D’Souza: Bóg, nauka i rzeczy niematerialne
Przez kilka ostatnich tygodni pewien szczególnie zagorzały ateista pisał do mnie i oferował mi $1000 za doprowadzenie do objawienia Boga w sposób pozwalający Go zobaczyć i dotknąć.
Ateista ten skończył właśnie lekturę mojej książki „What's So Great About Christianity”, która wzburzyła go, gdyż kwestionuje podstawowe przyjęte przez niego założenia. Niepodważalnego, empirycznego potwierdzenia domaga się on zresztą nadal. Dość sarkastycznie zasugerował nawet, że gdybym tylko był w stanie sprawić, że Bóg ukaże swoje oblicze, byłby szczęśliwy mogąc dołączyć do grona wierzących.
W niektórych starożytnych religiach, gdzie bogów uważano za uformowanych z tej samej materialnej substancji co inne istoty, żądanie tego typu było by uzasadnione (a przynajmniej sensowne). Jednak wszystkie wielkie religie, a z pewnością te wywodzące się od Abrahama, postrzegają Boga jako niematerialnego ducha. Jeżeli zatem ateista chce rozważyć możliwość Jego istnienia – a dotyczy to wszystkich ateistów o tzw. otwartych umysłach, wówczas powstaje pytanie: skąd możemy wiedzieć o istnieniu rzeczy pozamaterialnych?
A jednak naukowcy wierzą w rzeczy nie złożone z materii. Np. co z grawitacją? Powinienem chyba odpisać mojemu idącemu o zakład przyjacielowi i zaoferować mu $1000 jeśli sprawi, że grawitacja przybierze formę pozwalającą mi ją zobaczyć i dotknąć. Oczywiście mógłby on odpowiedzieć, że grawitacja jest siłą, a istnienia sił nie da się stwierdzić poprzez proste doświadczenie zmysłowe. Ich oddziaływanie winno raczej zostać dowiedzione na podstawie jego skutków. Wiemy, że coś powoduje spadanie obiektów na ziemię. Wiemy też, że coś jest przyczyną załamywania się światła słonecznego. To coś nazywamy grawitacją.
Albo weźmy „czarną” materię i „czarną” energię. Nie widziałem ich i założę się, że wy również. Nikt ich nie widział. Powodem, dla którego przyjęto je określać mianem „czarnych”, jest to, że nie emitują światła. Jak więc możemy w sposób rozsądny wierzyć w istnienie takich niewidzialnych, niematerialnych rzeczy? Wnioskuje się o nich z przyspieszeń tempa, w jakim galaktyki oddalają się jedna od drugiej. Zdaniem naukowców musi istnieć coś, co utrzymuje je blisko siebie, a coś innego sprawia, że się rozdzielają. To coś to właśnie „czarna” materia i „czarna” energia. Co istotne: naukowcy wierzą, że tworzą one ponad 90% całej materii we wszechświecie.
Stosując ten sam tok rozumowania mogę stwierdzić, że jakaś ponadmaterialna siła spowodowała powstanie wszechświata. A oto dowód:
1. wszystkie rzeczy materialne, które mają jakiś początek, muszą mieć też przyczynę;
2. wiemy z teorii „Wielkiego Wybuchu”, że wszechświat (nie tylko materia, ale również przestrzeń i czas) mają początek;
3. stąd wniosek, że wszechświat musi mieć także przyczynę.
Idźmy dalej: wspomniana przed chwilą przyczyna mogła by być naturalna lub ponadnaturalna, przy czym pierwszą z wymienionych możemy odrzucić – wszechświat obejmuje przecież całą naturę, a teza, zgodnie z którą nie istniejąca jeszcze natura stworzyła samą siebie, byłaby niedorzeczna. Niektórzy lubią mówić o istnieniu „wszechświatów równoległych”, lub wręcz o nieskończonej liczbie wszechświatów. Muszą oni jednak przyznać, że jest to zwykłe koloryzowanie: nie ma żadnego empirycznego dowodu na istnienie jakiegokolwiek innego wszechświata poza naszym.
Wiele spośród tego rodzaju hipotez wydaje się być desperackim dążeniem do ominięcia istnienia Boga. Mamy tu do czynienia z czymś na kształt bazującego na wierze ateizmu. Bardziej uzasadnione – a także, odwołując się do ostrza [argumentacji] Ockham’a, o wiele bardziej chciwe intelektualnie – jest odwołanie się do leżącej u genezy wszechświata przyczyny nienaturalnej, lub (jak określili by ją teiści) ponadnaturalnej. Przyczynę tę nazywamy Bogiem.
Dinesh D’Souza
spolszczył Mariusz Matuszewski
Kategoria: Mariusz Matuszewski, Publicystyka, Religia, Wiara