa Jones, u schyłku ancien regime’u nawet więźniowie mieli dostęp do wywrotowych dzieł, a w przypadku de Sade’a jedyną odmową potraktowano Wyznania J.J. Rousseau[19]. Rewolucyjny motłoch, wtargnąwszy do celi, był także zaskoczony wygodą pomieszczenia i jej wystrojem, wliczając obsceniczne sztychy i tapiserie na ścianach. Zgromadzeni ukradli bądź zniszczyli wszystko co wpadło im w ręce, wliczając efekt literackich wysiłków markiza w odosobnieniu[20]. Przed przeniesieniem libertyn zdążył jeszcze wziąć udział w podburzaniu tłumu. Będąc „(…) zamknięty w celi zrobił coś, co uznał za najlepsze w tej sytuacji. Przytknął usta do białej metalowej rury, służącej do odprowadzania zawartości jego nocnika do fosy, i krzycząc w nią ile tchu w płucach, zaczął podburzać tłum , wzywając pomocy i wrzeszcząc, że zbrodniczy dowódca oraz jego strażnicy właśnie podrzynają więźniom gardła”[21]. Niezależnie od skuteczności nawoływań rewolucjoniści nie zastali de Sade’a w celi nr 6 bowiem znajdował się już wówczas w szpitalu dla obłąkanych w Charenton.
„Literatura przeciwko Bastylii”
Określenie użyte w tytule podrozdziału zostało zaczerpnięte od Bielickiego, który dość szeroko odnosi się do kwestii pamfletów wymierzonych w słynną twierdzę. Ich liczne powstawanie rozpoczęło się na początku XVIII wieku. „To głównie dawni więźniowie, którym udało się zbiec lub też którzy doczekali się wolności, ogłaszali – z reguły za granicą – mniej lub bardziej dramatyczne relacje, nie zawsze zresztą zgodne z prawdą”[22]. Relacje bywały niewystarczająco szokujące by dobrze się sprzedać, dlatego ubarwiano je. W 1715 r. były więzień, Constantin de Renneville, wydał w Londynie Historię francuskiej inkwizycji, w 1774 r. opublikowano Uwagi historyczne i anegdoty o zamku Bastylii autorstwa Brosoysa du Perray, a w 1783 r. w Londynie ukazały się słynne Pamiętniki o Bastylii, napisane przez paryskiego adwokata nazwiskiem Linguet, który twierdził, że „W tym piekle wszystko jest możliwe”[23]. Książka ta „(…) była przemycana do Francji w tysiącach egzemplarzy i czytana we wszystkich oświeceniowych środowiskach, przyczyniła się wielce do rozsławienia Bastylii jako symbolu bezprawia i okrucieństwa absolutyzmu”[24]. W dwóch ostatnich publikacjach rozwodzono się nad arbitralnością władzy królewskiej i systemu ancien regime’u, wraz z instytucją lettres de cachet. Słynna była także Historia trzydziestodziewięcioletniego pobytu w więzieniach stanu pióra Masersa Latuda wydana w Amsterdamie w 1787 r. Książkę uznać można za przygodową, z uwagi na opisy kilku brawurowych ucieczek autora z Bastylii (uciekał także Linguet). Podobno Dumas na tej historii oparł fabułę Hrabiego Monte Christo.
Quo vadis Francjo?
14 lipca jest dziś nad Loarą hucznie celebrowany jako narodowe święto. Doroczna defilada wojskowa także w tym roku przyciągnęła tłumy zainteresowanych, a Emmanuele Macron na zdjęciach epatuje szampańskim nastrojem. Zamiast łez – radość, zamiast zadumy – duma. Dzieci Najstarszej Córy Kościoła, tańczące na krwi ofiar demonicznej rewolucji. Quo vadis?
Mit Bastylii jest ciągle żywy i rezonuje na współczesny świat. Angielski mąż stanu, Charles James Fox uznał zburzenie twierdzy za „najważniejsze wydarzenie w dziejach świata”[25]. Wydarzenie uznano za narodziny nowej rzeczywistości, a ludzie od Waszyngtonu po Petersburg podchodzili do niego ze skrajnym nastawieniem – w euforii bądź w przerażeniu. Czarowi uległ nawet de Maistre, który ucieszył się na wieść o upadku twierdzy, nie dostrzegając jeszcze szatańskiego wymiaru rewolucji[26]. Ciekawym zrządzeniem klucz do Bastylii trafił w ręce słynnego wolnomularza, prezydenta Stanów Zjednoczonych, Jerzego Waszyngtona i do dziś jest eksponowany w posiadłości Mount Vernon[27].
Tomasz Goździk, 15 VII 2022
Przypisy:
[1] Niektóre źródła podają inną liczbę, na ogół nie przekraczającą 100.
[2] R. Bielecki, Historyczne bitwy. Bastylia 1789, Warszawa 1991, s. 50.
[3] Tamże.
[4] R. Bielecki, s. 50-53.
[5] Zob. J-Ch. Petitfils, Człowiek w żelaznej masce, Kraków 2021.
[6] Afera naszyjnikowa stanowiła intrygę obliczoną na zdyskredytowanie królowej Marii Antoniny. Jej spreparowany podpis znalazł się na dokumencie potwierdzającym zakup drogocennego naszyjnika, podczas gdy kraj pogrążał się w coraz większym kryzysie i biedzie. Jubilerzy i bankierzy interweniowali na dworze w sprawie nieotrzymanej zapłaty, a pomimo wyjaśnienia sytuacji i oczyszczenia królowej z zarzutów lud zapałał nienawiścią do królowej Austriaczki.
[7] Alessandro hr. di Cagliostro, wł. Giuseppe Balsamo (1743-1795) – włoski awanturnik, okultysta, alchemik i wolnomularz, który na francuskim dworze odgrywał rolę nieco zbliżoną do Rasputina na dworze Romanowych, także w schyłkowym okresie monarchii.
[8] H. Gebhard, Wolność, równość, morderstwo. Zbrodnie rewolucji francuskiej, Kraków 2017, s. 27.
[9] Tamże, s. 26.
[10] Ogrody Palaise-Royale, znane także jako „ogrody równości”, stanowiły siedzibę księcia Orleanskiego – rewolucjonisty, który zdradził prawowitą monarchię i przyjął imię Filipa Egalite (równość). Jego osobistym sekretarzem był Chaderlos de Laclos, przyjaciel markiza de Sade. Okolica ta skupiała w jednym miejscu rewolucyjnych intelektualistów, wywrotowców, odstępców, a także przedstawicieli półświatka, dla których książę Orleanu był łącznikiem. To tutaj „postępowe” (a faktycznie regresywne) idee przenikały do ancien regime’u, rozkładając go od środka. W tutejszych kawiarniach uprawiano politykę „pragnień kształtowanych przy kieliszku”, tworząc hedonistyczne utopie, anty-kulturę i rewolucyjny żargon. Zob. J. H. Billington, Płonące umysły. Źródła rewolucyjnej wiary, Wrocław 2012, s. 37, 41-48.
[11] H. Gebhard, s. 28.
[12] L. Bernard, The Emerging City: Paris in the Age of Louis XIV, Durham 1970, s. 33.
[13] F. Souchal, Wandalizm rewolucji, Warszawa 2016, s. 237-238.
[14] Tamże, s. 239.
[15] Tamże, s. 239-240.
[16] Cyt. za: J. H. Billington, s. 54.
[17] E. Michael Jones, Libido dominandi. Seks jako narzędzie kontroli społecznej, Wrocław 2013, s. 33.
[18] Tamże, s. 34.
[19] Tamże.
[20] Tamże, s. 33-46.
[21] Tamże, s. 41.
[22] R. Bielicki, s. 56.
[23] Tamże.
[24] J. Łojek, Wiek markiza de Sade, Lublin 1973, s. 258-9.
[25] Cyt. za: A. Zamoyski, Urojone widmo rewolucji, s. 16.
[26] Tamże, s. 17.
[27] Słynny klucz trafił do Filadelfii za pośrednictwem markiza de Lafayette, przyjaciela Waszyngtona. W sierpniu 1790 r. prezydent Stanów Zjednoczonych zorganizował w Nowym Jorku dla elitarnego grona specjalną prezentację klucza. O wydarzeniu rozpisywała się prasa w całym kraju. Waszyngton dumnie prezentował klucz w swojej jadalni, widząc w nim symbol fali wolności i jej triumfu nad despotyzmem. Zob. https://www.mountvernon.org/library/digitalhistory/digital-encyclopedia/article/bastille-key/
Kategoria: Historia, Publicystyka, Tomasz Goździk