banner ad

Franco a sprawa polska

| 11 września 2013 | 0 Komentarzy

franco4Zacznę do przysłowiowego pieca. Otóż oficjalnie II Rzeczypospolita w stosunku do powstania i wojny domowej w latach 30-tych XX wieku w Hiszpanii podeszła pragmatycznie. Ówczesne władze polskie nie chciały w żaden sposób skonfliktować się na tym tle z Mocarstwami Zachodnimi. Polska przyłączyła się zatem do polityki tychże, a także uczestniczyła w pracach Ligi Narodów i Komitetu Nieinterwencji.

Zgodnie z zaleceniami Komitetu władze polskie, podobnie jak węgierskie, pozbawiły obywatelstwa tych spośród obywateli polskich, którzy przyłączyli się do wojny po stronie republikańskiej – a zatem walcząc w Brygadach Międzynarodowych. W zasadzie w większości opinia publiczna sprzyjała powstaniu, chociaż niektóre kręgi opiniotwórcze, np. literackie, aktywnie agitowały za republikanami.

 

Rzeczywisty stosunek rządu RP do stron biorących udział w hiszpańskiej wojnie domowej dawał się jasno interpretować już w sferze samego nazewnictwa. Hiszpania frankistowska była nazywana powstańczą – a wiadomo jakie konotacje wzbudza w Polakach sam termin: powstanie. Już wybór tego rzeczownika stanowił przejaw pozytywnego nacechowania historycznego i wskazywał, gdzie polskie władze lokują swoje sympatie. Republikanów nazywano stroną rządową.

 

Polska sprzedała znaczące ilości materiału wojennego obu stronom. Republice za około 213 mln zł a powstańcom 13 mln zł. Handel odbywał się zwykle kanałami nieoficjalnymi i za pośrednictwem stron trzecich, np. przez Estonię, Łotwę, Grecję i kraje latynoskie. Polacy dostarczali głównie starszego typu samoloty, broń strzelecką, tankietki i amunicję (a zatem, przyznajmy, opróżnili przy tej okazji magazyny z coraz mniej przydatnego uzbrojenia).

 

De jure RP uznała rząd powstańczy Franco w lutym 1939 – w tym samym czasie co Francja i Wielka Brytania.

 

El Caudillo Franco wielokrotnie przejawiał osobistą sympatię dla Polaków jako narodu katolickiego i srodze doświadczonego przez komunistów. Był obeznany z naszą współczesną historią. Wiadomo, że – podobnie jak Mussolini – gruntownie przestudiował historię wojny polsko-bolszewickiej z 1920. Co więcej, wielokrotnie przywoływał masakrę w lesie katyńskim jako przykład komunistycznego bestialstwa, robił to już wielokrotnie w latach 40-tych.

 

Ogromny niesmak i totalne niezrozumienie w Hiszpanii nastąpiło po zawarciu przez Niemcy w sierpniu 1939 paktu Ribbentrop-Mołotow. Powszechnie mówiono tam wówczas, że świat stanął na głowie. Rozczarowanie i rezerwa w stosunku do Niemiec pogłębiły się po ataku na Polskę. Jako sygnał swego niezadowolenia we wrześniu 1939 Hiszpania odmówiła ratyfikowania podpisanej wcześniej umowy o współpracy kulturalnej z Niemcami.

 

Mało kto wie niezwykle dyskretnej grze, jaką Franco prowadził późnym latem i wczesną jesienią 1939 w interesie Polski. Był dobrze poinformowany o zamiarach Hitlera – także dzięki swoim przyjaznym relacjom z Włochami. O ile Mussoliniego darzył szczerą sympatią, o tyle w stosunku do Hitlera przejawiał niechęć graniczącą z obrzydzeniem. Szczególnie mierziło go hitlerowskie bezbożnictwo i odrzucała niemiecka buta.

 

Caudillo, poprzez swego ambasadora w Paryżu, Felix de Lequerica, sondował hipotetyczne możliwości udzielenia Polsce pomocy. Szybko doszedł do przekonania, że pomocy takiej ze strony Francji nie będzie. Wtedy uruchomił swoje berlińskie kontakty, próbował przekonać Niemców, ażeby ci pozostali Polskę w spokoju, przy czym rekompensatę miałaby zapłacić Francja, którą Franco podejrzewał o wieczne spiskowanie przeciw Hiszpanii. Gdy jego perswazja nie odniosła skutku i Polska we wrześniu 1939 skazana została na klęskę, w nowych realiach nalegał, aby Niemcy pozostali kadłubowe państwo polskie – mniej więcej 100 tysięcy km2, oczywiście z ograniczoną suwerennością. Zdawał sobie sprawę, że to byłby stan przejściowy, wieszczył wejście do wojny ZSRR i przemeblowanie mapy całej wschodniej Europy, a tym samym możliwość obudowy państwa polskiego. Niestety – drugiego października 1939 roku Franco zmuszony był zadeklarować: jako przywódca narodu katolickiego w kwestii polskiej poniosłem fiasko.

 

Polacy – uciekinierzy zwykle przedostawali się do Hiszpanii poprzez zieloną pirenejską granicę. Byli przez całe lata przetrzymywali w obozie Miranda de Ebro. Jednak pamiętajmy, że Franco konsekwentnie ignorował nalegania Hitlera w sprawie odsyłania poszukiwanych przez Niemców Polaków, których wielu via Portugalia i Gibraltar, docierało potem na Wyspy Brytyjskie. Należy pamiętać, że to Brytyjczycy decydowali kogo Hiszpanie mogą wypuścić. Tak stało się w przypadku dwóch polskich kryptologów, którzy początkowo wydali im się zbędni.

 

Już po wojnie na fali tej sympatii i na platformie wspólnoty losów obu narodów generał Władysław Anders złożył w roku 1946 wizytę w Madrycie i spotkał się z Franco. Szef Państwa Hiszpańskiego wyraził życzliwe zainteresowane dyslokacją II Polskiego Korpusu z Wysp Brytyjskich do Hiszpanii. Postawił jednak dwa warunki: zgoda i partycypacja w kosztach przedsięwzięcia strony amerykańskiej, oba niewykonalne. Liczono się z translokacją nawet do 100 tysięcy ludzi .

 

Dziedzic korony węgierskiej, arcyksiążę Otto von Habsburg, będący na emigracji w Hiszpanii, spotkał się z Franco i podsunął mu myśl emisji programów radiowych, skierowanych do krajów Europy Wschodniej, znajdujących pod kuratelą Moskwy. Franco pomysł zaakceptował. Wkrótce radio hiszpańskie RNE rozpoczęło emitowanie programów radiowych dla zniewolonych narodów Europy Wschodniej, przy czym sekcja polska radia Madryt nadawała regularnie w latach 1949-1975, a jego pierwszym szefem był Karol Wagner Pieńkowski. Wyprzedzono tym samym Radio Wolna Europa, a czołowym komentatorem (wspomnieć warto np. polemiczny felieton "Worek Judaszów") i drugim kierownikiem został nie byle kto, bo sam Józef Łobodowski.

 

Największa osobowość hiszpańskiej Polonii, Józef Łobodowski, nazywany Lobo (Wilk), zawzięty antykomunista, w Madrycie w roku 1945 opublikował pokaźny, bo na 287 stron rozpisany, pamflet, w którym krytykował nowych władców Polski: „Por nuestra libertad y la vuestra. Polonia sigue luchando (Za Naszą i Waszą Wolność. Polska wciąż walczy).”

 

Drugą wyrazistą postacią polskiej sekcji Radia Madryt była, obok J. Łobodowskiego, spikerka i publicysta, żarliwa antykomunistka, Karolina Babecka (1922 – 2009), pieszczotliwie nazywana przez szczerze jej nienawidzących komunistów z Warszawy: Żmiją z Madrytu. Karolina Babecka pod wrażeniem tragedii powstańczej Warszawy w Madrycie po hiszpańsku opublikowała w 1944 broszurkę (48 stron z ilustracjami) pt. Herosimo y agonia de Varsovia (Heroizm i agonia Warszawy).

”

Carmen Laforet, jedna z najwybitniejszych hiszpańskich pisarek, swoją debiutancką, najgłośniejszą powieść z roku 1944, której akcja toczy się w Barcelonie (polski tytuł Złuda), zadedykowała swojej polskiej przyjaciółce. Tą przyjaciółką była właśnie Karolina Babecka, nazywana Lilką, po matce Katalonce i ojcu Polaku. Babecka (II WŒ przeżyła w Barcelonie ) po przyjeździe do Madrytu włączyła się w życie Polonii. Oprócz działalności antenowej współredagowała czasopismo „Polonia. Revista Ilustrada. Nieco później Babecka założyła warsztat krawiecki i choć poświęciła się częściowo modzie (jej projekty kupowała nawet rodzina królewska), aż do œśmierci w 2009 roku kontynuowała dzieło integracji madryckiej Polonii, organizując w swoim butiku spotkania „łączące różne pokolenia Polaków mieszkających w Hiszpanii.

 

W 1962 roku wydawnictwo Iskry wydało wspomnianą wyżej powieść Carmen Laforet, co zaowocowało m. in. późniejszą podróżą obu przyjaciółek do Polski. Babecka powracała po prawie trzydziestu latach do ojczyzny i została przewodnikiem autorki powieści. Pokłosiem wyprawy do Polski stała się książka „Za żelazną kurtyną. Podróż do Polski w 1967 roku, w której znajdują się zebrane reportaże, publikowane przez La Actualidad Espanola, wstęp, przybliżający postacie bohaterek i eseje Jana Kieniewicza oraz Javiera Ruperéreza. Każdy z autorów opisuje własny obraz Polski z lat 60. Jednak trzonem książki stały się teksty samej Carmen Laforet, która stwierdziła między innymi, że „Polacy nie umierają z głodu, ale nigdy nie jedzą tego, o czym zamarzyli, chyba że przy wyjątkowych okazjach.”

 

Ważną postacią madryckiej Polonii był Kazimierz Tylko-Dobrzański, urodzony w 1922 w Szczakowej, od 1948 w Hiszpanii, zmarły 30.IV.2013 w Madrycie. Został pochowany na polskim cmentarzu San Isidro. Dziennikarz, radiowiec sekcji polskiej RNE i zdaniem wielu bardzo dobry człowiek. W jego ciepłym domu znalazł na stare lata przystań schorowany Józef Łobodowski.

 

W ujęciu generalnym frankistowska Hiszpania nie była docelowym rajem dla azylantów ze wschodniej Europy, w wielu wypadkach stawała się natomiast krajem przesiadkowym. Szacuje się że liczba uchodźców politycznych ze wszystkich tych krajów nigdy nie przekroczyła naraz 2 tysięcy. Najwięcej było Węgrów, po roku 1956, bo 425 osób. Polaków w roku 1955 doliczono się 110 .

 

W Hiszpanii Franco ukazywała się prasa emigracyjna w językach: polskim, rumuńskim, słowackim i węgierskim. Tytułów w języku polskim ukazywało się pięć. Najdłużej wychodziła „Polonia. Revista Ilustrada, w systemie miesięcznym, bo od 1955 do 1969. Była to broszurka na dwie kolumny, licząca 36 stron, na rozkładówce eksponowano zdjęcia. Naczelnym redaktorem był Juliusz Babecki, a po jego śmierci – jego syn, Ludwik. Pismo było wydawane przez Czerwony Krzyż. Rozprowadzane wśród polskich abonentów, trafiało też do głównych bibliotek Hiszpanii i do „subskrybentów honorowych, którymi byli między innymi: sam Franco, jego ministrowie, kardynał Enrique Pla y Deniel, nuncjusz papieski, wielu ambasadorów, bankowcy, władze lokalne. Dzięki temu udało się zapewnić tytułowi względną stabilizację finansową.

 

Czołowymi działaczami polskiej emigracji politycznej tamtego czasu byli Marian Szumlakowski, Józef Alfred hrabia Potocki, ksiądz Marian Walorek, Juliusz Babecki – maż Karoliny, zmarły w 1966, ich syn Ludwik, Antoni Dering – prezes Związku Polskich Kombatantów. Polska emigracja w Hiszpanii miała opinię najbardziej nieprzejednanej wobec komunizmu.

