Gomulicki: „Iskry z popiołów”
Dzisiaj ten tytuł brzmi symbolicznie w podwójnym sensie. W I połowie XX wieku były te nowele zapomniane, a w I połowie XXI zapomniana jest sama antologia. A jest to dwutomowy zbiór opowiadań XIX-wiecznych autorów wybitnych, znanych i zupełnie nieznanych. Są tam i Łoziński, i Tetmajer, i Kraszewski, a obok nich Chłędowska, Dzierzkowski, Wolski… Ilustracje Stanisława Toepfera dodają książce staroświeckiego uroku.
"Jak na starym gobelinie" – chciałoby się rzec. W opowiadaniach zebranych przez Gomulickiego roi się od warszawskich i prowincjonalnych mieszczan, bankierów, pisarzy gubernialnych, uczniów gimnazjów, poetów, weteranów (starannie unikali pisarze szczegółów), Żydów – handlarzy z ich sprytem, zwyczajami i humorem, dam i panienek z towarzystwa, rzemieślników i duchowieństwa. Mocny jest w twórczości tej wątek polskiej pracy u podstaw. Bo chociaż żaden z bohaterów nie robi wykładów na jej temat, konsekwentnie pracują oni, uczą się, dbają o rodzinę. Niebieskie ptaki, rozrzutnicy giną. Nie ma tu, na szczęście, gloria victis (a przynajmniej, nie wprost) i zachęty do powstań. Sporo można dowiedzieć się o mieszkańcach zaborów, konkretnych miast, zwyczajach i tradycjach. A już perełką jest Tetmajerowski "Ksiądz Piotr".
Sporo można dowiedzieć się o życiu, bo natura ludzka nie zmieniła się w raz z nastaniem socjalizmu. Są wśród opowiadań takie, przy lekturze których ściska w gardle, są i pisane z humorem. Nie są to zatem teksty tendencyjnie dobrane, typowo szkolne "smęty" o Janku muzykancie. Dopiero w drugiej połowie II tomu znalazła się napdreprezentacja walki klasowej i wyzysku człowieka przez człowieka. Trochę to nudne. Ale mimo to antologia jest lekturą przyjemną. O wiele też lepsze są iskry z popiołów aniżeli listopadowe i styczniowe ruiny i zgliszcza.
"Iskry z popiołów", t. 1-2, pod red. J.W. Gomulickiego, Warszawa 1959-1960
Kategoria: Aleksandra Solarewicz, Recenzje