banner ad

Bernanos: O reformacji Kościoła

| 17 marca 2021 | 2 komentarze

Poniższe tłumaczenie jest bardzo krótkim zbiorem fragmentów książki Georges Bernanos’a pod tytułem „Wielkie cmentarze pod księżycem „ (org. „Les Grands Cimetières sous la lune”) opublikowanej w 1938 roku. 

Uwagi tego wielkiego katolika wydają się jak najbardziej aktualne i dzisiaj kiedy nasza Matka – Kościół apostolski przeżywa jeden ze swoich większych kryzysów. Czy otwarta krytyka i nieposłuszeństwo wobec odbiegającego od ortodoksji duchowieństwa jak i potępienie braku podstawowego zrozumienia nauki Magisterium wsród laikatu jest lekarstwem na ten „zimny wrzód” rozrastający się na Jej łonie? Czy raczej powinno nim być pokora i nienaruszalne posłuszeństwo?

 

Nie da się zaprzeczyć  że w Kościele istnieje forma miernoty, dla której, nie odczuwam potrzeby znalezienia nazwy ponieważ posiada ona już takową od tysiąca a nawet dwóch tysięcy lat. Ta miernota to faryzeusze na łonie Kościoła. Krążenie faryzeizmu w krwiobiegu tego wielkiego organizmu wzmaga się kiedy kostnieje dobroczynność […]. Faryzeizm jest bezgorączkowym ropnieniem, zimnym wrzodem który nie powoduje bólu. Niewątpliwie, Kościół jest zarówno ludzki jak i boski, a więc nie jest Jej obca żadna z ludzkich przywar, ale faryzeizm jest szczególnym rodzajem przestępstwa który okrutnie testuje cierpliwość świętych, jednocześnie zamieniając prostych chrześcijan, takich jak ja, w ludzi zgorzkniałych lub obrzydzonych.

Osobiście nie ufam mojemu oburzeniu czy zniesmaczeniu: oburzenie nigdy nikogo nie uratowało i prawdopodobnie doprowadziło do utraty wielu dusz. Wszystkie te szesnastowieczne rzymskie symoniczne orgie były by mało przydatne diabłowi, gdyby nie przyniósły tego wyjątkowego osiągnięcia jakim było ciśnięcie Lutra w rozpacz, a wraz z nim dwie trzecie frasobliwego świata chrześcijańskiego. Luter i jego zwolennicy zrozpaczeni sytuacją Kościoła, a ten, kto rozpacza nad zagrożeniami w Kościele – paradoksalnie – prędzej czy później rozpaczać będzie nad człowiekiem. Protestantyzm z tej perspektywy wydaje mi się, kompromisem z rozpaczą. [ … ]

Duchowni chętnie znosiliby Lutra łączącego swój lament z innych bardziej znanymi i bardziej świętymi którzy nieustannie potępiali  te same dolegliwości. Jednakże tragedią Marcina Lutra była próba ich zreformowania. Spróbujmy uchwycić niuans tej sytuacji . [ … ]

Doświadczenie uczy nas, że ​​nic w Kościele nie jest reformowalne przy użyciu zwykłych środków. Ktokolwiek próbuje reformować Kościół za pomocą takich środków, tych samych za pomocą których można by zreformować instytucję doczesną, nie tylko skazany jest na porażkę własnego przedsięwzięcia, lecz również znajdzie się on poza Kościołem. Na skutek  jakiegoś tragicznego losu, odnajduje się on poza Nią, zanim jeszcze ktoś podejmie się trudu  aby go z Niej wykluczyć. Wyrzeka się on własnego ducha, Jej dogmatów, staje się Jej wrogiem, praktycznie bez uświadomienia sobie tego, w dodatku, podejmując próbę powrotu  każdy kolejny krok go od Niej oddala [ … ]

Zatem, jedyną możliwością  zreformowania Kościóła to cierpienie dla Niej; jedyną drogą  do reformacji Kościoła widzialnego jest tylko cierpienie dla Kościoła niewidzialnego. Nikt nie jest w stanie zreformować wad Kościoła jak tylko poprzez przykład wywnętrzenia najbardziej heroicznej z cnót.  Możliwe, że święty Franciszek z Asyżu był nie mniej oburzony niż Marcin Luter przez rozpustę i symonię prałatów. Pewnym jest również to, że poddali go oni okrutniejszm cierpieniom niż Lutra, bo był on człowiekiem całkowicie różniącym się od niemieckiego mnicha. A jednak  nie przeciwstawiał się on niegodziwości, nie próbował jej skonfrontować , w zamian rzucił się w ubóstwo, zanurzył się w nim tak głęboko  jak tylko mógł, tak jakby było ono źródłem uzdrowienia i czystości. Zamiast próbować wyrwać  z rąk Kościoła Jej niegodnie zdobyte dobra, napełnił Ją niewidzialnymi skarbami, pod kierownictwem tego żebraka  stosy złota i bogactw zaczeły kwitnąć niczym żywopłot w kwietniu. Czy mogę stwierdzić – w nadziei że będę lepiej zrozumianym przez niektórych z moich czytelników – że Kościół nie potrzebuje krytyków tylko poetów? Doświadczając  kryzysu poezji ważnym jest aby nie potępiać złych poetów, a nawet ich wieszać, ale napisanie pięknego wersetu, aby ponownie otworzyć święte fontanny inspiracji.

 

Georges Bernanos

 

Wstęp i tłumaczenie:  Arkadiusz Jakubczyk

 

Kategoria: Arkadiusz Jakubczyk, Publicystyka, Religia, Wiara

Komentarze (2)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. Gierwazy pisze:

    Przyznam, że nie rozumiem tej maniery z dosłownym tłumaczeniem z łaciny i języków pochodnych wyrazu Kościół jako rodzaj żeński. Skutkuje to potem takimi potworkami, jak w niniejszym tekście: "Kościół jest zarówno ludzki jak i boski, a więc nie jest Jej obca żadna z ludzkich przywar", albo: "Na skutek  jakiegoś tragicznego losu, odnajduje się on poza Nią, zanim jeszcze ktoś podejmie się trudu  aby go z Niej wykluczyć. Wyrzeka się on własnego ducha, Jej dogmatów, staje się Jej wrogiem, praktycznie bez uświadomienia sobie tego, w dodatku, podejmując próbę powrotu  każdy kolejny krok go od Niej oddala".
    A co do "wielkiego katolika" Bernanosa, to generalnie bardziej szkodził niż pomagał naszej sprawie. Wystarczy wspomnieć jego filipiki względem postępowania frankistowskich żołnierzy na Balearach (na co dziś z lubością powołują się stronnicy republikanów), podczas kiedy z terrorem czerwonych sam nigdy się nie zetknął. Potem zaś, po II wojnie światowej, jako gorący zwolennik De Gaulle'a potrafił cierpliwie znosić jego fraternizowanie się z komunistami oraz krwawe czystki przez nich popełniane na politycznych przeciwnikach…

  2. stary koń pisze:

    mieszkając na Majorce Bernanos nie miał pełnego obrazu sytuacji panującej w Hiszpanii,zwłaszcza po wybuchu powstania,które początkowo akceptował;osobiste doświadczenia-egzekucje dokonywane przez armię;dowodzoną przez brutalnego Queipo de LLana/który nie był ani katolikiem,ani monarchistą/ oraz falangistów-spowodowały zmianę oceny Alzamiento Nacional;gdyby przebywal np.w Nawarrze-jego stosunek do Krucjaty,którą kwestionował-byłby z pewnoscią inny;gdyby przebywal w Katalonii,/z ktorej Orwell musiał uchodzić/-to kto wie jaki los zgotowaliby mu"republikanie'/?/po których stronie /może/nieświadomie się opowiedział,tym samym stając po stronie wrogów Koscioła i Hiszpanii katolickiej….podobnie jak'bezstronny" inny francuski katolik Maritain

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *