Falklandy. Niby nic…
Brytyjczycy dość podejrzliwie spoglądają na osobę nowo wybranego Ojca Świętego. Oczywiście, trudno oczekiwać żeby naród, który przez stulecia był karmiony opowieściami o katolickich prześladowaniach i jezuickim spisku nagle zapałał entuzjazmem do papiestwa. Ale dzisiejsza nieufność nie wynika jedynie z zakorzenionych uprzedzeń. Obok zwyczajowej niechęci do Rzymu jako konkurencyjnej potęgi religijnej i politycznej pojawiła się jeszcze nieufność bardziej osobista – nowy papież jest przecież Argentyńczykiem, członkiem wrogiego narodu, którego rząd mimo przegranej wojny wciąż zgłasza pod adresem Korony roszczenia terytorialne.
Z Brytyjskiego punktu widzenia wybór papieża Franciszka dokonał się w bardzo niefortunnym czasie. Oto, gdy premier Cameron postanowił raz na zawsze uporać się z kwestią przynależności Falklandów (powołując się na prawo do samostanowienia, na wyspach zorganizowano w tej sprawie referendum), duchowym i w jakiejś mierze również politycznym liderem piątej części globu wybrano właśnie Argentyńczyka. I to na dodatek człowieka, który dzięki swej skłonności do teatralnych gestów i łamania przyjętych konwenansów utwierdza Brytyjczyków w opinii o argentyńskich elitach jako nieprzewidywalnych populistach. Dlatego właśnie po spotkaniu Ojca Świętego z prezydentką Argentyny („prezydentka” – tak właśnie każe się tytułować Cristina Fernandez de Kirchner) i jej oświadczeniu, że zwróciła się do papieża z prośbą o mediacje, w Wielkiej Brytanii zapanowało pewne poruszenie. Nieprzesadne, ale jednak, bo gra idzie o dużą stawkę – o zyski z wydobycia niedawno odkrytych złóż ropy zlokalizowanych na wodach wokół Falklandów. A przecież wiadomo, że im większa stawka w grze, tym bardziej nerwowa atmosfera.
To, że Nigel Baker, watykański ambasador królowej Elżbiety II zwrócił się do Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej z prośba o ustosunkowanie się do tej publicznej wypowiedzi argentyńskiej głowy państwa (o czym donosi The Telegraph), świadczy, że Foreign Office rzeczywiście potraktowało sprawę poważnie. Watykan oczywiście odpowiedział, że nadal będzie stosował politykę nieingerencji i że to wyłącznie konflikt pomiędzy Argentyną i Wielką Brytanią. W tym sporze jednak nie ma naiwnych. Brytyjczycy pamiętają rolę, jaką podczas zimnej wojny odegrał papież Jan Paweł II i nie pytają ile dywizji ma papież. Z kolei Argentyńczycy pamiętają, że w latach 70. XX wieku przez swój upór zaprzepaścili szansę otrzymania Falklandów za bezcen i próbują uratować cokolwiek, choćby jakiś udział w przewidywanych zyskach z eksploatacji tamtejszych bogactw naturalnych, w czym dalsze szykanowanie Kościoła z pewnością im nie pomoże, bo w Stolicy Świętej mogą się znaleźć zdolni dyplomaci, którzy z poparciem papieża w odpowiednim momencie będę potrafili ten konflikt wyzyskać. Sytuacja jest więc bardzo interesująca i aż chciałoby się pożyć jeszcze pół wieku, by móc przyglądać się rozwojowi wypadków, a później przeczytać odtajnione brytyjskie depesze dyplomatyczne.
Jacques Blutoir
Za: bibuła.org
Kategoria: Inni autorzy, Myśl, Polityka, Społeczeństwo