 

I jeszcze jeden ciekawy przyczynek do wspólnej historii naszych narodów. Otóż to na hiszpańskiej ziemi, za czasów Franco, zakończył swoje życie czołowy reżyser polskiego kina lat międzywojennych. Michał Waszyński vel Mosze Waks, nazywany "księciem" z racji elegancji, dowcipu i polotu. Waszyński, szczery polski patriota, urodził się w Kowlu 29.09.1904. Przed wojną była to postać legendarna – reżyser takich hitów kinowych, jak Znachor, Dybuk, Włóczęgi. W tym okresie właściwie reżyser-monopolista, stworzył bowiem aż 37 kasowych obrazów. Po wojnie nie powrócił do kraju. W USA i Włoszech został producentem filmowym – i to z pierwszej ligi. Dużo przebywał w Hiszpanii i to tu realizował najbardziej znane światowe mega produkcje: El Cid z 1961 czy Upadek Cesarstwa Rzymskiego z 1964. Zmarł w Madrycie, na przyjęciu, 20 lutego w sobotę 1965.

 

W roku 1962 pracę na etacie robotniczym w fabryce w Sewilli podjął niezwykły człowiek o polskich korzeniach, arystokrata z pierwszej europejskiej ligi błękitnej krwi: Jose Miguel książę Zamoyski y Borbon, noszący także tytuł hrabia de Saryusz. Urodził się w Paryżu, w 1935, a zmarł w Madrycie 24.05.2010. Był ciotecznym bratem obecnego króla Hiszpanii, Juana Carlosa I i jego przyjacielem z młodości. Franco na wiadomość o tym, że ktośœtaki tyra jak zwykły zjadacz chleba, powiedział jednak: lepiej ażeby pracował, niżby zbijał bąki.

 

Witold Gombrowicz, powracając do Europy po 24 latach pobytu w Argentynie, w kwietniu 1963 wysiadł ze statku płynącego do Cannes w porcie w Barcelonie. Czy dużo zobaczył? Mało prawdopodobne, bo tego dnia okropnie lało… W tymże samym roku zawitał do Hiszpanii z 10-dniową wizytą turystyczną Gustaw Herling- Grudziński. Odwiedził między innymi Toledo, zachwycił się obrazami el Greco, a swoje wrażenia opisał w paryskiej Kulturze.”

 

Franco bardzo przychylnie odniósł się do planu polskiego ministra spraw zagranicznych, Adama Rapackiego, z 1959. Stwierdził, że plan Rapackiego nie wydaje mi się zły, przede wszystkim dlatego że zakłada zjednoczenie i demilitaryzację Niemiec, które w takim położeniu stałyby się barierą pomiędzy Wschodem i Zachodem. Pamiętajmy, że Franco uznawał polski rząd na wychodźstwie. Zakrawa tu na ironię, że rząd PRL, pretendujący na arenie międzynarodowej do dziedzictwa po II RP, oficjalnie zerwał stosunki dyplomatyczne z Hiszpanią w kwietniu 1946, chociaż de facto nigdy ich przecież nie nawiązał. Stan ten utrzymywał się aż do roku 1969, kiedy Franco nawiązał kontakty handlowe z krajami bloku komunistycznego. W tym samym okresie wygasił uznanie władz rządów emigracyjnych innych krajów podbitych przez ZSRR.

 

W opisywanym okresie Polskę w Hiszpanii reprezentowali: Marian Szumlakowski (10.X.1893- 07.XII.1961) – dyplomata oraz działacz sportowy. W latach 1933 – 1935 był ministrem pełnomocnym w Lizbonie, a od roku 1935 polskim posłem w Madrycie. Na początku wojny domowej udzielił schronienia na terenie polskiego poselstwa osobom zagrożonym przez reżim republikański. Od początku Szumlakowski był zwolennikiem uznania przez RP władz powstańczych. W roku 1944 zastąpił go Józef Alfred hrabia Potocki (08.IV.1895 – 12.IX.1968) – już w randze ambasadora rządu emigracyjnego. Pierwszym przedstawicielem PRL w Hiszpanii frankistowskiej został w dniu 10.X.1969 Edward Polański (w randze konsula – radcy handlowego), a zastąpił go z dniem 01.X.1973 Zygmunt Rut – już jako minister pełnomocny. 

 

Tadeusz Zubiński 

Kategoria: Historia, Inni autorzy, Polityka, Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *