banner ad

Dr Górski: Nie w morzu krwi, lecz w pocie czoła – rzecz o Aleksandrze Wielopolskim

| 30 grudnia 2022 | 0 Komentarzy

„W przeszłości polskiej istniała taka postać, wielka, choć niepopularna, która poniosła klęskę, ale której potomni nie odmówili wielkości i nie obarczyli klątwą. Był człowiek, który przewidywał idącą klęskę, nie oddawał się złudzeniom, nie dawał ponosić odruchom. Jego klęska stała się tylko prologiem do ogólnej, narodowej klęski.”

Aleksander Pruszyński

 

Wśród wielu pokoleń Polaków w XIX wieku, w sytuacji niewoli narodowej i braku własnej państwowości, często brał górę frazes, poezja, romantyzm, a przez to szaleństwo i samobójstwo. Rozum i polityka realna – traktowane były jako zdrada; konspiracja rewolucyjna, zbrodnia i głupota – jako bohaterstwo. A nie ma nic gorszego od delektowania się głupotą, od apoteozy zbrodni i klęski, także klęski powstania styczniowego, ostatniej klęski romantycznego pojmowania polityki i walki o niepodległość, jednej z największych tragedii w nowożytnych dziejach Polski.

Trzeba śmiało obalać narosłe od pokoleń zgubne mity o naszej historii i oddać sprawiedliwość tym, którzy nie w morzu krwi, lecz w pocie czoła odbudowywali naszą państwowość. Oddajmy zatem sprawiedliwość Aleksandrowi Wielopolskiemu, którego praca na polu państwowym i narodowym została przekreślona właśnie przez wybuch powstania styczniowego.

Kim był margrabia

Aleksander hrabia Wielopolski margrabia Gonzaga Myszkowski urodził się w 1803 r. Otrzymał dobre wykształcenie – uczył się najpierw w Collegium Theresianum, potem studiował prawo na uniwersytetach w Paryżu i Getyndze.

Kiedy wybuchła „rewolucja narodowa” 1830 r., później nazwana „powstaniem listopadowym”, dał się wciągnąć w jej wir. Zgłosił się jednak nie do wojska, a do powstającej służby dyplomatycznej. Jako dwudziestosiedmioletni człowiek został przedstawicielem władz powstańczych w Anglii. Bezskutecznie starał się pozyskać angielską pomoc dla polskiej irredenty. Do kraju powrócił „z pustymi rękami” na wiosnę 1831 r.

Został radcą stanu w powstańczym wydziale spraw zagranicznych. Jako przedstawiciel rządu niejednokrotnie zmagał się z ówczesną sejmową opozycją, prezentując prawicowe poglądy. Przyniosło mu to pewną popularność i mandat posła.

Będąc w Sejmie przedstawicielem ziemi grodzieńskiej Wielopolski zwalczał kierunek rewolucyjny w powstaniu. Przypominał, jak ważne są: religia, nauka, sztuka, życie familijne, pamięć przodków, instytucje narodowe, własność i rola szlachty. Choć innym niż szlachta żywiołom społecznym nie odmawiał reprezentacji narodowej, przemawiał przeciwko uwłaszczeniu włościan. Wreszcie nawoływał do wprowadzenia jednoosobowej dyktatury, gdyż – jego zdaniem – tylko ta mogła uratować powstanie.

Poglądy wypowiadane w trakcie powstania, po jego klęsce otworzyły Wielopolskiemu drzwi do środowiska konserwatywno-naukowego, powstałego w Krakowie z inicjatywy Antoniego Zygmunta Helcla. W wydawanym przez Helcla „Kwartalniku Naukowym” margrabia bronił religii w życiu społecznym, sprzeciwiał się ateizacji prawa, uniformizacji życia społecznego i próbom rozbijania społeczności lokalnych, podejmowanym przez państwo absolutystyczne.

Po tragicznych wydarzeniach 1846 r., kiedy to polscy chłopi w Małopolsce zachodniej mordowali polskich szlachciców z poduszczenia biurokracji austriackiej, Wielopolski ogłosił słynny „List szlachcica polskiego do księcia Metternicha z powodu rzezi galicyjskiej 1846 roku…” List był wielkim oskarżeniem tego austriackiego męża stanu o uknucie jednej z najbardziej perfidnych politycznych zbrodni. Jednak nie był tylko swoistym wypowiedzeniem wojny Austrii, ale także podaniem ręki słowiańskiej Rosji. Margrabia gotów był, idąc „ręka w rękę” z Rosją, zemścić się na Austrii. List był pierwszym jawnym, publicznym aktem Wielopolskiego prorosyjskim i procarskim, zapowiadającym drogę jego późniejszej polityki.

Po napisaniu Listu margrabia spędził kilka lat na uboczu życia politycznego w rodzinnym Chrobrzu. W tym czasie krytykował zarówno emigrację polityczną, jak i konspirację polską. Nie brał także udziału w pracach Towarzystwa Rolniczego, którego liderom zarzucał brak pozytywnego programu.

Polityka Wielopolskiego

Rok 1861 r. jest przełomowy dla Wielopolskiego. W styczniu tego roku margrabia wyszedł z inicjatywą, przekazując za pośrednictwem Juliana Enocha memoriał adresowany do namiestnika, księcia Gorczakowa. W memoriale tym Wielopolski uznał władzę carską, ale pod warunkiem równoczesnego uznania przez carat podstawowych praw narodu polskiego. Do praw tych zaliczał: polską administrację, polskie szkolnictwo, odrębność Królestwa Polskiego i wolność w praktykowaniu religii katolickiej. Zaproponował także reformę włościańską i prawną. Jednocześnie, co warto podkreślić, nie domagał się ani odrębnej armii, ani konstytucji, ani włączenia do odrębnego Królestwa ziem kresowych. Wiedział, że zaborca tych propozycji by nie przyjął.

Rosyjski książę, zdający sobie sprawę z trudnej sytuacji w Królestwie, dążąc do uspokojenia nastrojów wśród młodego pokolenia, które nie pamiętało tragedii listopada i rwało się do konspiracji oraz kolejnego powstania, szukał wśród Polaków „zimnych głów”, jakiegoś kompromisu możliwego do akceptacji przez cara. Dlatego też przyjął życzliwie memoriał – napisany przez Wielopolskiego pozytywny program. Ponieważ program ten zawierał konkretne propozycje reform, uwzględniających zarazem realia geopolityczne i wielkomocarstwowej polityki rosyjskiej, został on przyjęty przychylnie również w Petersburgu. Car Aleksander II, chcący poprawić swój obraz w oczach Zachodu, a szczególnie sojuszniczej Francji, 26 marca 1961 r. podpisał ukaz o reformach w „swym Królestwie Polskim”, a Wielopolskiego powołał na stanowisko dyrektora wyznań religijnych i oświecenia publicznego w Królestwie. Wielopolski został ministrem z realną władzą.

Margrabia uznał, że nadszedł czas stopniowej odbudowy państwa polskiego, nie na skutek cudu powstańczego czy interwencji zagranicznej, ale jako owoc pracy ewolucyjnej, organicznej. Swoją pracę rozpoczął od eliminacji ciemnej, chciwej, złodziejskiej, wyniosłej i całkowicie obcej biurokracji rosyjskiej, na rzecz polskiej, a także od odsunięcia wojskowego czynnika rosyjskiego od rządów cywilnych. Przygotowywał sobie pole do dalszego błyskawicznego działania. Jak na ówczesne warunki zrobił bardzo wiele w bardzo krótkim czasie.

1/ w szkolnictwie:

W ciągu dwóch lat Wielopolski podniósł liczbę szkół początkowych, elementarnych z 1114 do trzech tysięcy. Założył 24 szkoły powiatowe, 15 gimnazjów, Liceum w Lublinie i 5 szkół pedagogicznych. W zakresie szkolnictwa wyższego odnowił w Warszawie uniwersytet pod nazwą Szkoły Głównej, który miał cztery wydziały: lekarski, matematyczno-fizyczny, prawno-administracyjny i filozoficzno-historyczny. Utworzył także Instytut Politechniczny w Puławach.

Jak przyznał historyk Marcin Król, powołanie w 1862 r. Szkoły Głównej było bez wątpienia największym osiągnięciem margrabiego. Studenci uniwersytetu przeważnie nie uczestniczyli w powstaniu styczniowym, pilnie uczyli się i szykowali do podjęcia roli umysłowych przewodników kraju. W ciągu siedmiu lat istnienia Szkoły Głównej wyszło z niej grono absolwentów znaczących w kulturze polskiej w następnych latach.

2/ w samorządzie:

Spowodował decentralizację władzy, budując samorząd na trzech szczeblach: powiatowym, gubernialnym i miejskim. Co istotne, dzięki samorządowi władza na wsi przeszła w znacznej mierze z rąk ziemian w ręce samych chłopów, czego nie chcą zauważyć przeciwnicy margrabiego.

3/ w zakresie politycznym:

Wprowadził równouprawnienie Żydów, które jednak oznaczało dla nich przymus polskiego języka. Ponadto wskrzesił Radę Stanu, w której zasiedli, obok kilku biurokratów rosyjskich, przeważnie Polacy.

4/ w rolnictwie:

Przeprowadził dekret o zniesieniu pańszczyzny i oczynszowaniu chłopów, którzy jednak nie otrzymali jeszcze własności ziemi.

Wielopolski wiedział, że te reformy to dopiero pierwszy krok. W lutym 1862 r. złożył carowi memoriał, w którym narzekał na ograniczoność reform. Postulował, aby „naczelnikiem rządu cywilnego” został ustanowiony Polak. Zaproponował także, aby namiestnikiem Królestwa został, na miejsce rosyjskich generałów, „książę krwi cesarskiej”. I faktycznie, w czerwcu car podpisał dwie nominacje. Carski brat, wielki książę Konstanty został namiestnikiem w Warszawie, a Wielopolski naczelnikiem rządu cywilnego, czyli de facto „premierem”. Jako „premier” rozpoczął zdecydowaną rozprawę z „czerwonymi”, którzy niemal otwarcie dążyli do konfrontacji, starając się nawet przeprowadzić zamach na życie margrabiego.

Tymczasem wielki książę zamyślał zostać królem niepodległej Polski. I car wstępnie wyraził na to zgodę. Zapytany o zdanie margrabia opowiedział się za tym projektem, lecz jednocześnie zaznaczył, że „należy najpierw oczyścić kraj z czerwieńców i anarchistów”. To była pierwsza myśl branki.

Wielopolski uważał, że branka, ogłoszona w październiku 1862 r., przetrzebi kadry terrorystów, że przetnie wrzód rewolucyjny. Przewidywał, że najbardziej zagorzali konspiratorzy uciekną za granicę, a wielu z pomniejszych zostanie wysłanych z Warszawy „w kamaszach”. Miało to być typowe policyjne cięcie, które jednak nie mogło przynieść zamierzonych efektów, skoro do armii szło tylko 12 tys. młodych ludzi (z tego 2 tys. z samej Warszawy), czyli ledwie około 3 na tysiąc mieszkańców. Oczka sita były zbyt wielkie. Ponadto „czerwoni” zbyt długo pracowali nad wybuchem powstania, aby mogli je po raz kolejny odroczyć. Do wybuchu powstania dążyła też generalicja rosyjska, którą kuły w oczy reformy Wielopolskiego. Wobec słabego poparcia ze strony „białych”, którzy po cichu popierali reformy, lecz nienawidzili samego reformatora, gdyż nie był z ich obozu, margrabia zaczął przegrywać – pod ogniem wystrzałów listopadowych.

Już po wybuchu powstania udało się Wielopolskiemu, resztką sił, usunąć język rosyjski z protokołów Rady Stanu, naznaczyć kilku biskupów na nie obsadzone stolice i powierzyć tekę spraw wewnętrznych Polakowi na miejsce Rosjanina. I to był koniec. Wybuch powstania przekonał Rosjan, że nie warto iść z Polakami na kompromisy, że trzeba rządzić nimi twardą ręką. Wielopolski musiał podać się do dymisji i wyjechać za granicę, gdzie zmarł niemal samotny na emigracji w Dreźnie, w 1877 r.

Jak pisał Aleksander Bocheński w swoich „Dziejach głupoty w Polsce”, powstanie 1863 r. nie mogło poprawić możliwości rozwojowych Polski, mogło tylko te możliwości odebrać – i rzeczywiście odebrało. „Wskutek klęski styczniowej Polska straciła nie tylko nadzwyczaj cenne reformy, które Aleksander II wprowadził już w życie za pomocą Wielopolskiego, nie tylko minimum odrębności, które pozostały i bez tych reform po katastrofie listopadowej, ale i całą niemal możność utrzymania wpływu i rozwoju na wielkich obszarach kresowych” – pisał Bocheński. Powstanie styczniowe i represje popowstaniowe zniszczyły wszystkie dzieła margrabiego.

I nie znaczy to wcale, że powyższe ciepłe słowa o dokonaniach Wielopolskiego są przejawem jakiegoś rusofilstwa autora, ani nawet próbą usprawiedliwienia domniemanych sympatii rosyjskich u margrabiego. Są oddaniem sprawiedliwości człowiekowi, który za wszelką cenę, nawet za cenę swojej popularności i życia, chciał społeczność polską zaboru rosyjskiego ratować.

* * *

Tekst powyższy, nieco okrojony, ukazał się w „Naszym Dzienniku” w dniu 22 stycznia br., wywołując ostrą, acz przede wszystkim emocjonalną reakcję prof. Jerzego Roberta Nowaka, a później kontrpolemikę dr. Adama Wielomskiego pt. „W obronie Wielopolskiego”, która ukazała się w „ND” 20-21 lutego br. z odpowiedzią wzburzonego profesora.

W swoim tekście dr Wielomski postawił tezę, że przyczyną wybuchu powstania styczniowego było zaślepienie społeczeństwa, które odrzuciło programowo realne spojrzenie na politykę i karmiło się mitami, i poetyckimi fantazjami. Dr Wielomski pisze: „Podstawowy problem tkwi w tym, że społeczeństwo polskie absolutnie nie dostrzegało ani gigantycznej dysproporcji sił, ani istniejącej sytuacji geopolitycznej. Przyczyna tego zaślepienia jest oczywista, jest nią romantyzm. Dziewiętnastowieczni Polacy nie byli w swej robocie narodowej prowadzeni przez mężów stanu, lecz przez poetów. Ci ostatni nie dostrzegali zupełnie uwarunkowań politycznych; w ich przekonaniu na polach bitewnych nie walczyły armie, nie strzelały armaty, lecz zmagały się „duchy narodów” – wobec czego liczebność armii nie miała znaczenia, liczył się tylko ich „duch”. Ogarnięci mesjanistycznym zabobonem (i herezją) nasi rodacy twierdzili, powtarzając za Mickiewiczem, że jesteśmy „Chrystusem narodów”. W zdominowanym przez intelektualny klimat romantyzmu społeczeństwie jakakolwiek racjonalna wizja polskiej polityki nie mogła się zrodzić.”

Wszystko to prawda, ale to za mało. Wydaje się bowiem, że źródłem powstania styczniowego nie był tylko mesjanizm, czy nieracjonalne pojmowanie patriotyzmu przez Polaków. Powstanie było na zimno zaplanowane i z determinacją przeprowadzone przez tych, którym zależało na wciągnięciu naszych rodaków w wir antykatolickiej i antymonarchicznej europejskiej rewolucji. Nie mam tu na myśli naiwnych poetów w rodzaju Mickiewicza czy Słowackiego, a raczej zawodowych podżegaczy rewolucyjnych, częstokroć masonów, najzupełniej świadomych swoich celów i działań, a także skutków tych działań, które we Włoszech były aż nazbyt widoczne.

Oddajmy głos Stanisławowi Tarnowskiemu, który w swojej doskonałej książce pt. „Z doświadczeń i rozmyślań” z dużą przenikliwością pisał w 1891 r., kiedy już wszystko było jasne: „Wojna włoska (1859-60) zdawała się konieczną zapowiedzią niedalekiej wojny polskiej, a wpływ rzeczywisty, jaki rewolucyjne spiski wywarły na te wypadki, a związek, jaki między różnymi gałęziami rewolucji był (i jest), zachęcały do spisków w Polsce, do organizowania i przygotowania wybuchu. Szczęście włoskie zachęcało; włoskie programy i sposoby postępowania służyły za wzór. W wypadkach warszawskich roku 1861 i 1862 widoczne jest naśladowanie praktycznych przepisów Mazziniego. Wyprowadzać lud na ulicę, utrzymywać go w ciągłym stanie silnych wrażeń (nasz za pomocą nabożeństw i procesji), drażnić tym rząd i wojsko; jeżeli przyjdzie do strzałów i śmierci, tym lepiej, lud wpadnie w rozpacz i wściekłość. Pozyskanych wiązać w piątki i dziesiątki, a zawsze w niewiadomości, kto nimi rządzi; wszystko tak samo: nawet skrytobójcze zamachy na w. księcia Konstantego i na margrabię Wielopolskiego były jak we Włoszech.”

Największym zarzutem jaki prof. Jerzy Robert Nowak stawia Wielopolskiemu jest zarzut Targowicy, tj. zdrady sprawy polskiej, sprawy narodowej, a dowodem kontakty margrabiego z Rosjanami i odbieranie przez niego orderów od cara. Dr Wielomski odpowiada krótko i spokojnie: „Politykę należy oceniać po efektach, a nie po symbolach – a przyznawanie i odbieranie orderów należy do tych ostatnich”. Ponieważ nie jest to odpowiedź wystarczająca, więc pozwolę sobie jeszcze raz uzupełnić wywód dr. Wielomskiego, tym razem słowami Pawła Popiela z 1866 r., a więc napisanymi ledwie kilka lat po upadku powstania: „Margrabiego Wielopolskiego nazywać targowiczaninem, rzecz nierycerska. Nazwa ta, różnorodnie stosowana, zużyła się. Znakomity pisarz i zasłużony miłośnik ojczyzny nazwał ruch 1863 r. Targowicą z dołu. W każdym razie wiedzieć należy, co to jest Targowica. Jest to użycie pomocy obcej do zniszczenia prawnego porządku w domu. Inaczej Margrabia, potrafił użyć obcej panującej przewagi, aby w domu stan prawny postępowy zaprowadzić; kto tego nie widzi, to albo widzieć nie chce, albo do spraw publicznych nie ma poglądu. Widział to spisek, ale odtrącił, bo nie chciał wolnego postępu i zdobywania, ale rewolucji; widzą to i wszyscy Rosjanie polityczni i dlatego mają taką do Margrabiego niechęć.”

Wielopolski swoim dorobkiem i poświęceniem broni się sam. Dlatego wydaje się, że krytykując bezrefleksyjnie postawę i politykę Wielopolskiego, prof. Nowak zwyczajnie „do spraw publicznych nie ma poglądu”, bo przecież nie wypada postawić autorowi tylu książek zarzutu niekompetencji, czy tym bardziej złej woli w ocenie faktów historycznych.

 

Dr Artur Górski

 

Niniejszy tekst ukazał się w kwartaliku „Pro Fide, Rege et Lege” nr 2 (34) z 1999 r.

Kategoria: Historia, Myśl, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *